A może by tak na koniec świata? Czyli zwiedzamy Hebrydy Zewnętrzne

Pomysł wyprawy w odległe miejsce gdzie prawie nic nie ma, które dodatkowo nawet wśród Szkotów słynie z paskudnej pogody może wydawać się szalony. Ale tylko pozornie, bo Hebrydy Zewnętrzne mają zaskakująco wiele do zaoferowania.

Wyspy Zachodnie (bo pod taką nazwą są również znane) to ten łańcuszek na oceanie który widzimy w lewym górnym rogu mapy Szkocji. Jest to grupa kilkudziesięciu wysp dzieląca się na trzy główne elementy. Na północy widzimy dwie największe z nich – Lewis i Harris. Dalej na południe, za Sound of Harris znajdziemy „Uisty” czyli grupę w większości połączonych ze sobą groblami wysp z których większe to kolejno od północy North Uist, Benbecula, South Uist i Eriskay. Z tej ostatniej widać już otoczoną pomniejszymi wysepkami Barrę.

Typowa reakcja w momencie opuszczenia promu jest zawsze jednakowa „O rany! Tu nic nie ma!” Bo i faktycznie może się tak wydawać – krajobraz to w większości pozbawione drzew torfowe pagórki pomiędzy którymi co rusz prześwitują oczka wodne. Z racji takiego a nie innego ukształtowania terenu nie ma tam zwartej zabudowy (wyjątkiem jest największe, i w praktyce jedyne miasto, około 6000 tysięczne Stornoway które zamieszkuje jedna trzecia wyspiarskiej populacji) a komunikację zapewnia plątanina wąskich drożynek i ścieżek. Na wyspach praktycznie nie ma przemysłu a z innych aktywności ludzkich widać głównie farmy ryb i skorupiaków.

Tymczasem wbrew pozorom ten odległy kawałek świata zamieszkany jest od ponad 6000 lat, o czym świadczą starożytne zabytki takie jak słynne kręgi kamienne czy kamienne kurhany. Stosunkowo wcześnie dotarło tam również Chrześcijaństwo i do dziś wielu mieszkańców wysp to ludzie bardzo religijni. Warto też wspomnieć o tym, że blisko 60% ludzi mówi po gaelicku, przy czym dla wielu jest to pierwszy język a dla niektórych nawet jedyny, nie zdziwmy się zatem, jeżeli będziemy mieli problem aby dogadać się po angielsku.

Turkusowa woda na Harris
Turkusowa woda na Harris

Każda z wysp ma coś innego do zaoferowania. Od Lewis, na której znajduje się stolica Na h-Eileanan Siar (czyli Wysp Zachodnich), urocze miasteczko Stornoway oraz słynne Callanish Calanais Standing Stones – zgrupowanie olbrzymich monolitów, które, choć ustępują wielkością słynnemu Stonehenge na pewno zyskują dzięki położeniu z dala od ruchliwej szosy. Niezwykle urokliwym miejscem jest także port Tarbert skąd odpływają promy do Uig na Isle of Skye. Po przekroczeniu skalistego grzbietu znajdziemy się na wyspie Harris, która słynie z niekończących się piaszczystych plaż oraz skalistych zatoczek wypełnionych turkusową wodą, których nie powstydziłaby się na przykład Chorwacja. Aż żal, że woda w nich jest taka zimna…

Z Harris możemy przeprawić się promem na wyspę Berneray – kolejne urocze ziarenko ziemi połączone niedawno wybudowaną groblą z North Uist. A ta ostatnia – to raj dla miłośników ptaków, bo jest ostoją wielu chronionych gatunków. Krążącym z lornetkami miłośnikom ptaków często towarzyszą biegające sobie luzem ciekawskie kucyki rasy Eriskay Pony. Niczym nadzwyczajnym jest także spotkanie jeleni, które, nie mając naturalnych wrogów, niespecjalnie stronią od ludzi. Wybierając drugą opcję w porcie Uig z promu zejdziemy właśnie na tej wyspie, w uroczym znajdującym się w zatoce porcie Lochmaddy, gdzie znajduje się również warte odwiedzin muzeum sztuki lokalnej Taigh Chearsabhagh. Po drodze na południe warto zatrzymać się w pobliżu Clachan, nieopodal którego znajduje się wędzarnia łososia, gdzie w firmowym sklepiku możemy niedrogo nabyć prawdziwe pyszności. Przy drodze łączącej Clachan z Lochmaddy warto zatrzymać się na oznakowanym parkingu, z którego prowadzi ścieżka do kamiennego kurhanu sprzed kilku tysięcy lat. W pobliżu znajduje się także kamienny krąg, który, choć w porównaniu ze Stonehenge również wygląda jak jakaś kieszonkowa wersja znajduje się w naprawdę urokliwym miejscu – jest to chyba jedno z moich ulubionych miejsc na wyspach.

Kamienny krąg na North Uist
Kamienny krąg na North Uist

Dla miłośników pamiątek ciekawa rada: olbrzymie muszle, sprzedawane w sklepach z pamiątkami za grube pieniądze, znajdziemy w nieograniczonych ilościach pod oknem kuchennym pensjonatu Lagnass Lodge, który słynie z przepysznych małży – są one tam traktowane jako odpady kuchenne i nikt nie będzie miał nam za złe, jeżeli weźmiemy sobie kilka co piękniejszych.

Podróżując dalej na południe wkrótce znajdziemy się na drodze która sama w sobie stanowi atrakcję turystyczną – blisko dwumetrowej długości kamienna grobla o szerokości jednego pasa ruchu z mijankami łączy Północny Uist z kolejną wyspą w łańcuchu – Benbeculą. Choć podczas odpływu po obu stronach mamy tylko piasek, to przy wysokim stanie wody wrażenie jazdy po powierzchni oceanu jest imponujące. Szczególnych wrażeń można doświadczyć tam podczas sztormu, bo fale potrafią przykryć nawet ciężarówkę!

[youtube id=”yyrw3MnKFaE” width=”600″ height=”340″ position=”left”]

Wyspa Benbecula to lokalne centrum. Tu w miejscowości Balivanich znajduje się lotnisko, główny posterunek policji, przychodnia a nawet supermarket, w którym kupić możemy między innymi polskie produkty. Na Benbeculi znajduje się również największa szkoła a także sąsiadujący z nią niewielki college. Warto wspomnieć że na tej właśnie oddalonej od świata wyspie podczas drugiej wojny światowej stacjonowali polscy lotnicy.

 

Stary cmentarz na South Uist
Stary cmentarz na South Uist

Kolejna, tym razem szersza grobla, zawiedzie nas na wyspę South Uist. To na niej znajduje się jeden z największych pracodawców na wyspie – wojskowa baza rakietowa Qinetiq. Na niedalekim wzgórzu na którego szczycie znajdują się wojskowe radary stoi posąg Matki Bożej z Dzieciątkiem – Our Lady Of The Isles. Tu warto zatrzymać się na chwilę i wspomnieć o ciekawej rzeczy – w związku z podziałami klanowymi, północne wyspy (jak Lewis czy Harris) są w większości zamieszkałe przez protestantów, podczas gdy południowe wyspy to domena katolików.

Jadąc dalej na południe po lewej stronie zobaczymy niewielkie muzeum, które jednak warte jest zwiedzenia – ciekawa wystawa przybliża uroki i trudy wyspiarskiego życia. Niesamowitym jest jakiego skoku cywilizacyjnego doświadczyli wyspiarze tylko w ciągu jednego pokolenia.

W Daliburgh droga rozwidla się – jadąc w lewo dojedziemy do Lochboisdale, przeuroczego portu z którego odpływają promy do Castlebay na wyspie Barra oraz do Oban – szczególnie ta ostatnia relacja jest warta polecenia, gdyż połowę z ponad pięciogodzinnego rejsu prom spędza na lawirowaniu w cieśninie opływającej od północy wyspę Mull. Warto też wdrapać się na górę ocieniającą Lochboisdale od północy, gdyż widok z niej jest wart wszelkich trudów.

Lochboisdale (gaelik: Loch Baghasdail)
Lochboisdale (gaelik: Loch Baghasdail)

Udając się prosto z kolei możemy dostać się do przeurokliwej wysepki Eriskay z pięknymi plażami i wysokimi pagórkami z których możemy oglądać zachód słońca czy piękną turkusową wodę w skalistych zatoczkach. Z Eriskay widać także wyspę Barrę słynącą z dwóch nietypowych atrakcji. Zamku w Castlebay, wyrastającym jakby z wody pośrodku zatoki oraz jedynego na świecie rejsowego lotniska nie posiadającego pasa startowego – samoloty lądują po prostu na plaży podczas odpływu. Wyspy Barra i Eriskay łączy kolejna przeprawa promowa

Jeśli chodzi o Uisty i Benbeculę ich wspólną cechą jest to, że wschodnia część jest górzysta i w większości niezamieszkana podczas gdy od zachodu ciągną się kilometrami szerokie, piaszczyste plaże. Plaże te czasem używane są przez mieszkańców jako autostrady, gdyż piasek na nich jest tak ubity, że z powodzeniem mogą po nich jeździć nawet załadowane ciężarówki.

Życie mieszkańców Hebrydów płynie leniwie i spokojnie. Turyści, choć stanowią ważną gałąź gospodarki, nie pojawiają się tam zbyt tłocznie, więc wciąż można cieszyć się ciszą i obcowaniem z naturą. Praktycznie wszyscy się znają (o co nietrudno, wziąwszy pod uwagę że niektóre wyspy są zamieszkałe przez populacje rzędu kilkunastu osób) więc przestępczość jest niska i wszyscy czują się bezpiecznie. Nawet pogoda, choć przez laty stanowiła postrach nawet dla najbardziej zatwardziałych mieszkańców Szkockiej krainy deszczowców, w wyniku globalnego ocieplenia stała się całkiem znośna – kiedy regularnie bywałem na wyspach pogoda w większości przypadków była o wiele lepsza niż w Glasgow.

M/S Hebrides w porcie Tarbert
M/S Hebrides w porcie Tarbert

Główny problem w dotarciu na wyspy stanowi cena przeprawy promowej, dlatego warto pozostawić samochód na przystani i poruszać się po wyspach tanią i dobrą komunikacją zbiorową. Flota autobusów i mikrobusów dobrze skomunikowana z promami pozwala tanio i wygodnie przemierzać wyspiarskie szlaki. Uzupełnieniem tej oferty są „dyliżanse” czyli furgonetki Royal Mail przewożące oprócz poczty także pasażerów – te pojazdy również poruszają się według rozkładów jazdy i zapewniają możliwość dostania się w najbardziej nawet odludne zakątki. Istnieje również możliwość wynajęcia samochodu lub skorzystania z licznych Private Hire Cabs.

W wielu większych wioskach znajdziemy hotele i pensjonaty od niedrogich po naprawdę luksusowe. Ciekawą ofertą noclegową są też hostele organizacji Gatliff, które oferują noclegi w typowych Hebrydyjskich kamiennych chatkach krytych strzechą w cenie około 10 funtów. Obawiający się surowych warunków mogą skorzystać z szerokiej bazy noclegowej Bed and Breakfast.

Eriskay
Eriskay

Przed wyprawą na wyspy warto zapoznać się z ofertą Caledonian MacBrayne Ferries, w której można znaleźć wiele ciekawych propozycji jak okresowe bilety Hopscotch, umożliwiające nielimitowaną ilość przepraw pomiędzy wybranymi wyspami, specjalne oferty dla rowerzystów czy w pełni turystyczne rejsy z kolacją i występami artystycznymi.

Dla mnie osobiście najwspanialszą rzeczą na wyspach nie są liczne atrakcje turystyczne i starożytne zabytki a możliwość wyciszenia się i przebywania w zgodzie z naturą. Po samotnym przemierzeniu paru kilometrów dziewiczej plaży zrozumiemy co mają na myśli miejscowi mówiąc “An ataireachd bhuan, cluinn fuaim na h-ataireach ard…” („blisko morza zapominamy o liczeniu dni…”)

Ławeczka w Lochmaddy
Ławeczka w Lochmaddy

Tekst ukazał się (w skróconej wersji)  w  miesięczniku Scotland.pl  w grudniu 2008 roku.

 

Comments

comments

2 Replies to “A może by tak na koniec świata? Czyli zwiedzamy Hebrydy Zewnętrzne”

  1. […] na myśl dzieła prehistorycznych astronomów takie jak Stonehenge czy Callanish Standing Stones na Hebrydach Zewnętrznych – cały Multiverse przecięty jest wiodącą z południa na północ aleją menhirów które […]

  2. […] na myśl dzieła prehistorycznych astronomów takie jak Stonehenge czy Callanish Standing Stones na Hebrydach Zewnętrznych – cały Multiverse przecięty jest wiodącą z południa na północ aleją menhirów które […]

Komentarze są zamknięte.