Prawica długo nie chciała przyznać, że PiS zawdzięcza swoje zwycięstwo nie tylko ukryciu swoich prawdziwych intencji ale także zmasowanej akcji oczerniania Platformy. Wielu ludzi na prawicy wierzyło we wszystko, co podawała im prawicowa prasa i literatura. Ta wiara wystawiona została na próbę po publikacji w Newsweeku artykułu, w którym wykazano że przebój PiSowskiej literatury, ksiażka Wojciecha Sumlińskiego oskarżającego Bronisława Komorowskiego o związki z agenturą, jest miejscami wręcz plagiatem klasycznych powieści kryminalnych. Autor w typowy dla prawicy sposób uznał to za nagonkę i spisek przeciwko swojej osobie i zapowiedział pozew, jednak Internety jak zwykle nie odpuściły takiej okazji i z jednej strony nie ustają w tropieniu kolejnych „inspiracji” tej gwiazdy prawicowego dziennikarstwa śledczego, z drugiej przerzucają się co „smakowitszymi” kąskami z tych nielicznych fragmentów, które Sumliński napisał sam. Bo, powiedzmy sobie szczerze, do takich tuzów literatury jak Alistair MacLean to mu trochę brakuje.
Ja jednak nie będę tu kopać leżącego. Wręcz przeciwnie – widząc, jak korzystny dla PiSu efekt przyniosły owe działania inspirowane klasyką światowej literatury proponuję nie rezygnować z obranego kierunku. Zamiast tego, proponuję rozszerzyć spektrum literackich eksperymentów w taki sposób, aby poza oczernianiem przeciwników politycznych pomagał w wybielaniu przedstawicieli własnego obozu. Poniżej parę proponowanych fragmentów, które oferuję jako inspirację dla PiSowskich specjalistów od propagandy:
Losy dobrego opozycjonisty Piotrowicza czasów Stanu Wojennego (fragment)
Z regionalnej komisji koordynacyjnej NSZZ „Solidarność” przybył kurier z nowymi wytycznymi, a mianowicie, że konspiracyjny lokal w którym drukowano ulotki został spalony, a w starym nie można powielacza dłużej trzymać, ponieważ wśród aresztowanych przez milicję znalazło się paru, którym adres ten był znany. Szef komórki Łukaszewski wydał natychmiast odpowiednie dyspozycje: Waniek i Piotrowicz wyszukają dla powielacza lokal w Szczucinie.
– Ale pamiętajcie, Staszek, żebyście w drodze nie robili żadnych głupstw – napominał Piotrowicza Łukaszewski – Najważniejsze, żebyście się zachowywali przyzwoicie!
– Posłusznie melduję, że będę się starał, chociaż miałem w nocy straszny sen…
– Dajcie spokój, Staszek, ze swoim głupim gadaniem i razem z Wańkiem popatrzcie raczej na mapę, żebyście wiedzieli, jak dojść do Szczucina. Więc tutaj oto macie te wsie, od tej wsi ruszacie na prawo ku rzeczułce, potem z biegiem rzeczki idziecie do najbliższej wioski, a stamtąd idziecie dalej do miejsca w której do tej rzeczułki wpada pierwszy strumień. Będzie to po stronie prawej. Potem pójdziecie polną drogą na północ i nie możecie się dostać nigdzie indziej, jak tylko do Szczucina. Zapamiętacie to sobie?
Piotrowicz ruszył zatem razem z Wańkiem według marszruty. Było już po południu i w panującej spiekocie cała okolica zdawała się ciężko dyszeć. W niektórych zaułkach wciąż unosił się ciężki zapach gazu łzawiącego, którym komuniści rozpędzali manifestacje. Na ścianach spod białych prostokątów świeżej farby wciąż prześwitywały napisy „uwolnić Frasyniuka i Kaczyńskich”.
– Trochę tu inaczej niż pod Bochnią – rzekł Piotrowicz, aby przerwać milczenie. Potem rozejrzał się po okolicy, po czym dodał – Zdaje mi się, że nie idziemy tak jak trzeba. Łukaszewicz wytłumaczył nam przecież wszystko, jak należy. Najprzód idzie się pod górkę, potem na dół, następnie w lewo i na prawo, potem znowu w prawo i na lewo, a my ciągle idziemy prosto. A może szliśmy dobrze, tylko nie zauważyliśmy, czy dobrze idziemy? Ja tu stanowczo widzę przed sobą dwie drogi wiodące do tego Szczucina. Proponowałbym, żebyśmy teraz ruszyli tą drogą, która prowadzi w prawo.
Waniek, jak zawsze, gdy dwoje ludzi znajdzie się na rozstajach, zaczął dowodzić, że trzeba iść na lewo.
– Moja droga byłaby wygodniejsza niż twoja – rzekł Piotrowicz. – Ja pójdę wzdłuż strumienia, nad którym rosną niezapominajki, a ty idź sobie zakurzoną drogą wśród tej spiekoty. Ja się trzymam tego, co mi powiedział Łukaszewski, że w ogóle nie wolno nam zabłądzić, a jeśli nie możemy już zabłądzić to po co leźć pod górę? Pójdę łąkami, przypnę kwiatek do czapki i narwę bukiet niezapominajek dla szefa komórki. Zresztą, przekonamy się niedługo, który z nas miał rację, więc mam nadzieję, że się rozejdziemy jako dobrzy towarzysze. Okolica jest tu taka, że wszystkie drogi prowadzą do tego Szczucina.
– Nie małpuj, Staszek – odpowiedział Waniek – podług mapy z tego miejsca ruszyć musimy w lewo.
– Mapa też się może mylić – odpowiedział Piotrowicz. – Nieomylni są tylko nasz polski papież oraz największy bohater Solidarności podziemnej, Jarosław Kaczyński. Nie wiem, czy ten ostatni byłby szczęśliwy gdyby się dowiedział, że masz takie lewackie inklinacje. Ale skoro nie chcesz mnie słuchać i trwasz przy swoim, to się musimy rozejść. Zobacz tylko która godzina, żebyśmy wiedzieli kto szybciej dojdzie do celu.
Po południu Piotrowicz dotarł do niedużego stawu, gdzie natknął się na funkcjonariuszy reżimu komunistycznego. Owi kąpali się właśnie, ale widząc opozycjonistę, w przerażeniu wyskoczyli z wody i nago zaczęli uciekać. Piotrowicz był ciekaw, czy pasowałby mu mundur PRL-owskiego prokuratora, więc rozebrał się i przywdział mundur nieszczęsnego zbiegłego nagusa. Piotrowicz chciał się dokładnie przejrzeć przynajmniej w wodzie stawu, więc tak długo chodził po grobli, aż go tam dostrzegł i zabrał patrol Armii Czerwonej, która w onym czasie stacjonowała w Polsce. Kacapy owe nie grzeszyli intelektem, więc wbrew protestom Piotrowicza odstawili go do prokuratury w Krośnie, gdzie został włączony do zespołu opracowującego akt oskarżenia przeciwko działaczowi opozycji Antoniemu Pikulowi oskarżonego o kolportaż wydawnictw drugiego obiegu. Wszystko to stało się tak szybko, że Piotrowicz dopiero nazajutrz zdał sobie sprawę ze swojej przygody – wtedy to na białej ścianie gabinetu, w którym go ulokowano, wypisał kawałkiem węgla drzewnego
„TU URZĘDOWAŁ STANISŁAW PIOTROWICZ Z BOCHNI,
CZŁONEK KONSPIRACYJNEJ KOMÓRKI NSZZ SOLIDARNOŚĆ,
KTÓRY PRZEZ POMYŁKĘ DOSTAŁ SIĘ POD SZCZUCINEM
DO PROKURATURY.”
O Krystynie, co nie chciała Niemca.
Przez wiele lat Polską rządził ukochany przez poddanych prezydent Lech Kaczyński. Był mądrym i sprawiedliwym władcą, dlatego po jego śmierci w zamachu pod Smoleńskiem zapanowała wielka żałoba. Polacy z lękiem patrzyli na swą przyszłość, bowiem prezydent nie pozostawił po sobie żadnego godnego następcy, jeno szlachetną posłankę – Krystynę.
Wszyscy obawiali się, że choć wykształcona, nie poradzi sobie z rządzeniem państwem. Jednak w krótkim czasie okazało się, że Krystyna nie bez powodu była członkinią partii prowadzonej przez brata szlachetnego Lecha. Była posłanką prawą i sprawiedliwą, czym szybko zdobyła serca swych wyborców. Zaś wieści o jej mądrości rozeszły się po świecie.
Dotarły też do Brukseli, gdzie władzę sprawował Niemiec Guenther. Polska posłanka tak go zafascynowała, że postanowił przekonać ją do wspólnego umacniania demokracji w Europie. Wysłał do Krakowa swych posłów, którzy mieli poprosić Krystynę o to, aby zgodziła się na współpracę.
– Jeśli nie chce, aby kraj z gwiazdy Unii Europejskiej przeistoczył się w pariasa Europy, niech lepiej posłucha naszych rad po dobroci. Lecz jeśli będzie trzeba wymuście na niej zgodę groźbą – powiedział posłom tuż przed wyruszeniem w drogę.
Droga była daleka i długa, jednak gdy Niemcy ujrzeli Warszawę, w której właśnie odbywała się manifestacja KOD, nie mogli wyjść z podziwu, że w tak dzikim kraju ostało się jeszcze tylu normalnych ludzi. A gdy następnego dnia ujrzeli posłankę, wpadli w jeszcze większy zachwyt.
– Pani, przybywamy w imieniu unijnego komisarza Guenthera, który zaniepokoił się nieco, czytając Twe wypowiedzi na Facebooku – powiedział najstarszy z posłów. – Prosi on o to, abyś nie łamała demokratycznych praw i zwyczajów.
Krystyna spojrzała na nich a potem rzekła:
– NIEMCY! Zanim obejmiecie Polskę “za karę” swymi sankcjami gospodarczymi, za to, że przepędziliśmy w wyborach reprezentantów WASZYCH interesów w NASZEJ Ojczyźnie, SPŁAĆCIE najpierw swe historyczne rachunki wobec Polski. Wasz Tusk polskiego ducha nie zgasił. Wasze ataki na nic, TYLKO nas JEDNOCZĄ! A Waszemu mocodawcy, drodzy posłowie, rzeknijcie ode mnie tak: Panie unijny komisarzu ds gospodarki i społeczeństwa,Guenther’ze OETTINGER’ze – ZWALNIAM Pana. I podaję przyczynę:poza traktatowe,tj.bezprawne wtrącanie się w sprawy suwerennego Państwa Polskiego. Szefów polskiego radia i telewizji dwa miesiące po DEMOKRATYCZNYCH wyborach wskazujemy – MY,POLACY ! A jak tam sprawa uchodźców u Was,czy zabezpieczyliście swych obywateli przed zamachami? Jeszcze tego nie zrobiliście? No,to tym bardziej “proszę się czuć” ZWOLNIONYM”
– Zuchwała jesteś, pani! – powiedział jeden z Niemców. – Jeśli nie zgodzisz się po dobroci, unijnych dotacji pozbawiona zostanie twa ziemia! Książę Guenther zawsze dostaje to czego chce, zastanów się więc dobrze!
– Oprócz prawa tej unijnej SZMATY jest też prawo naturalne – odparła Krystyna i z podniesioną głową wyszła z komnaty.
Przerażeni widmem obcięcia dotacji unijnych i siary na całą Europę Polacy gorszego sortu próbowali namówić Krystynę na poszanowanie demokracji. Jednak dumna posłanka stanowczo oświadczyła, że choć PO,Wyborcza i cała mentalna postkomuna SKAMLĄ u furtek niemiecko -unijnych,by WRESZCIE DOKONALI INWAZJI na Polskę, ona pozostanie niezłomna jak prezydent Duda. W nocy, siedząc w swej komnacie, znalazła sposób na uratowanie Dobrej Zmiany przed lewackimi zakusami. Otworzyła szeroko okno i przez chwilę patrzyła na swój ukochany kraj, pogrążony głęboko we śnie.
A potem wymknęła się z sejmowego hotelu i pobiegła prosto nad Wisłę. Stanęła na stromym brzegu, zamknęła oczy i wskoczyła do zacumowanego przy brzegu kajaka, którym odpłynęła w dół rzeki.
Rankiem w Radio Maryja usłyszeć można było kolejny wywiad z niezłomną Krystyną. Polacy, załamani tym co usłyszeli, szlochali z rozpaczy. Niemieccy posłowie w milczeniu opuścili kraj, a po powrocie do Niemiec opowiedzieli swemu zwierzchnikowi to, co w radio mówiła Krystyna. Guenther w jednej chwili pożałował swej próby racjonalnego porozumienia się i zrozumiał, że z PiSem żadna dyskusja nie jest możliwa.
Jak Jarosław Polskęzbaw komunę pokonał (fragment).
Obwieszczono przeto w całym państwie, iż tak a tak się stało, szubrawiec Jaruzel komunistyczny Stan Wojenny wprowadził a kto go obali, lub choć do upadku komuny doprowadzi, kraj we władanie obejmie. Internowani więc wnet zostali tłumnie śmiałkowie różnego pokroju.
Byli wśród nich i robotnicy znamienici i z KPN-u Moczulski, entomologowie i kierowcy. Przystąpił do akcji Lechu, elektryk wąsaty przesławny, o takim uznaniu na świecie, że aż mu Nagrodę Nobla przyznano. Ostro działały scalone hufce z krain najdalszych, jak Solidarność Walcząca z Wrocławia, co pod wodzą Kornela powielacze hartowała. Był też i Adam jąkała, co to podziemną prasę publikował i na Śnieżce z samym Havlem się spotykał. Był w końcu i Antoni przesławny, weteran KOR i strajków studenckich w 1968 co to w głowie miał próżnię taką doskonałą, że myślenie jego czarne było jak noc bezgwiezdna. A gdy ośrodki internowania były już pełne, wpadł na chwilę na komisariat milicji Jarosław, który dowolne mógł o sobie snuć opowieści.
Pośpiewali pieśni Kaczmarskiego bohaterowie, rozjaśniwszy sale ośrodków internowania, a potem wyruszyli, każdy inną drogą, aby komunę obalić.
Pierwszy, Adam jąkała, długo w odosobnieniu przebywał o próbę obalenia ustroju socjalistycznego oskarżon. Lecz potem w chwili słabości w Magdaleńskiej zdradzie wziął udział i sprzedał ojczyznę agentom, w zamian za miody z nadzoru nad Gazetą Wyborczą płynące, gdzie od tego czasu, jak na Żyda-zdrajcę przystało, truciznę w umysły narodu sączył.
Drugi, Władysław Kierowca, co internowania na początku uniknął, także uwięzion został. Lecz i on, zdradą przy Okrągłym Stole się zbrukawszy, na samo dno upadł gdy z Unią Wolności związać się postanowił.
Trzecia, Henryka co tramwaj okiełznać potrafi, po długiej podróży przez mroki PRLu, gdzie po strajkach pracy pozbawiona była a mimo to wciąż w pomocy potrzebującym nieustawała, w III RP zajęła się pomocą dzieciom w potrzebie. I byłaby mogła szlachetną legendą opozycji pozostać, lecz coś jej pod czaszkę strzeliło i Prawo i Sprawiedliwość w sejmie krytykować poczęła. I tak zgasła jej legenda po tym, jak media szlachetne i prawe ujawniły, ze wszystko to kłamstwo było, bo tramwaj jej sam się zatrzymał, bez ruchu dłoni jej na nastawnika pokrętle.
Także ostatni, Jarosław Polskęzbaw ruszył na bój z komuną. Nie było go widać przez całe lata osiemdziesiąte. A gdy do władzy doszedł w XXI już wieku, opowiadał o wydarzeniach nieznanych nikomu – jak to kontakty ze strajkującymi utrzymywał, taktycznie jednak w odwodach pozostając. Jak to w działalność solidarności się angażował, a tak głęboko zakonspirowany był, że żaden z innych działaczy nie zorientował się, że to Jarosław właśnie najważniejszą robotę robi. Opowiadał o tym, jak to Milicja Obywatelska z SB-cją na spółkę rozpracować go próbowały, a pomimo tego, że najlepszych ludzi za nim posyłały, prawdy o jego zasługach dla demokracji dojść nie mogły, i z bezsilnej złości dokumenty o rzekomej współpracy z reżimem sfałszować umyśliły. W końcu listę swych genialnych publikacji przedstawił, w których to do rozprawienia się z podłą komuną nawoływał, odważnie do radykalnych zmian w granicach prawa zachęcając.
O dalszych swych przygodach, jakich doznał, o podstępach swych sprytnych, do jakich uciekać się musiał, ani wspomnieć jednak nie chciał, raz ze skromności swej wrodzonej, a po wtóre, bo już mu się cniło do władzy a i śpieszno było do rozprawy z resztkami agentury, które to bezczelnie zasługi jego za „rzekome” jedynie poważały. Z wielką radością wybrali go Polacy na nadpremiera, prezesa narodu całego, uwierzywszy w geniusz jego strategiczny i przywódcze zdolności niezrównane. Lecz nikt na to nie zważał, że zdolności jego jedynie do skłócania wszystkich ze wszystkimi się ograniczają i tylko dzięki armii usłużnych przydupasów co najpodlejsze zadania wykonywać są gotowi, jest w stanie kraj cały w kierunku upatrzonym przez siebie popychać. Nie doznał więc też naprawdę żadnej z opisanych przygód, a jedynie odczekał trochę aż komuna upadnie i pokolenie podrośnie nowe, co nie pamięta, jak to naprawdę było, aby się zbyt łatwo nie wydało, że cudze zasługi przypisać sobie próbuje, a także chciał się upewnić, że prawdziwych bohaterów prawica oczernić zdąży. Wtedy dopiero po władzę ruszył, w glorii pogromcy komuny się nosząc a naród wciąż w kłamstwo to wierzy i, lemingami niezależnie myślących nazywając, w przekonaniu tym się utwierdza, z czego zaraz widać żeśmy prawdę opowiedzieli a nie bajkę, albowiem w bajkach cnota zawsze zwycięża.
* * *
A nie, zaraz, te moje teksty to chyba nie do końca na hagiografie PiSowców się nadają… Chyba nie będzie mi dane zrobić kariery w PiSowskiej machinie propagandowej…
Cóż, nie każdy może być Sumlińskim. Ale przynajmniej moje kolaże trzymają poziom…
Odgadnięcie moich “inspiracji” nie powinno oczytanemu czytelnikowi nastręczyć większych problemów. Są to oczywiście kolejno:
– “Przygody dobrego Wojaka Szwejka” Jaroslava Haška w tłumaczeniu Pawła Hulki-Laskowskiego;
– “O Wandzie co Niemca nie chciała” w wersji Dominiki Strzeleckiej;
– “Jak Erg Samowzbudnik Bladawca Pokonał” z “Bajek Robotów” Stanisława Lema.
– no i oczywiście wpisy z Facebookowego profilu posłanki Pawłowicz.
Ilustracje wykonano na podstawie obrazów należących do domeny publicznej lub opublikowanych na licencji Creative Commons