Czemu u nas nie może być fajnie


2725526_43f55609Wielu z nas często porównuje Polskę z krajami Europy Zachodniej i wzdycha „czemu u nas nie może być tak fajnie”. Też się nad tym zastanawiałem i wydaje mi się, że mam wyjaśnienie. Przyczyną tego, że u nas nie może być fajnie jest to, że przeciętny Polak, poza byciem ekspertem w polityce USA, skokach narciarskich czy co tam akurat jest na topie, jest także domorosłym prawnikiem i bardzo na sercu leży mu przestrzeganie prawa. Myślicie pewnie, że sobie kpię – Polacy i przestrzeganie prawa? Ano właśnie w tym sęk: dla Polaków ważne jest to, żeby poza granice ściśle określonego prawa choćby na centymetr nie wykraczali inni.

Polak musi na wszystko mieć paragraf. Wystarczy porównać sobie polski kodeks drogowy z brytyjskim Highway Code. Polskie przepisy regulujące ruch na drogach to zbiór napisanych prawniczym językiem paragrafów i ustaw, przy którym wciąż majstrują posłowie, co rusz dorzucając jakieś mądrzejsze czy głupsze zmiany. Przekłada się to także na rzeczywistość, stąd polskie drogi upstrzone są kakofonią znaków. Byle kto się w tym nie połapie, dlatego internetowe fora pełne są dumnych z siebie specjalistów, którzy posiedli tą tajemną wiedzę i zaciekle dyskutują, lubując się w fakcie, że mogą wytykać innym (czy to kierowcom, czy to zarządcom dróg) popełniane przez nich błędy. Tymczasem w Wielkiej Brytanii, choć oczywiscie istnieją stricte prawnicze uregulowania, kierowcy na co dzień wystarczy znajomość tzw. Highway Code, czyli książki zawierającej nieco ponad 300 klarownie opisanych zasad z których większość zamyka się w jednym czy dwóch zdaniach. Zasady te, czy raczej porady i instrukcje, obejmują kwestie nie tylko tego gdzie parkować i kto ma pierwszeństwo, ale dotyczą także techniki jazdy czy pierwszej pomocy. Co ciekawe, praktycznie nie występują tam zakazy czy nakazy, większość zasad zapisana jest z użyciem słowa „should” czyli „powinno się”.

Różnica ta jest w mentalności. Polak potrzebuje paragrafu na każdą okazję, niekoniecznie do tego, żeby się do nich stosować, ale po to, aby znać swoje prawa i nie wahać się z nich korzystać: Nie będzie policjant Polakowi pluł w twarz zatrzymując do rutynowej kontroli! Ów zacytuje mu odpowiednie paragrafy i odmówi dmuchania w alkomat po czym dumny ze swojego zwycięstwa nad systemem wrzuci nakręcony przez pasażerkę filmik pokazujący swoje bohaterstwo do internetu.

Tymczasem Brytyjczykowi Highway Code potrzebny jest po to, aby sprawnie i bezpiecznie poruszać się po drogach. Te zapisane 300 zasad ma korzystanie z dróg ułatwiać, ale państwo pozostawia uczestnikom ruchu swobodę interpretacji. W opisanej sytuacji powinni zachować się w taki a taki sposób, ale prawodawcy na miejscu nie ma, więc pozostawia będacym na miejscu okienko jeśli akurat inne zachowanie może być bardziej stosowne do sytuacji. Stanowcze zakazy i nakazy dotyczą tylko najbardziej newralgicznych sytuacji (takich jak to, że czerwone światło zawsze oznacza STOP), większość jednak przypadków pozostawia swobodę interpretacji a niektóre sprawy wręcz w ogóle nie są uregulowane pozostawiając rozwiązanie sytuacji samym zainteresowanym – jednym z takich przykładów jest sytuacja, w której pojazdy z lewego i prawego pasa chcą w tym samym czasie wjechać na środkowy: nie jest powiedziane kto ma pierwszeństwo, prawodawca po prostu zakłada, że kierowcy nie są idiotami, którzy będą parli do zderzenia i jeden z nich ustąpi. Oglądając dostępne w internecie filmiki z samochodowych kamerek można mieć obawy, że takie założenie w Polsce doprowadziłoby do armagedonu: co któryś z kamerkowiczów specjalnie doprowadza do niebezpiecznych sytuacji tylko po to, żeby udowodnić, że to on ma rację.

Niedawno z zainteresowaniem śledziłem dwie równolegle toczące się dyskusje w internecie. Jedna dotyczyła piętnowania kurierów, którzy rozwożąc paczki po centrum Wrocławia zatrzymują swoje furgonetki w niedozwolonych miejscach. Forum aż huczało od świętych głosów oburzenia na kurierów łamiących zakaz i dorabiających się fortuny na cudzej krzywdzie (bo niektórzy z komentujących sprawiali wrażenie, jakby za każdym razem, kiedy kurier zatrzymuje auto na zakazie gdzieś na świecie mordowano szczeniaczka). Oczywiście nie brakowało rzucania paragrafami tak z kodeksu drogowego, jak i z kodeksu pracy i innych uregulowań, a wszystko sprowadzało się do tego, żeby wykazać, że kurier prawo łamie z własnej i nieprzymuszonej woli.

Równoległa dyskusja zaczęła się zaś od czyjegoś oburzenia, że kurier odmówił dostarczenia dużej przesyłki pod drzwi mieszkania na ostatnim piętrze XIX-wiecznej kamienicy, oczekując że adresat sam zatroszczy się o to, jak wnieść do mieszkania ważące kilkadziesiąt kilogramów pudło. Tu także pojawiały się co chwila cytaty z aktów prawnych – czy to z regulaminu usług świadczących przez firmę kurierską, czy znowu prawnicze deliberacje nad tym, czy „wskazany adres” dotyczy działki na której stoi budynek czy konkretnego w nim lokalu.

A mnie najbardziej rozbawił fakt, że w obu dyskusjach brała udział jedna i ta sama osoba – w jednej pomstując na kurierów którzy starają się przystanąć jak najbliżej miejsca dostarczenia przesyłki, w drugiej wyrażając święte oburzenie, że kurier nie zdecydował się na wprowadzenie furgonetki po kręconych schodach na czwarte piętro kamienicy żeby dostarczane urządzenie móc zostawić na wycieraczce. Z jednej strony argumentował że przepis i że zakaz, i że kurierowi nie wolno, z drugiej, że przepis, że warunki umowy, i że klientowi się należy. Jakoś nie przyszło mu do głowy, że de facto domaga się tego, aby można było mieć ciastko i zjeść ciastko.

Wśród Brytyjczyków (no, może poza zwolennikami Brexitu) jest dość powszechną wiedzą, że nie można mieć ciastka i zjeść go jednocześnie. Ponieważ jednak zdają sobie sprawę, że wymagając 100% przestrzegania prawa przez kurierów i kierowców ciężarówek praktycznie niemożliwe stanie się dostarczanie produktów i przesyłek na szeroką skalę, zdecydowali się, że zjedzą pół ciastka, połowę odkładając na później. I nie chodzi mi tylko o to, że większość zakazów parkowania (oznaczonych namalowanymi wzdłuż krawężnika żółtymi liniami) nie dotyczy samochodów ciężarowych i dostawczych (ci stosować się muszą jedynie do kresek namalowanych w poprzek krawężnika) ale i na zwyczajne patrzenie przez palce na nieprawidłowo zaparkowane pojazdy przez służby mundurowe. Nie jest także niczym nadzwyczajnym sytuacja, kiedy w ciasnej uliczce ciężarówka całkowicie blokuje przejazd – nie rodzi to jednak żadnych tak znanych z polskich dróg frustracji. Przepraszający gest dostawcy wystarcza aby stojący za nim kierowcy zrelaksowali się na te dwie minuty, które zajmuje wyładowanie z pojazdu dostarczanej pralki, lodówki czy sofy.

Czemu Brytyjczycy podchodzą do tego z tak stoickim spokojem? Otóż różnica jest w mentalności i dojrzałości społeczeństwa. Przeciętny Brytyjczyk widzi nieco dalej niż czubek własnego nosa i widząc ciężarówkę blokującą mu przejazd nie odbiera tego jako ataku na jego święte prawo do jazdy samochodem po ulicy. Przeciętny Brytyjczyk wie, że dzięki tolerowaniu tej drobnej niewygody, wszystkim będzie się żyło łatwiej. Bo gdyby miasto musiało wyznaczyć wystarczająco dużo miejsc postojowych dla pojazdów dostawczych, sytuacja z parkowaniem w centrum miast drastycznie by się pogorszyła. Gdyby zaś auta dostawców zmusić do przestrzegania prawa w 100%, drastycznie spadłaby ilość dostaw, które każde z nich jest w stanie wykonać każdego dnia. Zakładając optymistycznie, że przestrzegając w 100% przepisów kurier byłby w stanie dostarczyć co drugą paczkę, oznaczałoby to że na każdą z krążących po centrach miast furgonetek przypadałoby kilkadziesiąt osób, które po pracy byłyby zmuszone udać się na obrzeża miasta odebrać swoją przesyłkę z magazynu. Z kolei ceny dostaw mebli czy urządzeń domowych wzrosłyby tak drastycznie, że jeśli nawet każda minuta spędzona w korku za rozładowywaną ciężarówką byłaby warta funta, zaoszczędzone w ten sposób przez przeciętnego kierowcę pieniądze nie pokryłyby kosztów dostawy zamawianej raz na pięć lat pralki czy lodówki…

I dlatego właśnie w Wielkiej Brytanii na drobne wykroczenia kierowców wykonujących usługi dla społeczeństwa patrzy się przez palce, bo w ogólnym rozrachunku ta wyrozumiałość przynosi korzyści wszystkim (co gorzej wpłynie na płynność ruchu: kurier przystający na minutę czy dwie na zakazie kilkanaście razy dziennie, czy 40 samochodów stojących w korkach w drodze do magazynu po odbiór paczki każdego wieczora?). Oczywiście rażące przykłady łamania przepisów czy narażanie innych użytkowników dróg na niebezpieczeństwo są ostro tępione.
„No tak, ale kto ma o tym decydować kiedy wykroczenie może być jeszcze tolerowane, a kiedy jest już przesadą? Gdzie jest linia?” zapytają polscy miłośnicy przejrzystego prawa. W tym właśnie rzecz, że nikt o tym nie decyduje i linii tej nie ma. Świat nie musi być czarno-biały, w dojrzałych społeczeństwach można pozwolić sobie na tą strefę szarości. Owszem, czasem ten sfrustruje się, że „zostawienie furgonetki w tym miejscu to już akurat przesada” innym razem jakiś kurier dostanie mandat od nadgorliwego parkingowego „chociaż przecież nic wielkiego się nie stało” – ale te pojedyncze frustracje wciąż z nawiązką równoważone będą tym, że dzięki wzajemnej wyrozumiałości wszystkim żyje się lepiej.

Tymczasem w Polsce chyba jeszcze długo będziemy musieli poczekać na ten poziom społeczeństwa obywatelskiego. Brytyjczycy wiedzą, że prawo służy uregulowaniu sprawy w sytuacjach konfliktowych aby wszystkim żyło się łatwiej. Dla Polaków wciąż jednak ważniejsze są poszczególne paragrafy, szczególnie, kiedy mogą dzięki ich znajomości odnieść jakieś korzyści – nawet, jeśli oznaczałoby to popsucie sprawy dla wszystkich innych. I dlatego właśnie Wielka Brytania ma dla mnie twarz uśmiechniętych kierowców ucinających sobie pogawędkę w oczekiwaniu aż rozładowywana ciężarówka wreszcie odblokuje ulice, którą chcieli przejechać. A Polska – dumnego Polaka-Cebulaka który dzięki dokładnej lekturze regulaminu promocji w Lidlu przechytrzył system i stoi w kolejce do kasy z wózkiem wyładowanym śmieciami po to, aby uzyskać zwrot pieniędzy za swoje tygodniowe zakupy.


Fotografia: © Rossographer na licencji Creative Commons

Comments

comments

3 Replies to “Czemu u nas nie może być fajnie”

  1. […] Wspomniane w treści materiały: – film Wojtka o “próbie wtargnięcia na teren obcego państwa“: – tekst Tomka o tym, jak sprzeczne są nasze oczekiwania wobec kurierów: […]

  2. […] w podkaście teksty Tomka: Ten o przepisach ruchu drogowego Ten o branży […]

  3. […] Wspomniany w podkaście stary tekst Tomka o kurierach […]

Komentarze są zamknięte.