Przez kilka dni polski internet pełen był fałszywych zrzutow ekranu z Wiadomości TVP. Po raz kolejny PiS przekonał się na czym polega efekt Streisand oraz, że z walka z internetem wcale nie jest taka łatwa. Chodziło o to, że od kiedy TVP zamieniono w narzędzie w pełni podporządkowane PiS, programy informacyjne zmieniły się w show, którego nie powstydziłaby się Korea Północna, esencją tej tępej propagandy stały się tzw. paski informacyjne. Oczywiście TVP zawsze była oskarżana o stronniczość, ale w ostatnich latach doprowadzono to do absurdu, który skoncentrowany do tych kilkudziesięciu znaków jakie mieści pasek informacyjny stał się po prostu komedią.
Kliknij tutaj, aby przeczytać poprzedni odcinek serii
Kliknij tutaj aby zobaczyć wszystkie odcinki
Nic dziwnego, że internauci, jak to internauci, zaczęli obśmiewać i parodiować twórczość redakcji programów informacyjnych TVP. W sieci pojawiło się narzędzie umożliwiające każdemu zostanie paskowym TVP. Niech i ja spróbuję:
To zirytowało TVP. Ogłoszono, że TVP podejmie kroki prawne wobec twórców narzędzia. Według nich narusza ono ich prawa autorskie. Co prawda ustawa o prawie autorskim dopuszcza użycie w celu parodiowania, ale oryginalna strona zniknęła z internetu. Tyle, że internet nie znosi próżni, dlatego natychmiast jak grzyby po deszczu pojawiło się ileś nowych. Internet oszalał i wszyscy zaczęli tworzyć parodie pasków TVP. Jak na internetowego mema żywot generowanych przez internautów pasków był jednak wyjątkowo krótki. Po dwóch dniach wszystkim się zabawa znudziła. Bo prawda jest taka, że prawdziwe paski są tak debilne i śmieszne że trudno to przebić, nie ważne jak bardzo ktoś by próbował.
Zresztą, nie pora teraz na heheszki. PiS pokonuje właśnie ostatnią prostą w wyścigu o podporządkowanie sobie całego państwa. Można odnieść wrażenie, że ludzie powoli się z tym godzą – parafrazując klasyka wiedzą już, że są w ciemnej dupie i powoli zaczynają się w niej urządzać. Protesty nie mają już takiej dynamiki jak jeszcze rok temu. PiS jednak przygotowany jest na najgorsze. Ulice wokół sejmu pełne są policyjnych furgonetek, w gotowości stoją nawet armatki wodne. Policjanci, ściągnięci z tej okazji z całego kraju, pilnują kilometrów barierek, którymi wybrańcy narodów odgradzają się od suwerena. Kolumny policyjnych suk i polewaczki to widok, który większości Polaków kojarzy się z latami osiemdziesiątymi. Atmosfera jest napięta – policja oskarża protestujących o to, że atakują funkcjonariuszy. Ale, niestety, to już nie są lata osiemdziesiąte. Dziś każdy w kieszeni ma urządzenie pozwalające robić zdjęcia czy nagrywać filmy. I tak pojawiają się nagrania, które zadają kłam oskarżeniom policjantom. Na przykład na poniższym filmie widać, że to policjant uderza dłonią w megafon trzymany przez protestującego, przez co urządzenie uderza w twarz innego funkcjonariusza. Nie przeszkodziło to jednak policji zatrzymać w brutalny sposób protestującego i oskarżyć go o naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza…
Nieco później policja wyciągnęła z tłumu także jego kolegę i słuch po nim zaginął. Znaleziono go dopiero nad ranem w jednym ze szpitali, ciężko pobitego i wciąż pilnowanego przez policjantów.
Dziwnym trafem oskarżani o naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy są akurat liderzy protestów. Przed sądem na przykład stanął Władysław Frasyniuk, którego oskarżono o atak na dwóch policjantow podczas protestu w zeszłym roku – PiS nawet opublikował film z zajścia na Twitterze. Przyjrzyjcie się bliżej – widać, że Frasyniuk popychany jest od tyłu przez łysego faceta w okularach słonecznych ze słuchawką w uchu wyglądającego na funkcjonariusza w cywilu. Przypadek? Nie sądzę… :
Frasyniuk popycha policjanta. Podaj dalej, jeśli nie zgadzasz się z tym, że elitom wolno więcej. pic.twitter.com/xqPG62a84T
— Prawo i Sprawiedliwość (@pisorgpl) June 11, 2017
Sami policjanci nie są zachwyceni swoimi nowymi obowiązkami. Według Newsweeka ponad dwustu funkcjonariuszy poszło na zwolnienia lekarskie żeby uniknąć walki z protestującymi pod sejmem. No i ta sprawa z policjantami, którzy nie noszą na mundurze plakietek z nazwiskiem czy numerem służbowym i odmawiają przedstawienia się. Rzecznik policji twierdzi, że nie mają takiego obowiązku, ponieważ działają “w szyku zwartym”. Nie bardzo potrafię sobie wyobrazić jak to ma niby działać, mają sobie odpruwać i przyszywać te plakietki w zależności od tego jakie obowiązki wykonują w danej chwili? Sam rzecznik zresztą w szyku zwartym z prasą nie rozmawiał, a plakietki z nazwiskiem nie miał… Komentujący zwracają uwagę, że o ile rozporządzenie faktycznie mówi o tym, ze w szyku zwartym policjanci nie muszą się identyfikować, to już ustawa nie przewiduje wyjątków. Nie byłby to jednak pierwszy raz kiedy PiS stawia mniej ważny akt prawny nad ważniejszym tylko dlatego, że tak mu akurat w danej chwili pasuje, prawda? Tyle, że to jeszcze bardziej zwiększa chaos, bo brak możliwości zidentyfikowania policjantów tylko podkręca podejrzenia wysnuwane przez niektórych komentujących, jakoby to nie byli policjanci tylko przebrani ochotnicy Macierewiczowej armii. Z pewnością, gdyby policjanci nie bali się przedstawiać, byłoby łatwiej odrzucić takie oskarżenia?
Tyle, że ja się im wcale nie dziwię, że się wstydzą, że muszą brać udział w tym cyrku. Cała ta szopka z odgradzaniem centrum Warszawy jest po prostu idiotyczna a do tego wykonywana jest w debilny sposób. Na przykład na jednej z ulic policjanci nie przepuszczali pieszych idących w kierunku sejmu. Piesi idący w przeciwnym kierunku oraz pojazdy nie napotykały żadnych przeszkód. Ten człowiek twierdzi, że mieszka w pobliżu, jednak policjanci nie chcieli go przepuscić. Zamiast tego doradzili mu, aby się wrócił do poprzedniego przystanku i wsiadł w autobus, który nastepnie wysadziłby go na następnym przystanku, 100 metrów za plecami owych policjantów, skąd ów człowiek mógłby sobie dalej iść gdzie mu się żywnie podoba. Kłótnia trwała przez trochę czasu, w końcu mężczyzna pożyczył od kogoś rower, którym przejechał 10 metrów a następnie oddał go idącym w przeciwnym kierunku, którzy po minięciu policjantów oddali go właścicielowi. Czyż nie mam racji nazywając nasz kraj w dzisiejszych czasach Absurdystanem?
PiS wciąż twierdzi, że cieszą się poparciem większości Polaków, ale jeśli chodzi o mit założycielski nowej Polski którego centralną postacią miałby być Lech Kaczyński to dość jasno widać, że to się im jednak nie udaje. Po tym, jak ulica Armii Ludowej w Warszawie wbrew protestom oraz faktowi, że wszyscy i tak nazywali ją Trasą Łazienkowską, została nazwana ulicą Lecha Kaczyńskiego, całe osiedle oficjalnie zmieniło adres i teraz trzy dziesięciopiętrowe bloki oficjalnie stoją przy prostopadłej do niej ulicy Polnej.
Tymczasem rząd zajmuje się także codziennymi sprawami państwa, co rusz pokazując swoją niekompetencję. Na przykład ministerstwo zdrowia postanowiło przyoszczędzić na szczepionkach i zakupiło tańsze i mniej zaawansowane wersje. Okazało się jednak, że tańsze szczepionki nie mogą być stosowane jako kolejna dawka szczepienia jeśli pierwszą dawkę podano przy użyciu droższej, lepszej pieczątki. W rezultacie tańsze szczepionki o wartości 443 491,20 zł musiały zostać zutylizowane. Ale kraj ma na to kasę przecież – wystarczy nie kraść!
W zeszłym tygodniu wyjątkową ignorancją wykazał się wiceminister przedsiębiorczości i technologii: zamieścił on na Twitterze zdjęcie swoich dokumentów podróżnych i biletu lotniczego. Portal zajmujący się bezpieczeństwem internetowym zaufaniatrzeciastrona.pl zwrócił uwagę, że informacje zawarte na zdjęciu umożliwiły każdemu odwołanie lotu polityka. Na szczęście żaden z internetowych trolli nie zorientował się w porę…
Są jednak także dobre wiadomości. W odpowiedzi na szwedzką prośbę o pomoc, Polska straż pożarna wysłała za morze stu trzydziestu dziewięciu strażaków i czterdzieści cztery pojazdy. Będą oni pomagać w walce z szalejącymi w Skandynawii pożarami lasów. To wielka pomoc, szczególnie, że polscy strażacy są w pełni samowystarczalni – pojechali tam z kompletnym miasteczkiem namiotowym, przewiezieni za darmo przez morze przez polską firmę promową Unity Line (co w innym przypadku kosztowałoby 75 000 złotych). Konwój polskich wozów strażackich witały tłumy wiwatujących Szwedów stojących przy drogach:
To zrobiło więcej dla promocji Polski na świecie niż cała działalność Polskiej Fundacji Narodowej dysponującej budżetem w wysokości 220 000 000 złotych. Oczywiście PiS wciąż próbował przy tej okazji ugrać coś dla siebie – Dominik Tarczyński w wypowiedzi dla szwedzkich mediów wypomniał Szwedom, że ich rząd krytykuje Dobrą Zmianę i wzrost tendencji nacjonalistycznych w naszym kraju. “My nie pomagamy jednak szwedzkiemu rządowi, ale zwyczajnym Szwedom” powiedział.
Nawet jeśli założyć, że polska pomoc dla Szwedów to tylko akcja marketingowa PiS, raczej nie przełoży się to na wzrost poparcia dla tej partii. Bo, panie pośle Tarczyński, to nie PiS pomaga gasić pożary w Szwecji. Pomagają polscy strażacy za pieniądze polskich (i Europejskich) podatników. W tym kontekście dla Polaków nie jest istotne, kto jest u władzy, bo zaangażowanie w międzynarodową pomoc popierają praktycznie wszyscy. Pro-Europejscy Polacy cieszą się widząc, jak sprawnie działają europejskie systemy zarządzania kryzysowego, których polska straż pożarna jest częścią (o czym Dominik Tarczyński jakby zapomniał). Inni są zdumieni widząc nowoczesne pojazdy pożarnicze i sprawdzają, czy przypadkiem Straż Pożarna nie wysłała za morze najlepszego co miała. Okazuje się, że nie, że tak wygląda flota polskich służb, również w dużej części dzięki unijnym funduszom (co Dominik Tarczyński także jakby celowo pomija). Nacjonalistów raduje fakt, że ludzie za granicą chwalą Polskę. Katolicy cieszą się, że pomagamy bliźniemu i modlą do świętego Floriana o bezpieczeństwo strażaków.
Nie wiadomo jednak czy słusznie, bo może jego także dosięgnęła dobra zmiana. Najwyraźniej w tym temacie również zaszły ostatnio jakieś zmiany. Uczestnicy zawodów ochotniczych straży pożarnych na Opolszczyźnie ze zdumieniem zauważyli, że na wręczanych im medalach, zamiast zwyczajowego strażaka tudzież wizerunku świętego Floriana widnieje pucołowata twarz wąsatego radnego odpowiedzialnego za zarządzanie kryzysowe i współpracę z wojskiem w strzeleckim ratuszu.
Ale może robią aferę z niczego? Może rację ma następca Szyszkodnika Henryk Kowalczyk kiedy twierdzi, że “żyjemy w czasach nadmiernej wrażliwości”? Co prawda jemu chodziło nie o to, kto jest na medalach, ale jak zwykle o zabijanie zwierząt chronionych, a zdanie to padło podczas spotkania z wyborcami, którym tłumaczył, że nie można zdjąć zagrożonych gatunków z listy zwierząt pod ochroną, bo zirytowałoby to Unię Europejską, ale zachęca on swoich podwładnych do wydawania myśliwym pozwoleń na strzelanie do nich z uwagi na wyjątkową sytuację, żeby mogli sobie do nich postrzelać po cichu. PiSowskie media już sieją panikę jakich to szkód nie dokonują chronione gatunki i jakim to nie są zagrożeniem dla ludności. Wszystko po to, żeby myśliwi mogli sobie postrzelać do czegoś ciekawszego niż dziki. Choć dziki oczywiście także wciąż są na celowniku: Afrykański Pomór Świń cały czas jest na topie, a minister rolnictwa sugeruje nawet, że epidemia jest wynikiem celowego działania wrogów Polski. Niedawno w mediach społecznościowych ukazało się zdjęcie martwego dzika zawieszonego wysoko na drzewie, co jest kolejnym argumentem dla zwolenników tej teorii.
Bo tak jak w latach pięćdziesiątych stalinowski rząd oskarżał Amerykanów o zrzucanie na polskę stonki ziemniaczanej, co miało zatrzymać w kraju postęp socjalistycznej rewolucji, tak być może dzisiaj jakieś lewactwo z Brukseli czy inni Rosjanie zrzucają na nasze lasy truchła zarażonych pomorem świń żeby przeszkodzić Dobrej Zmianie w marszu po zwycięstwo? Wcale bym się nie zdziwił, gdybym wkrótce zobaczył o tym materiał w wiadomościach TVP. Bo w dzisiejszej TVP wszystko jest możliwe…
Tekst powstał dla portalu Britske Listy
Przeróbki zrzutów ekranu z Wiadomości TVP wykonałem przy pomocy jednego z dostępnych on-line generatorów pasków.
Fotografia wozów strażackich z domeny publicznej.