Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii
Kliknij tutaj aby zobaczyć wszystkie dotychczasowe odcinki
“– 17 września 1939 roku wraz z wejściem Sowietów do Polski okupanci rozpoczęli tworzenie represyjnego systemu sądownictwa.” – rozpoczął swoją dramatyczną przemowę Michał Rachoń – “Mianowani i kontrolowani przez Sowietów sędziowie w samych tylko latach 1944-1955 skazali na śmierć 8 tys. osób. Komunistyczne sądy i bezpieka mordowały dziesiątki tysięcy polskich bohaterów walczących z okupantem – „żołnierzy niezłomnych”, bohaterów roku 56′, 70′, 76′. Skazywały członków „Solidarności” w stanie wojennym na zlecenie Jaruzelskiego i Kiszczaka. Ci sami ludzie po 89 roku nagle zaczęli nazywać się niezawisłymi sędziami i stali się strażnikami umowy Okrągłego Stołu. Ich środowisko miało oczyścić się samo, ale od sądów rejonowych po Sąd Najwyższy i Trybunał Konstytucyjny zasiadali w nich współpracownicy bezpieki i ludzie mający krew polskich bohaterów na rękach. Ich dzieci dzieci awansowały w strukturach bezprawia przez 30 lat, czego jednym ze skutków był brak rozliczenia komunistycznych zbrodni. Ten system właśnie się wali. Nowa ustawa o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Czy lipiec 2017 roku będzie datą, kiedy po raz pierwszy od wejścia Sowietów do Polski, kiedy Polacy odzyskają demokratyczną kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości?”
Cóż, prosta odpowiedź na to pytanie brzmi: NIE. Polski system sądownictwa pozostawia wiele od życzenia, ale nie jest zdominowany przez stalinowskich aparatczyków już od wielu lat. Po pierwsze, średnia wieku polskiego sędziego, z którym najczęściej ma do czynienia zwykły obywatel to coś pomiędzy 35 i 40 lat, co, jesli pamiętamy, że komunizm skończył się w Polsce w 1989 roku oznacza, że w odróżnieniu od posłów Piotrowicza czy Pawłowicz, którzy tak krzyczą o pozbywaniu się komunistycznych złogów, raczej nie mogą pochwalić się dyplomami zdobytymi za czasów komunistycznego reżimu – w najlepszym przypadku może to być odznaka Wzorowego Ucznia. Ok, sędziowie w sądach wyższych instancji są najczęściej po pięćdziesiątce, raczej wątpię, by nawet tak stronniczemu “dziennikarzowi” jak Rachoń udało się znaleźć któregoś z tych 110-letnich stalinowców. A nawet, jeśli uwierzymy w PiSowską narrację jakoby poglądy przejmowało się po rodzicach, to jak na razie jeszcze stanowisko sędziego nie jest w tym kraju dziedziczne.
Po drugie, jeśli ktoś chciałby doszukać się jakichś funkcjonariuszy poprzedniego reżimu, to akurat najłatwiej o takich w PiSie. To naczelny ekspert prawny Kaczyńskiego, towarzysz Stanisław Piotrowicz, były prokurator stanu wojennego, odznaczony brązowym krzyżem zasługi który o utrzymanie komuny walczył niemal do ostatniej chwili. Albo były wiceminister sprawiedliwości Anrzej Kryże, który jako sędzia w 1980 skazał, między innymi, późniejszego prezydenta Bronisława Komorowskiego za udział w obchodach 11 listopada i stwierdzenie faktu, że komunistyczna Polska nie jest krajem wolnym. Nic więc dziwnego, że partii, z której po tym, jak opuścili ją ostatni przyzwoici ludzie, składa się z cynicznych karierowiczów, ludzi o dziwnej niekompatybilności z rzeczywistością albo starych komuchów w nowych szatkach właśnie wprowadzenie na siłę z powrotem PRL wydaje się jedynym sposobem na naprawę problemów trapiących Polskę…
Więc o co chodzi w tym absurdalnym rancie Rachonia? No cóż, maszyna propagandowa Kurskiego musi pracować na pełnych obrotach, aby przygotować grunt pod ostateczne rozmontowanie trójpodziału władzy w naszym kraju. Nowe prawo dotyczące sądów de facto podda je kontroli jednego człowieka: Ziobry. I to od razu, bo uradzono, że przedterminowo skróci sie kadencje członków Krajowej Rady Sądownictwa (z wyjątkiem tych, których Ziobro postanowi sobie zatrzymać). Oczywiście parlament nie ma prawa tego zrobić, bo jest to wbrew konstytucji, ale właśnie po to przecież PiS zaczął od przejęcia Trybunału. Więc wystarczy teraz przepchnąć sprawę przez Senat, Adrian może się trochę podroczy ale w końcu podpisze, bo jest przecież od podpisywania jak dupa od srania, i będziemy mieli w Polsce PRL-bis. A raczej PRL-PiS, gdzie zasadniczą różnicą będzie to, że oprócz komunistycznych aparatczyków będą nami rządzili karierowicze pod wodzą szaleńca.
Spójrzcie na Jarosława Kaczyńskiego podczas ostatniej miesięcznicy. Spójrzcie na płomień w jego oczach, kiedy bezwiednie mamrocze wraz ze skandującym tłumem swoje własne imię (od 0:43′):
To nie pierwszy raz, kiedy Kaczyński dał się porwać uwielbiającym go tłumom. Tym razem jednak państwo poszło o krok dalej. Ci, którzy skandowali nieodpowiednie nazwisko (np “Lech Wałęsa”) zostali spisani przez policję.
Jarosław Kaczyński może powoli odpływać od rzeczywistości, bo żyjąc w bąblu tworzonym dla niego przez gromadę jego akolitów, nie ma z nią praktycznie żadnego kontaktu. Jedyne, co dla niego ważne to polityczne gierki i zemsta, a nawet w życiu politycznym bierze udział pod czujnym okiem swoich pomagierów. Kiedy poseł opozycji chciał wręczyć mu niewielki poradnik dla polityków dotyczący rządów prawa, zasłonili go oni własnymi ciałami:
W rzadkich sytuacjach, kiedy stawia czoła światu zewnętrznemu, robi to jedynie pod warunkiem, że wszyscy dostosują się do wyznaczonych przez jego pomocników zasad. I tak jeśli ja konferencji dziennikarka postanowi zadać niewygodne pytanie, audiencję uwaza się za skończoną:
I tak dziennikarka miała szczęście, że pracuje dla telewizji prywatnej. Dziennikarz Polskiego Radia o mało co nie stracił pracy za to, że podczas wywiadu nie właził w tyłek pani premier jak reszta funkcjonariuszy Dobrej Zmiany w mediach publicznych…
Tymczasem Kaczyński nie jest jedynym członkiem rządu podejrzewanym o to, że ma problemy z głową. Również Antoni Macierewicz przez wielu uważany jest za srogiego wariata. I to nie od dziś: Bogdan Lis, członek opozycji w stanie wojennym wspominając swpke spotkanie z Macierewiczem w 1983 mówi, że już wtedy uznał, że Macierewicz albo jest szaleńcem, albo agentem KGB. Jesli wierzyć Tomaszowi Piątkowi, który dokładnie prześledził podejrzane kontakty ministra z Rosją, prawdą może być ta druga opcja (albo nawet obie). Instytucje państwa zareagowały błyskawicznie, ale jeśli myślicie, że rzuciły się sprawdzać prawdziwość owych podejrzeń, to chyba ostatnie dwa lata spędziliście zamknięci w piwnicy. Nie, prokuratura wojskowa wszczęła śledztwo przeciwko Piątkowi (a jak go będą chcieli oskarżyć, to go wsadzą w kamasze? Bo przecież jest cywilem…) podejrzewając go o następujące zbrodnie:
1. używanie gróźb i przemocy w celu wymuszenia konkretnych działań na funkcjonariuszu państwowym
2. publiczne obrażanie konstytucjonalnej instytucji RP
3. atak na funkcjonariusza publicznego.
W normalnym kraju Macierewicz po prostu wyszedłby z pozwem cywilnym przeciwko Piątkowi o pomówienie. Ale wtedy sąd musiałby się przyjrzeć sprawie bliżej i sprawdzić, czy zarzuty Piątka mają podstawy, albo czy przynajmniej dołożył należnej dziennikarskiej staranności. Zamiast tego Macierewicz użył podległej sobie prokuratury aby zaprzęgła mechanizmy państwa do obrony jego prywatnych spraw. Innymi słowy, mamy przedsmak tego, jak będzie wyglądać sprawiedliwość po przejęciu sądów przez PiS. Przed tym właśnie zagrożeniem ostrzegają najwięksi eksperci. Ale jak zwykle PiS ma swoich. Wśród nich – byłego mafiozę.
Dziwnym jednak trafem prokuratura nie wykazuje się takim zapałem kiedy szkalowany jest nie tylko jeden polityk PiSu, ale cały naród. Wojciech Cejrowski, człowiek, który całym swoim życiem zaprzecza tezie, jakoby podróże kształciły, oznajmił właśnie podczas wywiadu radiowego, że wszyscy Ukraińcy to mordercy i gwałciciele, a kiedy dziennikarz próbował ratować sytuację dopytując, czy aby na pewno wszyscy, z pełną świadomością potwierdził swoją opinię. To dla prokuratury jednak nie jest przypadkiem mowy nienawiści.
Rozkręcanie nienawiści przeciwko Ukraińcom akurat wpisuje się w politykę obecnej władzy. W tej dziedzinie akurat idą ramię w ramię z rosyjską propagandą, przy czym ta znad Wisły jest na znacznie niższym poziomie, za co prawdopodobnie odpowiada fakt, że publiczne media wyczyszczone zostały z fachowców mających choćby i podstawową wiedzę w temacie dziennikarstwa. I tak na Facebookowej stronie TVP Historia pojawił się wpis mający upamiętnić rocznicę ludobójstwa na Wołyniu. Załączona jednak do wpisu fotografia ilustrowała zbrodnię popełnioną na Ukraińcach przez Polaków, co nie tylko ośmiesza propagandową stację ale również podważa oficjalną narrację, w myśl której Polacy byli tylko niewinnymi ofiarami, a winnymi wszelkiego zła są inne narody… Choć wpis szybko został usunięty, zdjęcie powieliły liczne prawicowe media.
No a jeśli taka jest jakość publicznego radia i telewizji to nic dziwnego, że oglądalność i słuchalnosć spadają na łeb na szyję. Dla wszystkich jasne jest, że propaganda o finezji ruskiego spychacza jest zwyczajnie niestrawna dla większości myślących Polaków. Jednak aktywiści PiS mają swoje wyjasnienia: np. członkini KRRiTV Teresa Bochwic spadek słuchalności radiowej “Jedynki” przypisuje temu, że “przestali jej słuchać stare ubeki”. Naprawdę jestem pełen podziwu jak PiSowi udaje się wmawiać ludziom, że w 30 lat po upadku komuny “stare ubeki” to wciąż tak istotna i wpływowa grupa społeczna…
Ponieważ media publiczne nie są w stanie dotrzeć do nikogo poza grupą hardkorowych PiSowców, propagandę trzeba uprawiać także na innych frontach. I tak z wielkim zapałem przystąpiono do dekomunizacji nazw ulic, które zostały się po słusznie minionym systemie. W całym kraju patroni ulic budzący choć pobieżne skojarzenia z komunizmem muszą ulec zmianie (najlepiej, oczywiście, na ulice Lecha Kaczyńskiego, ale jedna na miejscowość wystarczy, więc inne ikony prawicowej historiografii też mają szansę się załapać). Prowadzi to do absurdów takich jak w Krakowie, gdzie jeden z radnych domagał się zmiany nazwy ulicy Dworcowej. A raczej ulicy Dworcowa, bo według niego ulica swoją nazwę zawdzięcza nie znajdującej się w pobliżu stacji kolejowej, a sowieckiemu pisarzowi o nazwisku Dworcow. (Николай Григорьевич Дворцо́в). Inni domagają się pozbawienia ulicy Ludwika Waryńskiego. Co prawda ten XIX wieczny działacz socjalistyczny z PRL-em nie miał nic wspólnego, ale skoro jego twarz patrzyła na nas ze starej stuzłotówki, to można go chyba uznać za beneficjenta poprzedniego systemu? W Prochowicach rykoszetem dostał Mikołaj Kopernik, a jego ulica nazywać się teraz będzie Zamkowa. Miejmy nadzieję, że nie było w Rosji żadnego działacza komunistycznego, który nazywał się Zamkow, bo jednokrotna zmiana adresu chyba już jest dla mieszkańców wystarczającym problemem…
Niektóre samorządy próbują wykręcić się od tego szaleństwa swoistymi trikami. W celu uniknięcia niepotrzebnych kosztów zmiany ulic odbywają się tam po prostu poprzez nadanie im nazwom nowego znaczenia. I tak np. ulica 9 maja upamiętniająca ukończenie II Wojny Światowej według czasu moskiewskiego ma od teraz upamiętniać historyczny moment prowadzacy do powstania Unii Europejskiej. A patronem ulicy Krasickiego przestanie być komunistyczny aktywista Janek, który miejsca ustąpi pisarzowi Ignacemu.
Zmian wymaga także hymn narodowy. Według niektórych posłów PiS wers “dał nam przykład Bonaparte jak zwyciężać mamy” musi zostać zmieniony. Nie będzie nam w hymnie przykładu dawał jakiś Francuz, skoro zwycięstw uczyć się możemy od Sobieskiego, który, jak pamiętamy, spuścił łupnia Muzułmanom, co w dzisiejszej atmosferze antyislamskiej histerii może być dodatkowym plusem.
Prawicowa propaganda atakuje Polaków z każdej strony. Patriotyczne murale, patriotyczna odzież, patriotyczne piwo, a nawet patriotyczna fasola, pomagająca zapewne generować patriotyczne pierdy… Wśród zalewu biało-czerwonych gadżetów prześlizgują się propagandowe bilboardy, takie jak ten z fałszywą lekarką która twierdzi, że aborcja powoduje raka – rząd oczywiście z owymi nie ma nic wspólnego, z drugiej jednak strony nie widzi nic złego w tym, że ktoś głosi takie dyrdymały. Na szczęscie internety jak zwykle stają na wysokości zadania i propaganda została zestrzelona przy pomocy prześmiewczej przeróbki na ktorej jak najbardziej istniejący doktor Chazan staje sie twarzą statystycznej informacji, że 92% ludzi, którzy dostali raka zostało wcześniej ochrzczonych…
Na szczęście nie wszystkich Polaków zadowala 500+ i patriotyczne piwo. Dla wielu z nas przyszłość naszego kraju jest naprawdę istotna, dlatego nie zgadzamy się na to, aby PiS ukradł nam demokrację. W momencie, w którym piszę te słowa, masowe demonstracje odbywają się na ulicach miast całej Polski po tym, jak w Senacie przepchnięto ustawę, która czeka już tylko na podpis prezydenta. Ale czy PiS przestraszy się tłumów? Obawiam się, że niekoniecznie. Pytani, czy nie rozumieją, że wprowadzane dziś przez nich zmiany w prawie mogą w przyszłości posłużyć innej władzy do przejęcia kraju na własność bez żenady odpowiadają, że oddanie władzy nie jest nawet przez nich rozpatrywane jako opcja. Być może jest to oznaka arogancji, ale może być też tak, że są po prostu realistami. Pomimo wszystkiego PiS wciąż cieszy się dużym poparciem Polaków.
Tymczasem Uniwersytet Wrocławski kilka dni temu musiał wypuścić apel do swoich studentów aby powstrzymali się od wgrywania do systemu selfików ze snapchata z dodanymi uszkami i noskami wesołych zwierzątek. Najwyraźniej zrozumienie faktu, że samojebka z filtrem słodkiego szczeniaczka nie do końca nadaje się na zdjęcie do legitymacji jest dość dużym wyzwaniem. A pamiętajmy, że Uniwersytet Wrocławski to jednak jedna z lepszych uczelni, można by się spodziewać, że jego studenci to elita intelektualna naszej młodzieży… Młodzieży, która należy do jednej z najbardziej prawicowych w Europie.
Przypadek? Nie sądzę…
Zdjęcie: Jarosław Kaczyński i Stanisław Piotrowicz.
Autor zdjęcia: Silar, CC BY-SA 4.0, via Wikipedia
Ten tekst ukazał się w portalu Britske Listy
[…] stanie się rzeczywistością wcześniej, niż się wszyscy tego spodziewali. Już w tym cyklu była mowa o tym, jak rząd zmusza samorządy do tego, aby na potęgę dekomunizowały nazwy ulic i placów. […]