Jest zima. Za oknem pada deszcz, niebo zasnuło się szarością i jak zwykle o tej porze roku tęsknimy za zielenią i wspominamy odwiedziny w pięknych okolicznościach przyrody. Szkocja, pomimo swej reputacji kraju o wyjątkowo paskudnej pogodzie (jak dowodzi moje 16-letnie już doświadczenie, niesłusznej) chętnie wykorzystuje to, że dzięki atlantyckim prądom klimat jest tu wyjątkowo łagodny. To własnie dlatego jest to raj dla miłośników ogrodów – od słynnych ogrodów botanicznych w Glasgow czy w Edynburgu przez całą gamę fantastycznych miejsc znajdujących się pod opieką National Trust of Scotland po wiele prywatnych ogrodów ukrytych za tradycyjnymi murami osłaniającymi rośliny od wiatru, z których niektóre znajdują się w tak odległych miejsch jak wyspa Gigha. Jak Szkocja długa i szeroka spotkać można także tzw. community garden – małe oazy zieloności którymi opiekują się lokalni wolontariusze – podczas niedawnej wycieczki na Orkady zachwycił nas na przykład taki ogródek w miasteczku St Margaret’s Hope. Ale jest jedno miejsce w Szkocji, które jest prawdziwym skarbem i czymś doprawdy wyjątkowym, którym chciałem podzielić się z Wami w mojej serii „Zwiedzamy Szkocję” już od dłuższego czasu: to Ogrody Botaniczne Linn, Linn Botanic Gardens, w miejscowości Cove.
To magiczne miejsce znajduje się o kilkanaście minut jazdy za Helensburgiem (lub, jeśli wolicie, krótki rejs promem dla pieszych z Gourock po którym czeka nas czterdziestopięciominutowy spacer wzdłuż wybrzeża) i jest to ogród jak żaden inny. Otacza on wiktoriańską willę stojącą na zboczu wzgórz nad zatoką Loch Long i jest dzieckiem z miłości jednego człowieka – doktora Jima Taggarta, który rozpoczął swój projekt w latach siedemdziesiatych. Dziś na terenie ogrodu znajdziemy około 4000 gatunków roślin z całego świata a eksperci uważają Linn za jedno z najbardziej zróżnicowanych biologicznie miejsc w całej Szkocji.
Ja nie jestem jednak botanikiem – jak dobrze pójdzie to poza odróżnieniem kaktusa od tulipana rozpoznam kilka co bardziej popularnych w Europie drzew i to tyle. Jednak piękno tego miejsca dla mnie leży w tym, że nie jest to typowy ogród, gdzie na starannie wyplewionych grządkach rosną kępkami oznaczone kolorowymi tabliczkami roślinki. To był prywatny projekt i nawet przy pomocy licznych wolontariuszy był on nie do ogarnięcia przez jedną tylko osobę czy rodzinę. Dzięki temu spacer wokół ogrodu – oznakowaną strzałkami ścieżką – zabiera nas w magiczną podróż. Szlak prowadzi nas mostkiem nad wąskim wąwozem, przez zarośnięty wiktoriański ogród wokół pięknej zabytkowej willi (która widziała jednak lepsze czasy) i w niektórych miejscach można poczuć się jakby naprawdę eskplorowało się jakąś tropikalną dżunglę – bo dzięki niewielkiej skali ingerencji natura naprawdę rozkwita tam całą swoją mocą. Nie wiem, czy moje słowa potrafią oddać sprawiedliwosć temu miejscu, więc po prostu zerknijcie na parę fotografii – pamiętając jednak, że nawet najlepsze zdjęcia nie będą w stanie oddać atmosfery i piękna tego miejsca, a co dopiero moje…











To miejsce emanuje niesamowitym spokojem – szczególnie, że pozostając poza typowym szlakiem którym przemieszczają się licznie odwiedzający Szkocję turyści – miejsce znane jest tylko wtajemniczonym – lub takim jak my, którzy trafili do niego całkowicie przypadkiem. Nasza ostatnia wizyta w tym miejscu przypadła w piękną, słoneczną, majową niedzielę, a mimo tego mieliśmy cały ogród dla siebie – nie było nawet obsługi, opłatę za wstęp wrzuca się do zamieszczonej przy furtce skrzynki.
Niestety, z tym miejscem związana jest także smutna historia. Syn doktora Taggarta, Jamie, podzielał pasję ojca i podróżował po całym świecie w poszukiwaniu egzotycznych nasion i sadzonek. Podczas jednej z takich wypraw w 2013 roku zaginął bez wieści gdzieś w Wietnamie. Jego los do dziś pozostaje nieznany. Sam Dr Taggart zmarł w 2019 roku w wieku 84 lat i przyszłość ogrodu znalazła się w niebezpieczeństwie. Nieruchomość została sprzedana, ale wkrótce potem ponownie znalazła się na rynku – prawdopodobnie dlatego, że remont domu wymagać bedzie wydatków przekraczających znacznie koszt zakupu nieruchomości, a i garden potrzebuje troskliwej ręki ogrodnika. W momencie, w którym to piszę, ogród pozostaje zamknięty dla odwiedzających i tak było co najmniej od czasu pandemii, więc można tylko mieć nadzieję, że nowi właściciele wkrótce znów udostępnią go szerszemu gronu. Z dyskusji na Facebookowej stronie poświęconej Linn Botanic Garden można wnioskować, że ogród znalazł się w dobrych rękach, więc trzymajmy kciuki. Internetowa strona ogrodu wydaje się być najlepszym miejcem do sprawdzania, co dzieje się w Linn. A kiedy już będzie można – jedźcie i zachwycajcie się. Szkocja znana jest ze swojego piękna, ale jeśli coś mielibyśmy nazwać jej ukrytym skarben, to Ogród Botaniczny w Linn z pewnością zasługuje na to miano.
Do Linn Botanic Garden można dojechać samochodem. Znajduje się on w Cove na półwyspie Rosneath. Dojazd zajmuje około godziny. Można tam także dostać się za pomocą transportu publicznego – pociągiem do Gairlochhead a następnie lokalnym autobusem, ale ciekawszą opcją wydaje się odpływający ze stacji kolejowej w Gourock prom do Kilcreggan skąd do Cove czeka nas około trzy kwadranse spaceru (ale wzdłuż wybrzeża kursuje też autobus). Taka opcja zapewniałaby naprawdę miłą jednodniową wycieczkę.
Informacji o ponownym otwarciu ogrodu szukajcie na stronie: http://www.thelinn.co.uk/
Picutes: Tomasz Oryński, Urszula Hałenda