Nie jestem islamofobem ani antysemitą. Szczerze mówiąc i judaizm, i islam są mi całkowicie obojętne – należą do grupy „religie”, czyli – według moich poglądów – „przestarzałe zabobony”. Jak długo religie są sprawą tylko ludzi religijnych – nic mi do tego. Ale jeśli ktoś chce wpływać na moje życie, albo widzę, że religia przynosi krzywdy i cierpienie, nie mogę stać obojętnie.
Nie jestem także prawicowym ekstremistą. Nigdy nie wołałem „Polska dla Polaków” czy „Europa dla Europejczyków”, ale z przerażeniem zauważyłem, że niestety coraz częściej łapię się na tym, że przyznaję im rację. Bo wydaje się, że w myśl wielokulturowości, poprawności politycznej i tolerancji religijnej, Europa traci czasem zdrowy rozsądek. A to się na pewno źle skończy.
Nie jestem również wegetarianinem. Lubię schabowe, pieczone kiełbaski czy jajecznicę na bekonie i jestem świadom tego, że dla wyprodukowania tych przysmaków koniecznym jest zabijanie zwierząt. Ale są różne metody zabijania.
Nie jestem też osobą, która nad wszystko stawia poprawność polityczną. I dlatego przeczytawszy newsa w gazecie, postanowiłem napisać ten felieton, po którego przeczytaniu pewnie wielu uzna mnie za islamofoba, antysemitę czy innego ograniczonego radykała. Ale wiecie co? Mam to gdzieś. Stawka jest o wiele wyższa.
Bo choć nie jestem też osobą, którą łatwo wkurzyć, to ten felieton piszę pod wpływem emocji. Otóż jak podały polskie media, dzięki przystosowaniu polskiego prawa do wymogów unijnych, w najbliższych dniach nastąpi pełna legalizacja rytualnego uboju zwierząt w Polsce. To, co dotychczas odbywało się pokątnie, będzie teraz całkowicie legalne oraz w pełnym majestacie prawa i Polska, już będąca eksporterem znacznych ilości mięsa, będzie mogła także zaspokajać potrzeby konsumentów poszukujących mięsa z certyfikatami koszerności lub halal.
A w tym celu zwierzęta muszą być zabijane w określony sposób. Ubój zgodny z europejską tradycją możliwie humanitarnego zabijania zwierzęcia, minimalizujący jak tylko to możliwe jego cierpienia, nie spełnia bowiem wymogów religijnych – obie z tych religii zabraniają spożywania krwi, dlatego nacisk stawia się nie na to, aby zwierze nie cierpiało, ale na to, aby zwierzę jak najbardziej się wykrwawiło. Ktoś może powiedzieć „co za różnica, skoro zwierzę i tak cierpi” i że należy mieć tolerancję dla innych religii. Jednak, czy na tolerancję zasługują działania, które opiszę w dalszej części tego akapitu? (Tylko dla ludzi o silnych nerwach).
Otóż aby spełnić wymogi Halal, krowa wpędzana jest do specjalnego urządzenia przypominającego wielką pralkę. Jej głowa wystawiana jest przez mały otwór i ujmowana metalowymi prętami. Następnie rytualny rzeźnik, wypowiadając odpowiednią formułę, podcina zwierzęciu gardło na całej jego szerokości. W tym momencie maszyna rusza, krew tryska wszędzie dookoła. Zwierzę wierzga w konwulsjach, ale specjalne uchwyty utrzymują je w pozycji podczas gdy maszyna obraca je do góry nogami. Pod własnym ciężarem głowa opada na dół, cięcie otwiera się, widoczne jest mięso, żyły, kręgosłup. Oczywiście krowa nie jest już w stanie wydawać żadnych dźwięków, jej ponad dwuminutowe konanie odbywa się więc przy akompaniamencie łomotu kopyt o ścianki pojemnika, w którym jest umieszczone, dźwiękowi elektrycznego silnika obracającego urządzeniem, świście powietrza wydobywającego się z przeciętej tchawicy oraz chlupotu wypływającej pod ciśnieniem krwi. Zwierzę musi być cały czas przytomne, ponieważ ogłuszenie zwierzęcia przed tym zabiegiem spowodowałoby, że krew wypływałaby „gorzej”, co nie pozwoliłoby na uzyskanie certyfikatu Halal… Tak właśnie. Nie musiałem nic ubarwiać, nie potrzeba tu żadnej dramatyzacji. Jeśli ktoś nie wierzy, na youtube dostępnych jest wiele filmów z rytualnego uboju. Jeden z nich zatytułowany jest „Meet your meet, the barbarity of Halal slaughter”.
OSTRZEŻENIE: MATERIAŁ FILMOWY ZAWIERA BRUTALNE SCENY RYTUALNEGO ZABIJANIA ZWIERZĄT
Pokazuje on na początku jak zabijana jest krowa w przemysłowej rzeźni europejskiej – zwierze umiera natychmiastowo od strzału w głowę przy pomocy specjalnego urządzenia. Następnie dla porównania pokazywane są sceny z rzeźni muzułmańskiej.
Zawsze wydawało mi się, że idee tolerancji, otwarcia na inne kultury to część rozwoju naszej cywilizacji – oznaka humanizmu i właściwe zachowanie w XXI wieku. Ale jeśli w imię multikulturalizmu mamy tolerować barbarzyństwo i okrucieństwo wobec zwierząt, to chyba jest to najlepszy przykład, że całe to szaleństwo poprawności politycznej poszło o krok za daleko.
Bo jeśli traktat o Unii Europejskiej, gwarantujący poszanowanie zwyczajów religijnych oraz tradycji i dziedzictwa kulturalnego, czy prawo wolności do sumienia i wyznania staje ponad prawami zwierząt i legalizacją, zakazującą okrucieństwa wobec nich, to jaki będzie następny krok? Nagięcie praw człowieka i kodeksu karnego umożliwiające kamieniowanie niewiernych za herezję, aby przybysze z innych kultur mogli poczuć się całkowicie jak u siebie?
Problemem dyskusji o multikulturalizmie jest to, że zabranie głosu jest praktycznie niemożliwe bez momentalnego zepchnięcia do jednego z dwóch ekstremów. Ci, którzy zauważają, że kultura imigrantów z krajów islamskich nie zawsze pozytywnie wpływa na to, co dzieje się w Europie mają natychmiastowo przypinaną łatkę rasistów, islamofobów albo prawicowych oszołomów.
Po przeciwnej stronie spektrum dyskusja zawłaszczana jest przez zwolenników religii – co widać w decyzjach Unii Europejskiej, gdzie kwestia niepotrzebnego cierpienia zwierząt rozpatrywana jest w kategoriach „wolności religijnej” a nie w tych, w których powinna być – praw zwierząt i zwykłego miłosierdzia. Ja jednak spróbuję wychylić się i powiedzieć otwarcie to, co myśli wielu, ale mało kto otwarcie o tym mówi:
Co jest złego w tym, żebyśmy oczekiwali od przybyszów, aby żyli zgodnie z zasadami obecnymi w naszym kręgu kulturowym? W końcu są u nas po to, aby korzystać z osiągnięć naszej cywilizacji – takich jak: prawa człowieka, demokracja, stosunkowo wysoki poziom życia… Nic z tego nie byłoby możliwe, gdybyśmy nie przełamali religijnej dominacji i zamiast torturować heretyków, organizować święte wojny i przestrzegać absurdalnych zaleceń zawartych w świętych księgach sprzed stuleci, nie zwrócili się ku ideom humanizmu i nie skupili na tym, aby walczyć z uciskiem, biedą i cierpieniem – także tych braci mniejszych…
Dlaczego ci sami ludzie, którzy tak wiele mówią o tym, jak zły jest brak akceptacji dla zwyczajów przybyszów nie widzą nic złego w tym, że jadąc do Iranu nie jest najlepszym pomysłem pytać, gdzie jest najbliższa gejowska restauracja, w której można by zjeść dobrego schabowego?
Radykalne partie prawicowe rosną w siłę nie tylko dlatego, że mamy kryzys, a w ciężkich czasach zawsze bardziej słyszalni są populiści. Radykalne partie zyskują nowych zwolenników także dlatego, że coraz więcej ludzi uważa, że kolejne ustępstwa na rzecz kultury przybyszów odbywają się kosztem tego, co przez wiele lat udało się osiągnąć w naszej kulturze. I tego właśnie przykładem jest zezwolenie na barbarzyńskie dręczenie zwierząt w imię tolerancji religijnej.
Wiem, że świat nie zmieni się z dnia na dzień, a już na pewno nie dlatego, że się wkurzyłem i godzinę postukałem w klawiaturę. Ale kropla drąży skałę. W przeszłości, kiedy pracowałem za kierownicą ciężarówki dane mi było odwiedzić między innymi kurzą farmę i właśnie muzułmańską jatkę. Od tej pory kupuję tylko jajka free range, a sklepy mięsne halal omijam szerokim łukiem.
Dzisiaj postanowiłem też napisać co o tym myślę. Bo trzeba otwarcie mówić o tym, że nam się to nie podoba. Nie pozwólmy zawłaszczyć tej dyskusji tylko religijnym i prawicowym oszołomom.
Tekst ukazał się w portalu gazetae.com
Zdjęcie: zrzut ekranu z filmu “Meet your Meat, the Barbarity of Halal Slaughter” podlinkowanego w tekście.