Jak z Czech zobaczyłem czołg.

Ostatnie manifestacje w Warszawie odbiły się szerokim echem nie tylko w Polsce. Jednak nasza polityka jest tak zawiła, że obcokrajowcy nie potrafią się w tym wszystkim połapać. Dlatego zaprzyjaźniony czeski portal zwrócił się do mnie o napisanie krótkiego tekstu, w którym wyjaśniłbym meandry polskiej polityki. Podwinąłem więc rękawy, siadłem do klawiatury i zacząłem myśleć: jak wyjaśnić Czechowi o co w tym wszystkim chodzi?

Fot. Użytkownik Kolanin - Wikipedia (CC)
Fot. Użytkownik Kolanin – Wikipedia (CC)

Siedziałem, czytałem, klikałem po internecie, pytałem znajomych na Facebooku, przeczytałem pełen wachlarz opinii z całego spektrum sceny politycznej, i stało się jasne tylko jedno: krótko się nie da – ten tekst musi być długi.

Rozsiadłem się więc wygodnie z herbatą i postarałem się spojrzeć na całą sytuację, całkowicie od nowa i całkowicie z zewnątrz. Musiałem cofnąć się o ponad 20 lat. Bo korzenie obecnej sytuacji  leżą aż przy Okrągłym Stole. I napisałem mniej więcej tak:

Kluczową postacią dla zrozumienia obecnej sytuacji politycznej w Polsce jest Jarosław Kaczyński, który całą swoją polityczną karierę oparł na twierdzeniu, że Okrągły Stół był zdradą idei Solidarności, byli dysydenci z byłymi komunistami podzielili się władzą, a ich interesów pilnuje dawna komunistyczna Służba Bezpieczeństwa.

Kiedy więc w roku 2005 Kaczyński ze swoim Prawem i Sprawiedliwością doszedł do władzy, oznajmił, że to początek nowej ery. Trzecia Rzeczpospolita będzie zastąpiona przez Czwartą, a wszyscy złodzieje i zdrajcy zostaną doprowadzeni przed oblicze sprawiedliwości. Za słowami szybko podążyły czyny. Wkrótce ręczne sterowanie sędziami i prokuratorami stało się codziennością, a nowo utworzone agencje rządowe zajęły się szukaniem haków na tych, na których były potrzebne.

Jednak ponieważ Prawo i Sprawiedliwość nie posiadało wystarczającej większości w sejmie aby stworzyć własny rząd, a nie było w stanie stworzyć koalicji z żadną inną główną partią, rządzili w koalicji z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin, z którą związana była Młodzież Wszechpolska, kojarzona często ze skinami i kibolami. Konflikty wewnątrz koalicji szybko doprowadziły do tego, że Kaczyński zniszczył swoich koalicjantów, po czym doprowadził do nowych wyborów. Zagrał va banque, ale wyborcy nie kupili jego bluffu i władzę przejęła Platforma Obywatelska.

To był moment tragiczny dla Kaczyńskiego i jego zwolenników. Odebrali to jako kontratak złych sił, które przejęły Polskę w 1989 roku. Mitologia, która narosła wokół Prawa i Sprawiedliwości, podkręcana przez Radio Maryja powoli przekształciła się w alternatywną rzeczywistość, w której tylko prasa skupiona wokół imperium Rydzyka lub Prawa i Sprawiedliwości jest „prawdziwą polską prasą”, jej dziennikarze są ofiarami prześladowań porównywalnych tylko z sytuacją niezależnych dziennikarzy w Stanie Wojennym, każdy pozew przeciwko któremuś z „dziennikarzy niezależnych” to „atak wrogich sił na ostatnie bastiony wolnego słowa”, a każdy sędzia który wyda wyrok nieodpowiadający linii zwolenników Prawa i Sprawiedliwości automatycznie staje się częścią „antypolskiej konspiracji”. Tymczasem w polityce Jarosław Kaczyński zgrabnie używał swojej ostatniej wunderwaffe, czyli brata-prezydenta i jego prawa weta.

Katastrofa prezydenckiego samolotu w Smoleńsku było dolaniem benzyny do ognia. Zwolennicy Kaczyńskiego nie byli i nie są w stanie zaakceptować, że był to zwykły wypadek lotniczy. Przecież Lech Kaczyński był największą przeszkodą dla Donalda Tuska, zatem oczywiste jest, że musiał to być zamach. To, że rząd Tuska odwrócił całkowicie wrogie relacje z Niemcami i Rosją, z których słynął rząd Jarosława Kaczyńskiego był tylko dalszym potwierdzeniem, że Tusk chce sprzedać Polskę jej odwiecznym wrogom. Argumenty drugiej strony – takie jak na przykład to, że nie ma żadnego sensu robienie zamachu na prezydenta, który – według wszystkich prognoz – lada dzień miał z hukiem przegrać walkę o reelekcję – nie docierają do zacietrzewionych zwolenników zamachu – tak samo jak zimne, techniczne raporty o przyczynach smoleńskiej katastrofy.

Dziś Kaczyński ma silną grupę zwolenników, gdyż udało mu się przejąć znaczną część elektoratu Ligi Polskich Rodzin. Po tym jak sukces Palikota otworzył politykom oczy na to, że nie wszystkim Polakom podoba się uległość naszego państwa wobec Kościoła Katolickiego, także Platforma Obywatelska zmieniła nieco ton rozmowy z kościelnymi hierarchami. W rezultacie tego, także co bardziej prokościelne frakcje wewnątrz tej partii zdają się orbitować w stronę Prawa i Sprawiedliwości.

Najbardziej radykalna część zwolenników PiS-u żyje w rzeczywistości alternatywnej. Mają swoje własne media, które karmią ich konspiracyjnymi teoriami, mają nawet alternatywny system szkolnictwa, do którego zalicza się uczelnia stworzona w Toruniu przez Tadeusza Rydzyka, oraz liczne wykłady i prelekcje, odbywające się w małych i dużych miastach (a także tu u nas, na emigracji). Zwolennicy teorii zamachu nazywają się „prawdziwymi Polakami” sugerując, że ten, kto przeciw nim, albo chociaż stoi z boku jest „Polakiem nieprawdziwym”. Porównują swoją sytuację do sytuacji podziemnej Solidarności w czasach komunizmu.

Radykalizm zepchnął Kaczyńskiego na margines sceny politycznej. Zniknął on też z mediów – w czym nie pomogło mu to, że nie rozmawia z „mediami polskojęzycznymi na usługach sił zagranicznych” a jedynie „niezależni dziennikarze” mają do niego dostęp. W rezultacie zaczął on potrzebować jakiegoś wehikułu, który poniósłby go dalej. Pierwszym krokiem było stworzenie legendy Lecha Kaczyńskiego i innych, którzy zginęli w katastrofie. Choć próba wymuszenia budowy pomnika Lecha Kaczyńskiego na Krakowskim Przedmieściu nie powiodła się, wiele lokalnych organizacji odniosło sukces na tym polu i dziś po całej Polsce rozsiane są pomniki prezydenta i tablice pamięci. Lech Kaczyński stawiany jest jednym rzędzie z przywódcami na miarę Józefa Piłsudskiego, a o ofiarach katastrofy mówi się nie, że zginęli, ale że polegli. Comiesięczne marsze pamięci organizowane są w Warszawie pod Pałacem Namiestnikowskim, co zapewniało, przynajmniej na początku, odpowiednią oprawę medialną. Ich uczestnicy mówią, że będą maszerować „dopóki prawda o Smoleńsku nie wyjdzie na jaw, a winni nie zostaną ukarani”.

Każdy pretekst jest dobry, aby podnieść kwestię Smoleńska, i każda okazja aby pokazać sprzeciw przeciwko rządowi Tuska jest skwapliwie wykorzystywana. Nawet tak absurdalne sprawy jak nieumieszczenie TV Trwam na cyfrowym multipleksie, spowodowane niespełnieniem przez stację Rydzyka wymogów formalnych jest okazją, aby wypuścić parę autobusów ludzi na ulice. Co prawda początkowo było to problemem, bo jednak większość zwolenników Kaczyńskiego to ludzie starsi, ale udało mu się znaleźć całkiem niespodziewanych sprzymierzeńców. Najpierw, kiedy subkultura stadionowych chuliganów znalazła się pod lupą rządu w związku ze zbliżającym się EURO 2012, ludzie Kaczyńskiego wzięli ich pod swoje skrzydła nazywając ich „patriotami uciskanymi przez władze”. Kolejnym sprzymierzeńcem okazali się nowi partnerzy Młodzieży Wszechpolskiej, która po upadku Ligi Polskich Rodzin znalazła sojuszników w organizacjach faszystowskich i nazistowskich. Te ostatnie chętnie przyłączyły się do Kaczyńskiego, bo uczestnictwo w głównym nurcie polityki to dla nich nobilitacja.

W rezultacie Kaczyński zapewnił sobie wsparcie młodych ludzi, którzy chętnie wychodzą na ulicę urządzać bijatyki z policją (szczególnie, że na stadionach to zachowanie nie jest już tolerowane), które może on potem, z pozycji męża stanu, porównywać do walk z milicją w Stanie Wojennym i używać jako dowód tego, że Polska wciąż nie jest wolnym krajem.

Nawet autorytety, które zwykle powstrzymują się od komentowania bieżącej polityki, takie jak Zbigniew Brzeziński, otwarcie krytykują działania Kaczyńskiego jako nieakceptowalne i prowadzące do „podważania fundamentów państwa”. Ale ponieważ Kaczyński nie ma nic konkretnego do zaoferowania wyborcom i całkowicie wyalienował się z układów politycznych, jego jedyną nadzieją na powrót do władzy jest właśnie totalna destrukcja obecnego systemu. I nikt nawet tego nie ukrywa – w niedzielę 11 listopada ogłoszono powstanie nowej organizacji, której celem jest „obalenie republiki”.

Jednak choć te wydarzenia są wyjątkowo hałaśliwe, jedynie niewielka część Polaków je popiera. I choć niektórzy organizują radykalne akcje po przeciwnej stronie politycznego spektrum, większość Polaków ma już po prostu po dziurki w nosie całego tego hałasu i z zazdrością spogląda na to, jak swoje narodowe święta obchodzą ich sąsiedzi.

* * *

Po napisaniu powyższego tekstu wróciłem na Facebooka zobaczyć, co chcieliby przekazać Czechom moi znajomi. Okazało się, że ich rady można by zawrzeć w jednym zdaniu „Napisz sąsiadom, że nasi idioci są po prostu wyjątkowo hałaśliwi i nie trać na to więcej czasu”. Może i mieli rację… Ale jednak napisałem. I poszło.

Wkrótce zacząłem dostawać e-maile od moich czeskich czytelników. Kilkoro z nich napisało, że mój tekst pozwolił im wreszcie zrozumieć co się dzieje w polskiej polityce, bo przez czeską prasę docierają do nich tylko wyrywki. A ja zorientowałem się, że także ja, dzięki temu, że dla napisania tego tekstu musiałem spojrzeć na sprawę z oddali i objąć jednym spojrzeniem cały obraz, odkryłem w naszej polityce coś, czego nie zauważyłem wcześniej: Jarosław Kaczyński jest politycznym czołgiem.

Nikt nie potrafi tak niszczyć wszystkiego i wszystkich na drodze do swoich celów. „Rabunkowa gospodarka” koalicjantami, opieranie swojej polityki na śmierci własnego brata (przez co zniszczył poczucie wspólnoty, które zapanowało, kiedy nasz naród zjednoczył się w obliczy tej strasznej tragedii), a dziś wykorzystywanie stadionowych chuliganów do demolowania kraju tylko po to, aby umywszy od ich działań ręce obwiniać rząd Tuska o nieudolność, prowokacje i wszystko co się tylko da…

Jest tylko jeden problem: czołgi są wyborne w niszczeniu i zadawaniu krzywdy, ale nie bardzo nadają się do budowy. Dlatego mam nadzieję, że ostatnie zamieszki i wstrząsy na politycznej scenie to oznaka tego, że ten czołg stracił już orientację i wybija sobie właśnie drogę na całkowity margines sceny politycznej. Że wkrótce zapadnie spokój, przez chwilę będziemy mogli jeszcze pooglądać czołg odjeżdżający przez pustynię, ku zachodzącego słońcu, aż zniknie za horyzontem. Czego sobie i Wam czytelnicy szczerze życzę.


Tekst ukazał się w portalu gazetae.com

Fotografia na licencji  http://creativecommons.org/licenses/by/3.0

 

Comments

comments

One Reply to “Jak z Czech zobaczyłem czołg.”

  1. […] zawdzięcza. Mój pierwszy w historii tekst dla portalu Britske Listy (tutaj po angielsku a tutaj jego rozwinięcie po polsku) analizował właśnie zasługi Prezesa w podsycaniu nacjonalizmu w […]

Komentarze są zamknięte.