Tymczasem w Absurdystanie 163

Tego zjawiska przez chwilę nie mieliśmy. Ale wróciło z hukiem. I to dosłownie. Kolejna rządowa limuzyna przywaliła z impetem w inny samochód w centrum Warszawy. Tym razem jazda z – według świadków – nadmierną prędkością zakończyła się wysłaniem niewielkiej Škody na złom a jej nieprzytomnego kierowcy do szpitala. W szpitalu skończyli także jadący rządowym autem – żaden z nich nie był politykiem. Ciekawe, czy tym razem też będą próbowali zwalić winę na kierowcę w którego uderzyło rządowe auto tak jak miało to miejsce w tym pamiętnym przypadku, kiedy limuzyna Beaty Szydło staranowała Seicento (więcej o tym tutaj)? Mnie by to nie zaskoczyło. W końcu mówimy o władzy która po tym, jak pracownik TVP próbował nastraszyć uczestników odbywającego się na deptaku protestu i potrącił jednego z nich postawiła zarzuty blokowania ruchu ofierze szalonego motocyklisty. Tak: człowiek, którego na deptaku potrącił motocykl odpowiada za blokowanie ruchu.

Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

Dzięki nowym kadrom PiS takie zachowania stają się powoli naszym hitem eksportowym. Na Filipinach nasz wicekonsul spowodował skandal dyplomatyczny a lokalni politycy domagają się jego wydalenia po tym, jak uderzywszy w inny pojazd oddalił się z miejsca wypadku. Kiedy dotarła do niego lokalna policja chwalił się rzekomo tym, że jako dyplomata “jest ponad prawem”, obrażał Filipińczyków, groził im, że sprawi, że “żaden Filipińczyk nie dostanie europejskiej wizy” aż w końcu zgodził się na zapłatę odszkodowania, ale jedynie ułamka tego, co ofiara spowodowanego przezeń wypadku potrzebuje na leczenie bo “Filipińczycy i tak są biedni”.

Polscy policjanci też mają dużo do roboty z Polakami za kółkiem. Dlatego postanowili skupić się na jednym z nich – działaczu opozycji, który wyjechał na ulice ciągnąc za swoim samochodem wymalowaną w antyrządowe hasła przyczepę kempingową. Został natychmiast zatrzymany do “rutynowej kontroli”, która trwała cztery godziny, przez które dziesięciu policjantów desperacko próbowało znaleźć w jego pojeździe jakieś usterki techniczne.

Inni stróże prawa tymczasem opracowali nową metodę gnojenia przedsiębiorców, którzy postanowili zignorować nielegalne zakazy i postanowili otworzyć swoje przedsiębiorstwa: policjanci wpadają im do lokalu i pod pretekstem podejrzenia przestępstwa zajmują im kasy fiskalne. A o to, aby Prawo i Sprawiedliwość triumfowało dba nie tylko policja, ale i sam minister, który złożył własnie kasację w Sądzie Najwyższym w słynnej sprawie nauczycielki, która prawomocnie już została uznana za ofiarę mobbingu i dyskryminacji religijnej po tym, jak zdjęła z gwoździa w pokoju nauczycielskim powieszony bez konsultacji z innymi krzyż.

Tymczasem inna instytucja – uznana za nielegalną przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego – zajęła się sprawą grającego na dwa fronty adwokata, któremu na trzy lata odebrano prawo wykonywania zawodu po tym, jak będąc zatrudniony przez Kurię udawał obrońcę ofiary księdza pedofila, działając na jej szkodę. Pomimo tego, że został uznany winnym w dwóch instancjach,Izba Dyscyplinarna doszukała się błędów proceduralnych i nakazała całą sprawę rozpatrzeć od nowa. 

Błędami proceduralnymi natomiast nie przejmuje się Minister Edukacji Czarnek, który w ogóle procedurom się nie kłania. Samodzielną decyzją podkręcił listę publikacji naukowych w taki sposób, aby czasopisma, w których publikuje on i jego koledzy były wyżej klasyfikowane w rankingu, dzięki czemu nawet już opublikowane artykuły nagle przyniosą ich autorów więcej punktów w akademickiej hierarchii. I tak jeśli publikujesz coś w takim na przykład “Biuletynie Stowarzyszenia Absolwentów i Przyjaciół Wydziału Prawa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego” dostaniesz za to tyle punktów, jakbyś publikował w jakimś renomowanym piśmie o międzynarodowym statusie. W rezultacie na przykład Czarnkowa praca naukawa – taka jak ta tutaj, w której powołując się na Arystotelesa, samego siebie, swoich kolegów i książki o tym, jak zły Islam niszczy Europę, dowodzi on, że niezależnie od tego, co wszyscy mówią, prawo naturalne zawsze było i zawsze będzie fundamentem Europy, bo zbudowana jest ona na chrześcijańskich tradycjach – jest dziś “warta” tyle, co opublikowanie wyniku wieloletnich badań w renomowanym żurnalu astronomicznym o blisko stuletniej tradycji. 

Zapewne jedynie kwestią czasu jest moment, w którym status akademicki uzyskają inne publikacje związane z akolitami PiSu. Bo czyż zachowania dla przyszłych pokoleń nie powinien dostąpić tekst Tomasza Sakiewicza zatytułowany “Dlaczego Pan Bóg lubi Kaczyńskiego” rozpoczynający się słowami “Oczywiście ja grzesznik takiej wiedzy od Pana Boga nie mam. Powiem więcej, czasem nawet lekko dziwię się Stwórcy, bo fakt, że Jarosław Kaczyński potrafi załatwiać Boże sprawy tak, żeby nie było nawet wiadomo, że je sprawił, pewnie mu w niebiosach plusuje.”…? A może i uczniowie podstawówki czy liceum będą w stanie stworzyć jakieś wiekopomne dzieło dzięki instruktażowi jak napisać dobrą rozprawkę, który jako przykładowy temat zaleca rozważanie tego, “że współczesna młodzież nie dorównuje pokoleniu Alka, Zośki i Rudego?”

Ale może to i dobrze, że Ministerstwo Edukacji w końcu robi coś, aby uczyć młodzież umiejętności, które przydadzą się jej w przyszłości na rynku pracy? Bo patrząc na to, w jakim kierunku zmierza sytuacja na polskim rynku medialnym, najbardziej pożądaną umiejętnością może być faktycznie pisanie pod tezę, choćby kompletnie bzdurną. Bo jeśli PiSowi uda się operacja przejmowania mediów na wzór węgierski, to zostaną nam tylko media piszące pod rządowe dyktando – po tym, jak większość mediów lokalnych przejął Orlen (więcej o tym tutaj), pojawił się pomysł opodatkowania przychodów (tak, przychodów a nie dochodów!) z reklam. Dzięki temu nie dość, że dowali się mediom niezależnym, to jeszcze będzie więcej kasy na TVP. 

Oczywiście ja sobie zdaję sprawę z tego, że teoretycznie ten podatek będą musiały płacić także media prorządowe. Ale po pierwsze one żyją z reklam instytucji państwowych i spółek kontrolowanych przez rząd. Już samo reklamowanie się w tego rodzaju mediach nie ma większego sensu i jest tylko formą ukrytej dotacji dla zaprzyjaźnionych mediów, więc nic nie będzie stało na przeszkodzie, żeby takie media podwyższyły sobie cennik reklam – rządowe firmy zapłacą bez mrugnięcia okiem. A do tego w odróżnieniu od konkurencji, dla mediów znanych dawniej jako publiczne reklamy nie są jedyną formą zarobku – dostają też pieniądze z abonamentu oraz szczodre datki przyznawane im przez rząd czy parlament. 

Te zakusy na wolność mediów spowodowały protesty na niespotykaną wcześniej skalę. Wszystkie wiodące niezależne gazety wydrukowały na pierwszych stronach listy otwarte tłumaczące powody protestu. Stacje radiowe i telewizyjne zaprzestały nadawania na całe 24 godziny, zastępując swoje programy czarną planszą z informacją o protestach. Celem tych działań było pokazanie widzom i czytelnikom jak wyglądać będzie Polska w której nie będą istnieć media krytycznie spoglądające na rząd. Wielu rodaków po raz pierwszy od lat włączyło TVP czy nastawiło odbiorniki radiowe na któryś z państwowych kanałów. Czy podobało im się to, co tam usłyszeli? Sądząc po obserwowanych w internecie reakcjach, jest gorzej niż się spodziewali. Bo i też prawdą jest, że o ile wśród załogi Kurskiego i Pereiry próżno szukać dziś profesjonalnych dziennikarzy, to nie brakuje tam bezczelnych cwaniaków. Wystarczy wspomnieć o tym, w jaki sposób wykonali sądowy wyrok nakazujący im publikowanie na głównej stronie portalu TVP.INFO przeprosin: umieścili je, ale jednocześnie dodali do kodu strony komendę, dzięki której strona automatycznie zjeżdżała w dół w taki sposób, że przeprosiny wyjeżdżały poza ekran. Trzeba było wiedzieć o tym, że tam są i ręcznie przesunąć stronę z powrotem do góry żeby móc je przeczytać. I pewnie takich zagrań będziemy obserwować więcej, bo nie była to jedyna sprawa, którą ostatnio przegrali po tym, jak poszkodowany wykazał w sądzie, że pokazali go w krzywdzący sposób.

Nic więc dziwnego, że co raz więcej osób – wliczając w to niżej podpisanego – bojkotuje pisowskie media i odmawia współpracy z nimi. Ostatnio dwóch dziennikarzy Polskiego Radia niezależnie od siebie chciało rozmawiać ze mną na temat sytuacji w transporcie drogowym do Anglii po Brexicie. Co mnie zaskoczyło to to, że po tym, jak im odmówiłem tłumacząc, że z rządową szczujnią rozmawiać nie będę, nawet nie próbowali zaprzeczać, że Polskie Radio jest dziś stacją propagandową. Próbowali jedynie przekonywać mnie, że oni i prowadzone przez nich programy są wyjątkiem i akurat u nich w programie nie ma polityki ani nacisków z góry…

Ale o ile z tego co wiem obyli się bez mojej opinii na temat sytuacji kierowców w Kent (więcej o tym przeczytacie w moim artykule dla rzeszowskich Super Nowości), to czasem jednak zdanie eksperta jest potrzebne. A co zrobić, kiedy specjalizujący się w problemach Ameryki Łacińskiej dziennikarz odmawia współpracy z rządową szczujnią? Można na przykład ukraść fragmenty programu na Youtubie, w którym o temacie rozmawiał wcześniej… I tylko żeby ci idioci byli w stanie podpisać jego nazwiskiem właściwą osobę… 

Dla wielu Polaków demonstracja tego, jak wyglądać będzie medialny świat Dobrej Zmiany był zimnym prysznicem. Nic więc dziwnego, że TVP robiło wszystko, aby zażegnać tą sytuację. Koła propagandowej machiny rozgrzewały się do czerwoności, poza tym próbowali akcję wyśmiewać, albo chwalili się tym, jak dzięki brakowi konkurencji wzrosła im oglądalność (co zabawne, choć wzrostem oglądalności swojej TV Republika pochwalił się także Tomasz Sakiewicz, to statystyki są bezlitosne: wciąż więcej Polaków wolało oglądać statyczną planszę w mediach niezależnych niż przygotowane przez Republikę programy). Uruchomiono także specjalny telefon, na który można dzwonić w celu wyrażenia poparcia dla TVP, a co ładniejsze wariacje na temat klasycznej pieśni rozpoczynającej się słowami “Łubu dubu, łubu dubu” transmitowano na antenie. Krytyczne telefony, których niewątpliwie nie brakowało, na publikację oczywiście liczyć nie mogły. 

W dobie tak istotnych protestów nawet do niemrawej Platformy Obywatelskiej dotarło, że to jest właśnie ten moment, w którym powinna wreszcie coś zrobić. Dlatego jej posłowie postanowili się pokłócić o to, czy poprzeć prawa kobiet, czy dalej udawać że tzw. “kompromis aborcyjny” z 1993 roku wszystkich zadowala. Ale nie wszyscy dotrwali do końca kłótni, były takie posłanki Koalicji, które postanowiły przejść do Hołowni, choć dopiero co zarzekały się, że nie zgadzają się z nim w fundamentalnych kwestiach. Na pewno przekonał ich, że warto usiąść i rozmawiając szukać kompromisu. 

Tymczasem politycy PiS przystąpili do zmasowanego kontrataku. Pomimo faktu, że opisana przez reporterów Onetu sytuacja z wadliwymi karabinkami Grot (więcej o tym tutaj) okazała się prawdziwa (o czym świadczy fakt, że wszystkie 43 000 sztuki wracają do producenta), poseł Suski nie omieszkał porównać śledztwa dziennikarskiego Onetu do zbrodni popełnionej przez Nazistów na pracownikach polskiej zbrojeniówki w 1942 roku: 

Jego kolega partyjny (i, o zgrozo, członek rady IPN) Krzysztof Wyszkowski porównał Onet do faszystowskiego pisma “Der Sturmer”.

Według polityków PiS, media w Polsce, pozostające pod kontrolą sił zagranicznych, albo podkopują polską rację stanu, albo wysługują się swoim zagranicznym mocodawcom. Według nich prasa nie jest w stanie znaleźć złotego środka i z szacunkiem i życzliwością krytykować poszczególne aspekty polityki rządowej, gdzie trzeba oferując pozytywną i przyjacielską krytykę. Pojawia się pytanie: “Dlaczego ta, tak zwana demokratyczna, prasa, która tak bardzo polega na zagranicznym finansowaniu, nie jest w stanie zauważyć jak zmieniamy państwo na lepsze? Dlaczego nie widzi ile dobra przynoszą nasze programy socjalne, jak bardzo zredukowaliśmy bezrobocie, jak ciężko pracujemy nad moralną odnową sprzątając bałagan, który pozostawiła po sobie poprzednia władza?”

A wiecie co jest w tym najgorsze? Oni dokładnie tak właśnie uważają. Nie będziecie mieli problemu ze znalezieniem potwierdzających to cytatów. Ale nie szukajcie ich w poprzednim akapicie, bo ten zawiera cytaty nieco starsze – mające, w chwili kiedy to piszę, dokładnie 87 lat i 9 dni. To są słowa wypowiedziane 7 lutego 1934 roku przez Josepha Goebbelsa.

I kto teraz wygląda jak hitlerowiec, panie Suski? 


Tekst powstał dla portalu  Britské Listy
W kolażu wykorzystano zdjęcia autorstwa Pictures used for collage:
Artura Grycuka (Marek Suski, budynek TVP) i z niemieckich archiwów państwowych (Joseph Goebbels).
Wszystkie na licencji Creative Common 3.0 za pośrednictwem Wikipedii

Comments

comments

Dodaj komentarz