Muzyczny alfabet – B

B, B… Wiem, wiem – Beatlesi. Ale ja wam zrobię kawał i o Beatlesach nie napisze. Bo i po co? Wszyscy wszystko wiedzą. A jak nie wiedzą, to wystarczy wpisać na Google The Beatles i wyskoczy 42000 odnośników po polsku.

Dla mnie nie byłoby B bez Bacha. I choć (o czym mało kto wie) Bachów było jak mrówków, chodzi mi o Jana Sebastiana. Ten kompozytor, wywodzący się z rodziny niemieckich muzyków (i ojciec kolejnych, m.in. Carla Ph. Bacha), urodził się w 1685 r. Przez całe swoje życie był muzykiem – m.in. chórzystą, organistą, muzykiem nadwornym. Każdy z nas na pewno słyszał kiedyś Toccatę i Fugę d-moll, jednak Jan Sebastian tworzył nie tylko muzykę organową. Był najwybitniejszym twórcą epoki baroku – czego przykładem są np. Koncerty Brandenburskie. Jednak kiedy Bach umierał w 1750 r., nie był “gwiazdą”, a jego muzyka, pomimo starań m.in. Beethovena (też na B), poszła na 80 lat w zapomnienie. Na szczęście dziś towarzyszy nam ona na co dzień (od melodyjek w komórkach, przez np. Bielszy Odcień Bieli grupy Procol Harum, po koncerty w filharmonii).

Do muzyki rozrywkowej przejdziemy płynnie poprzez postać Leonarda Bernsteina (1918-1990), który był kompozytorem o szerokich horyzontach. Pisał muzykę symfoniczną, jazzową, baletową, ale najbardziej znany jest jako twórca sztandarowego przedstawiciela musicali – West Side Story.

Dużą gromadę zespołów na B znajdziemy także wśród twórców muzyki popularnej lat 70. i 80., że wymienię tylko Blondie czy bardziej dyskotekowe klimaty Bee Geesów, Bronski Beat, blues-rockowe Blood, Sweet and Tears, ojców metalu Black Sabbath, a w Polsce: Budkę Suflera, Bajm, Ewę Bem czy już później Big Cyca.

Miłośnikom Jarre`a polecam Marka Bilińskiego – cudze chwalicie, swego nie znacie! JegoUcieczka do tropików czy Ogród króla świtu powinny znaleźć się na półce każdego miłośnika elektroniki.

Niezwykłym głosem, porównywanym do nieodżałowanej pamięci Niemena, może poszczycić się Stan Borys (czyli Stanisław Guzek), znany głównie z przeboju Jaskółka uwięziona.

Z kolei najsympatyczniejszymi facetami na B są dla mnie Blues Brothers. Największe standardy rock`n`rolla i bluesa w ich rhytm`n`bluesowym wykonaniu to od lat ciągle rewelacja… A do tego film – i tu ciekawostka dla kinomaniaków: jaki (do dziś niepobity) rekord ustanowił film The Blues Brothers? Ilość sławnych bluesmanów w jednym filmie? Nie! Ilość rozbitych samochodów – ponad 100!

Za miesiąc – C!


Tekst ukazał sie w miesięczniku studenckim “Semestr” w numerze z maja 2004

Comments

comments