Zmarł Generał. Czy teraz w Polsce będzie lepiej?

Długi weekend spędzony na krańcu świata, przemierzając z namiotem w bagażniku wąskie drogi północnej Szkocji, pozwolił mi przeżyć w spokoju wyborczy weekend (choć oczywiście swój głos oddałem już wcześniej). Jednak kiedy wróciłem do domu i włączyłem komputer okazało się, że stało się coś więcej – zmarł Generał Jaruzelski. No i momentalnie z forów i facebooka wylała się na mnie Polska.

Stary cmentarz na South Uist

Kwestia pochówku generała przyćmiła w mediach nawet wyniki eurowyborów. Okazuje się, że pierwszy prezydent III RP nie zasługuje na grób na Powązkach, bo tam prawo mają leżeć tylko zasłużeni. O dziwo, w rachubę nie wchodzi także Wawel, choć wydarzenia sprzed kilku lat sugerowały, że krypta w sąsiedztwie Smoczej Jamy może stać się miejscem, w którym Polacy chować będą swoich najbardziej nielubianych prezydentów. Wydaje się jednak, że wbrew nakazom wiary katolickiej, którą tak często przywołują jako ostateczny argument na każdy temat przedstawiciele prawicy, jedynym pochówkiem generała, który byłby w stanie usatysfakcjonować co bardziej krewkich „prawdziwych patriotów” jest wyeksmitowanie ciała zmarłego do Rosji, po uprzednim zbeszczeszczeniu zwłok na każdy możliwy sposób.

Niewątpliwie generał Jaruzelski był postacią kontrowersyjną. W odróżnieniu od wielu komentujących nie uważam jednak, żeby był on postacią z gruntu złą. Myślę nawet, że był on, na swój sposób, patriotą. Na pewno było w jego życiorysie wiele także pozytywnych elementów. Pamiętam jak w dzieciństwie z wypiekami na twarzy słuchaliśmy opowieści dziadka mojego kolegi, który wraz z późniejszym generałem przeszedł cały szlak bojowy. Jego opowieści o odwadze Jaruzelskiego potwierdzone były licznymi pochwałami i odznaczeniami, które za swoje czyny na polu walki otrzymał, a o wciąż szczerym uznaniu jako dowódcy świadczył szacunek dla jego osoby niezachwiany nawet przez krytyczną ocenę późniejszej jego działalności.

Po wojnie drogi obu panów się rozeszły. Podczas gdy dziadek mojego kolegi zdecydował się na emigrację, Jaruzelski piął się po szczeblach kariery – tak w wojsku jak i w partii – aby u schyłku PRL stanąć na czele państwa. Jego decyzja o wprowadzeniu Stanu Wojennego do dziś jest gorąco dyskutowana, a pytanie o to „co by było, gdyby Jaruzelski stanu nie wprowadził” rozpala do czerwoności zarówno zwolenników teorii o tym, że „weszli by Ruscy i zrobili porządek” jak i o tym, że „Solidarność rozprawiłaby się z komuną a Sowieci palcem by nie kiwnęli”.

Można zastanawiać się nad innymi pytaniami dotyczącymi wydarzeń z życiorysu generała. Co by było, gdyby zamiast do Armii Berlinga, gdzie znalazł się wcielony przymusowo przez Rosjan, trafił do Armii Andersa? Czy decyzja o wstąpieniu do PZPR była podjęta pod wpływem szczerej wiary w komunizm (w końcu tej magii uległo wielu, że wymienię tu Jacka Kuronia czy Ryszarda Kapuścińskiego) czy podyktowana była zwykłym pragmatyzmem człowieka, który chciał robić karierę w Ludowym Wojsku Polskim, bo choć sam nie uważał się za dobrego teoretyka wojskowego nie widział dla siebie innej możliwości? Czy jego kontrowersyjny udział w brutalnym dławieniu protestów, tudzież bierność w momentach w których należało protestować, wynikały z przekonań czy z faktu, że swój limit „wychylania się” Jaruzelski wyrobił już podczas Drugiej Wojny Światowej i chciał spokojnie przeżyć resztę swojego życia? A może był to zwyczajnie skutek wojskowego prania mózgu, które leży u podstaw kreowania każdej skutecznej armii a co dopiero armii państwa totalitarnego, która przygotowana musi być w każdej chwili na stawienie czoła własnym obywatelom?

Nie dostaniecie ode mnie odpowiedzi na te pytania. Nie jestem historykiem, nie znam wszystkich faktów, nie wiem, czym kierował się generał Jaruzelski podejmując w swoim życiu takie, a nie inne decyzje. Wierzę jednak, że podjęcie wielu z tych decyzji musiało go naprawdę wiele kosztować. Ale taka jest cena, jaką płaci się za uprzywilejowane życie, jakie mógł w PRLu wieść, będący członkiem klasy rządzącej Jaruzelski i jego rodzina. Bo bycie u władzy w państwie totalitarnym to dla każdego, kto nie jest całkowitym cynikiem albo psychopatą ciężkie brzemię, a nie wierzę, aby zmarły Generał był ani jednym, ani drugim. Był zwyczajnym człowiekiem, którego życiowe wybory zaprowadziły w miejsce, w którym nagle znalazł się w oku historycznego cyklonu.

I tu nadchodzi w jego życiu ten moment, za który w moich oczach Jaruzelski jak najbardziej zasługuje na pochówek na cmentarzu zasłużonych. O jego wyjątkowym miejscu w historii nie decydują jego bohaterskie czyny podczas wojny, bo dzielnych żołnierzy mieliśmy wielu. Nie chodzi nawet o to, że był pierwszym demokratycznie wybranym prezydentem wolnej Polski. Ale to, że wśród licznych decyzji, które postawiło przed nim życie, jedna była chyba trudniejsza niż wszystkie inne. Generał Jaruzelski, przywódca Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, kraju, który zapewnił mu karierę i wygodne życie dla jego rodziny, musiał wybrać pomiędzy dalszym trwaniem i kurczowymo łapaniem się wymykającej się z rąk władzy w nadziei, że uda się ją utrzymać, albo aktywnym udziałem w rozmontowywaniu tego, czego budowie poświęcił całe życie. Dla Generała Jaruzelskiego nie było opcji „a, przeniosę się do Platformy, pogadam trochę źle o moim poprzednim szefie i w nagrodę Tusk wystawi mnie jako jedynkę w którymś okręgu, żebym sobie grzał tyłek na ciepłej posadce europosła”. Nie miał co liczyć na to, że z kolegami zorganizuje sobie nową partię, walnie parę okrągłych frazesów i dalej będzie cieszyć się uprzywilejowanym życiem, bo „ciemny lud wszystko kupi”. Dla niego upadek PRL to nie tylko koniec kariery politycznej, to także całkiem realna wizja konieczności stawienia się przed trybunałem złożonym z pałających chęcią zemsty dawnych przeciwników politycznych, być może długoletni wyrok i konsekwencje nie tylko dla jego samego, ale także dla jego rodziny. W najlepszym przypadku życie emeryta, który utraciwszy ochronę, którą dawała mu przynależność do komunistycznej elity, pomarzyć może tylko o świętym spokoju będąc jedną z najbardziej znienawidzonych postaci. Mimo to miał on jednak odwagę stawić czoła rzeczywistości i przynajmniej w tym momencie podjął najlepszą dla Polski decyzję.

I właśnie dlatego te wszystkie prawicowe męty, licytujące się dziś w walce o popularność na ilość pomyj wylewanych na ostatniego przywódcę PRLu, nie zasługują na to, żeby chociaż stać w jednym rzędzie z Generałem Jaruzelskim. Bo żaden z nich nie był nigdy nawet na pozycji, która pozwalałaby dokonać wyboru, którego konsekwencje (dobre lub złe) byłyby choć w ułamku procenta tak znaczące jak te, przed którymi stawał Jaruzelski. Bo do takiej pozycji, nawet w PRL, dochodzi się ciężką pracą. I nieważne jak wiele rzeczywistych i domniemanych win generała przypominał by taki np. Jacek Kurski, wciąż fakt, że dziś żyjemy w wolnej Polsce a były już dzięki bogu poseł Kurski może sobie gadać bzdury w popularnym programie w prywatnej telewizji zawdzięczamy o stokroć bardziej Jaruzelskiemu niż Kurskiemu.

No ale nie dziwi mnie zajadłość celebrytów prawicy jeśli chodzi o postać generała. Bo właśnie fakt, że pomimo wszystkich swoich grzechów to jemu przypadła ta ważna historyczna rola, a o nich za parę lat nikt nie będzie pamiętać, spędza im sen z powiek. Żeby przynajmniej jeszcze odegrali jakąś znaczącą rolę w walce z komuną, żeby byli przez nią szykanowani to dziś mogliby przynajmniej nabić sobie kilka punktów poparcia, wybaczając Jaruzelskiemu tak, jak zrobił to (zapewne szczerze) Stefan Niesiołowski. Ale oni tak jak byli nikim w latach osiemdziesiątych, tak są nikim dzisiaj. Tak jak nie zrobili nic dla Polski wtedy, tak nie robią nic dla niej dziś. I dlatego jedyne co im zostaje, to pluć jadem na zmarłego niedawno starca. Bo wtedy przynajmniej będą ich pokazywać w telewizji.

Ale jak na razie wylewanie pomyj na generała wciąż się sprzedaje. Bo ów ciemny lud Jacka Kurskiego lubuje się w szukaniu winnych wszędzie dookoła. W ćwierć wieku po tym, jak Tadeusz Mazowiecki został pierwszym niekomunistycznym premierem w krajach bloku wschodniego, według wielu ludzi wciąż wszystkiemu winne są „komuchy” a panaceum na wszelkie zło miałoby być rozliczenie winnych tego, czy owego. Dlatego młodzi, którzy często urodzili się już w wolnej Polsce, wychodzą na ulice nie pod hasłami przebudowy kraju, aby lepiej mógł stawić czoła wyzwaniom niesionym przez przyszłość, ale pod sztandarami Żołnierzy Wyklętych. Dlatego głównymi tematami dyskusji na prawicy, poza kwestiami tego, co kto ma w majtkach i kto się ubiera w sukienki, wydają się być kwestie takie, jak kogo rozliczyć a kogo upamiętnić, czyje pomniki stawiać a czyje obalać i kogo osądzić, a kogo uhonorować za sprawy, których nierzadko nie pamiętają nawet dziadkowie tych młodzieńców o często gładko ogolonych głowach.

A po manifestacji taki prawdziwy patriota w drodze do domu będzie przerzucać się z kolegami wymyślnymi obelgami, skierowanymi na niedawno zmarłego staruszka. W autobusie odśpiewa z kolegami „raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę” za nic mając pozostałych pasażerów – jak im się to nie podoba, to na pewno są kryptokomuchami, niech się cieszą, że po ryjach nie dostali. Dojechawszy na swoje osiedle nalepi parę vlepek swojego ulubionego klubu piłkarskiego na zasyfionym przystanku autobusowym, na którym z kolegami opróżnili jeszcze na dobranoc parę piw. Ciepnąwszy puszki w krzaki, pójdzie do domu aby wyprowadzić psa na spacer, bynajmniej nie zbierając pozostawianych przez niego nieczystości, bo to przecież lewacki wymysł z zachodu. Wracając przeparkuje swoje BMW na osiedlowy trawnik, żeby lepiej widzieć je z okna i nasika do doniczki, w której hoduje marchewki ta lewacka kurwa z parteru. Wychodząc z windy, zdepcze na klatce schodowej niedopałek papierosa – bo przecież nie będzie palił w domu, żeby mu zaśmierdło. Następnie zasiądzie do internetu, gdzie zgodnie ze znalezioną na forum internetowych piratów instrukcją wykorzysta nową procedurę reklamacji (opierającej się na zaufaniu do klientów) w jednym z internetowych sklepów z koszulkami, aby wydębić od debili parę egzemplarzy za friko (jak się frajerzy tak dają ruchać, to sami sobie są winni). Przed snem zajrzy jeszcze na forum gazeta.pl albo skomentuje wpis na blogu zwolennika partii zielonych, żeby trochę zmiażdżyć paru lewaków ale nawet to nie poprawi mu humoru. Kładąc się spać pomyśli ostatni raz, że gdyby nie ta menda generał, to Polakom w Polsce żyłoby się znacznie lepiej…


Tekst ukazał się w portalu gazetae.com

Comments

comments