Polak wie lepiej

Znaleźć potrzebne informacje w dobie internetu to żaden problem, szczególnie w Wielkiej Brytanii, gdzie większość instytucji oferuje przejrzyste strony internetowe, a dla co mniej obeznanych z lokalnym językiem często jest także możliwość zamówienia ulotek informacyjnych po polsku. Prawdziwy Polak jednak zaczerpnięciem informacji ze źródła się nie zhańbi. Prawdziwy Polak do wszystkiego musi dojść sam. I właśnie ta prawidłowość napędza w dużym stopniu polonijne fora internetowe.

Przechwycenie obrazu ekranu - 16.03.2015 - 17:30:36Bo „własnoręczne dochodzenie” informacji w większości przypadków przebiega jednak po najmniejszej linii oporu. Dlatego owe fora zalewane są nieustanną falą pytań, od „jak dojechać na Prestwick”, przez „czy ktoś wie jak się pracuje w fabryce marchewek pod Edynburgiem”, po żądania odpowiedzi na pytania wysoce specjalistyczne, począwszy od kwestii nostryfikacji dyplomów i uprawnień specjalistów obsługi wyrafinowanych urządzeń medycznych, a na kwestii zlokalizowania sklepów z produktami dla transwestytów skończywszy. Forum, traktowane często jako wyrocznia, dostarcza mniej gramotnej części polskiej społeczności odpowiedzi nie wymagających kwestionowania, natomiast tym co bardziej zorientowanym w różnych aspektach życia w UK – nieustającej rozrywki. Jednak spod warstwy absurdalnych porad i klepanych w kółko mitów wyłania się obraz polskiej społeczności który już nie jest taki zabawny.

Jak często zdarza się w internetowych dyskusjach, forum zawsze wie lepiej, a dyskusja z forumowymi mądralami przypomina grę w szachy z gołębiem – poprzewraca wszystkie pionki, dziobnie w rękę, na koniec nasra na szachownicę i będzie się puszył. W rezultacie polonijne fora opanowała samonapędzająca się spirala głupot i bezsensownych mitów, ponieważ ci, którzy naprawdę znają się na rzeczy oddają pole forumowym „ekspertom”, bo zwyczajnie mają lepsze rzeczy do roboty, niż wyjaśnianie po raz -nasty, że na przykład wymiana polskiego prawa jazdy na brytyjskie wcale nie jest obowiązkowa.

Uśmiech z twarzy czytającego znika, wraz z liczbą przeczytanych wątków z poradami na polskich forach. Otóż wyraźną tendencją wydaje się być podejście: „Polak wie lepiej, a ludzie miejscowi to głąby”. Jeśli ktoś, dla kogo sprawdzenie prostej informacji na stronach DVLA jest zbyt trudne szuka na forum odpowiedzi na pytanie, „jak długo można na wyspach jeździć autem zarejestrowanym w Polsce” , nie dowie się jakie są wymogi prawa*. Dowie się, że można jeździć całymi latami, bo forumowicze A, B, C a także szwagier forumowiczki X jeżdżą i nic im te głupie „brytole” nie potrafią zrobić, bo zawsze się „pokaże jakiś bilet z promu albo coś” i „mogą nam skoczyć”. Jak bumerang powraca także przykład polskiego kierowcy z Oban, który toczył wielkie sądowe bitwy po tym, jak lokalna policja skonfiskowała jego zarejestrowany w Polsce samochód, kwestionując ważność jego ubezpieczenia. Jego historia często powraca w roli dowodu na słuszność forumowych mądrości. Nikt jednak nie wydaje się czytać doniesień prasowych, z których jasno wynika, że chodziło jedynie o ową kwestię ważności ubezpieczenia i jego zwycięstwo w tej sprawie nie tworzy precedensu, na mocy którego nagle rejestracja samochodów w państwie trzecim przez rezydentów Wielkiej Brytanii, w celu uniknięcia wysokich kosztów ubezpieczenia i płacenia podatku drogowego stałaby się legalna.

Podobnie jest jeśli chodzi o benefity i mieszkania socjalne: nieważne jakie jest prawo, nieważne że są jasno określone warunki, które należy spełnić aby otrzymać pomoc od państwa, i że nie nastręcza żadnych trudności znalezienie ich w internecie czy też uzyskanie informacji od pracowników służb socjalnych: ważne, że na forum znajdzie się zawsze ktoś taki, kto osobiście, lub przynajmniej zna kogoś takiego, kto nienależne mu zasiłki otrzymał wykorzystując niespójności w prawach obu krajów, lub zatajając pewne niesprawdzalne dla brytyjskiego urzędnika informacje. „Luka w prawie” pozwala także na liczne inne cwaniactwa, takie jak załatwianie sobie podczas pobytu w Polsce lewych zwolnień lekarskich (co jednak jest mało popularne, bo w UK w większości przypadków przebywanie na chorobowym oznacza znaczny spadek dochodów). Jak nie da się czegoś usprawiedliwić wprost, to zawsze można zwalić na coś innego – na „gnębiące nas państwo” lub na „żerujących na nas pracodawców czy firmy ubezpieczeniowe”.

Z lektury polonijnych forum wyłania się obraz świata, w którym Brytyjczycy są głupi a Polacy są mądrzy, a więc skoro te głupki ich za owe cwaniactwa nie ścigają, to znaczy, że jest to „luka w prawie” i można. Problem w tym, że to, że coś można nie zawsze oznacza że coś wolno. Co więcej, nawet to, że policja nie ściga wszystkich popełniających wykroczenia lub przestępstwa nie oznacza, że jest to luka w prawie. Jeśli ukradnę z czyjegoś sadu kilka jabłek, to szansa że zostanę złapany na gorącym uczynku jest znikoma, a jeszcze mniej prawdopodobne jest to, że policja zajmie się tropieniem mnie i udowadnianiem mojej winy. Dla każdego cywilizowanego człowieka jest jednak oczywiste, że to, że jabłka ukraść łatwo a szansa na zostanie za to ukaranym jest znikoma nie oznacza, że istnieje luka w prawie pozwalająca brać sobie jabłka z cudzego sadu. Na polonijnych forach jednak wydaje się dominować właśnie ta logika, przynajmniej w odniesieniu do „głupich brytoli”, którzy nie zajmują się ściganiem drobnych cwaniactw, mających o sobie wysokie mniemanie polaczków. Z drugiej strony, jest w tym trochę racji, bo wystarczyłoby posadzić polskojęzycznego czytelnika przed komputerem na komendzie, aby w jeden dzień zebrał materiałów dowodowych, bo uważający się za najsprytniejszych w świecie polscy mądrale otwarcie przechwalają się swoimi sposobami na wydymanie brytyjskiego podatnika. A kilka dobrze nagłośnionych procesów być może wreszcie nauczyłoby coś poniektórych.

I mam nadzieję, że kiedyś tak się stanie. I bardzo chciałbym wtedy zobaczyć miny jednego czy drugiego cwaniaka, w momencie kiedy ich status forumowych ekspertów zderza się z twardą literą prawa. Chciałbym zobaczyć jak przechwalający się wyłudzaniem mieszkań z councilu lądują na bruku, jak oszukujący na zasiłkach witają w drzwiach komornika, a wychuchane „beemki” na polskich blachach odjeżdżają w dal na lawetach DVLA, przyozdobione nalepką „untaxed vehicle”. Forumowi mądrale na pewno uznają, że chciałbym tego ponieważ, jako przykładny Polak, zazdroszczę mądrzejszym ode mnie ich zaradności i dlatego życzę im źle. Ale prawda jest inna.

Wielu z nas wyjechało z Polski dlatego, że marzyło nam się lepsze życie. Częstym argumentem jest to, że Polska nie traktuje swoich obywateli tak jak powinna. Ale to przecież nie działa tylko w jedną stronę – standard życia nie wynika tylko ze sprawności i uczciwości instytucji państwa, bo przecież bardzo dużo zależy także od nas samych. Tak się składa, że lepiej żyje się nie tylko w krajach, w których państwo rozpieszcza obywatela, ale w krajach, których obywatele szanują prawo i wypełniają swoje obowiązki wobec państwa. W krajach, w których można bezpiecznie zostawić sad bez opieki i nie zostanie ogołocony z jabłek przez korzystających z okazji sąsiadów, a sam fakt, że nad każdym obywatelem nie stoi policjant patrzący mu na ręce i karzący za najdrobniejsze nagięcie prawa nie oznacza, że drobne cwaniactwa i przestępstwa stają się powszechnie akceptowaną normą. Skoro już żyjemy na tej emigracji i, co jest częstym zarzutem stawianym nam przez pozostałych w kraju, nie pracujemy nad poprawą sytuacji w naszej ojczyźnie, to przynajmniej nie psujmy standardów w kraju, który udzielił nam gościny…

* – A regulacje prawne są takie, że osoba przebywająca czasowo na terenie  Wielkiej Brytanii, np. student albo pracownik zatrudniony sezonowo na z góry określony okres, może poruszać się takim autem do sześciu miesięcy w roku, natomiast osoba mieszkająca i pracująca w UK powinna auto przerejestrować niezwłocznie.


Tekst ukazał się w portalu gazetae.com

Comments

comments