Kolejny rekordowy transport przybył do Polski. Tym razem jednak z jakiegoś powodu rząd wolał się nim nie chwalić tak jak tym Antonowem w zeszłym tygodniu. A ten faktycznie był bezprecendsowy – Agia Trias, największy masowiec na świecie, przywiózł do Gdańska 140 000 ton węgla z Kolumbii. To dobrze, bo globalne ocieplenie – jak uczyło nas Ministerstwo Edukacji Narodowej – przyniesie Polakom więcej korzyści niż problemów.
Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.
Ale prawda jest taka, że Polska już teraz znajduje się na skraju katastrofy ekologicznej. Susze, które stały się nieodłącznym elementem życia w naszym pięknym kraju, powodują, ze pożary wielkopowierzchniowe to coraz większe ryzyko. Tydzień zajęło bohaterskim strażakom wspieranym przez policję, straż graniczną leśników i armię ugaszenie pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym. Z dymem poszło 5300 hektarów. Na szczęscie ogień szalał tylko na powierzchni więc nie zajęły się pokłady torfu, których pożar byłby praktycznie nie do ugaszenia. Straty są jednak wielkie – w ogniu zginęły setki chronionych ptaków i zwierząt. Mówi się, że biebrzańskie bagna, jedne z nielicznych tego rodzaju terenów praktycznie nieskażonych ludzką interwencją – są dla przyrody tym, czym dla architektury katedra Notre Dame. Tymczasem wszystko wskazuje na to, że pożar zaprószyli ludzie – celowo, lub z głupoty. Podejrzewa się, że komuś wymsknęło się spod kontroli wypalanie traw. Za wskazanie podpalacza oferowana jest nagroda.
O ile pożar na bagnach udało się ugasić, to sytuacja w gospodarce wygląda nieco gorzej. Wielu przedsiębiorców zwraca uwagę na to, że tzw. tarcza antykryzysowa jest bezużyteczna, niekorzystna szczególnie dla uczciwych przedsiębiorców nie zatrudniających na śmieciówkach oraz ograniczająca prawa pracownicze. Wielu podejrzewa, że jest to po prostu kolejna propagandowa wydmuszka a rząd będzie robił wszystko, aby z owej pomocy nie mógł tak naprawdę skorzystać nikt. To, co stało się we Wrocławiu sugeruje, że może to być prawdą – wszystkie co do jednego wnioski zostały tam odrzucone z powodów formalnych. Ale już o to, żeby te nowe przepisy uniemożliwiły pracę organizacjom walczącym z dręczeniem zwierząt rządowi zadbać się udaje…
Tymczasem organizacja pseudowyborów to już jest jakiś kompletny cyrk i jazda bez trzymanki. Po tym, jak nowe prawo zostało przepchnięte przez Sejm zajął sie nim Senat, w którym dzięki temu, że większosć ma tam opozycja, postanowiono wykorzystać przynależne 30 dni na dokładne przeanalizowanie proponowanych przez PiS zmian w sprawie oraz konsultacje z ekspertami. Tymczasem Wiadomości TVP w głównym wydaniu codziennie publikują materiał “X. DZIEŃ ZWŁOKI SENATU NARAŻA POLAKÓW” – gdzie za X należy podstawić kolejny numer określający liczbę dni od czasu, kiedy owe propozycje trafiły do Senatu. W materiałach tych propagandziści PiS krzyczą o tym, jak to senatorowie, chący procesować prawo zgodnie z zasadami parlamentaryzmu, narażają Polaków na niechybną śmierć…
A przecież PiSowi brak uchwalonych ustaw w działaniach nie przeszkadza. Wicepremier Sasin oznajmił, że rząd drukuje już pakiety wyborcze (choć tak naprawdę drukuje je prywatna firma, oczywiscie bez przetargu), czym przyznał się do łamania prawa, bo przecież brak podstaw prawnych do zlecenia tego druku. Nawet rozporządzenie premiera nakazujące rozpoczęcie tych prac wydano 2 dni przed tym jak akty prawne, na które owo rozporządznie się powołuje, weszły w życie.
Ale może to po prostu dowód na to, że PiS spełnia obietnice wyborcze? Obiecywał walczyć z nadmierną biurokracją, to się nie przejmuje jakimiś tam formalnościami. Obiecywał też przyśpieszyć prace wymiaru sprawiedliwości i proszę: po tym, jak prokurator Ewa Wrzosek wszczęła śledztwo w sprawie tego, czy wybory nie narażają Polaków na niebezpieczeństwo, zostało ono umorzone już trzy godziny później przez jej zwierzchniczkę. To osiągnięcie bez precedensu, bo owej zwierzchniczki nie było nawet wtedy w pracy! No, ale czy pisobojny prokurator mógł pozwolić na to, żeby toczyło się śledztwo, w którym przesłuchać trzeba by było samą wierchuszkę PiS? To by był przecież skandal. Nic dziwnego więc, że prokurator Wrzosek musi teraz za swój wyskok odpowiadać dyscyplinarnie.
Sama organizacja “wyborów” tymczasem już całkiem wymyka się spod kontroli. Koperty mają być dystrybuowane przez pocztę, która nie jest gotowa. W odpowiedzi na pytania w jaki sposób będzie wiadomo czy dana osoba faktycznie otrzymała kartę do głosowania (szczególnie że tym, którzy nie mają skrzynek listonosze mieli wtykać przesyłki w płot) wymyślono, że każdy listonosz będzie miał przydzielonego świadka. Wielu listonoszy jednak buntuje się, zwracając uwagę między innymi na niesprawiedliwości – mają mieć płacone od dostarczonej koperty, tymczasem listonosz pracujący na osiedlu bloków w godzinę może dostarczyć setki przesyłek, podczas gdy jego kolega pracujący na wsi musi pokonywać dziesiątki kilometrów dziennie na rowerze…
Właściciele niestandardowych skrzynek pocztowych zaczęli otrzymywać listy, w których grozi im się wysokimi karami jeśli nie zainstalują sobie zgodnych z normami. Szybko zwrócono uwagę na to, że Jarosław Kaczyński na swoim domu także nie posiada takiej skrzynki, ale to zostało szybko naprawione. A wszystko to po nic, bo jak to zwykle bywa z pisowskim prawem pisanym na kolanie i przepychanym przez sejm po nocach bez żadnej reflekcji, walnięto babola i listonosze będą musieli pakliety wyborcze doręczać wyborcom do rąk własnych i za pokwitowaniem, co sprawia że dostarczenie wyborcom pakietów stanie się wyzwaniem nie tylko nie do ogarnięcia logistycznie, ale także znacząco zwiększającym ryzyko zakażenia – listonosze będą musieli zebrać podpisy od 30 000 000 rodaków.
Ale żeby cokolwiek móc zrobić, poczta potrzebuje danych wyborców. Dlatego wysłano e-maila do samorządów, w którym poczta nakazuje im dostarczenie list wyborców w skompresowanym pliku .txt. Podkreślono, że plik nie może być zabezpieczony hasłem. Znakomita większość samorządowców nie zamierza się do tego wezwania stosować, zwracając uwagę na to, że byłoby nieodpowiedzialnym w ten sposób ujawniać tak istotne dane na żądanie anonimowego autora e-maila. Niektórzy poszli o krok dalej i złożyli doniesienie o próbie wyłudzenia danych. Rząd określił samorządowców mianem “rebeliantów”, ale samorządowcy nie bardzi się tym przejęli – prezydent Wrocławia zwrócił uwagę na to, że w Gwiezdnych Wojnach to akurat nie rebelianci byli po ciemnej stronie mocy. W końcu rząd się zirytował i przekazał poczcie całą bazę danych PESEL. Bez żadnego trybu, czyli nielegalnie. Ale to nie rozwiązuje sprawy, bo z bazy tej nie wynika kto jest wyborcą, w którym obwodzie.
O ile rząd robi wszystko, żeby zmusić do głosowania rodaków w kraju, nikogo nie obchodzi Polonia. Parę lat temu odebrano nam prawo do głosowania korespondencyjnego, w zamian wiekorotnie zwiększając liczbę lokali wyborczych – w 2019 w Glasgow były trzy obwody w dwóch lokalizacjach plus dodatkowy w jednym z ościennych miasteczek. Dziś o głosowaniu korespondencyjnym mowy nie ma i oczekuje się, że wszyscy Polacy w Szkocji głosować będą w jedynym lokalnu zorganizowanym w konsulacie w Edynburgu – który mieści się w niewielkiej willi na zadupiu. W świetle tego, że w czasie pandemii podróże w Szkocji są nielegalne poza kilkoma ściśle określonymi przypadkami, do których wyjazd na pisowski plebiscyt nie należy, szkocka Polonia – jeśli nie mieszka w promieniu 30 minut spaceru od konsulatu – nie będzie miała możliwości legalnego oddania głosu. Oznacza to, że wybory nie będą powszechne – a co za tym idzie, bedą nieważne.
Wielu Polaków, w tym Donald Tusk, nawołuje do bojkotu tych pseudowyborów. Opozycja sejmowa jednak liczy na to, że uda im się dogadać z Gowinem czy z PiSem i w jakiś sposób (wliczając w to opcję zmiany konstytucji) przesunąć termin głosowania. Moim zdaniem są naiwni. Jakby ktoś jeszcze nie wiedział, to typowy dialog z PiSem wygląda tak, jak ten nieszczęśny wywiad z panią minister w RMF:
A nawet jeśli uda im się przekupić Gowina, żeby przeszedł na jasną stronę mocy, Kaczyński ma w rękawie kolejnego asa: stan wyjątkowy. Ale nie stan klęski żywiołowej z okazji epidemii, tylko właśnie stan wyjątkowy, pozwalający mu na zdelegalizowanie opozycji, internowanie jej członków, sparaliżowanie samorządów, cenzurę i tak dalej. Plotki? Być może. Ale Policja właśnie wybrała się na zakupy. Na liście zapotrzebowań mają pięć ciężkich armatek wodnych, 124 wozy do przewozu zatrymanych i 30 000 000 sztuk amunicji – ponad trzykrotnie więcej, niż wynoszą ich typowe zamówienia.
This piece was written for Britské Listy
Zdjęcie armatki wodnej: Adam Kliczek (CC 3.0)