Upaństwowienie Agaty


Bez nazwyJeszcze niedawno przedstawiciele PiSu atakowali Elżbietę Bieńkowską za wyrażenie opinii, że za 6 000 złotych dla rządu pracowałby tylko frajer, złodziej albo idiota. Dziś okazuje się, że nawet złodzieje i idioci woleliby zarabiać więcej – rządząca partia postanowiła zadbać o swoje kieszenie i pojawił się projekt ustawy o podwyższeniu uposażeń posłów, ministrów, premiera i prezydenta. Ale szkoda internetu na kolejne punktowanie hipokryzji PiSu, zajmijmy się więc tym, co w owej ustawie jest nowością: propozycją pensji dla Pierwszej Damy.

Argumentów jest wiele: pierwsza dama rezygnuje z pracy zawodowej i towarzyszy mężowi podczas oficjalnych uroczystości. Bierze udział w podróżach zagranicznych. Organizuje imprezy dobroczynne. Patronuje wydarzeniom kulturalnym. A tymczasem nikt nawet za nią nie płaci ZUSu. Dlatego – argumentują zwolennicy płacenia Pierwszej Damie pensji – powinno się ją jakoś wynagrodzić, bo dlaczego ma być stratna tylko dlatego, że jej mąż jest prezydentem.

Niby tak. Pomijając jednak fakt, ze Pierwsza Dama nie przepracowuje się zbytnio, bo jak podaje zakładka z jej aktywnością na stronie prezydent.pl średnio raz na dwa-trzy dni napisze jakiś list, pójdzie na koncert czy zwiedzi jakąś wystawę, to przecież nigdzie nie jest napisane że musi. Przecież nikt jej pod pistoletem do rzucenia pracy w szkole nie zmuszał. Ba, sam pan prezydent nie uważał za stosowne rozwiązać swojego stosunku pracy z Uniwersytetem Jagiellońskim. Więc jak widać nie ma ani obowiązku rzucania dotychczasowej pracy, ani podejmowania się nowych wyzwań.

Bo pierwsza dama to funkcja zwyczajowa. Podobnie jak żony prezesów wielkich firm chodzą z nimi na kolacje z kontrahentami – w odróżnieniu jednak od pełniących czasem podobną funkcję dam do towarzystwa, za bycie żoną firma męża nie płaci. Tak samo przyjęło się, że małżonka prezydenta towarzyszy mężowi a dodatkowo coś tam na boku sobie działa charytatywnie nie wtrącając się w politykę. Ale nigdzie nie jest napisane, że ma taki obowiązek, więc nie można od niej takich działań oczekiwać, o czym przypominali nam przedstawiciele PiS kiedy środowiska feministyczne domagały się, aby pierwsza dama zajęła stanowisko w sprawie ustawy antyaborcyjnej. Według nich Agata Kornhauser-Duda stanowiska zajmować nie musi, bo jest osobą prywatną. Jednak czy w chwili, w której zacznie pobierać pensję z budżetu państwa taką osobą być nie przestanie? A skoro tak, czy wtedy będziemy mieli prawo oczekiwać, że takie stanowisko zajmie?

Skoro ktoś ma otrzymywać pensję (i to nie małą) z pieniędzy podatnika, wypadałoby zastanowić się co podatnik będzie z tego miał. Pierwsza dama nie jest funkcją zapisaną w konstytucji, nie została na tą pozycję wybrana (dostała się na to stanowisko niejako na doczepkę do męża), skoro więc jej funkcja ma być od teraz traktowana jako praca zawodowa, wypadałoby podpisać z nią jakiś kontrakt w którym pracodawca – czyli wszyscy Polacy – wyraziłby swoje oczekiwania.

Opracowując ramy funkcji Pierwszej Damy należałoby także pamiętać, że nie chodzi tu (mam nadzieję) o doraźne dokapitalizowanie rodziny najwyższego przedstawiciela Dojnej Zmiany, ale ma być to rozwiązanie systemowe na dłużej. Wypadałoby zatem rozważyć różne możliwości które mogą nadarzyć się przy okazji wyboru na najwyższy urząd w państwie kogoś innego. Bo to jest znacznie bardziej poważny problem niż „trzeba jej dać trochę kasy, bo zamiast pracować mąż ją ciąga po jakichś bankietach”.

Bo wyobraźmy sobie, że prezydent się rozwodzi. Czy wtedy byłej pierwszej damie dalej będzie przysługiwała dożywotnia pensja w wysokości 55% poborów prezydenta? Czy ta pensja należy się tylko Pierwszej Damie która dociągnęła do końca kadencji? A jeśli tak, to co w przypadku kiedy rozwód nastąpił pod koniec owej? Czy taka Pierwsza Rozwódka musiałaby oddać pieniądze pobrane wcześniej? A jeśli również Pierwszej Rozwódce należą się te pieniądze, to co, jeśli w czasie swoich rządów prezydent ożeni się ponownie? Której z Pierwszych Dam należeć się będzie dożywotnia pensja? Tej która dłużej pełniła tą funkcję? Tej, która pełniła tą funkcję podczas zakończenia kadencji? Obu?

Albo wyobraźmy sobie, że prawdziwe są plotki i Agata Kornhauser-Duda pozostaje w cieniu bo wstydzi się swojego męża. W końcu najbardziej kochająca małżonka może nie być zachwycona działaniami męża który łamie prawo i za nic sobie ma złożone przysięgi. Czy w momencie, w którym zacznie otrzymywać pensję wspieranie męża zacznie należeć do jej obowiązków zawodowych czy może jednak mimo wszystko będzie miała prawo mieć odmienne zdanie? Bo jeśli to drugie, może się skończyć tak, że będziemy płacili niemałe pieniądze nie wybranej przez nikogo kobiecie która działa przeciwko prezydentowi, a to chyba nie jest do końca mądre wydawanie pieniędzy podatnika?

A co jeśli kolejnym prezydentem zostanie kobieta? Czy takie same obowiązki będzie miał Pierwszy Dżentelmen? Albo jeśli przyszły prezydent będzie żył ze swoją partnerką bez ślubu? Będą kochającą się rodziną, będą mieli trójkę dzieci, ale nie będą mieli na przyklepanie swojej miłości papierka. Czy Pierwszej Konkubinie będzie należeć się pensja? Czy może uznamy, że z braku aktu małżeństwa nie legitymizuje się wystarczającymi kwalifikacjami?

A jeśli papierek wymagany nie będzie i wystarczy być partnerem lub partnerką życiową prezydenta de facto to co, jeśli kolejnym prezydentem zostanie Robert Biedroń? Czy funkcję tę będzie pełnić jego życiowy partner, czy może będziemy udawać że Biedroń jest singlem, albo wynajmiemy mu jakąś damę do towarzystwa? Zresztą, wiele przecież żyje w Polsce par homoseksualnych które związek małżeński zawarły w którymś z innych państw unijnych w których małżeństwa jednopłciowe są dopuszczone. Co wtedy – uznamy małżeństwo zawarte w kraju jednego z naszych unijnych partnerów stwarzając niewygodny dla prawicy precedens? Czy narazimy się na międzynarodowy skandal na najwyższym szczeblu uznając hiszpański czy brytyjski akt małżeństwa za niebyły?

A do tego przecież ze związkami bywa różnie. Co jeśli prezydent formalnie żonaty będzie z jedną kobietą ale żyć będzie z inną, jak do niedawna Władimir Putin? Komu należeć się będą państwowe pieniądze – pierwszej damie de iure, czy de facto? Jeśli tej pierwszej, to czy w tej sytuacji będzie musiała „chodzić do pracy”? I czy w rezultacie prezydentowi w pracy będzie towarzyszyć jedna kobieta, a potem będzie wracał do domu do innej?

To ostatnie zagadnienie przywodzi nas do jeszcze jednej, chyba najbardziej podstawowej kwestii: skąd się bierze pierwsza dama? Przecież PiS obiecał skończyć z nepotyzmem i koteriami. A tymczasem wygląda na to, że jakaś babka będzie miała wygodną synekurkę za wielokrotność średniej krajowej tylko dlatego, że jest żoną prezydenta. Czy nie jest to wbrew wszystkiemu, co głosił dotychczas PiS? Może w trosce o przejrzyste i rozsądne wydawanie pieniędzy podatnika wypadałoby urządzić na funkcję Pierwszej Damy jakiś przetarg albo konkurs? Bo kto wie, może dużo lepsze usługi za mniejsze pieniądze świadczyłaby osoba znana dotychczas pod pseudonimem Ruchadło Leśne?


Wykorzystałem fragment fotografii autorstwa Adriana Grycuka
udostępnionej na licencji CC 3.0

Comments

comments

2 Replies to “Upaństwowienie Agaty”

  1. […] są gdzie indziej była ustawa o podwyżkach dla członków rządu i parlamentu oraz prezydebnta i jego małżonki. Jeśli to by przeszło to nasi rządzący staliby się jednymi z najlepiej opłacanych polityków […]

  2. […] Mój dawny tekst o pomyśle upaństwowienia Agaty przeczytacie tutaj. […]

Komentarze są zamknięte.