Mój ostatni felieton spotkał się z niespodziewanie wielkim odzewem. Otrzymałem liczne sygnały poparcia, bo większości moich znajomych (i nieznajomych z internetu) także nie podoba się, że dla religii robi się wyjątki w prawach, mających na celu ukrócić zadawanie cierpienia zwierzętom. Oczywiście sława to nie sam miód.
Ponieważ tak się składa, że religią, o której mowa w tym kontekście jest między innymi Islam, a zgodnie z zasadami politycznej poprawności jakakolwiek krytyka Islamu jest be, dowiedziałem się także, że mój felieton jest przepełniony nienawiścią. Okazuje się bowiem że napisanie, że fajnie by było, gdyby wszyscy, także przybysze z innych kręgów kulturowych, przestrzegali tego samego prawa a nie domagali się wyjątków, to już jest właśnie oznaka ziania nienawiścią – i to do tego stopnia, że aż nie warto ze mną na ten temat rozmawiać. Ponieważ słowa te padły z ust (a raczej z palców – te XXI wieczne techniki komunikacji) osoby którą szanuję i cenię, postanowiłem zastanowić się nad tym zarzutem – może faktycznie gdzieś się zagalopowałem i sieję nienawiść?
Ku mojemu przerażeniu okazało się, że jest to prawda, i to na niewyobrażalną skalę. Nie tylko nienawidzę Muzułmanów i Żydów, bo uważam, że nie powinno się dla nich robić wyjątków w prawie dotyczącym humanitarnego uboju zwierząt tylko dlatego, że u nich jest to powszechnie przyjęte. Nienawidzę też Kościoła Katolickiego, Prawosławnego, czy dowolnego innego wyznania lub sekty, bo uważam, że nie powinno być wyjątków w prawie dla żadnych religii. Moja nienawiść wykracza jednak poza ramy religijne: nienawidzę Cyganów, gardząc ich tradycją do tego stopnia, że uważam, że jeśli żyją w naszym kraju, to ich dziewczynki powinny chodzić do szkoły jak wszystkie inne dzieci, a nie być wydawane za mąż w wieku lat 12. Tak na marginesie, to w ogóle uważam że kobiety nie powinny być wydawane za mąż, tylko same sobie wybierać partnera z którym chcą spędzić życie. Albo partnerkę, jeśli taka ich wola – co może oznaczać że nienawidzę heteroseksualistów, nie jestem tego pewien.
Wracając jednak do wyjątków od prawa to na pewno nienawidzę cyklistów – uważam, że powinni przestrzegać przepisów jak wszyscy inni, mieć lampki i dzwonki i szanować innych uczestników ruchu. Jak już jesteśmy przy przepisach ruchu drogowego, to okazuje się, że nienawidzę także Niemców, bo uważam, że nie powinno się ich zwalniać z obowiązku przestrzegania ograniczenia prędkości na autostradach pomimo że u nich można grzać do woli. Jestem też pełen nienawiści do Brytyjczyków, Irlandczyków i Maltańczyków, bo uważam, że nie powinno robić się dla nich wyjątków w kodeksie drogowym dzięki którym mogliby jeździć sobie po Polsce pod prąd. Po linii narodowościowej to nienawidzę także Francuzów, bo uważam że słusznie że nie robi się żadnych wyjątków, i zakazany jest przymusowy tucz gęsi na ich ulubione wątróbki foie gras. Nie jestem pewien moich uczuć do Holendrów, bo z jednej strony uważam, że nie powinno się odstępować od karania kogoś w Polsce za posiadanie marihuany tylko dlatego, że przyjechał do nas z Niderlandów, z drugiej jednak strony uważam, że za posiadanie rozsądnych ilości marihuany nie powinno karać się nikogo w ogóle. Ale nawet jeśli Holendrzy przeszli u mnie ulgowo w kwestii marihuany to nienawidzę ich z innego powodu. Otóż uważam, że nawet jeśli w ich kraju można siadać za kółko mając ponad dwa razy więcej alkoholu we krwi niż u nas, nie powinno się dla nich robić w naszym kodeksie wyjątku. Są jednak w doborowym towarzystwie, bo z tego samego powodu nienawidzę Austriaków, Belgów, Bułgarów, Danów, Finów, Francuzów, Greków, Hiszpanów, Islandczyków, Kirgizów, Łotyszy, Macedończyków, Niemców, Portugalczyków, Słoweńców, Szwajcarów, Turków, Włochów, Irlandczyków, Luksemburczyków, Maltańczyków, Irlandczyków i Brytyjczyków, a i to tylko jeśli ograniczę swą nienawiść jedynie do Unii Europejskiej i okolic. Bo na przykład takich Amerykanów też nienawidzę – u siebie mogą sobie jeździć mając 0.8 promila, a w Polsce ani o jotę powyżej 0.2 promila, i dobrze tak Jankesom. Szczególnie, że Ci to mają u mnie przesrane, bo nienawidzę ich aż do tego stopnia, że uważam, że skandalem jest, że nasz rząd zgodził się na to, żeby ich żołnierze przebywający u nas z wizytą byli wyjęci spod naszej jurysdykcji nawet w zwyczajnych przypadkach jak wykroczenia drogowe czy chuligaństwo.
To tyle, jeśli chodzi o nienawiść zbiorową. Ale wygląda na to, że nienawidzę także indywidualnie. Otóż nienawidzę sąsiada, który notorycznie stawia swoją furgonetkę na zakazie na rogu ulicy, przez co zasłania całą widoczność i uniemożliwia bezpieczny wyjazd z naszego osiedla. Bezczelnie uważam, że nie powinien tego robić, tylko zaparkować 200 metrów dalej, gdzie zawsze jest mnóstwo miejsca i do domu dojść piechotą i nie powinno być dla niego wyjątku tylko dlatego, że z tej furgonetki codziennie do domu taszczy skrzynkę z narzędziami. A jeśli nie chcę znienawidzić naczelnego, który pewnie nie będzie robił dla mnie wyjątków, jeśli uzna, że felieton jest długi i nudny, to chyba skończę na tym swoją litanię nienawiści.
…a może to nie jest litania nienawiści? Może zwyczajnie skoro uważam, że nie powinno się robić wyjątków w prawie dla pewnych grup tylko dlatego, że tam, skąd oni pochodzą dane rzeczy są dopuszczalne, to nie jestem nienawistnikiem, tylko po prostu zwyczajnym człowiekiem, który chce, aby prawo w jego kraju było przestrzegane i obowiązywało wszystkich tak samo? Może nie ma w tym nic złego? W końcu większości z tych wyjątków, o których pisałem faktycznie nie robimy, a jakoś nie słychać o masowych antypolskich demonstracjach we Francji, obrzucaniu naszej ambasady w Danii koktajlami Mołotowa, czy paleniu naszych flag w Irlandii…
Tekst ukazał się w portalu gazetae.com