Dość bzdur o nas w brytyjskiej prasie!

Kolejny raz w brytyjskich mediach ukazał się bzdurny artykuł na temat Polaków. Jak wykazały polskie media, artykuł w Daily Mail (tutaj) opisujący rzekomo pijanego Mikołaja w Ustrzykach Dolnych okazał się kompletnie wyssany z palca. Jedynym jego prawdziwym elementem były zdjęcia, opublikowane przez brytyjski brukowiec bez zgody ich autora. Czy możemy i czy powinniśmy próbować przeciwdziałać takiemu przedstawianiu Polski i Polaków przez brytyjskie media?

IMG_7124Historia o pijanym Mikołaju, której autorką jest młoda stażystka Ellie Buchdahl nie przeszłaby nawet w Radiu Erewań. Nie dość, że zdjęcia nie przedstawiają pijanego w sztok Mikołaja a ofiary wypadku, które odniosły obrażenia po tym jak spłoszył się koń i ciągnięte przez niego sanie uderzyły w budynek, to żadna z cytowanych przez Daily Mail wypowiedzi nie jest prawdziwa. Zarówno cytowany autor fotografii jak i rzeczniczka policji zaprzeczyli, że kiedykolwiek rozmawiali z brytyjską prasą, żadne z nich również nie potwierdza przedstawionych przez Brytyjczyków informacji. Trzeciej z cytowanych osób nie udało się odnaleźć i prawdopodobnie taka osoba nie istnieje – nikt w małym miasteczku jakim są Ustrzyki Dolne nawet nie słyszał o osobie o takim imieniu i nazwisku. Smaczku całemu artykułowi dodaje fakt, że jego autorka nawet nie wie, która z odmian nazwy „Ustrzyki Dolne” jest nazwą miejscowości w mianowniku. W tym kontekście jest raczej wątpliwe że Ellie Buchdahl potrafi czytać po polsku, choćby z pomocą Google Translate.

Oburzony autor zdjęć wyraził w internecie chęć pozwania Daily Mail ponieważ, jak pisze portal Gazeta.pl, poniósł znaczne szkody moralne – współmieszkańcy Ustrzyk oskarżali go o szkalowanie ich miejscowości dla pieniędzy. Próbowaliśmy skontaktować się z autorką tego artykułu, jednak nie odpowiedziała ona ani na Facebooku, ani na Twitterze.

Nie jest to oczywiście pierwszy przypadek, kiedy Daily Mail podbija bębenek nienawiści wobec emigrantów – pisaliśmy już o tym w przeszłości (tutaj). Istotą bycia brukowców było zawsze hołdowanie najniższym instynktom swoich czytelników. Nie od dziś idą one także po najmniejszej linii oporu. „Jest normą dla Daily Mail zmyślanie znacznych części swoich artykułów.” – mówi Simon, zapalony motocyklista – „Zawsze to robili. Kiedyś ich chłopcami do bicia byli motocykliści. Rozproszona grupa jednostek, która nie miała możliwości obrony.  Dopiero pojawienie się na scenie stowarzyszenia Motorcycle Action Group, które zjednoczyło miłośników jednośladów i rozpoczęło walkę w ich imieniu spowodowało, że ich głos zaczął być słyszalny. Nie była to łatwa walka i przez wiele lat kosztowała członków stowarzyszenia wiele pieniędzy, ale w końcu przyniosła skutki – Daily Mail przeniosło się na łatwiejsze ofiary – w tym momencie są to Polacy”.

Przykład brytyjskich motocyklistów pokazuje, że walka z brukowcami o swoje dobre imię jest możliwa. Tymczasem na widelec Polaków biorą już nie tylko szmatławce, coraz częściej nieprawdziwy lub skrzywiony obraz pojawia się także w poważnych gazetach. Niedawny materiał przedstawiających emigrantów ze wschodniej Europy w The Independent (tutaj) kreśli mniej więcej tak prawdziwy obraz naszych rodaków jak reportaż o Szkotach napisany tylko i wyłącznie na podstawie krótkiej wizyty w najbardziej zdeprawowanej dzielnicy w Glasgow – Easterhouse.

Być może jest już pora na to, abyśmy zjednoczyli się i spróbowali dać odpór zalewowi bzdur, które ukazują się w Brytyjskich mediach na nasz temat? Oczywiście batalie sądowe byłyby raczej z góry skazane na porażkę. Wielkie koncerny medialne mają zatrudnione całe armie prawników, wyspecjalizowanych w ratowaniu im tyłka w takich sytuacjach – wystarczy wspomnieć o tym, jak pokrętna i długa jest droga do sprawiedliwości ofiar afery podsłuchowej. Ale co, gdyby udało nam się wykorzystać siłę mediów społecznościowych? Na początek poprzez grupę na Facebooku, piętnującą przypadki szkalujących nas artykułów? Uzbierawszy solidną bazę nieprawdziwych informacji którymi brytyjskie media karmią swoich czytelników moglibyśmy spróbować nagłośnić sprawę. W końcu jest nas tutaj trochę, na pewno znamy jakieś wpływowe osoby – akademików, blogerów, dziennikarzy, celebrytów… Daily Mail i podobne tytuły mają w głębokim poważaniu fakt, że jakieś pomniejsze grupki czują się poszkodowane tym czy innym artykułem. Gdyby jednak udało nam się z informacją o tym ile warte są przekazywane przez nich „informacje” dojść do szerszej publiczności, byś może ich czytelnicy zaczęliby poddawać w wątpliwość rzetelność zatrudnionych tam dziennikarzy. A to już, miejmy nadzieję, byłoby czymś, nad czym właściciele owych tytułów nie mogliby zwyczajnie przejść do porządku dziennego…


Tekst ukazał się w portalu gazetae.com

Comments

comments