9 fałszywych argumentów zwolenników dostępu do broni


Masowe przechylanie się poglądów Polaków na prawo nie dotyczy tylko bieżącej polityki. Coraz popularniejszy staje się również postulat upowszechnienia dostępu do broni. Według narracji zwolenników “prawa do samoobrony” przeciwnicy szerokiej dostępności broni palnej to ludzie o “mentalności niewolników”, którzy godzą się z tym, że państwo odbiera im prawo do samoobrony, bo mają problemy z elementarną logiką. Przyjrzyjmy się jednak najczęściej spotykanym argumentom dążących do poluzowania istniejących ograniczeń. 

1. To nie broń zabija tylko źli ludzie! 

To prawda. Dlaczego zatem ułatwiać im to zadanie, upowszechniając dostęp do ułatwiających to urządzeń?

2. Trzeba zadbać o to, żeby były równe szanse!

2a. Dostęp do broni to wyrównanie szans! Kiedyś mnie napadli dresiarze i mi zabrali komórkę, jakbym miał broń, to wystarczyłoby, żebym ją pokazał i by uciekli!

W jednostkowym przypadku to może zadziałać – o ile broń nie jest powszechna. Dresiarze stawiający nam w ciemnym zaułku alternatywę “komóra albo wpierdol” zakładają, że napadany jest nieuzbrojony – bo jest to wciąż rzadkie. Wtedy faktycznie wyciągając broń palną uzyskujemy przewagę nawet nad liczniejszą grupą napastników i możemy się obronić nawet bez oddania jednego strzału.

Jeśli jednak uzbrojony przechodzień przestanie być rzadkim wyjątkiem to nawet dresiarze zorientują się, że straszenie “wpierdolem” nie wystarczy. Od tej pory oni również będą uzbrojeni.

W takiej sytuacji jeśli nadziejemy się w ciemnym zaułku na miłośników cudzej elektroniki użytkowej, wyjdą oni do nas już z bronią gotową do strzału – bo w końcu na tym to polega, żeby uzyskać przewagę. O ile nie poruszamy się na co dzień po mieście niczym Bruce Willis, skradając się pod ścianami a otwarte przestrzenie przeskakując z efektownym przerwotem trzymając odbezpieczony pistolet przy twarzy, to z wyrównywania szans nici, bo dresiarz ma gotową do strzału broń wycelowaną w nas, a my swoją w kaburze pod kurtką. W rezultacie tracimy i komórkę, i broń, która zasila arsenał “ciemnej strony mocy”.

2b. Ale przynajmniej w domu każdy powinien móc trzymać broń żeby się obronić! 

Tu sytuacja analogiczna do tej z poprzedniego podpunktu. Dziś złodzieje mogą z dużym prawdopodobieństwem zakładać, że broni w domu nie ma, dlatego jeśli ich nakryjemy to najczęściej po prostu uciekną, bo mają bardzo duże szanse, że ucieczka im się uda.

Jeśli będą się spodziewali broni w obrabianym domu sami również odpowiednio się do tego przygotują, i jeśli nakryjemy ich, raczej nie odwrócą się do nas plecami. W tym momencie mając do wyboru poddanie się i oddanie w ręce policji wielu zdecyduje się na konfrontację zbrojną.

A do tego pamiętajmy, że w państwach, w których powszechne jest trzymanie broni w domach znacznie częściej kłótnie rodzinne kończą się tragicznie. Ofiara przemocy domowej ma pięciokrotnie większą szansę zostać zamordowaną jeśli jej partner przechowuje w domu broń. Czasem zdarzają się też pomyłki – i choć nie wiemy co naprawdę zdarzyło się w domu Oskara Pistoriusa możemy być pewni, że jego dziewczynie fakt posiadania przez niego broni do obrony przed włamywaczami raczej na dobre nie wyszedł.

Innymi słowy – to nie równość szans zapewnia bezpieczeństwo, tylko sytuacja, w której osoba której bezpieczeństwo rozważamy ma przewagę. Czyli jeśli ja mam broń, a Ty nie – ja jestem bezpieczniejszy. Jeśli ja mam broń i Buffalo Bill też ją ma – to on jest bezpieczniejszy, bo potrafi ją wyciągnąć i wycelować w ułamku sekundy a ja nie, więc ma przewagę szybkości.

A poza tym statystyki są jasne jak słońce: tam, gdzie są równe szanse bo prawie każdy ma broń ginie znacznie więcej ludzi niż tam, gdzie są równe szanse bo prawie nikt jej nie ma.

3. Zakazywanie broni nic nie da.

3a. Jak ktoś będzie chciał zabić, to równie dobrze będzie mógł zabić nożem. Noży też chcecie zakazać?

Ponad dekadę temu w Glasgow wprowadzono pilotażowo przepisy, które w popularnym rozumieniu zakazują posiadania noży, a po bliższym przyjrzeniu mówią o tym, ze zakaz dotyczy jedynie miejsc publicznych, gdzie nie wolno mieć przy sobie noży i innych niebezpiecznych narzędzi bez “dobrego powodu”. Czyli: jeśli wracamy z zakupów z Tesco i w naszej torbie oprócz nowego garnka i patelni znajduje się duży nóż do chleba, nie mamy się czego bać. Podobnie kucharz, który idzie do pracy z zestawem swoich noży kuchennych czy nawet przebrany za wiedźmina z dwoma mieczami na plecach uczestnik lokalnego comiconu. Ale już jeśli w kieszeni wielokrotnie notowanego młodocianego dresiarza policja znajdzie śrubokręt, to może mieć problem z uwierzeniem, że strzeliwszy sobie flaszkę Buckfastu dla kurażu wybrał się w sobotę o trzeciej nad ranem do babci podokręcać jej śrubki w kredensie.

Przez dekadę funkcjonowania tego przepisu ilość przestępstw z użyciem niebezpiecznego narzędzia spadła w Glasgow aż o 76% i choć w tym samym czasie nie wystąpił na podobną skalę spadek ilości przestępstw w ogóle, to zmienił się ich charakter – spadła ilość morderstw, znacznie spadła ilość uszkodzeń ciała. Nie trzeba chyba tłumaczyć dlaczego – bójka w pubie zakończy się znacznie gorzej, jeśli jej uczestnicy w ferworze walki powyciągają z kieszeni noże…

3b. To co, wszystkiego chcecie zakazywać? Przecież i gaśnicą można kogoś zabić.

Owszem, ale znacznie trudniej jest kogoś zabić za pomocą gaśnicy, choćby dlatego, że jeśli się zorientował co do naszych zamiarów to zacznie uciekać i trzeba będzie go dogonić, w czym ciężar gaśnicy bynajmniej nie będzie pomocny. Znacznie także trudniej zabić kogoś za pomocą gaśnicy niechcący – czy to przez niezręczne obchodzenie się z nią, czy to przez to, że zaczną się nią bawić pozostawione bez nadzoru dzieci.

3c. Ale już taki samochód to bardzo niebezpieczne narzędzie. Też go zakażesz?

To prawda. Jak widzieliśmy na przykładzie niedawnych aktów terrorystycznych, może on stać się bronią niemal masowego rażenia.

Na samochodach jednak opiera się nasza cywilizacja. Stanowią one podstawę transportu na planecie – i do tego celu zostały zaprojektowane. Gdyby z dnia na dzień zniknęły z naszej planety wszystkie samochody zakończyłoby się to katastrofą na niespotykaną wcześniej skalę. Gdyby jednego dnia zniknęła z ziemi cała broń palna, wszystkim wyszłoby to tylko na dobre.

Jedynym celem, dla którego stworzono broń palną jest zabijanie. Może z niej korzystać dobry człowiek i zabić tego złego, a może z niej korzystać zły człowiek i zabić tego dobrego. Obaj korzystają z niej zgodnie z jej przeznaczeniem i zamysłom jej projektanta.

Zabicie kogoś samchodem wymaga natomiast działania wbrew zamysłom jego konstruktorów – nowoczesne samochody posiadają liczne zabezpieczenia elektroniczne oraz projektowane są tak, aby w przypadku zderzenia z pieszym możliwie zminimalizować efekty wypadku. Podobnie jest z gaśnicami: gaśnica w rękach dobrego człowieka może ugasić ogień, ratując życie. Człowiek zły, choćby bardzo się starał, raczej za pomocą gaśnicy nikogo nie podpali.

4. W Stanach jest takie miasteczko, gdzie wszyscy obowiązkowo muszą nosić broń i przestępczość tam nie występuje!

Oczywiście, że nie. Bo tylko idiota próbowałby napadać na bank w mieście pełnym uzbrojonych maniaków militariów jeśli w tym samym stanie ma do wyboru kilka tysięcy miejscowości w których nasycenie bronią jest znacznie mniejsze. Jest to sytuacja analogiczna do tej opisanej w punkcie drugim, z tą tylko różnicą, że w odróżnieniu od dresiarzy tu potencjalny przestępca ma 100% pewność, że jego ofiara będzie uzbrojona. To miasteczko nie boi się bandytów tylko dlatego, że jest jedynym uzbrojonym miasteczkiem. Kiedy poziom uzbrojenia społeczeństwa wszędzie wokół byłby podobny, złodzieje nie mieliby powodu aby omijać akurat to miasteczko.

Zresztą, wystarczy przyjrzeć się krajom, które dotknęła wojna. W takich krajach nierzadko w każdym domu jest kałasznikow. Gdyby logika zwolenników powszechnego dostępu do broni była słuszna, najlepszym miejscem do mieszkania byłaby dziś Syria, wystarczyłoby przechadzać się po ulicy z kałasznikowem na ramieniu i nikt by nam nie podskoczył. Jest to oczywistą bzdurą, bo jeśli wszyscy mają broń to bandyci po prostu zmieniają taktykę i napadów rabunkowych dokonują nie grupki dresiarzy czy szemrany menel z gazrurką tylko pozbawione wszelkich skrupułów uzbrojone po zęby bandy.

5. Jak nie będziemy mieli prawa się zbroić, to nas wystrzelają jak kaczki!

5a. Państwo utrudnia dostęp do broni uczciwemu obywatelowi, a bandyta jak będzie chciał to zawsze sobie broń znajdzie.

To prawda. Bandyta jak będzie chciał, to prędzej czy później broń sobie zorganizuje. Warto by było więc zadbać o tym, żeby nie chciał, albo żeby mu się nie opłacało.

I tu wracamy ponownie do punktu 2. Jeżeli broń jest rzadkością, trudniej jest ją zdobyć także na czarnym rynku. Nie każdy drobny złodziejaszek ma kontakty pozwalające mu na zakup broni z nielegalnych źródeł. Często wymagać to będzie zachodu, kontaktów i pieniędzy. A jeśli szansa na to, że przechodzień, na którego zamierzamy napaść będzie uzbrojony jest znikoma a wartość rabowanych towarów niska nie będzie warto inwestować czasu i pieniędzy w zdobycie pistoletu. Do przeprowadzenia udanego napadu wystarczy przewaga zaskoczenia lub wzięcie ze sobą na jumę kolegi z siłowni.

Paradoksalnie to właśnie zwiększa szanse potencjalnego napadniętego. Przed umięśnionym dresem z kijem baseballowym mamy szansę uciec. Przed kulą – niekoniecznie.

Co innego kiedy broń w społeczeństwie stanie się powszechna. Wtedy chcąc skroić komuś komórkę również i my musimy się uzbroić. W takiej sytuacji jednak o pistolet będzie znacznie łatwiej – czarny rynek pełen będzie pistoletów skradzionych, lub takich które winny sposób przeniknęły na “ciemną stronę mocy”. Nietrudno będzie zdobyć broń także samemu – wystarczy zajść od tyłu i huknąć w głowę kijem nie spodziewającego się niczego uzbrojonego spacerowicza. A jak już mamy broń, napad będzie prosty. W końcu nikt normalny nie będzie poruszał się po ulicach niczym Bruce Willis po szklanym wieżowcu w pierwszej części “Szklanej Pułapki”. Element zaskoczenia, dzięki któremu napastnik będzie miał odbezpieczoną i wycelowaną broń wystarczy nie tylko aby wzbogacić się o telefon i portfel ofiary, ale także o jej pistolet, którego nie zdążyła wyjąc z kabury.

Oczywiście każdy zwolennik dostępu do broni wyobraża sobie siebie jako następce rambo a pomysł, że ktokolwiek byłby w stanie odebrać mu broń to dla niego niemal herezja. Tymczasem analiza strzelanin w amerykańskich szpitalach wykazuje, że w ponad 20% przypadków atakujący użył broni odebranej ochroniarzowi lub policjantowi odpowiedzialnym za bezpieczeństwo szpitala. A przypominam, że to nie byli przypadkowi przechodnie. To byli zawodowcy i byli tam w pracy, która polegała właśnie na zapobieganiu tego rodzaju wydarzeniom. A skoro już przy strzelaninach w szpitalach jesteśmy:

5b. Masowe strzelaniny w USA zawsze zdarzają się w miejscach, w których dostęp do broni jest bardzo ograniczony, na przykład w szkołach albo na kampusach uniwersyteckich. Wynika z tego, że pozbawianie obywateli prawa do noszenia broni naraża ich na ryzyko. 

Jest wręcz przeciwnie. Jest oczywiste, że napastnicy wybierają miejsce, w którym ich plan zabicia jak największej liczby osób będzie miał największe szanse powodzenia. Dziwnym więc nie jest, że udadzą się tam, gdzie jest pełno bezbronnych dzieci a nie do miasteczka wspomnianego w punkcie 4. Jednakże łatwość przeprowadzenia tej akcji nie jest spowodowana tym, że w danym miejscu nie można nosić broni, tylko tym, że wszędzie dookoła bardzo łatwo ją zdobyć. Dlatego w USA takie masakry zdarzają się kilka razy w roku, a w Wielkiej Brytanii, która w porównaniu do Stanów jest jedną wielką No-Gun-Zone, w której nawet policjanci chodzą nieuzbrojeni, ostatnia miała miejsce ponad 20 lat temu w szkockim Dunblane. Związek między ogólną dostępnością broni a częstotliwością masakr staje się jeszcze bardziej oczywisty, jeśli weźmiemy pod uwagę, że w 75% strzelanin w Ameryce atakujący posługiwali się bronią pozyskaną z legalnych źródeł.

6. Skoro broń stwarza problemy, to dlaczego w Wielkiej Brytani jest wyższa przestępczość niż w USA? Szach mat, hoplofoby!!!

To prawda. Statystyki wykazują, że w Wielkiej Brytanii przestępczość jest trzykrotnie wyższa niż w USA. Ale do mata, a nawet do szacha, jeszcze daleko. Statystyki trzeba umieć czytać.

I nie chodzi mi już nawet o to, że skoro w Wielkiej Brytanii noszenie ze sobą noża jest przestępstwem a w USA nie, to ktoś mający przy sobie nóż w trakcie kontroli policyjnej w Glasgow będzie zwiększał statystyki przestępczości a w USA nie. Chodzi mi o to, jakie to są przestępstwa.

W USA w przeliczeniu na milion obywateli jest czterokrotnie więcej morderstw, czterokrotnie więcej brutalnych przestępstw i aż 138 razy więcej ludzi ginie z broni palnej.

Pytani, czy nie boją się stać ofiarami przestępstw Brytyjczycy odpowiadają twierdząco o 20% częściej niż ich kuzyni zza oceanu. Jednakże o ile ci pierwsi boją stać się ofiarami rabusia czy celami werbalnej agresji, ci drudzy znacznie częściej boją się paść ofiarami brutalnych przestępstw, kradzieży samochodu czy rabunku – i to pomimo tego, że wielu z nich jest uzbrojonych lub przynajmniej w domu trzyma broń palną.

Innymi słowy, jeśli nie chcesz, żeby Cię ktoś zastrzelił lub zamordował, to przeprowadzka z USA do Wielkiej Brytanii jest bardzo dobrym pomysłem. Jeżeli jednak twoim głównym zmartwieniem jest to, że ktoś mógłby Cię nazwać grubasem albo ukraść ci grabki z szopy w ogrodzie, to jednak lepiej zostań po tamtej stronie oceanu. Dla tych, którzy zawsze marzyli o walce z przestępczością w policyjnym mundurze zostanie nieuzbrojonym Bobbiem daje znacznie większe szanse doczekania emerytury niż kiedy zostaliby zastępcą szeryfa w Teksasie: w przypadku amerykańskiego policjanta prawdopodobieństwo utraty życia na służbie jest ponad trzydziestokrotnie wyższe.

7. Złego człowieka z bronią może zatrzymać tylko dobry człowiek z bronią.

To jest dość często powtarzane hasełko, nierzadko popierane dowodami anegdotycznymi: że kogoś tam kiedyś napadli, ale akurat w pobliżu przechodził ktoś z bronią i załatwił bandytę.

Tylko czy chcemy żyć w państwie, w którym sprawiedliwość wymierzają przypadkowi przechodnie na ulicy? I czy na pewno są oni w stanie sprostać wyzwaniu? Nie zanotowano jeszcze przypadku, w którym “dobry człowiek z bronią” powstrzymałby szaleńca strzelającego do nieuzbrojonych ludzi. Trudno jest jednak oczekiwać że “dobry człowiek z bronią” widząc dwóch nieznanych mu ludzi celujących do siebie z broni będzie zawsze wiedział po czyjej stronie powinien stanąć

I czy na pewno liczenie na to, że w pobliżu znajdować będzie się “dobry człowiek z bronią” uratuje więcej żyć, niż utracimy z powodu większego nasycenia społeczeństwa bronią? Bo większe nasycenie bronią nie prowadzi tylko do tego, że bandyci również będą się bardziej zbroić (o czym już była mowa) ale także do większej ilości przypadków użycia broni przez tych właśnie “dobrych ludzi” w afekcie (np. podczas kłótni domowych czy na drodze) czy wypadków spowodowanych przez nieostrożne się z nią obchodzenie lub zwyczajną nieuwagę.

Poza tym po czym poznać który z wchodzących na przykład do banku uzbrojonych klientów jest “tym dobrym” a który “tym złym”?

8. Obywatele muszą się zbroić, aby móc obronić swój kraj przed Rosją/skorumpowanym rządem/islamskimi nachodźcami.

Pomijając już fakt, że choć problem terroryzmu islamskiego jak najbardziej istnieje, irracjonalny strach przed uchodźcami jest dość absurdalny. Czy naprawdę ktoś wierzy, że pospolite ruszenie amatorów uzbrojonych w pistolety i kieszonkowe rewolwery wspierany przez hordę myśliwych z dubeltówkami mogłoby w jakikolwiek sposób zatrzymać wyposażoną w najnowsze zdobycze technologii wojskowej armię rosyjską, która wypuściłaby do boju tysiące ciężko uzbrojonych czołgów, drony i nowoczesne odrzutowce? A jeśli ktoś myśli, że powstanie zbrojnych obywateli przeciwko nawet najbrutalniejszemu reżimowi może przynieść coś dobrego, to widocznie przez ostatnie kilka lat siedział w piwnicy i nie doszły do niego słuchy o wojnie w Syrii. Nie było chyba w historii przypadku zbrojnego powstania obywateli przeciwko władzy, które nie zakończyłoby się w najlepszym razie zwycięstwem tychże po krwawej jatce, która doprowadziła kraj do ruiny. A co do terrorystów – czy naprawdę jakiekolwiek strzały z noszonego pod pachą pistoleciku mogłyby zapobiec wjechaniu rozpędzonych ciężarówek w tłum w Berlinie czy w Nicei? Być może pozwoliłyby zatrzymać zamachowców nieco wcześniej, ale licząc się z taką możliwością po prostu lepiej przygotowaliby oni atak – powszechny dostęp do broni w USA nie powstrzymał tego oto desperata przed zdemolowaniem połowy miasta:

9. Jesteś naiwny, jeśli myślisz, że ograniczenie dostępu do broni zlikwiduje problem uzbrojonych bandytów.

Oczywiście, że nie jestem naiwny. Dlatego tak nie myślę. Jak jednak pisałem, zmniejszenie nasycenia społeczeństwa bronią zmniejszy także potrzebę zbrojenia się przez przestępców – po pierwsze dlatego, że nie będą mieli takiej potrzeby, poza tym, że będzie to znacznie trudniejsze, więc w przypadku drobniejszych przestępstw nie będzie to warte zachodu.

Najwięksi przestępcy – mordercy, mafia, szaleńcy w stylu Breivika, zawsze jakoś sobie poradzą – nawet jeśli udałoby zniszczyć się całą broń na ziemi nic nie stoi na przeszkodzie, aby sami sobie jakąś zbudowali – desperat z filmiku powyżej przerobił sobie buldożera na czołg.

Prawdopodobieństwo jednak, że przeciętny obywatel spotka się z przestępcami tego kalibru jest znikome, a nawet jeśli do tego dojdzie musimy pamietać, że są to zawodowcy lub – jak w przypadku Breivika – ludzie, którzy swój plan przygotywali latami. Posiadacz niewielkiego rewolweru z sześcioma nabojami, który raz na jakis czas spędzi krótką chwilę na strzelnicy nie ma z nimi najmniejszych szans.

BONUS: Argument, który nigdy się nie pojawia.

Rozważając wszystkie za i przeciw w kwestii dostępu do broni nie możemy zapominać także o tym, że powszechna broń, to powszechnie zdarzające się wypadki. Zwolennicy dostępu doskonale o tym wiedzą, dlatego nigdy nie twierdzą, że wypadki się zdarzają. Zamiast tego bagatelizują ten temat, przekonując, że posiadacze broni są ludźmi odpowiedzialnymi. Gorąco zaangażowana w głoszenie tej tezy była także niejaka Jamie Gilt z Florydy, a przynajmniej do momentu, w którym nie została postrzelona z pozostawionego przez siebie na widoku pistoletu przez własne czteroletnie dziecko. W USA od lat co najmniej raz w tygodniu ktoś zostaje postrzelony (lub zastrzelony) przez bawiące się bronią dziecko nawet młodsze od syna pasjonatki broni. W 2015 islamscy terroryści w USA zabili pięć osób. W tym samym roku kula wystrzelona z broni trzymanej przez dziecko w wieku do lat trzech odpowiedzialna była za śmierć piętnastu (i fakt, że w 13 z tych przypadków dzieci zastrzeliły same siebie jest tu chyba mało pocieszający). Owszem, nieodpowiedzialni posiadacze broni zapewne stanowią znikomą mniejszość ogółu uzbrojonych Amerykanów, pamiętajmy jednak, że i dzieci jest tam znacznie więcej niż terrorystów. Chyba w interesie wszystkich byłoby ograniczenie dostępu do broni i jednym, i drugim?

Poza tym posiadanie broni kusi do tego, żeby postrzelać. A nie wszyscy są odpowiedzialni. Liczne przypadki zabaw z wiatrówkami polegającymi na strzelaniu do kotów, ptactwa, czy środków komunikacji miejskiej (ostatnio taka sytuacja miała miejsce np. w Sosnowcu) poddaje w wątpliwość tezę, jakoby osoby fascynujące się bronią były z definicji odpowiedzialne. Czy na pewno chcemy, żeby ludzie, którym nie można zaufać nawet z wiatrówką, bez problemu mogli otrzymać dostęp do prawdziwej broni?

Wielu ze zwolenników dostępu do broni argumentuje, że osoby takie będą przebadane psychologicznie i kontrolowane przez państwo. Jest w tym pewna sprzeczność jeśli pamiętamy, że ta wiara w instytucję państwa jest tak głęboka wśród ludzi, którzy przecież domagają się dostępu do broni argumentując własnie, że obywatel musi bronić się sam bo nieudolne państwo nie jest w stanie zapewnić mu bezpieczeństwa.

Musimy także pamiętać, że broń, dając fałszywe poczucie bezpieczeństwa, nierzadko powoduje eskalację konfliktu i agresję u jej posiadacza, co potwierdzają liczne badania. Według jednego z nich na przykład kierowcy, którzy mają przy sobie broń, znacznie częściej zachowują się na drodze agresywnie, zajeżdżają drogę czy wdają się w agresywną wymianę gestów i wyzwisk z innymi użytkownikami ruchu. Uzbrojeni częściej prą do eskalacji konfliktu nawet, jeśli nie są agresorami. Dotyczy to również ludzi posługujących się bronią zawodowo, o czym świadczy zatrważająca liczba osób zastrzelonych przez amerykańską policję w trakcie kontroli. Nie bez powodu szkocka policja, w której tylko 2 % funkcjonariuszy jest uzbrojonych, uczy swoich kolegów zza oceanu jak radzić sobie z agresywnymi przestępcami bez użycia broni palnej a nie na odwrót.

Comments

comments