Małpa z internetem, czyli o histerycznej reakcji na skandal z bluzą dziecięcą.

W mediach społecznościowych wciąż trwa gównoburza związana z faktem, że sprzedawaną w sieci H&M bluzę dziecięcą z nadrukiem “Coolest monkey in the jungle” reklamował na stronie czarnoskóry chłopiec. Firma mająca do dyspozycji profesjonalny team PR doświadczony w reagowaniu na kryzysy w mediach społecznościowych oczywiście zareagowała, przeprosiła, usunęła i nawet tweety matki chłopca-modela, w których pisała, że nie widzi o co ta cała afera, bo przecież w tej bluzie nie ma nic uwłaczającego, zniknęły z przestrzeni internetu. Bo firmy tak mają, klient ma zawsze racje, a już szczególnie klient, który gotów jest firmę obrażać a nawet demolować jej sklepy. Miałem okazję obserwować jak kryzys rozwija się w Wielkiej Brytanii oraz w Polsce i zauważyłem, że o ile media i tu i tu wspominały o sprawie (bo w końcu są gotowe chwycić się każdej pierdoły i zrobić z niej sensację), to głównie jednak w Polsce widać było aktywność rycerzy klawiatury. Dlaczego?

 

Moim zdaniem sprawa rozbija się o kwestie kulturowo-językowe. Otóż aby znać dobrze język nie wystarczy połknąć wszystkie tomy słownika oksfordzkiego, ważny jest też ten element kulturowy, który znacznie trudniej określić czy opisać. Gramatycznych regułek można nauczyć się z książek, słownictwo wykuć na blachę, ale to, co w języku przenoszone jest “między wierszami” po prostu trzeba czuć. Coś o tym wiem – choć nie jestem lingwistą i posiadam jedynie podstawowe kwalifikacje formalne jako tłumacz, niejednokrotnie znajomi tłumacze – tak tekstów literackich jak i specjalistycznych – zwracali się do mnie o poradę w kwestiach, które komuś żyjącemu od ponad dekady w Szkocji wydają się często oczywiste, a najlepiej wykształconym anglistom w Polsce mogą zwyczajnie nie przyjsć do głowy – bo brakuje tego elementu, który się w człowieku wytwarza po prostu poprzez wieloletnie i głębokie zanurzenie w danym języku i kulturze. Mówiąc wprost: nie zawsze dosłowne tłumaczenie słów z angielskiego na polski niesie tą samą informację zawartą w oryginale.

Otóż moim zdaniem wyjaśnieniem faktu, że sprawa nie wzbudziła aż takiego szumu wśród moich brytyjskich znajomych, a polska część mojej bańki mediów społecznościowych wydaje się nią żyć od tygodnia, jest to, że posługujący się na co dzień językiem angielskim wiedzą, że powiedzonko, coolest monkey in the forest nie jest obraźliwe. Zwróćcie uwagę, że ta koszulka H&M najwięcej dymu narobiła w krajach nieanglojęzycznych – czyli w takich, gdzie dla znakomitej większości ludzi angielski nie jest pierwszym językiem. Wygląda na to, że sprawa oburza głównie nadgorliwych Socjal Justice Warriors. Owszem, owi wojownicy klawiatury powoływali się na swoich mitycznych czarnoskórych znajomych, ale zawsze z drugiej ręki: nie słyszałem o żadnych protestach organizacji reprezentujących czarnych. Owszem, były ostre reakcje wśród czarnej społeczności w RPA, ale dla większości z nich również angielski nie jest pierwszym językiem.

Sytuacja przypomniała mi sprawę sprzed kilku lat, kiedy to organizacje Afrykanów w Polsce próbowały przekonać Polaków, że słowo “Murzyn” jest rasistowskie, powołując się na fakt, że jest ono rzekomo tłumaczeniem angielskiego słowa “nigger”. Nikt jednak nie brał pod uwagę uwag językoznawców, którzy zwracali uwagę na to, że w słowie “nigger” zawarty jest cały kulturowy ładunek kolonializmu i niewolnictwa, którego nigdy w Polsce nie mieliśmy a zatem słowo “Murzyn” nie ma w sobie całego tego negatywnego ładunku. Wydawało mi się wtedy, że że o ile oburzenie na “Murzyna” wśród białych Polaków jest wprost proporcjonalne do tego, jak bardzo dana osoba uważa się za postępową i chce patrzeć na innych z góry jako na zacofańców, jeśli chodzi o czarnych mieszkańców Polski oburzenie to jest odwrotnie proporcjonalne do tego, jak dany Murzyn dobrze mówi po Polsku. Ci z nich, którzy naszym językiem posługują się biegle, jak Brian Scott na przykład, przedstawiali stanowisko skrajnie odmienne. Ten ostatni na przykład mowił wprost: „to jest jedyne właściwe słowo w słowniku języka polskiego, które określa moje istnienie na tej ziemi, moją rasę. Ja nie jestem czarnoskóry, bo jestem brązowy!” (więcej możeczie przeczytać w felietonie, który wówczas napisałem).

O niezrozumieniu problemu różnic kulturowo językowych świadczy pojawiający się w dyskusji o H&M argument “Ty byś nosił koszulkę z napisem, że jesteś małpą?” albo wręcz propozycja “to wyjdźmy na ulicę, zacznijmy tak mówić do ludzi i zobaczmy jak reagują”. Przyznaję otwarcie, że nie mając doktoratu z kultury języka, nie potrafię wyjaśnić po czym to się poznaje, że “coolest monkey in the jungle” jest zdaniem sympatycznym a nie rasistowską obelgą, jednak dla kogoś zanurzonego w języku od lat jak ja (12 lat w UK, kilka lat doświadczenia jako tłumacz pracujący m.in dla szkockiej policji i służb socjalnych, ukończone z wyróżnieniem studia, których częścią również były zajęcia z tłumaczenia) sprawa jest dość oczywista. Weźmy na przykład inne popularne w UK powiedzenie – “cheeky monkey”. Gdybyśmy wyszli na ulice Wrocławia i zaczęli mówić ludziom, że są “bezczelnymi małpami”, raczej nie skończyłoby się to dobrze. W Szkocji jednak ludzie używają tego na co dzień, bo w kontekście kulturowym bliższym oryginalnemu znaczeniu tłumaczeniem byłaby nie owa “bezczelna małpa” a raczej na przykład “cwana gapa”. A i to nie do końca, bo cwana gapa to jednak ktoś, kto próbował cwaniakować a nie do końca mu wyszło. Cheeky monkey natomiast to ktoś, kto cwaniakował, ale robił to z takim wdziękiem, że nie da się mu owego cwaniakowania nie wybaczyć.

I tak samo jest z tą bluzą. Gdyby napis na niej głosił “not the sharpest tool in the box”, to wtedy byłoby o co kręcić aferę – choć w tłumaczeniu na polski “nie najostrzejsze narzędzie w skrzynce” raczej nie przynosi na myśl, że ktoś mógłby się o to obrazić.

I tak samo właśnie jest z tą bluzą. Ktoś kto zna angielski nie tylko ze szkoły czy pracy lub wakacyjnych wyjazdów, ale że tak powiem, zanurzony jest w kulturze tego języka wie, że “coolest monkey” to jest akurat całkiem pozytywne powiedzenie – nawet jeśli nie potrafi wyjaśnić dlaczego. To po prostu przychodzi z taką językową intuicją, że tak to umnę. Obrazić to by się można za powiedzenie, że ktoś “is not exactly the smartest tool in the box” choć przecież po przetłumaczeniu na polski to zdanie mogłoby się wydawać znacznie lżejsze, bo nie ma żadnych słów powszechnie w polszczyźnie używanych do obrażania innych.

Więc może zamiast robić burzę w szklance wody, po prostu dać sobie spokój, do czego zachęca matka chłopca-modela, która zwróciła uwagę, że robienie problemu z takiej głupoty przynosi więcej szkody niż pożytku, przywołując bajkę o pastuszku, który wciąż wołał, że atakują go wilki? Tymbardziej, że kobieta ta z pewnością rozumie niuanse językowe i w odróżnieniu od atakujących ją samozwańczych obrońców rzekomo upokarzanego chłopca wie, jaka jest różnica między sloganem na koszulce a wyzywaniem jej od małp? Tym bardziej, że jeśli ktoś ma za dużo wolnego czasu i energii i naprawdę chce pomagać dyskryminowanym czarnym, to zamiast poprawiać sobie samopoczucie poprzez wypisywanie wyzwisk na Facebookowym profilu firmy odzieżowej wystarczyłoby posłuchać tych swoich mitycznych czarnoskórych przyjaciół, na których często powołują się samozwańczy postępowcy i dowiedzieć się o tym, co naprawdę utrudnia im życie…

Comments

comments