Brytyjska Królowa zmarła w pięknym wieku 96 lat. To historyczne wydarzenie naprawdę poruszyło Brytyjczyków. Jednak już po chwili początkowy szok i smutek zaczęły przykrywać opary absurdu. Wakacyjne ośrodki ku czci królowej zaczęły wyrzucać swoich gości z domków kempingowych, food banki dla jej upamiętnienia nie będą karmić potrzebujących a wszystko to podczas gdy BBC – i wiele innych brytyjskich mediów – non stop pompują odbiorców tematem zmarłej królowej. Oczywiście krytyka monarchii nie wchodzi w rachubę – można za to nawet zostać aresztowanym – więc na dyskusję nie ma miejsca. A ilość słodkopierdzących anegdotek o Elżbiecie, którymi można przerywać informacje o postępach konduktu z trumną Jej Wysokości jest ograniczona, to BBC powoli staje się pośmiewiskiem – jak wtedy, kiedy podekscytowany komentator euforycznym głosem ujawniał nam tajemnicę, że miś Paddington, z którym spotkała się królowa w promującym jej jubileusz klipie, nie był prawdziwy a wygenerowany cyfrowo. Ludzie, których szczerze poruszyła śmierćkrólowej – która cieszyła się szacunkiem nawet wśród wielu republikanów, od lat będąc ostoją i kotwicą wokół której budowała się narodowa tożsamość – zaczynają mieć tego powolutku dosyć. Coraz więcej słychać głosów, ze to wszystko jest jakieś wariactwo. Ja wiem, co będzie dalej. Skąd? Bo my, Polacy, widzieliśmy to ostatnio dwa razy.
Królowa była dla Brytyjczyków tym, czym dla Polaków był kiedyś papież Jan Paweł II. Pewną stałością, w pewnym sensie figurą rodzica narodu, łączącą nawet tych, którym z Kościołem było nie po drodze, a także symbolem naszego kraju rozpoznawalnym na całym świecie. Pamiętam dzień, w którym zmarł papież. Byłem na imprezie i do kogoś zadzwoniła mama aby przekazać tą smutną wiadomość. Na chwilę przyciszyliśmy muzykę i połączyliśmy się w ciszy, padło kilka wspomnień związanych z papieżem. Kwadrans później byłem świadkiem pierwszych spowodowanych śmiercią papieża podziałów. Bo większość z nas powróciła do dobrej zabawy – w końcu papież był stary i schorowany, jego śmierć nie była dla nikogo szokiem. Dla pewnej ilości osób było to jednak oburzające i fakt, że jesteśmy w stanie spędzać miło czas w dniu śmierci papieża był obrazą jego pamięci.
Śmierć papieża w szerszej skali poruszyła cały naród. W miejscach związanych z papieżem gromadziły się całe tłumy. Sam poszedłem na łąkę pod hotelem Wrocław gdzie w ciągu jednego wieczora pojawiło się morze zniczy. Już od dawna nie było mi po drodze z Kościołem, ale byłem świadomy, że jest to koniec pewnej ery. Chciałem być uczestnikiem tego historycznego wydarzenia. Po powrocie do domu w telewizji zobaczyłem tłum, którego bylem świadkiem. Jakiś klecha wymądrzał się, że nasza obecność tam świadczy o tym, że papież był dla nas wszystkich jak ojciec i że jesteśmy dowodem na to, jak głęboko zakorzeniona jest w naszych genach katolicka wiara.
Mediom kompletnie odwaliło. Tygodniami nie można było znaleźć żadnych informacji niezwiązanych z odejściem Jana Pawła II. Tak jak dziś BBC wmawia Brytyjczykom że to, że wśród Szkotów nie widać jakoś entuzjazmu dla monarchii to tylko dowód na to, że Szkoci mają inny charakter i królową kochają bardziej po cichu, tak wtedy eksperci zapewniali nas, że po papieżu płaczą wszyscy, tylko niektórzy w domowym zaciszu. Wielu socjologów proklamowało, że jest to początek nowej ery, a my, ludzie, którzy nie znali Polski bez papieża, to pokolenie JP2, od którego zacząć się ma jakaś odnowa kraju – mieliśmy go nawrócić na chrześcijańskie tory czy coś tam. Awangardą naszego pokolenia mieli być kibice wojujących ze sobą klubów piłkarskich, którzy odnosili pojednanie i wieczny pokój w celu uczczenia pamięci papieża.
Oczywiście wszystko to było wyssanymi z palcami kretynizmami. Wieczny pokój między kibolami potrwał niecałe dwa tygodnie, a ludzie mieli tak dosyć imputowania im, że są w żałobie, że na ulicach pojawiły się koszulki i najklejki z napisem “nie płakałem po papieżu”.
Media i establishment jednak szły w zaparte. Podczas gdy papież w ekspresowym tempie zostawał świętym, narracja zmieniła się i ze zdumieniem zaczynaliśmy się dowiadywać, że Karol Wojtyła był największym Polakiem w historii, który własnoręcznie i samodzielnie obalił komunizm i doprowadził do upadku ZSRR. Jego pomniki, których już i za jego życia nie brakowało, zaczęły pojawiać się wszędzie jak grzyby po deszczu. Szkoły, ulice, place – nawet takie o historycznych nazwach – zaczęły nosić imię Jana Pawła II. Nawet jego ulubione kremówki znane są teraz jako kremówki papieskie. Papież zawędrował też do programu szkolnego. Karol Wojtyła był za młodu dramatopisarzem i werszokletą – kiepskim bo kiepskim, ale to papież, więc młodzież nagle musiała zapoznawać się z jego wypocinami. Historia, geografia, nawet matematyka – papieża zaczęto wciskać wszędzie gdzie tylko się dało. Jego rodzice, rodzeństwo czy przyjaciele stali się niejako świętymi przez proxy. Sprężynę ściśnięto tak, że musiała odbić z wielką siłą. I tak właśnie się stało.
Reakcja młodszego pokolenia zaskoczyła nawet badających młodzież socjologów: papież został memem. Zaczęło się od trollowania i odwracania oficjalnej propagandy: oczekuje się od Ciebie, że o 21:37 zgasisz światło żeby uczcić godzinę śmierci papieża? Młodzież rzuciła się do masowego spuszczania wody w kiblu. Nauczyciele pompują papieskie hagiografie na lekcjach? Zrób z papieża Bestię z Wadowic i zasyp internet memami o papieżu pedofilu. Wkrótce memy przeszły w fazę meta i stały się kompletnie oderwane od źródła – do dziś wielu Polaków młodszego pokolenia chichra się widząc gdziekolwiek te cztery cyfry 2, 1, 3, 7….
Kościół i establiszment przeszedł oczywiście do kontrofensywy, walcząc ze szkalowaniem największego z Polaków, co tylko dodało młodzieży zapału. Profile w mediach społecznościowych takie jak “mistrzostwa świata w szkalowaniu papieża” powstawały jak grzyby po deszczu pomimo usuwania ich kolejnych inkarnacji z Facebooka a memy z papieżem – tak zwane cenzopapy – od cenzurowanego papieża – stawały się coraz bardziej wulgarne. Nawet wpis oburzonego obrażaniem Jana Pawła II internauty zaczynający się od słów “no i ja się pytam człowieku dumny ty jesteś z siebie zdajesz sobie sprawę z tego co robisz? masz ty w ogóle rozum i godność człowieka?…” stał się memem sam w sobie i do dziś jako tzw. pasta robi kolejne rundki po internecie.
W rezultacie Jan Paweł II, który za życia był jednak dla większości Polaków jeśli nie autorytetem to przynajmniej postacią godną szacunku, stracił praktycznie całe znaczenie i jest dziś ważną postacią jedynie dla co bardziej radykalnych Katolików.
Parę lat później obserwowaliśmy ten sam scenariusz po śmierci prezydenta Kaczyńskiego w katastrofie lotniczej w Smoleńsku. To tragiczne wydarzenie wstrząsneło chyba wszystkimi Polakami, jednak niemal natychmiast zaczęło być wykorzystywane przez Jarosława Kaczyńskiego który na trumnie brata postanowił powrócić do władzy. Przez ostatnie 12 lat PiSowska propaganda wmawia nam, że Lech Kaczyński – w czasie swojej prezydentury postać wyśmiewana i uważana, za najgorszego z dotychczasowych prezydentów, z poparciem w rankingach oscylującym między 12 i 20% bez szans na reelekcję – to mąż stanu jakiego historia nie zna, którego bał się sam Władimir Putin. Jarosław z pomocą Macierewicza postanowił pompować teorie spiskowe jakoby katastrofa w Smoleńsku była wynikiem zamachu bo Lech Kaczyński był zagrożeniem dla rosyjskich planów wobec Europy i świata. Pamięć o zmarłym prezydencie celebrowana była dwa razy w miesiacu – podczas miesięcznic jak i wizyt Jarosława Kaczyńskiego z gronem najbliższych przydupasów na grobie brata w wawelskiej katedrze. O ile na początku szanowano potrzebę upamiętaniania przez Jarosława swojego zmarłego bliźniaka, to wkrótce ludzi zaczęli mieć dość rzucanych przez niego podczas tych imprez kłamstw i oskarżeń i na miesięcznicach – jak i pod Wawelem – pojawiać zaczęli się kontrmanifestanci. Rząd PiS po dojsciu do władzy próbował temu zapobiec zmieniajac prawo o prostestach, skończyło się jednak na tym, że komfort Kaczyńskiemu zapewniają kilometry barierek odgradzające dla niego całe kwartały miasta i armia policjantów nielegalnie prześladująca protestujących.
Ponownie kraj zalały pomniki Kaczyńskiego z małżonką. Pojawiały się setkami, bardzo często pomimo protestów lokalnych społeczności. Jego pomnik, wraz ze słynnymi smoleńskimi schodami, pojawił się na nielegalnie przejętym pod pretekstem potrzeb obronności kraju placu w centrum Warszawy.
Należałem do ostrych krytyków prezydentury Lecha Kaczyńskiego, ale tragedia w Smoleńsku wstrząsnęła mnie jak chyba każdym Polakiem. Przez chwilę ta tragedia połączyła nas i był to moment narodowej jedności. To było jednak za mało dla PiS, który w porozumieniu z kościołem doprowadził do pochowania Lecha Kaczyńskiego w wawelskiej krypcie. To już było dla narodu zbyt wiele: tragiczna śmierć urzędującego prezydenta to wielka tragedia, ale nie robi to z niego kogoś równego królom, Kościuszce czy Piłsudskiemu. Jako jeden z dziesiątek tysięcy Polaków podpisałem protest przeciwko pochówkowi Lecha Kaczyńskiego w tym historycznym miejscu. Ale PiS i tak postawił na swoim.
Tymczasem po drugiej stronie rzeki pojawił się bilboard zachęcający do picia zimnego Lecha. Memy i kawały o zimnym Leszku na Wawelu posypały się jak z rękawa. A dalej było już podobnie jak z papieżem, choc na znacznie mniejszą skalę. Jedno jest pewne – jeśli śmierć prezydenta mogła połączyć naród w tej tragicznej chwili a Lech Kaczyński pomimo swoich wad zapisać się ciepło w pamięci Polaków, PiS zmarnował tą szansę. Dziś mniejszym szacunkiem od Lecha Kaczyńskiego cieszyć się może chyba tylko opętany swoimi obsesjami i okazujący wszystkim pogardę na każdym kroku.
Słowa te piszę siedząc we Wrocławiu. Ale rozmawiałem z przyjacielem mieszkajacym w Edynburgu. Zapytałem go jak tam idzie pogrzeb królowej. “Pamiętasz Smoleńsk?” – zapytał – “Oni są już mniej więcej w momencie Wawelu”.
W dzisiejszej Polsce papież jest już tylko memem, Żółtą Mordą i gwałcącym małe dzieci Papajem. Pomniki smoleńskie są tak częstym celem happeningów i protestów, że muszą być strzeżone przez policjantów 24 godziny na dobę. Moim zdaniem to ostatni moment dla Wielkiej Brytanii żeby trochę przykręcić tą gałkę, która histerię po śmierci królowej podkręca na maksimum. Królowa była szanowana, nawet przez wielu Republikanów. Nie trzeba żałoby po niej wciskać poddanym do gardeł, pozwólcie ludziom wspominać ją po swojemu i swobodnie dyskutować to, co po sobie pozostawiła.
Królowa Elżbieta II bez wątpienia była kochana przez wielu swoich poddanych. Nie można tego samego powiedzieć o królu Karolu III. To jest bardzo istotny moment dla przetrwania momarchii – jeśli sprężyna odbije z taką siłą jak w Polsce nie skończy się na memach, może to oznaczać konieczność wywrócenia systemu politycznego kraju do góry nogami. No chyba, że Karolowi nie przeszkadza, że jego mama zostanie memem a jej pomniki będą musiały być pilnowane przez Bobbies a monarchia utraci całkowicie szacunek wśród społeczeństwa. W takim przypadku dobra robota, oby tak dalej!
Ilustracja: anonimowy mem.