Od kiedy pierwsza fala Polaków pojawiła się w Wielkiej Brytanii po otwarciu granic w 2004 roku, strumień naszych rodaków wciąż wartko płynie na wyspy.
Polską mowę można usłyszeć dziś praktycznie wszędzie – od wysp Scilly po Hebrydy Zewnętrzne. Potrafi to działać na nerwy m.in. Nigelowi Farage’owi, bo najwyraźniej irytuje go, kiedy nie może podsłuchiwać o czym mówią siedzący obok niego w metrze ludzie. Szczerze mówiąc to i mnie czasem irytuje kiedy nad pięknym Loch Lomond nadziewam się na porozrzucane puszki po Tyskim.