Jazda samochodem po Atlantyku nieco odbiega od tego, do czego przyzwyczajeni jesteśmy na co dzień. I twierdzenie to pozostaje aktualne nawet dla tych, którzy są już obeznani z jazdą po „złej” stronie drogi.
Szerokiej drogi!
Pierwsze wrażenie jest niesamowite. Z promu zjeżdżamy na całkiem pokaźny placyk, przejeżdżamy malutką wioskę i nagle, całą kolumną, trafiamy na jakiś wąski, kręty i wyboisty dukt, gdzie większość uczestników ruchu pokryta jest grubą warstwą wełny. Bo założenia budowy dróg są tu nieco inne, niż jesteśmy przyzwyczajeni: szerokość jezdni przechodzi płynnie od jednego standardowego pasa ruchu do dwóch, przy czym drogi węższe od około półtora standardowej szerokości ciężarówki w większości wyposażone są w zatoczki-mijanki. Do tego dodamy sobie hopki i podskoki – bo tu się nie niweluje gruntu a po prostu kładzie asfalt jak leci – a także bramki uniemożliwiające (w założeniu) przemieszczanie się owiec oraz groble obwarowane wielkimi głazami i mamy już obraz wyspiarskich standardów drogownictwa.
Savoir vivre
Taka a nie inna konstrukcja dróg wymusza kulturalną jazdę. Kiedy dwóch zadziornych kierowców spotka się nos w nos na wąskim odcinku drogi, żaden z nich nie zajedzie daleko. Dlatego trzeba sobie ustępować. Z drugiej strony każdy z nich wolałby żeby to ten drugi ustąpił. Przypomina to trochę grę w cykora – jedziemy twardo aż do ostatniej chwili, kiedy już jest pewne, że tamten nie zjedzie, wtedy hamujemy ostro i w ostatniej chwili chowamy się do zatoczki.
Całe miasto na kółkach
Większości z nas nie dziwi już widok autodomu, czyli domu na kółkach. Ale co powiecie na autosklep, autobank, autobibliotekę czy autokino? Z uwagi na ilość mieszkańców i gęstość zabudowy bardziej opłaca się dowieźć usługi do ludzi niż ludzi do usług. Choć z drugiej strony komunikacji zbiorowej nic nie można zarzucić – sprawną i tanią komunikację zapewnia flota mikrobusów, autobusów (w tym swojski Autosan) a także pocztowe dyliżanse. Bo listonosze, którzy podróżując swoimi furgonetkami od skrzynki do skrzynki w celu odebrania poczty, poruszają się zgodnie z rozkładem jazdy umożliwiając chętnym wygodną, choć nie za szybką podróż. Między ruchomymi punktami handlowo-usługowymi przemieszczają się zwykłe samochody – niektóre naprawdę egzotyczne. Widziałem na wyspach Relianta (to ta trójkołowa ofiara złośliwości Jasia Fasoli) parę jakiś hinduskich wynalazków a także Ładę. Jej właściciel wyjaśnił mi pokrótce swoje założenie: „Skoro i tak dostać jakiekolwiek części na wyspach jest ekstremalnie trudno, to kupiłem samochód, który będę mógł naprawić młotkiem”. Sprytnie, prawda?
Dostawy do domów, czyli co ja tam w ogóle robię?
Jako że zarówno przemysł jak i handel na większą skalę jest na wyspach w formie szczątkowej, główną gałęzią działalności lokalnych firm transportowych takich jak moja są dostawy domowe. Kilka ciężarówek, których kierowcy znają się z widzenia i pomagają sobie nawzajem, nieustannie przemierza wyspy, dostarczając rozmaite, zamówione w sprzedaży wysyłkowej dobra a także paczki i przesyłki z dużych firm kurierskich, którym nie opłaca się już wysyłać na wyspy własnych pojazdów. Praca ta jest dość wymagająca – zarówno pod względem umiejętności kierowcy (przeciskanie się przez bramki owcze mając po 5 cm z każdej strony nie jest niczym nadzwyczajnym) ale także i fizycznym – ciągłe rozładowywanie mebli, pralek, lodówek potrafi dać się we znaki. Ale najwięcej uciechy dostarcza nawigacja. Prawdziwy wyspiarz nie splami się tak uwłaczającą rzeczą jak wywieszenie nazwiska czy choćby numeru domu na drzwiach – bo i po co się będzie wygłupiał, skoro wszyscy wiedzą że on tam mieszka? Biorąc pod uwagę to, że topografia terenu wymusza nieco chaotyczną, ale za to bardzo rzadką zabudowę, oraz to, że w rezultacie nie wiadomo nawet dobrze, gdzie zaczyna się jedna wioska a kończy druga możemy zrozumieć, że znajdowanie pożądanego adresu nie jest bynajmniej zajęciem nudnym ani szablonowym. Dane w papierach także bywają ciekawe: „dom z kamienia, miejscowość Loch Aienort” czy „drugi dom na lewo za pocztą jadąc na południe” to tylko dwa pierwsze z brzegu przykłady. Jednak przeważnie trzeba po prostu zapukać do pierwszego z brzegu domu i zapytać, co także może być źródłem zabawnych sytuacji: wyobraźmy sobie, że mamy dostawę. W papierach stoi: „pani Catherine MacDonald, nazwa wioski”. W wiosce jest siedem domków, więc zadanie jest proste. Ale tylko pozornie.
Zajeżdżamy, pukamy do pierwszych drzwi i rozpoczynamy dialog:
- Dzień dobry, może mi pani pomóc? Mam dostawę dla pani MacDonald
- O, ale do której? Tutaj w 4 domach mieszkają MacDonaldowie.
- Do pani Catherine MacDonald.
- Ale do której? Tutaj w 3 domach mieszkają Catherine MacDonald…
Jeśli ktoś uważa, że jeździł już w każdych warunkach i nic go nie zdziwi, powinien zasiąść za kółkiem albo w Azji, albo na Outher Hebrides. Wrażenia gwarantowane.
Tekst ukazał się na portalu Szkocja.net w lipcu 2007 roku.
[…] moi koledzy z roku. Tymczasem ja taką kwotę zarabiałem w 15 i pół godziny za kierownicą jeżdżącej po Szkocji ciężarówki. Dziś podobno jest znacznie lepiej, ale nawet kierowca ciężarówki w polskiej firmie bez trudu […]