Choć na co dzień nie interesuję się celebrytami, ostatnich wydarzeń w tej branży nie da się po prostu nie zauważyć.
Medialna sraczka z okazji narodzin królewskiego bobasa jest już w pełnej krasie. Brukowce prześcigają się w informowaniu o tak niezwykle ważnych i zaskakujących wydarzeniach jak: „babcia i dziadek odwiedzili szpital” czy „członkowie służby prasowej Jej Królewskiej Mości podali do wiadomości, że królowa cieszy się z narodzin prawnuczątka”. Wkrótce głowę podniosą krytycy i pojawią się artykuły idące pod prąd. Spodziewam się krytycznych tekstów zatytułowanych „czy kolor płaszcza księżnej Kate przystoi matce następcy tronu”, lub „książe William trzyma synka lewą ręką, a powinien prawą, aby widać było jego królewskie pierścienie”… czy coś w tym rodzaju. Fascynuje mnie jedna rzecz: praktycznie nikt nie dotyka sedna problemu, to znaczy: ludzie, mamy XXI wiek! Czy was wszystkich porąbało?
Bo powiedzmy sobie szczerze: czy to się komu podoba czy nie, królewski bobas jest dokładnie taki sam jak wszystkie inne: każdy bobas jest nadzwyczajny i najwspanialszy dla swoich rodziców, jedyną różnicą jest to, że ten konkretny miał pecha urodzić się w królewskiej rodzinie. Tak właśnie, pecha. Bo owszem, fajnie jest być bogatym, ale zdecydowanie nie jest fajnie być celebrytą – a taki los właśnie czeka owego bobasa. Już od najmłodszych lat jego życie będzie polegać na wyreżyserowanym okazywaniu go wygłodniałym mediom w ustalonych z góry momentach oraz ukrywaniu przed paparazzi w pozostałych.
Zawsze zastanawiałem się, jak to jest, że członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej, mniej lub bardziej inteligentni ludzie, akceptują zastany porządek. „Może oni po prostu żyją w takim surrealistycznym bąblu odciętym od świata i wydaje im się to całkowicie normalne? A może po prostu podejmują się przypadłej im roli i traktują to jako obowiązek. A może są wyrafinowanymi cynikami i po prostu za cenę pomachania czasem z balkonu rozhisteryzowanym czytelniczkom kolorowych magazynów, korzystają z luksusów zapewnianych im przez przysłowiowy ciemny lud?” Nie znam odpowiedzi na to pytanie, ale wydaje mi się, że są to po prostu ludzie całkowicie oderwani od rzeczywistości, bo nie wierzę, żeby przyzwoity człowiek był w stanie korzystać z benefitów luksusowego życia na koszt podatnika, będąc świadomy sytuacji finansowej kraju, za który – teoretycznie przynajmniej – jest odpowiedzialny.
Co prawda oficjalne dane pałacu Buckingham podają, że rodzina królewska to dla podatnika prawdziwa okazja, dane te są jednak dość kontrowersyjne. Wyliczenia republikanów, biorących pod uwagę także ukryte koszta utrzymywania rodziny królewskiej, takie jak np. zapewnianie bezpieczeństwa podczas ich oficjalnych wizyt, sugerują, że koszta utrzymywania rodziny Windsorów są ponad pięciokrotnie wyższe niż oficjalne dane i przekraczają znacznie 200 000 000 funtów. Zwolennicy monarchii kontrują, że budżet czerpie korzyści z Crown Estate, czyli (w uproszczeniu) posiadłości królewskich, ale po pierwsze nie ze wszystkich (Duchies of Lancaster i Cornwall nie wchodzą do tej puli), a po drugie jest dyskusyjne, czy jest to własność prywatna rodziny Windsorów, czy po prostu własność przynależna instytucji rodziny królewskiej, która, jako taka, po likwidacji monarchii przeszłaby do dyspozycji skarbu państwa.
Kolejnym spornym elementem finansowej układanki wokół rodziny królewskiej jest jej rzekoma atrakcyjność dla turystów. Badania organizacji Visit Britain wykazują, że rodzina królewska plasuje się na odległym miejscu na liście atrakcji brytyjskich, zdrowy rozsądek zaś podpowiada, że jej istnienie raczej przeszkadza w zwiedzaniu. Zdjęcie z wartownikiem ubranym w dziwaczny mundurek stojącym przed zamkiem można sobie zrobić w wielu miejscach w Europie – na przykład na Pražském Hradzie, tam też również można sobie obejrzeć uroczystą zmianę warty. Różnica jest taka, że turyści w Pradze po obejrzeniu defilujących żołnierzyków mogą udać się na zwiedzanie pałacu. W Londynie nie jest tak łatwo, pałac dostępny jest dla zwiedzających sporadycznie, a nawet wtedy wpuszczani są oni jedynie do nielicznych pomieszczeń i mają okazję zobaczyć jedynie nieliczne z dzieł sztuki, którymi syci swoje oczy na co dzień rodzina królewska i jej służba. Czy zatem rzeczywiście, na co dzień skryty za wysokim płotem, pałac Buckingham jest większym magnesem dla turystów niż np. dawny pałac królewski w Paryżu, dziś znany jako jedna z największych atrakcji turystycznych na świecie, Muzeum w Luwrze?
Znikoma realna władza królowej Elżbiety, której jedynym zadaniem wydaje się trwanie i bycie symbolem jedności Zjednoczonego Królestwa (i nawet na tym polu nie wydaje się ona odnosić sukcesów, o czym świadczy przyszłoroczne referendum dotyczące niepodległości Szkocji) wydaje się jedynie umacniać stanowisko krytyków tej instytucji. Jaki więc los czeka tego nieszczęsnego bobasa, który miał pecha urodzić się właśnie w tej rodzinie? Czy funkcja króla, relikt przeszłości, doczeka czasów, w których przeżyje on swoją prababcię, dziadka i ojca? Czy wręcz przeciwnie, monarchia zostanie zniesiona, a wychowany w luksusowych warunkach dzieciak nagle będzie zmuszony zderzyć się z twardą rzeczywistością?
Jestem pewien jednej rzeczy. Choć sprawa dotyczy pośrednio i mnie – bo luksusy rodziny królewskiej pokrywane są także z moich podatków – mogę z tym żyć jako rezydent Wielkiej Brytanii. W końcu jak się przychodzi do kogoś w gości, to się mu nie przestawia mebli, nawet jeśli uważamy, że mieszkanie urządzone jest całkowicie bez gustu. Poza tym biorąc pod uwagę skalę marnotrawstwa pieniędzy podatnika w naszej ojczyźnie faktycznie koszta utrzymywanie Rodziny Królewskiej mogą wydawać się prawdziwą okazją. Jednak moje stanowisko w kwestii ubiegania się o brytyjski paszport pozostanie niezmienione. Jestem obywatelem Unii Europejskiej, Rzeczpospolitej Polskiej, mój paszport daje mi możliwości, o których większość ludzkości może tylko śnić. Czy naprawdę te wizy do Ameryki czy możliwość wybierania między Cameronem a Millibandem są warte tego, aby na własne życzenie prosić się o możliwość zostania poddanym rodziny rozpieszczonych celebrytów? Rzekomych opiekunów narodu, niczym rodzina Kimów nie widzących sprzeczności pomiędzy przypisywaną sobie odpowiedzialnością za swoich podwładnych, a luksusowym stylem życia w tych trudnych czasach kiedy wielu z owych podwładnych desperacko próbuje związać koniec z końcem?
Tekst ukazał się w portalu gazetae.com
Grafika: anonim, memegenerator.net
[…] – artykuł z gazetae.com o Royal Baby […]