Tymczasem w Absurdystanie 203

Kolejny tydzień, kolejne protesty na ulicach. Tym razem chodzi o tzw. LexTVN, ustawę którą PiS chce ograniczyć zagraniczne wpływy na polski rynek medialny. Nie brzmi tak źle dopóki nie przyjrzeć się bliżej, bo wted jasne się staje, że chodzi o uniemożliwienie działalności TVN, jedynej (od czasu kiedy Polsat zaczął się przymilać Partii Karmicielce) stacji telewizyjnej ośmielającej się krytykować partię rządzącą. TVN należy formalnie do firmy holenderskiej, ale ta z kolei znajduje się pod kontrolą Amerykanów. Jesli prawo weszłoby w życie to aby kontynuować nadawanie, TVN musiałoby zmienić strukturę własności – i na to liczy PiS, że nawet jeśli nie uda się kupić stacji za pomocą jakiegoś Obajtka, to przynajmniej bedzie miało wpływ na nowego właściciela… 

Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

To oczywisty atak na wolność mediów – i nie jest to nowa idea. PiS mówił już od lat, jego działacze – tacy jak Krystyna Pawłowicz – nie ukrywali, że przejęcie niezależnych mediów jest częścią ich planu. Dlaczego jednak nagle wyciągnięto ten projekt i w ekspresowym tempie proceduje się go w parlamencie? Cóż, ostatnio rzeczy nie układają się po myśli PiS. Na przykład były oficer BOR zwierzył się Gazecie Wyborczej że gryzie go sumienie… Jak pewnie pamietacie w lutym 2017 kolumna rządowych limuzyn, którą Beata Szydło jechała na weekend do domu staranowała Fiata Seicento prowadzonego przez młodego mężczyznę (pisałem o tym tutaj). Media i prokuratura rządowa od razu ogłosiły, że winien jest staranowany, sugerowano nawet, że powinien być wdzięczny kierowcy BOR bo ów uratował mu życie rozbijając samochód premierki o drzewo. Sprawa jednak okazała się trudniejsza do rozwiązania niż się spodziewano, więc przechodziła z prokuratury do prokuratury a po drodze szkalowano świadków, gubiono ważne dowody rzeczowe na płytach CD – a wszystko po to, żeby nie potwierdzić wersji kierowcy Seicento, który twierdził, że kolumna nie używała wymaganych sygnałów dźwiękowych a do tego wyprzedzała w nielegalnym miejscu. No i teraz ten BOR-owik idzie do gazet i przyznaje się, że syren nie było – bo “władza” nie chciała zwracać na siebie uwagi, żeby ludzie nie mówili, że “się wozi” – a do tego – choć nikt oficjalnie mu takiego rozkazu nie wydał – wymagano od niego, żeby kłamał, a wszystko po to, żeby w spowodowanie wypadku wrobić niewinnego chłopaka. Mężczyzna ten opowiedział to wszystko dziennikarzowi Gazety Wyborczej pod własnym imieniem i nazwiskiem… 

Historię w pewnym stopniu potwierdza wyznanie byłego reportera TVP, który nadawał z miejsca wypadku. Według niego najpierw zrobiono mu awanturę o to, że na wizji powiedział o tym, że syreny nie były włączone, a kiedy dodał jeszcze do tego, że w miejscu wypadku jest podwójna linia ciągła zdjęto go z anteny. Materiał przygotował inny reporter ze studia i już wszystko było tak jak trzeba – syreny były włączone a na wizualizacji była nie tylko linia przerywana ale i boczna uliczka, w którą skręcało Seicento, wyglądała raczej jak jakiś wjazd na posesję…

I to jest najlepszy przykład dlaczego lexTVN jest tak istotną sprawą: TVN oczywiscie nie jest ani stacją idealną, ani nawet obiektywną czy bezstronną. Ale jest jedyną, która wciąż nie obawia się informować o przekrętach i nieprawidłowościach władzy. Kiedy TVN zniknie, narracja kompatybilna z tą, którą znamy już z TVP, praktycznie całkowicie zdominuje polskie kanały telewizyjne. A kolejne “regulacje rynku prasowego” pewnie wezmą na cel krytyczne wobec rządu portale czy gazety takie jak Onet, Wyborcza, Polityka czy Oko.press…

A standardy TVP to naprawdę dno den, i to nie tylko jeśli chodzi o tępą propagandę. Kolejny sensacyjny (przynajmniej dla kogoś, kto nie wie jaką szują bez skrupułów jest Jacek Kurski) materiał Gazety Wyborczej opisuje jak Jacek Kurski wykorzystuje przydzielonych mu ochroniarzy jako służbę domową: robią mu zakupy, wożą pranie do pralni, spełniają zachcianki jego żony a nawet karmią kota Kurskich kiedy państwa nie ma w domu. Czasem dostają też poważniejsze zadania – takie jak szpiegowanie przeciwników politycznych PiS czy śledzenie dziennikarek Wyborczej. A wszystko za pieniądze podatnika. Dziennikarze “Wyborczej” zgłosili się do TVP po wyjaśnienia. Zamiast tego otrzymali identyczne oświadczenia od swoich informatorów, którzy nagle doszli do wniosku, że wszystko wymyślili, żeby zrobić Kurskiemu na złość, ale to był błąd i teraz żałują. W świetle takich oświadczeń TVP uznało, że nie ma czego komentować… Tekst jednak i tak poszedł

A media to w państwie PiS nie jedyne narzędzie prania mózgów. Opublikowano propozycję programu nauczania nowego przedmiotu – historii i teraźniejszości. Program, napisany częsciowo przez kolegów ministra Czarnka, będzie oczekiwał od studentów nabycia wiedzy o żołnierzach wykletych, kardynale Wyszyńskim i, oczywiście, TYM Papieżu. Najważniejszym wydarzeniem po II. Wojnie Światowej okaże się nie przełom roku 1989, czy na przykład Stan Wojenny, ale katastrofa w Smoleńsku. Na szczęscie program obejmuje tylko okres do 2015 roku, jako że minister Czarnek miłościwie pozostawił opisywanie sukcesów obecnej władzy jej następcom. Nie wątpię, że będize co opisywać, tylko że akurat punktów u ministra czarnka uczciwy historyk to pewnie nie dostanie…

A skoro mowa o szkołach, to pojawiła się także propozycja nowego prawa według którego dyrektorzy szkół, którzy nie zapewnili swoim podpopiecznym wystarczającej opieki, mogą wylądować za kratkami nawet na osiem lat, jeśli uczniowie ulegną wypadkowi lub zostaną wykorzystani seksualnie. Nie wiadomo po co wprowadza się nowe prawo, bo już obecnie dyrektorzy, nauczyciele czy opiekunowie mogą być w podobnych przypadkach pociągnięci do odpowiedzialnosci karnej. Niektórzy podejrzewają, że chodzi o to, że ponieważ nowe prawo zapisane jest w sposób dość mglisty, ma ono posłużyć jako straszak na niepokornych dyrektorów szkół, nie pałających chęcią do wprowadzania w życie czarnkowych deform…

Do niewygodnych dla PIS informacji należy także prognoza regulatora rynku energetycznego, według którego Polacy w przyszłym roku mogą płacić o jedną czwartą więcej za prąd i o ok. 54% więcej za gaz, co dla ogrzewających domy gazem będzie katastrofą. To pewnie dlatego członkowie koalicji rządzącej tacy jak Janusz Kowalski czy Patryk Jaki od jakiegoś czasu gardłują o tym, że wysokie ceny energii to wynik polityki ekologicznej UE… A do tego jeszcze okazało się, że wbrew zapewnieniom Antoniego Macierewicza, który zerwał kontrakt na śmigłowce dla polskiej armii, będziemy musieli Francuzom płacić karę – 80 milionów złotych (a.k.a. 1.14 Sasina). O tym, że helikopterów jak nie było tak nie ma i polskie wojsko i marynarka nie lata ani francuskimi Caracalami, ani obiecanymi przez Macierewicza Black Hawkami, tylko dalej sypiącym się skansenem sowieckiej techniki z czasów Zimnej Wojny (z kilkoma kupionymi bez przetargu i za zbójeckie ceny wyjątkami).

Najlepszym jednak problemem armii jest sytuacja na granicy z Białorusią. Zgineło już co najmniej dwóch żołnierzy. Jeden zastrzelił się – podobno był to wypadek. W ostatnich dniach ujawniono przyczynę śmierci drugiego z nich – udusił się własnymi wymiocinami mając 3.7% promila alkoholu we krwi. Jak mówią dziennikarzom lokalni mieszkańcy wsi, w której zakwaterowano żołnierzy, libacje alkoholowe były wśród nich na porządku dziennym.

Ale największą katastrofą PR-owską jest dezercja kolejnego żołnierza. Minister Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak natychmiast poinformował, że żołnierz ów był kryminalistą (niedawno złapano go na jeździe po pijaku) i i tak miał wkrótce opuścić armię (złożył wypowiedzenie). Błaszczak domaga się także informacji, kto jest za stan armii, w którym tacy ludzie mogą służyć w tak newralgicznych miejscach jak granica z Białorusią, odpowiedzialni. Ja prawie wiedziałem tylko mi uciekło… Minister Rybołówstwa? Minister Sportu? Może Minister Rolnictwa? No, nie mogę sobie przypomnieć, ale idę o zakład, że za stan naszej armii odpowiada któryś z ministrów…

Tymczasem dezerter przeszedł na Białoruską stronę i poprosił tam o azyl, jako przyczynę podając nieludzkie traktowanie migrantów przez polskie służby. Momentalnie został zaprzęgnięty do propagandowej machiny Łukaszenki i w telewizji opowiadał tam historie o polskich żołnierzach mordujących migrantów w lasach z użyciem broni służbowej. Oczywiście wiemy już wystarczająco, aby być świadomi tego, że polskie służby mają wiele za uszami – co jest określeniem dość delikatnym, inni wolą wprost mówić o zbrodniach przeciwko ludzkości, potwierdzono już zgony co najmniej kilkunastu osób, ale z tego co udało się ustalić zmarły one z przyczyn naturalnych (jeśli wywożenie ludzi do lasu na mróz możemy uznać za coś “naturalnego” w środku Europy w 2021 roku… Mimo wszystko jednak rewelacje dezertera wydają się skrajnie nieprawdopodobne.

Ale oczywiście sprawdzić tego nie ma jak. Rząd wciąż strzela sobie w stopę, nie dopuszczając na granicę dziennikarzy. Jedyne informacje otrzymujemy od samych emigrantów albo mieszkańców tego obszaru. Jeden z nich – dziennikarz przyrodniczy piszący dla Wyborczej, Adam Wajrak, opublikował na swoim Facebooku zdjęcie “posterunku” polskiej armii.

W dołączonym do zdjęcia poście stawia hipotezę, że przyczyną nie dopuszczania granicy na ten newralgiczny obszar może być także obawa przed kompromitacją: rząd zwyczajnie boi się, że wojsko przy pracy może okazać się po prostu bandą amatorów nie posiadającą podstawowego wyposażenia i umiejętności, co stałoby z jawną sprzecznoscią z pieczołowicie budowanym na paradach wojskowych obrazem nowoczesnej armii…

Tymczasem jednak życie w Polsce – tak na lokalnym, jak na krajowym poziomie – toczy się zwykłym trybem. Ludzie w Lublinie żyją na przykład tym, że miasto przestawiło makietę starówki, żeby jeżdżace po chodniku taksówki miały ułatwiony przejazd. Media głównego nurtu przeżywają z kolei rzekome groźby karalne, które miał rzucać wobec swoich przeciwników politycznych Donald Tusk (który po prostu zacytował wiersz Czesława Miłosza “Który Skrzydziłeś”).

No ale może to już? Może już tylko głupi i ignoramcji są wciąż w stanie ślepo ufać PiSowi kiedy co sprytniejsze szczury – jak ostatni dziennikarze TVP, byli oficerowie BOR czy nawet żona ministra, która krytykując politykę partii swojego męża naraziłą się na ostrtacyzm ze strony jego rodziny – zaczynają już opuszczać tonący okręt?

Zobaczymy. Wydaje się jednak, że PiS faktycznie zaczyna już gnić. Ostatnie sondaże pokazują, że gdyby wybory odbyły się dzisiaj, nawet w koalicji z Konfederacją nie byliby w stanie stworzyć rządu. Tak więc jeśli nie stanie się nic nieprzewidzianego to zobaczymy teraz, czy PiS jest jeszcze w stanie oddać władzę, czy po prostu pójdzie już na całego śladami Łukaszenki…


Tekst powstał dla portalu Britské Listy
W kolażu użyto fotografii autorstwa użytkownika Piotrus (Wikipedia, CC 3.0) 

Comments

comments

Dodaj komentarz