Krzysztof Bosak, jak na prawdziwego Polaka i katolika przystało, regularnie chodzi do kościoła. Nie jest jednak jedynie biernym słuchaczem kazań – potrafi również na siebie wziąć trud głoszenia Słowa Bożego, na przykład na Twitterze. Czy jednak słowa Jezusa przefiltrowane przez prawicowe poglądy zachowują swoje przesłanie? Pozwoliłem sobie przeprowadzić małe studium przypadku.
Wczoraj czytana była Ewangelia o miłosiernym Samarytaninie. Bywa ona nieuczciwie wykorzystywana przez zwolenników masowych migracji. Należy tę przypowieść czytać uważanie: Samarytanin nie zakwaterował pobitego u siebie w domu, ale udzielił mu pomocy na miejscu i opłacił leczenie.
Gdyby w nauce Jezusa wzorcową moralnie postawą było zakwaterowanie ofiary u siebie wraz z żoną i dziećmi, albo w świątyni czy u kapłana, to tak by brzmiała przypowieść. Jak widać nie tego Jezus jednak od nas oczekuje. Pomagać, ale nie wyłączając troski o siebie i roztropności!
– napisał parę dni temu na Twitterze Bosak. Zacznijmy więc od tego, że przypomnimy sobie tą przypowieść:
Oto powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?»
Jezus mu odpowiedział: Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?
«On rzekł: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego».
Jezus rzekł do niego: «Dobrześ odpowiedział. To czyń, a będziesz żył».
Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?»
Jezus nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko że go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął.
Pewien zaś Samarytanin, będąc w podróży, przechodził również obok niego. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go.
Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał.
Któryż z tych trzech okazał się według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?»
On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie».
Jezus mu rzekł: «Idź, i ty czyń podobnie».
Rozbierzmy teraz na części to, co mówi lider narodowców:
“Należy tę przypowieść czytać uważanie: Samarytanin nie zakwaterował pobitego u siebie w domu, ale udzielił mu pomocy na miejscu i opłacił leczenie.”
Bosak najwyraźniej nie stosuje się do własnych uwag i nie przeczytał tej przypowieści uważnie. Pytanie naprowadzające: czy Samarytanin udzielił poszkodowanemu pomocy na miejscu? Tak, ale nie tylko. Po udzieleniu mu pierwszej pomocy zawiózł go do gospody – czyli do miejsca, w którym ów będzie bezpieczny, nie będzie mu groziło ani zimno, ani upał, ani ponowny napad bandytów.
Owszem, Samarytanin nie wziął poszkodowanego do siebie – prawdopodobnie dlatego, że jako Samarytanin mieszkał w Samarii, która znajdowała się daleko na północ od drogi z Jerozolimy do Jerycha, więc był bardzo daleko od domu. Ale to raczej nieistotne, bo nie słyszałem, żeby ktokolwiek postulował, abyśmy brali obcych ludzi do siebie i pozwalali im mieszkać na kanapie w salonie. Natomiast powinniśmy zadbać o to, żeby nie cierpieli z głodu i z zimna i żeby przestali być narażeni na niebezpieczeństwa, przed którymi uciekają. W dłuższej perspektywie wypadałoby zadbać o to, żeby mieli dobrą opiekę medyczną, możliwość podjęcia pracy, edukacji – generalnie aby mogli po prostu żyć w sposób godny. Czy można coś takiego zapewnić stawiając kolejne miasteczko tysięcy namiotów gdzieś na środku bliskowschodniej pustyni?
Samarytanin najwyraźniej myślał podobnie. Nie zadowolił się doraźną pomocą w miejscu, w którym znalazł pobitego. Nie powiedział mu “masz tutaj pałatkę, rozbij sobie namiot przy drodze, a ja idę dalej”. Nie, zawiózł go do gospody, przez całą noc opiekował się nim a następnie opłacił jego pobyt, licząc się z tym, że może to kosztować go więcej, niż oszacował. Tak jak Samarytanin mógł skorzystać z gospody, tak i my mamy instytucje państwa które się tym zajmują. I tak jak miłosierny Samarytanin zapłacił z własnej kieszeni, tak i my nie powinniśmy mieć problemu z tym, że instytucje te opłacane są z naszych podatków.
“Gdyby w nauce Jezusa wzorcową moralnie postawą było zakwaterowanie ofiary u siebie wraz z żoną i dziećmi, albo w świątyni czy u kapłana, to tak by brzmiała przypowieść” – pisze dalej Bosak. I faktycznie, przypowieść wcale nie mówi o tym, że Samarytanin wziął ofiarę z jej rodziną do siebie, albo kazał ją przygarnąć kapłanowi. Pamiętajmy jednak o tym, że kapłan w przypowieści występuje, podobnie jak lewita, czyli taki ówczesny kościelny. Tylko akurat to nie oni są bohaterami pozytywnymi, bo to nie oni pomogli napadniętemu – w domyśle innemu Izraelicie – a Samarytanin, czyli ktoś, kim ówcześni pobożni Żydzi pogardzali, uznając ich za heretyków i bezbożników. Dla nich taki człowiek był tym, kim dla współczesnych “prawdziwych Polaków” jest jakiś ciapak czy inny lewak. A jednak to właśnie ów Samarytanin był tym, który wspomógł bliźniego w potrzebie, i to właśnie jego zachowanie Jezus podaje za przykład. I to jest najważniejsza lekcja z tej przypowieści: nieważne stereotypy, nieważne kto jest “prawdziwym Izraelitą” a kto nie, bo nie ten jest dobrym człowiekiem, co się ze swoją wiarą obnosi, tylko ten, kto czyni dobro.
Niemniej jednak Krzysztofowi Bosakowi to najważniejsze przesłanie umknęło. I nie jemu jednemu, a szkoda. Bo w Polsce AD 2018 dalej jest tak, jak w Jezusowej przypowieści: katolicy obnoszą się ze swoją wiarą, ale jak trzeba pomóc bliźnim w potrzebie to jakoś dziwnie w awangardzie są tak pogardzani przez nich lewacy.
Ilustracja: “Dobry Samarytanin”, Alfonso Cattaneo, circa 1890. Domena Publiczna