Jak media manipulują Brytyjczykami

Społeczność polska w Wielkiej Brytanii rzadko kiedy może liczyć na dobrą prasę. Niektóre tytuły wydają się celowo obierać drogę szkalowania Polaków i rozprzestrzeniania mitów o nich, jako sposobu na zwiększenie sprzedaży. Ale ile prawdy jest w obrazie, który jawi się z owych artykułów i opinii?

IMG_2195Przeanalizuję w tym celu niedawny artykuł z Daily Mail autorstwa Kerry McQueeney dotyczący wzrostu liczby polskich emigrantów w UK, który możecie przeczytac w całości tutaj:

Zacznijmy od wprowadzenia: „Liczby wykazują, że 45000 Polaków osiedliło się w Wielkiej Brytanii w ostatnim roku –  największy wzrost od (początku) krachu gospodarczego”.

To zdanie napisane jest w sposób, mający zrobić wrażenie na czytelniku za pomocą zestawienia dużej liczby 45 000 ze słowem „wzrost”. Łatwo pomyśleć, że liczba Polaków wzrosła właśnie o te 45 tys. Ale jeśli sprawdzimy dane u źródła, liczby przedstawiają się zupełnie inaczej.

Okazuje się, że owo 45 tys. to jest całkowita liczba Polaków, którzy osiedlili się w Wielkiej Brytanii w 2011 roku. Emigracja z Polski w porównaniu z rokiem poprzednim wzrosła wtedy o 6 tys. osób, gdyż w 2011 roku 60 tys. ludzi opuściło Polskę, aby osiedlić się w innym kraju podczas, gdy liczba ta dla roku 2010 wynosiła w okolicach 54 tys.

Jak możemy zauważyć z porównania dwóch powyższych liczb, 75% z tych, którzy opuścili nasz kraj wyjechało do Wielkiej Brytanii. Więc jeśli założymy, że tak samo rozkładają się proporcje wśród tych 6 tys. o które wzrosła emigracja, możemy łatwo wyliczyć, że w roku 2011 Wielka Brytania ugościła około 4,5 tys. więcej przybyszów z polskiej ziemi (Rzeczpospolita).

Cóż… Ta liczba jest dziesięć razy mniejsza niż owo 45 000 użyte we wstępie do artykułu, więc raczej nie zrobiłaby takiego wrażenia. Lecz aby oddać sprawiedliwość autorowi, nieco poniżej w swoim artykule przyznaje, że owo 45 tys. to całkowity numer emigrantów a nie wzrost („About 45,000 people from the east European country were recorded as settling in Britain last year”), jednakże do końca jasno nie wynika jak duży w rzeczywistości ten wzrost był… Ale kogo obchodzą fakty? To Daily Mail, tu się liczy sensacyjność.

Przejdźmy do dalszej części artykułu pani McQueeney. Kolejny przykład manipulacji znajduje się niewiele niżej:

„Średnie dochody brytyjczyków, 2000 funtów miesięcznie, przyćmiewają typową polską wypłatę w wysokości 635 funtów”.

Bardzo istotne jest użycie tu słowa „typowa”. „Średni” dochód oznacza, cóż, oznacza po prostu średnią pensję – od czyszczących toalety po miliarderów w rodzaju Richarda Bransona. „Typowa” zaś to taka, jaką zarabia większość ludzi. To są dwie zupełne różne wartości – średnią płacę liczymy przy użyciu wzoru na średnią arytmetyczną, podczas gdy typowa wypłata odpowiadać będzie medianie.

Dlatego też porównywanie tych dwóch wartości, jest jak mówienie, że Tesco jest tańsze niż Asda, bo w Tesco ziemniaki są po 99 pensów, a w Asdzie pomarańcze kosztują prawie trzy funty. Po prostu – nie można porównywać ze sobą dwóch różnych rzeczy. Pojawia się pytanie: czy autor poczynił tą pomyłkę celowo, czy też nie uważał w szkole na lekcjach matematyki?

Jeśli chcemy zrobić to porządnie, powinniśmy porównać średnią płacę brytyjską ze średnią płacą polską. W tym przypadku te 2000 funtów w Wielkiej Brytanii (zaufam autorowi, że przynajmniej ta dana w jego artykule odpowiada prawdzie) będzie porównywane z 800 funtów w Polsce (Polska The Times).

Nagle ta różnica staje się znacząco mniejsza, nieprawdaż?

Kolejny fragment w którym ludzie są poddawani błędnemu wrażeniu:

„Pewna polska kobieta, znana jedynie z imienia jako Barbara, żyła w Anglii przez siedem lat i twierdzi, że jej średnia miesięczna pensja w kraju ojczystym wynosiła jedynie 153 funty. Powiedziała ona dziennikowi Telegraph: „Kiedy przybyłam do Wielkiej Brytanii pracowałam jako sprzątaczka a dziś jestem dyrektorem firmy”.

Wow, wygląda na to, że Wielka Brytania jest miejscem, w którym polscy imigranci mogą realizować swój amerykański sen! Od pucybuta do milionera! Od sprzątaczki do dyrektorki firmy!

Ale przyjrzyjmy się bliżej także i temu. Dziennikarka Daily Mail pisze, że Barbara powiedziała to w rozmowie z Telegraph. Ale kiedy zajrzymy do tego artykułu, którym posługiwała się pani McQueeney, a który można znaleźć tutaj, widzimy, że nikt tu nie twierdzi, że Barbara wypowiedziała te zdania w bezpośredniej rozmowie z Telegraphem.  Najwyraźniej dziennikarka Daily Mail próbował stworzyć wrażenie, że nie tylko biernie kopiuje od konkurencji i zdecydował się na dodanie czegoś od siebie.

Tak się składa, że ja wiem, z kim rozmawiała owa polska sprzątaczka. Najprawdopodobniej i ja, i pan Matthew Day, warszawski korespondent Telegraphu czytaliśmy ten sam artykuł. Również i Wy możecie go przeczytać tutaj.

Tu wypowiedź Barbary cytowana jest po polsku. Mówi ona: „Po przyjeździe do Londynu pracowałam najpierw jako zwykła sprzątaczka, teraz jestem kierowniczką” Jeśli faktycznie zostałaby dyrektorką, prawdopodobnie właśnie tak by się nazwała: Dyrektorka. Ona jednak zdecydowała się na użycie słowa kierowniczka, co przekłada się na angielski jako brygadzistka (tutaj). Bo tym właśnie zajmuje się pani Barbara: nie jest ona prezesem banku HSBC, po prostu nadzoruje pracę innych sprzątaczek. Z całym szacunkiem dla pani Barbary i jej osiągnięć zawodowych, to nie jest raczej aż tak wielkie osiągnięcie, jakim stara się zrobić wrażenie na swoich czytelnikach Daily Mail.

I tak dalej, i tak dalej, w wielu brytyjskich gazetach, każdego dnia… Jaki to ma cel? Czy ktoś ma interes w straszeniu brytyjskiego społeczeństwa Polakami? Czy komuś chodzi o nastawieniu gospodarzy wrogo do nowych przybyszów? Nikt nie przeczy, że napływ pracowników z polski oraz innych krajów Europy wschodniej znacząco zmienił sytuację brytyjskiej klasy robotniczej, ale czemu przedstawiać sytuację znacznie gorszą niż jest ona w rzeczywistości?

Jak pisał w swojej książce „Europa” Norman Davies; po pierwszej wojnie światowej „kryzys pociągnął za sobą skutki nie tylko czysto gospodarcze, ale także psychologiczne i polityczne. (…) Niepokoje przeradzały się w uliczną przemoc: w wielu miastach Europy lewicowe bojówki tłukły się z prawicowymi gangami. Nadszedł czas szarlatanów, awanturników i ekstremistów”. Dziś także mamy kryzys i ciężkie czasy. Czy brytyjskie media naprawdę uważają że konieczne jest dolewanie oliwy do tego ognia?


Tekst ukazał się w portalu gazetae.com 

Comments

comments