Piątek… Piąteczek… Manifestunio.


Jeśli faktycznie istnieje coś takiego jak “rewolucja mediów społecznościowych” to właśnie obserwuję to na Facebooku. Jako że mieszkam w Szkocji, nie mam jak aktywnie brać udziału w wydarzeniach w kraju. Za to mam okazję spojrzeć na swój kraj z dystansu. I z tego co widzę, PiS osiągnął niezwykły sukces, choć nie do końca na tym polu, na którym się spodziewał: udało im się Polaków solidnie wkurzyć. 

Oczywiście na moim Facebooku widzę głównie to, co dzieje się w moim bąbelku, więc w żaden sposób nie można tego uważać za miarodajne źródło. Jednak nawet tutaj można zaobserwować pewne zjawiska, które wiele mówią o tym, jaka jest skala wydarzeń w kraju.

Od pewnego czasu obserwowałem jak moi nawet najmniej zainteresowani polityką znajomi zaczynają się angażować. Struny pękały w różnych momentach – ten wkurzył się po ataku na Trybunał, tamta nie mogła znieść kompromitacji Polski na arenie międzynarodowej, inni znowu nie mogą pogodzić się z próbą przejęcia sądów. Ostatni wyrzyg jadu, który “bez żadnego trybu” zaprezentował w sejmie prezes Kaczyński to była kropla, która przelała czarę u kilku kolejnych osób. Niektórzy zalogowali się po latach na swoje nieużywane konta tylko po to, aby podzielić się ogłoszeniem o planowanym proteście czy wyrazić zwyczajnie swoją wściekłość. Lawina ruszyła.

Wróciłem dziś do domu po tygodniu spędzonym w szkockich Highlands, gdzie nierzadko jest problem ze złapaniem zasięgu w komórce, nie mówiąc już o internecie. Niczym internauta z wizji Jarosława Kaczyńskiego zasiadłem do komputera z butelką piwa, zamiast pornoli jednak planowałem nadrobić zaległości w mediach społecznościowych. Miałem nadzieję zamienić parę słów z kilkoma przyjaciółmi, zajrzeć do innych na profil żeby zobaczyć co się dzieje. Jednak nic z tego nie wyszło. Przesuwając kółkiem myszy swoją Facebookową “ścianę” pomimo szczytu sezonu wakacyjnego nie widziałem żadnych zdjęć z wakacji czy dyskusji o planach wyjazdowych. Normalnie w piątek trafiałbym na selfiki nad kuflem piwa, umawianie się na weekendowe wyjazdy z góry – nic z tych rzeczy. Jedyne co widziałem na moim Facebooku to propagandowa aktywność moich znajomych o radykalnie prawicowych poglądach. No i jeszcze tradycyjny piątkowy wpis mojego kolegi ze studiów, ktory co piątek zadaje to samo pytanie “ktoś? Coś?”. Zwykle post zawiera linka do strony pubu czy jakiegoś wydarzenia kulturalnego. Tym razem proponował spotkanie się na marszu spod siedziby sądu na rynek… I to był jedyny wpis na mojej ścianie nie pochodzący od radykalnego zwolennika prawicy (chyba, bo tak naprawdę nie mam pojęcia jakie ów kolega ma poglądy, a przecież i wielu wyborców PiS protestuje przeciwko zawłaszczaniu państwa). Poza tym cisza. Nie było czasu na posuwanie pierdół w internecie kiedy trzeba było iść do miasta na manifestacje.

A po 21:00 powódź. Filmy, zdjęcia, komentarze… Jeden za drugim, moi przyjaciele i znajomi, zaczęli udostępniać relacje z manifestacji, w których brali udział. W miastach dużych i małych, w kraju i za granicą… Pochodzę z Wrocławia, więc najwięcej relacji dotyczyło protestów w tym mieście. Ku mojemu zaskoczeniu, w tłumie na rynku znaleźli się także ludzie, których prędzej niż o zaangażowanie w politykę podejrzewałbym o wstąpienie do Legii Cudzoziemskiej czy o coś równie szalonego. Tymczasem na rynek wylegli tłumnie także i oni. I było ich więcej niż wczoraj, a wczoraj było ich więcej niż przedwczoraj. A już przedwczoraj było ich mnóstwo.

Wielu z nich udostępniło na Facebooku filmiki kręcone komórkami. Nie znają się wzajemnie, więc na rynku stali w rozmaitych miejscach. Po kolei przeglądałem filmiki kręcone z różnych punktów manifestacji w różnych kierunkach – i na każdym z nich morze głów sięgało jak daleko było można okiem sięgnąć. Byłem bardzo zaskoczony tym, ilu ludzi wyległo na ulice, bo w końcu rynek Wrocławski do najmniejszych nie należy…

Tymczasem prezydent Andrzej Duda nawiał do swojej letniej rezydencji na Hel. Oczywiście jednak nie jest jedynym Polakiem spędzającym wakacje nad polskim morzem, a w odróżnieinu od niego wielu obywateli ma poczucie obowiązku i kiedy kraj jest w potrzebie, ruszają do akcji. To chyba pierwsza tak wielka manifestacja w tak małej miejscowości jaką w życiu widziałem:

Młody syn mojej przyjaciółki nie do końca rozumie sytuację. Z tego co sobie poukładał w głowie wyszło mu jednak, że politycy chcą mu zabrać internet i jest przerażony. Malując swoją własną biało-czerwoną chorągiewkę, z którą zamierza iść jutro na kolejny protest, zapytał mamy “czy PIS jest lekkomyślny i będzie robić ludziom na złość?”

Ośmioletni chłopiec już widzi to, co jest oczywiste – nie jest rozważnym nie liczyć się ze zdaniem suwerena. Czy jest szansa, że ta oczywistość dotrze także do PiSu?


Zdjęcie: Artur Śleziak, użyte za zgodą autora. 

Comments

comments

Dodaj komentarz