„Żołnierz już w czasie pokoju winien wiedzieć, czego żąda od niego wojna, a podczas wojny nie powinien zapominać o tym, czego nauczył się na placu ćwiczeń.” mawiał dobry Wojak Szwejk, znany z tego, że na wieść o tym, że ojczyzna jego w potrzebie się znalazła, pomimo męczącego go reumatyzmu nakazał zawieźć się swojej posługaczce na komisję poborową. Szwejk przynajmniej pozornie zgadzał się z propagandą państwową głoszącą, że największą radością i zaszczytem dla poddanego jest umrzeć za cesarza pana. Ale Szwejk uważany jest za idiotę. Czy zatem Polacy są mądrzejsi?
Według badań przeprowadzonych przez IBRiS Homo Homini na zlecenie Rzeczpospolitej (tutaj), 41% Polaków nie poświęciłoby nic dla dobra obecnej Polski. Życie lub zdrowie gotowy byłby poświęcić mniej niż co piąty Polak, a jeszcze mniej rodaków skłonnych by było na poświęcenie swojego majątku (trochę to smutne, że ludzie chętniej godzą się na oddanie życia niż majątku, ale to już inna historia). Nie jest to nic nowego dla kogoś, kto pamięta czasy obowiązkowego poboru do armii, kiedy to robiło się wszystko, żeby tylko od owego zaszczytnego obowiązku się wykręcić, a nawet wielu z tych którzy do wojska szli chętnie, nie czyniło tego z pobudek patriotycznych czy poczucia obowiązku a ze zwyczajnej suchej kalkulacji: „odbębnię i będę miał spokój, a jeszcze sobie prawo jazdy na ciężarówkę wyrobię”.
Charakterystyczne jest to, że pytania zadane respondentom służą historykom pytanym przez Rzeczpospolitą za wyznacznik patriotyzmu. Czy na pewno jednak to akurat skłonność oddawania życia za ojczyznę jest jedynym wskaźnikiem poziomu patriotyzmu? W naszej historii mieliśmy wielu bohaterów „na sztos rzucających swój życia los” ale także wielu ludzi, którzy nie włączali się w zbrojną walkę, a zamiast tego działali na rzecz dobra ojczyzny w inne sposoby – poprzez pracę u podstaw, pomoc potrzebujących a nawet poprzez działalność polityczną w parlamencie okupującego mocarstwa.
Dziś czasy są jednak inne – nasi przodkowie w XIX wieku walczyli o to, aby odzyskać swój kraj. Dziś kiedy go wreszcie mamy, wraz z wolnością uzyskaliśmy także możliwość podróżowania po świecie. Swoboda przepływu w Unii Europejskiej zaowocowała tym, że wielu rodaków wybiera sobie kraj wedle swoich upodobań i oferowanego komfortu życia. Już sam ten fakt obniża nieco znaczenie ojczyzny w oczach wielu Polaków: bo choć kraj ten jest „nasz”, nie jest naszym jedynym krajem. W świecie globalnej wioski, gdzie tania komunikacja umożliwia rozmowę na życzenie z bliskimi będącymi nawet po przeciwnej stronie globu, w każdym większym supermarkecie w wielu krajach w Europie można znaleźć jakieś polskie produkty, a dzięki internetowi dostęp do polskiej kultury każdy ma według życzeń, geograficzne położenie Polski traci na znaczeniu, bo wszędzie możemy poczuć się jak u siebie.
Zresztą już w trakcie zaborów widać było ten kierunek myślenia. Jak tłumaczył w „Weselu” pannie młodej poeta, Polska mieści się w sercu. Czy zatem faktycznie jest rzeczą złą, że Polacy nie chcą narażać tej swojej wewnętrznej Polski, kładąc swoje życie na szali konfliktów politycznych (szczególnie, że w dzisiejszych czasach wojna to rzecz bardzo odległa do tego, czym była chociażby Druga Wojna Światowa – dziś nasi żołnierze wojują na końcach świata, realizując misje, które więcej wspólnego niż z pokojem mają z realizacją ambicji naszych polityków, chcących przypodobać się światowym liderom). Nic dziwnego, że przeciwko udziałowi w takich misjach opowiada się lwia część naszych rodaków, a uczestniczącym w nich żołnierzom odmawia się prawo do stania obok tych, którzy naprawdę walczyli o wolność naszej ojczyzny.
Dziś wydaje się, że Polska poety ma dla Polaków – szczególnie tych na emigracji – znacznie większe znaczenie niż Polska z atlasu geograficznego. Szczególnie, że ta druga – w odróżnieniu od tej pierwsze – ma jeden feler: rządzona jest przez Polaków. Bo większość rodaków łączy niechęć do naszej klasy politycznej – niektórzy, szczególnie po prawej stronie, mają przynajmniej jedno wybrane ugrupowanie, znakomita większość jednak ma podobne zdanie o wszystkich, a jeśli nawet chodzi głosować, to bardzo często na zasadzie wyboru mniejszego zła. Państwo odpłaca się swoim obywatelom tym samym, traktując ich dość podle i za nic mając ich potrzeby. W rezultacie miliony Polaków głosują nogami, wybierając życie za granicą. Nic więc dziwnego, że tak wielu rodaków nie byłoby chętnych oddać swoje życie w ofierze takiemu państwu. Tym bardziej, że coraz częściej jawi się ono nie jako wsparcie i ostoja Polaków, a jako jakiś pasożyt, żerujący na swoich obywatelach i dbający bardziej o interesy innych (zależnie od poglądów politycznych będzie to słynne kondominium, grupa uprzywilejowanych oligarchów albo Kościół Katolicki). Dziś zamiast potrzeby jego obrony pojawia się coraz częściej konieczność obrony przed nim.
Jest także jednak inny aspekt tej sprawy – dzięki zmniejszaniu się świata i włączeniu naszego kraju w struktury Unii Europejskiej, coraz więcej Polaków czuje się w pierwszej kolejności Europejczykami a dopiero potem Polakami (często po drodze czując się również lokalnymi patriotami – rzeszowianami, Dolnoślązakami czy krakusami – ale także mieszkańcami Szkocji czy Irlandii). Uwaga Polaków, może poza tymi „prawdziwymi patriotami” z prawej strony sceny politycznej, skupia się albo na poziomie lokalnym, mającym wpływ na ich codzienne życie, albo na poziomie globalnym – bo kwestie takie jak np. globalne ocieplenie, są najbardziej istotnymi problemami naszego wieku. Pomalutku tworzy się w kraju społeczeństwo obywatelskie, ludzie coraz częściej organizują się wokół ważnych dla nich spraw – takich jak na przykład ponowne uruchomienie kina na Dworcu Głównym PKP we Wrocławiu (tutaj). Także na obczyźnie Polacy coraz bardziej angażują się w życie tak lokalnych społeczności, jak i polskiego środowiska emigracyjnego. Jak podaje Ministerstwo Środowiska (tutaj) 47% Polaków wybiera rozwiązania ekologiczne, nawet jeśli są droższe od alternatywnych, mniej więcej tylu samo naszych rodaków regularnie segreguje śmieci, a ponad czterech na pięciu uważa, że sortowanie powinno być obowiązkowe. Jedynie co dziesiąty nie oszczędza energii (choć tu istotnym czynnikiem wydaje być się ekonomia a nie tylko ekologia).
Jak widać więc Polakom nie jest obojętny ich los. Po prostu w dzisiejszych czasach uważają, że los indywidualnej jednostki w znacznie mniejszym stopniu związany jest z losem konkretnego państwa. Dlatego zamiast rozpatrywać „co by było gdyby”, zajmują się rzeczami, które mają znacznie bardziej realny wpływ na życie nich samych i najbliższego otoczenia, niż górnolotne deklaracje o gotowości ruszenia do boju pod dumnie powiewającym sztandarem. Może więc warto by było zdefiniować patriotyzm jakoś inaczej niż w XIX-wiecznych kategoriach gotowości oddawania życia za ojczyznę?
Tekst ukazał się w portalu gazetae.com oraz na stronie internetowej Fundacji Wolność i Pokój