Wygląda na to, że Mateusz Morawiecki już się trochę sprał i jest na wylocie. Już przygotowany jest jego następca. To zapewne dlatego szef Orlenu i zaufany człowiek Kaczyńskiego Daniel Obajtek otrzymał (jak zgaduję, ironicznie, bo to przecież on odpowiada za przejęcie przez PiS większości lokalnych mediów) tytuł “Człowieka Wolności 2020” przyznawany przez PiSowski tygodnik “Sieci”. W wyjątkowo żenującym spektaklu PiSowskie VIPy robiły z siebie idiotów, prześcigając się w tym, kto głębiej wejdzie laureatowi w tyłek. Zwycięzcą konkursu na największego pajaca został minister Warchoł i jego przemowa rozpoczynająca się od słów “Napoleon Bonaparte mówił, że dla Polaków nie ma rzeczy niemożliwych – jakby znał pana prezesa Obajtka…”
Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.
Podczas jednak gdy szopka wokół tej nominacji po prostu wzbudza w ludziach żenadę lub śmiech, inna nominacja naprawdę wstrząsnęła krajem. To nowy prezes wrocławskiego IPN Tomasz Greniuch, wieloletni aktywista neofaszystowskiej organizacji ONR, który pomimo posiadania doktoratu z historii (na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim) najbardziej znany jest ze swojej wydanej w 2013 roku książki pod tytułem “Droga Nacjonalisty”. W dziele tym wychwala Leona Degrelle, belgijskiego Nazistę i oficera SS a po wojnie denialistę Holokaustu. Wegług Greniucha droga, którą szedł jego idol to droga, którą powinien podążać każdy prawdziwy syn prawdziwego narodu. Według tego pracownika Instytutu Pamięci Narodowej faszystowskie heilowanie – czy jak on to woli nazywać “salut rzymski” – to po prostu pozdrowienie aryjskiej Europy, część Polskiej tradycji – i nie należy się go wstydzić, wymawiając się, że zamawialiśmy akurat pięć piw.
Po jego mianowaniu na nowe stanowisko w internecie zaczęły pojawiać się liczne fotografie potwierdzające, że dr Greniuch aryjskiego pozdrowienia się nie wstydzi i chętnie go używa. Nic więc dziwnego, że wybór akurat jego na szefa wrocławskiego oddziału IPN wzbudził wiele protestów, tak w kraju, jak i za granicą. IPN postanowił bronić swojego pracownika, publikując kuriozalny materiał, w którym główną informacją było to, że wujek Greniucha zginął w Auschwitz – tak jakby to nie czyniło jego faszystowskich inklinacji czymś jeszcze gorszym. Dziwnym trafem nie było żadnych przemawiających za nim argumentów w rodzaju przedstawiania jego dorobku naukowego czy doświadczenia na kierowniczych stanowiskach, ale była fotografia jak składa kwiaty pod pomnikiem ofiar Nocy Kryształowej. To na pewno dowodzi, że zupełnie, ani trochę, nie jest faszystą, prawda?
Ale oczywiście choć IPN nie mógł narażać się środowiskom skrajnej prawicy i musiał udawać że go broni, to sytuacja była nie do uratowania i Greniuch sam zrezygnował z nowej funkcji. To jednak nie rozwiązuje problemu neofaszysztów coraz częsciej panoszacych się w tej instytucji. Z tego co zrozumiałem, zrezygnowawszy z posady we Wrocławiu wrócił po prostu na swoje stare stanowisko do Opola. A nie jest jedynym pracownikiem IPN związanym ze środowiskami skrajnej prawicy. Zresztą, wzrost popularności nazizmu nie organicza się tylko do IPN-u. Niedawno jedno z wydawnictw skorzystało z tego, że dzieła autorstwa Adolfa Hitlera przeszły do domeny publicznej i opublikowało Mein Kampf – poraz pierwszy bez skrótów i edycji w języku innym niż niemiecki. Sprzedano wszystkie 4000 kopii i planowany jest dodruk. Wydawnictwo twierdzi, że wydane to było jako praca naukowa, w opracowaniu i z przedmową wybitnego specjalisty w dziedzinie nazistowskiej propagandy, w celach naukowych i dla ostrzeżenia przyszłych pokoleń. Jakoś nie bardzo jednak chce mi się wierzyć, że nagle tysiące ludzi w kraju zapragnęło oddać się badaniom tej dziedziny historii, albo chciało tego gniota wielkości grubej cegły tylko po to, żeby zobaczyc jak wygląda propaganda, skoro wystarczy włączyć TVP…
Tymczasem z nart wrócił prezydent Andrzej Duda, w samą porę, aby rzutem na taśmę zdążyć dołączyć się do chóru krytyków awansu Greniucha. Aż zapomniało mu się, że sam 2 lata temu odznaczył go odznaczeniem państwowym za “promocję Żołnierzy Wyklętych” (Greniuch zasłużył się szczególnie jako piewca “Burego”, zbrodniarza który mordował ludzi tylko dlatego, że byli Białorusinami).
Ale może to z pośpiechu. Bo Duda z nart wracał, jak to ma w zwyczaju, na złamanie karku. Tak mu się śpieszyło, że jego kolumna została sfilmowana jak korzysta z pasa pozostawionego w korku dla dojezdzających do wypadku pojazdów ratunkowych:
Korytarz życia… Nie, nie dla karetki pogotowia ratującej życie.
Dla Dudy wracającego z urlopu na stokach narciarskich. pic.twitter.com/GoFaacyDVR— Andrzej (@Andrzej_Miland) February 21, 2021
Tak czy tak, IPN zajmuje się historią (choć także kształtuje naszą politykę historyczną na przyszłość). Dla Polaków jednak najważniejsze jest to, co tu i teraz. Jak na przykład pandemia koronawirusa. A wygląda, że będzie kolejny lockdown. “Prezydent już się najeździł na nartach, można zamknąć stoki” – żartują Polacy. I zgadnijcie co? Wygląda na to, że tak właśnie jest, jeśli wierzyć RMF FM. Choć właściwie ja już nawet nie rozumiem, po co się oni w to w ogóle bawią. Wszyscy już mają zarządzenia rządowe w dupie, a sądy jeden za drugim uniewinniają łamiących przepisy, zwracając uwagę na to, że wprowadzone one zostały bezprawne. Ostatnio uniewinniono nawet samego Jarosława Kaczyńskiego, który z ekipą w środku kwietniowego lockdownu wybrał się na wycieczkę na Wawel. Również on nie złamał żadnych przepisów, bo były one wprowadzone bezprawnie. Prawie jak normalny Polak, z tą tylko różnicą, że przeciętnego obywatela policja w oparciu o niekonstytucyjne przepisy gnoi, a jego chroniła.
Ten pierwszy, ostry lockdown, miał miejsce blisko rok temu. I to blisko już od roku uczniowie w większości uczą się zdalnie, przez komputery. Wielu oczekiwało, że rząd wreszcie weźmie się do roboty i przygotuje jakieś materiały do zdalnego nauczania, ułatwiające uczniom i nauczucielom zdalną pracę. I o to są wreszcie. A perłą w koronie jest tu stworzona za jedyne 790 000 zł gra o papieżu. Poświęciłem się i próbowałem w nią pograć. Wnioski? Poza tym, że jest wyjątkowo drętwa i zwyczajnie nudna – właściwie to jest to taki bardziej interaktywny pokaz slajdów w Power Poincie – nie mam pojęcia w jaki sposób, jak twierdzi ministerstwo, miałaby ona być w jakikolwiek sposób przydatna na lekcjach polskiego WOSu, biologii czy geografii. To jest po prostu stos kościelnej propagandy i religijnego bełkotu, okraszonego kompletnie nieprzydatnymi faktoidami z życia papieża.
Na początku spróbowałem wersji dla dzieci z wczesnych klas podstawówki. Dzieci mogą nauczyć się z niej tak niezbędnych do życia faktów jak to, że chrzest Karola Wojtyły zapisano w księgach parafialnych na stronie 549 pod numerem 671:
W dalszej częsci gra bierze dzieciaki na wycieczkę po Polsce Jana Pawła II papamobilem (przy okazji informując je, że choć ulubionym papamobilem papieża był ten zbudowany na Fiacie Campagnola, podczas pierwszej pielgrzymki do Polski przemieszczał się pojazdem zbudowanym na ciężarowym Starze 266). Polska Jana Pawła II składa się z trzech miast: jego rodzinnych Wadowic, Krakowa, gdzie był biskupem i Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie, jak dowiadujemy się z gry, jeździł na wycieczki:
Zresztą, dzieci mają szansę samemu zaplanować wycieczkę do Kalwarii Zebrzydowskiej dla małego Lolka. Polega to na tym, że muszą prawidłowo wskazać lokalizację pięciu róznych kościołów w okolicy. Nie bardzo rozumiem jak znajomość lokalnych kościołów w podrzędnym małopolskim miasteczku ma się uczniowi przydać do czegokolwiek, a jeszcze bardziej nie rozumiem tego, że autorzy gry oczekiwali, że którekolwiek z dzieci będzie w stanie prawidłowo wskazać ich lokalizację. Chyba, że polega to po prostu na ślepym przesuwaniu znaczników w nadziei, że wreszcie trafi się na właściwe miejsce? Ale w takim razie jaki jest cel tego elementu gry?
Znudzony wersją dla dzieci postanowiłem spróbować “misji” dla najstarszych. Wybrałem temat “Papież a młodzi – Światowe Dni Młodzieży”. Tu po wyborze jednego z miejsc, w których odbyła się ta impreza – Częstochowy – trafiłem na pierwsze (i ostatnie) zadanie, które choć trochę można by podciągnąć pod przydatną wiedzę z dziedziny geografii. Gra zapytała mnie w jakim województwie leży Częstochowa. Ale zaraz potem wróciliśmy do pytań obejmujących jedynie religijny bełkot:
Być może niektórzy, podobnie jak ja, zaskoczeni będą tym, że to nie czynienie dobra wszystkim ludziom jest istotą chrześcijeńskiego powołania. Prawidłową odpowiedzią jest odpowiedź pierwsza.
Kolejna kwestia zgłębiała poruszone w poprzednim pytaniu zagadnienie:
Zaczynałem się zastanawiać co te pytania mają w ogóle wspólnego z Częstochową, na szczęście pojawiły się pytania związane z obrazem Czarnej Madonny z Jasnej Góry. Związane w dość luźnym sensie:
Trochę mnie już znudziło klikalnie w przypadkowe paski żeby sprawdzić, które ścinki kościelnej nowomowy są odpowiedziami na abstrakcyjne pytanie, z chęcią więc powitałem fakt, że dotarłem do końca etapu i gra zaproponowała mi kolejną zagadkę: tym razem miałem zagooglać za cytatem z biblii i ręcznie wpisać go w przygotowane miejsce. Dałem sobie spokój.
Podsumowując:
Wartości edukacyjne z przedmiotów innych niż religia katolicka 0/10
Grywalność 1/10
Grafika: jak na powerpointa całkiem ładna.
Wąptię jednak, żeby były to dobrze wydane pieniądze publiczne.
A tym własnie zajmuje się Ministerstwo Edukacji w czasie pandemii. Podczas gdy szkolnictwo leży i kwiczy, a nauczyciele stają na głowie aby przy braku materiałów i oprogramowania – a nierzadko i dostępu do komputerów wśród swoich uczniów – chociaż w szczątkowym zakresie zrealizować program nauczania, ministerstwo wydaje setki tysięcy złotytch na gównianą grę o papieżu, w której uczniowie muszą odpowiadać na pytania o to, czy podczas jednej z wycieczek Karol Wojtyła nie użył do golenia pasty do zębów. A żeby to jeszcze były jedyne pieniądze podatnika wydawane na kościelną propagandę!
Bo oczywiście nie są. W jednym z poprzednich odcinków tej serii wspominałem o umowie jaką z episkopatem zawarła TVP. Obie strony broniły się rękami i nogami przed ujawnieniem jej zawartości, ale dziennikarzom portalu gazeta.pl w końcu udało się do niej dotrzeć. I co się okazało?
TVP zobligowało się do obiektywnego i kompetentnego informowania o życiu Kościoła i religijnych aspektów życia społecznego i kulturalnego. Obiecało prezentować stanowisko kościoła w programach publicystycznych. Zobowiązało się do otaczania szczególną opieką archiwalnych nagrań dotyczących Jana Pawła II. Wyrzekło się kontroli merytorycznej nad programami religijnymi, pomimo tego, że ponosi wszelkie koszta ich produkcji. A wszystko to uwieńczone szczegółową listą religijnych programów i transmisji które zobowiązana jest nadawać TVP – od jednej mszy dziennie, przez transmisje innych wydarzeń religijnych, programy informacyjne o zyciu kościoła, orędzia biskupów i kardynałów aż po katolicki program na kanale dzieciecym. W sumie są to lekko licząc godziny każdego dnia. A wszystkie te programy TVP ma jeszcze promować.
A co w zamian za te wszystkie usługi od Kościoła otrzymuje TVP? NIC. ABSOLUTNIE NIC. ZIOBRO ZŁOTYCH, GÓWNO I FIGĘ Z MAKIEM.
A tymczasem rząd, który pompuje tyle kasy w kościelną propagandę, tańczy jak mu biskupi (i Rydzyk) grają, na życzenie kościoła rozpętał bezprecensową wojnę z prawami kobiet, obcina fundusze na in-vitro i tak dalej, i tak dalej, i tak dalej, ma zgryzotę: grozi nam demograficzna katastrofa (szczególnie w obliczu rekordowo wysokiej śmiertelności w roku pandemii). Jak to jest, że pomimo szczodrego rozdawnictwa publicznych pieniędzy kobiety w Polsce wciąż nie chcą rodzić dzieci (choć nie mają z tym problemu na emigracji) i nawet flagowy program 500+ nie przyniósł spodziewanych efektów? Nawet mianowanie Pełnomocniczkę Rządu ds Polityki Demograficznej (która od 2019 roku “opracowuje strategię”) nie pomogło. PiS postanowił więc zabrać się za problem w jedyny znany sobie sposób: tworząc nową instytucją pełną ciepłych posadek dla swoich i kolesiów z ultrakatolickich organizacji: Instytut na rzecz Rodziny i Demografii. Do tego podwyżki 500+ (bo pierwotne skutki tego programu i tak już przejadła inflacja).
A jak te wredne babska dalej nie będą chciały masowo wypluwać ze swoich wagin przyszłych Prawdziwych Polaków, to (o ile Pełnomocniczka Rządu nie wymyśli jakiejś własnej strategii) trzeba będzie pomyśleć o tym, żeby podpatrzeć gdzieś jakies pomysły. Może u Margaret Atwood w “Opowieści Podręcznej” coś się znajdzie?
Tekst powstał dla portalu Britské Listy
Ilustracje: screenshoty z gry “Dziedzictwo Kulturowe Jana Pawła II”