Przeprowadzki

Jeśli wierzyć mediom, to w zasadzie nie wiadomo już w co wierzyć. Raz mówią o masowych powrotach, innym razem o kolejnej fali emigracji… Jak to więc jest, wracamy czy zostajemy?

mercedesikChyba najwięcej spośród tych, którzy wrócili to ludzie, którzy nie zapuścili tutaj korzeni – pracując w Wielkiej Brytanii przesyłali pieniądze rodzinom pozostającym w Polsce. Przy obecnym kursie złotówki wobec funta i rosnących kosztach życia w obu krajach chyba nikogo nie zdziwi, że oni właśnie wracali masowo – w końcu jedyne co ich tutaj trzymało to pieniądz a skoro ten jest coraz mniejszy to nie ma co męczyć się w rozłące z rodziną. Tym bardziej, że większość z tej grupy emigrantów to byli ludzie wykonujący proste prace – na przykład budowlańcy albo kierowcy – a na pracowników w tych branżach w związku z boomem Euro zwiększyło się w Polsce zapotrzebowanie, podczas gdy kryzys na Wyspach widoczny był w każdej chyba branży.

Są jednak ludzie, którzy zapuścili tutaj korzenie. Pną się po szczeblach kariery, otwierają się przed nimi nowe możliwości, wrośli już w tkankę tutejszego społeczeństwa. Dla nich powrót do kraju nie będzie taki łatwy. To nie jest tylko kwestia spakowania torby i rozliczenia się z pozostałą szóstką współlokatorów – ci ludzie nie żyli tutaj w poczuciu tymczasowości. Ładne umeblowane mieszkanie, kolekcja płyt i książek, nierzadko dzieci chodzące do brytyjskich szkół, dobry samochód z kierownicą po nieodpowiedniej stronie – to wszystko oznacza zapuszczenie tutaj korzeni, które nie tak łatwo będzie wyrwać. A to tylko część materialnej strony tej decyzji. Przy obecnym poziomie płac w kraju raczej niewielu może liczyć na utrzymanie standardu życia po powrocie. Do tego dochodzi kwestia galopującego wzrostu wartości złotego – przyjrzyjmy się z bliska co to oznacza dla nas w praktyce. Kiedy pięć lat temu pojechałem samochodem do kraju za  te same pieniądze mogłem kupić blisko dwa razy więcej paliwa w Polsce niż w UK. Dziś ceny są praktycznie jednakowe. A paliwo to tylko przykład – tak dzieje się ze wszystkim. Pamiętam jak podczas jednej z wizyt w kraju ze zdumieniem podziwiałem ceny w jeleniogórskim Lidlu w wielu przypadkach o około 1/3 wyższe niż w jego brytyjskim odpowiedniku! A jeszcze teraz porównajmy średnie zarobki… Patrząc na to z innej strony – jeśli dwa lata temu mieliśmy X funtów oszczędności, a dziś mamy dwa razy tyle, to pomimo dwóch lat oszczędzania wciąż możemy kupić za to w Polsce niewiele więcej niż wtedy… To także nie ułatwia decyzji.

Ale powroty to nie tylko kwestia finansowa. Wielu z nas radzi sobie świetnie w obcej rzeczywistości. Znaleźć dobrą pracę jest często łatwiej, niż się wydaje, mamy o wiele łatwiejszy dostęp do nauki niż we własnym kraju (na przykład darmowe studia w Szkocji, a po trzech latach mieszkania w tym kraju nawet szansa na pokrycie kosztów życia studenta z kieszeni szkockiego rządu), o wiele łatwiej jest też prowadzić własny biznes. Niejeden emigrant przez ostatnie kilka lat wspinał się mozolnie po szczeblach kariery i właśnie zaczyna czuć się pewnie i odczuwać z pracy satysfakcję. Nie będzie łatwo takim ludziom porzucić to, co osiągnęli na rzecz niewiadomego w kraju ojczystym. To samo, choć z innych powodów, dotyczy ludzi wykonujących tutaj proste prace. W Polsce jeszcze przez długi czas pomocnik kucharza czy sprzątaczka nie będzie w stanie żyć na przyzwoitym poziomie, mieć dobrego samochodu i jeździć dwa razy w roku na wakacje na ciepłe wyspy…

Dla wielu jednak główną motywacją do powrotu będzie to, że w Wielkiej Brytanii nie czują się jak u siebie. Nie będę się rozpisywał nad tą kwestią, bo wylano w tym temacie już morze atramentu. Chciałbym jednak zwrócić uwagę  na tą drugą stronę medalu: kiedy wrócimy do kraju, to też już nie będziemy do końca „swoi”. Te kilka lat spędzone na obczyźnie nie pozostawiło nas niezmienionych. Szczególny opór wśród emigrantów budzi wszechobecna biurokracja i niedasieizm. Jesteśmy już, w pewnym sensie, „skażeni normalnością”. Trudno będzie nam się wpasować w te stare formy, bo już jesteśmy inni. To, co zawsze wydawało się nam rzeczą najzupełniej normalną, dziś będzie nas irytować i razić, bo wiemy, że tak naprawdę normalne to nie jest. Żyjąc w Polsce przyjmowaliśmy to bez zastanowienia, ale dziś już wiemy, że pociągi mogą jeździć punktualnie i być czyste, ekspedientki w sklepach mogą być uśmiechnięte i uprzejme, a policjant służy obywatelowi, a nie gnębi go lecząc swoje kompleksy. Lubimy oglądać wiadomości, w których połowa czasu antenowego nie jest poświęcona konferencjom prasowym zwoływanych przez kolejnych samozwańczych ekspertów od awiacji, a politycy zajmują się czymś innym niż wzajemne obrażanie się, potrząsanie szabelkami i bezczelne wykręcanie się od uprzednio palniętych idiotyzmów. W tym samym czasie ludzie codziennie borykają się z problemami których rozwiązanie wydaje się niemożliwe. To właśnie ten wszechobecny polski „niedasieizm” działa chyba nam wszystkim tak ostro na nerwy.

Wielu z moich znajomych, którzy wrócili, żałuje. Niektórzy nawet są już z powrotem na obczyźnie. Wielu innych wracać na razie nie chce. „Nie wykluczamy, ale jeszcze nie teraz” – mówią. Tylko że im dłużej siedzimy na obczyźnie, tym trudniej będzie nam wrócić – raz, że zapuścimy głębsze korzenie, dwa, że Polska jeszcze długo nie będzie krajem w którym „żyje się normalnie” a prawdopodobnie nigdy takim, jak Wielka Brytania.

I co teraz? Tu zawsze będziemy „nie stąd” a Polska po powrocie będzie wyglądać inaczej niż ta, z której wyjechaliśmy. Niektórzy mówią, że jesteśmy pokoleniem ludzi znikąd – ani z Polski, ani z Wielkiej Brytanii… Ale może my jesteśmy po prostu z Europy? Wtedy to by nie były wyjazdy czy powroty a po prostu przeprowadzki.


 Tekst ukazał się w portalu gazetae.com

Comments

comments