Wizja życia na odległych wyspach, z dala od kina, teatru czy supermarketu ale nawet większych drzew wydaje się dość egzotyczna. Ilekroć zabierałem kogoś ze sobą w trasę na wyspy Uist pierwsze wrażenie było takie samo – „Rany julek, jak tu pusto! Co ci ludzie tu robią?”. Ale po bliższym poznaniu samych wysp, życie wiedzione przez ich mieszkańców może okazać się bogatsze niż to się wydaje na pierwszy rzut oka.
Pogoda.
Wyobraźmy sobie, jak to jest żyć w miejscu, w którym przez 2/3 roku niemiłosiernie wieje lub leje a w cieszeniu się nielicznymi słonecznymi dniami przeszkadzają wszechobecne kąśliwe muszki… Jak to jest, kiedy w zasięgu wzroku mamy tylko bajora, trawę i owce, po własnym podwórku bez kaloszy ani rusz, a do najbliższego sklepu mamy kilka mil…
Jednak wszystkie niedogodności wynagrodzi to wspaniałe uczucie, kiedy wieczorem zasiadamy z książką przy kominku, w którym wesoło palą się kawały torfu… Za oknem świszcze wiatr a w oddali widzimy zachód słońca nad górami wyrastającymi wprost z Atlantyku…
Historia
Outher Hebrides nie zawsze wyglądały tak samo. To właśnie rabunkowej gospodarce człowieka zawdzięczają swój dzisiejszy, bezdrzewny krajobraz. Dlatego nie powinno dziwić, że historia osadnictwa na wyspach sięga paru ładnych tysięcy lat wstecz. Liczne stanowiska archeologiczne (fundamenty domów czy kamienne kręgi) są tego dowodem.
Gaelik
Wyspy zachodnie to ostoja kultury gaelickiej. I nie chodzi tu tylko o festiwale muzyki czy inną „cepelię”, bo ten język wciąż żyje – tu listy nadaje się w Oifis a’Phuist, nikt nie pali w PUBach, bo „Smocadh Toirmisgte”… Wciąż zdarzają się ludzie, którzy po angielsku mówią słabo, lub zgoła wcale.
Polskie akcenty
Mieszkańcy tego odległego zakątka są życzliwi dla Polaków – a to za sprawą pogmatwanych losów wojennych. Otóż po pierwsze wielu z wcielonych do armii wyspiarzy walczących na kontynencie zostało pojmanych przez armię niemiecką i przydzielonych jako pracownicy przymusowi do niemieckich gospodarstw rolnych na okupowanych ziemiach polskich. Z drugiej strony polscy lotnicy tak zasłużeni w Bitwie o Brytanię stacjonowali między innymi na wyspie Benbecula. Zaowocowało to pewną ilością polsko-szkockich małżeństw, ale także ogólnym życzliwym nastawieniem do nas, czemu dziś dodatkowo pomaga zyskana przez nas w ostatnich latach opinia dobrych pracowników. Polscy rybacy, marynarze, budowlańcy – powoli wrastamy w pejzaż wysp. Ja sam jako kierowca jeżdżący także po domach prywatnych byłem zawsze życzliwie przyjmowany i zyskałem paru przyjaciół…
Blaski i cienie wyspiarskiego życia
Życie na wyspach w ostatnich latach stało się o wiele łatwiejsze – dziś wszystko można kupić przez Internet, jeśli tylko ma się pieniądze. I tu społeczność wysp podzielić można na trzy grupy.
Pierwsza z nich to pracownicy sezonowi – sezon turystyczny ma swoje wymagania. Wśród nich – dość sporo Polaków. Praca w hotelu w pięknej scenerii, mieszkanie i jedzenie gratis, nie ma gdzie wydawać pieniędzy – raj dla wakacyjnych dorabiaczy!
Większości mieszkańców jednak życie nie rozpieszcza – chętnych do pracy wielu a możliwości mniej, dlatego to pracodawcy dyktują warunki. Klimaty znane wielu z nas z Polski – pokorni pracownicy pracujący za grosze w obawie, że poprosiwszy o podwyżkę usłyszą „Nie podoba się? Jest dziesięciu na twoje miejsce”. A życie na wyspach nie należy do najtańszych… Dość powiedzieć, że sama przeprawa promowa samochodu z kierowcą na wyspę Skye (najtańsza droga do cywilizacji) to suma ok. 90 funtów, co nie jest bagatelą dla kogoś zarabiającego 150 na tydzień.
Co innego wyspiarska elita – lekarze, nauczyciele, inżynierowie. Ci mogą liczyć na dostatnie życie, bo pomimo że płace na wyspach mogą być nawet dwa razy wyższe niż na „mainland” wciąż brakuje wysoko wykwalifikowanych specjalistów.
Wyspy Zachodnie są na pewno godnym polecenia celem turystycznej wyprawy, choć trochę dalej tam niż nad Loch Lomond. Ale dopiero ktoś, kto choć trochę posmakuje wyspiarskiego życia poczuje, że na pytanie „Po co ci ludzie tam żyją?” odpowiedzi może być tysiące…
Tekst ukazał się na portalu szkocja.net w lipcu 2007 roku.