W zeszłym tygodniu odcinek się nie ukazał – musiałem wyjechać do Polski w sprawach rodzinnych. Niestety sytuacja o której miałem napisać tydzień temu wciąż nie została rozwiązana a kryzys jedynie się pogarsza. Tydzień temu chciałem o tym napisać, dziś chce mi się krzyczeć. To chyba największy skandal jaki się w ostatnim czasie wydarza na terenie Unii Europejskiej. Także jeśli nastawiacie się na humorystyczny felieton – to niestety, nie tym razem.
Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.r.
W niewielkim obozowisku na granicy polsko-białoruskiej w pobliżu wioski Usnarz Górny już od ponad trzech tygodni koczuje grupa afgańskich uchodźców. Są oni tam uwięzieni i – nie boję się użyć tego słowa – torturowani przez polską Straż Graniczną i policję. Początkowo strażnicy – bo w końcu większość z nich to jednak ludzie – pomagali uchodźcom dzieląc się z nimi swoją wodą i żywnością. Kiedy jednak o sprawie stało się głośno, dostali inne rozkazy i życzliwość się skończyło. Po tym, jak poseł partii Razem Maciej Konieczny porozmawiał z uchodźcami i udało mu się dostarczyć nie tylko nieco pomocy humanitarnej ale także formularze dzięki którym byli oni w stanie zwrocić się do polskiego rządu o azyl, Straż Graniczna schowała uchodźców za ciężarówki a policja wraz z żołnierzami utworzyła dodatkowy kordon który uniemożliwia podejście bliżej do obozu uchodźców. Mundurowi zatrzymali nawet posła Franka Sterczewskiego, który próbował przedostać się do Afgańczyków z torbą przedmiotów pierwszej potrzeby – pomimo tego, że ów jako poseł miał immunitet.
Franek Sterczewski tak szybko biega, że armia nie ma z nim szans pic.twitter.com/Q9YerO0KvQ
— Łanmen (@PrawdaJan) August 25, 2021
Do uchodźców nie dopuszczono nawet księży (nie żeby jakoś specjalnie wielu z nich próbowało nieść chrześcijańskie miłosierdzie). Działacze Fundacji Ocalenie zajmującej się pomaganiem uchodźcom próbowali skontaktować się z uwięzionymi na granicy za pomocą megafonu, jednak mundurowi zagłuszali odpowiedzi Afgańczyków uruchamiając syreny w swoich pojazdach i wkręcając ich silniki na wysokie obroty. Takie zachowanie uwłacza polskiemu żołnierzowi, nic więc dziwnego że ci na granicy wciąż zasłaniają twarze maskami i nie noszą imienników pozwalających ich zidentyfikować a kiedy ktoś próbuje z nimi rozmawiać mówią jedynie, że oni tylko wykonują rozkazy.
Nawet Białorusini zlitowali się (choć nie można wykluczyć, że zrobili to aby jeszcze bardziej móc wykorzystywać działania polskiego rządu w swojej propagandzie) i pozwolili dzieciom i staruszkom powrócić na teren swojego kraju (dalszy los tych osób nie jest znany). Tak więc z około pięćdziesiątki Afgańczyków na granicy wciąż pozostają 32 osoby (lub 24, jeśli wierzyć rządowi). Najmłodszą z nich jest piętnastoletnia dziewczyna. Uchodźcy mieli także ze sobą kota, który nie chciał zostać w domu i poszedł za nimi, dlatego zabrali go ze sobą. Są wygłodzeni i chorzy, ale rząd odmawia medykom dostępu do nich. Nie przerwali zagłuszania nawet, kiedy z ludźmi na granicy próbowała skontaktować się lekarka. Zachowanie polskich (Białoruskich też) służb można spokojnie nazwać torturą. Podczas gdy uchodźcy próbują przetrwać na zimnie majac do dyspozycji tylko parę namiotów i kilka śpiworów dostarczonych im przez Koniecznego, żołnierze nawieźli sobie ciężarówki sprzętu i zbudowali małe miasteczko namiotowe. Kiedy Afgańczycy zmuszeni są do picia wody z płynącego przez niedalekie bagienko błotnego strumyczka czy kałuż, żołnierze na ich oczach myją sobie ręce wodą mineralną z butelki. Afganki wstrzymują się od pójścia do toalety, bo znajdując się między dwoma szpalerami żołnierzy nie mają żadnych szans na prywatność, a polskie wojsko ustawia im przed nosem przenośne toalety, z których korzystać mogą tylko żołnierze i policjanci…
Aby udowodnić, że uchodźcy znajdują się wciąż po stronie białoruskiej (co jest nieprawdą, ich obóz co najmniej częsciowo jest wciąż po polskiej stronie!), Polski rząd zorganizował konwój humanitarny, który wysłał na Białoruś przez pobliskie przejście graniczne. Łukaszenko konwoju oczywiście nie wpuścił, i ciężarówki pełne tak koniecznych uchodźcom dóbr (bo wciaż mam wystarzająco dobrej woli, aby nie zakładać, że była to całkowita mistyfikacja i ciężarówki naprawdę załadowano pomocą humanitarną) stały przez kilka dni na granicy – dopóki o fakcie, że oznakowano je znakiem czerwonego krzyża nie dowiedział się PCK, który stanowczo zaprostestował przeciwko używaniu tego symbolu w celach rządowej propagandy. Nie udało mi się ustalić, gdzie dzisiaj znajdują się te ciężarówki oraz ich ładunek.
Anonimowe ludziki w zielonych mundurkach, fałszywy konwój humanitarny – czy Wam to coś przypomina? Nic dziwnego, Polski rząd właśnie z przytupem dołączył do grona państw, które w bezczelny sposób łamią międzynarodowe prawo. Bo zachowanie polskiego rządu w tym przypadku jest kryminalne. Rządzący argumentują, że nie mogą dopuścić, żeby Łukaszenko, który wypowiedział Europie wojnę hybrydową, posyłał do nas uchodźców. A to jest akurat prawda, bo Łukaszenko nie tylko już dłużej nie powstrzymuje uchodźców przed przekraczaniem granicy, ale aktywnie im to ułatwia – pojawiły się nawet doniesienia o tym, że Białoruskie samoloty przywożą na Białoruś ludzi z Bliskiego Wschodu i innych niespokojnych miejsc na świecie, a następnie przybysze przepędzani są przez białoruską armię na teren Polski, Litwy czy Łotwy. A Białoruś, desperacko potrzebująca twardej gotówki, kasuje tych zdesperowanych ludzi ciężkie pieniądze za tą “usługę”. Niemniej jednak, są to wciąż zdesperowani ludzie, których życie jest w niebezpieczeństwie i odmawianie im pomocy tylko po to, żeby zrobić na złość Łukaszence jest nie tylko nieludzkie, ale tylko pozwala mu jeszcze bardziej pompować antypolską propagandę. A tymczasem w momencie, w którym piszę te słowa, jeden z uchodźców uwięzionych w Usnarzu Górnym stracił przytomność.
A Usnarz to tylko fragment tego, co dzieje się na polsko-białoruskiej granicy. Podobna sytuacja miała miejsce w Bobrówce gdzie na granicy uwięzionych zostało kilka somalijskich kobiet. Dzięki (nielegalnemu) rozporządzeniu wiceministra spraw wewnętrznych i administracji Macieja Wąsika (tego, który został skazany na trzy lata więzienia za przekroczenie uprawnień i którego prezydent Duda (nielegalnie!) ułaskawił wraz z Kamińskim w 2015 roku) Straż Graniczna odmawia teraz przyjmowania wniosków o azyl czy nadanie statusu uchodźcy i zamiast tego wyrzuca uchodźców z powrotem za Białoruską granicę. To nie tylko złamanie Konwencji Genewskiej, polskiej konstytucji i licznych przepisów międzynarodowych. To oznacza także, że polska Straż Graniczna nielegalnie przerzuca ludzi na teren sąsiedniego kraju. Tymczasem uchodźców tropią także działacze organizacji pozarządowych wraz z posłem Frankiem Sterczewskim. Jak mówią im uchodźcy, niektórych wyrzucano już na Białoruś nawet cztery razy. Polska Straż Graniczna, która powinna przyjmować od nich wnioski i kierować ich do stosownych ośrodków zamiast tego wywozi ich w najdziksze ostępy puszczy białowieskiej, gdzie uchodźcy narażeni są na spotkania z nieznanymi sobie niebezpiecznymi zwierzętami. Kilku z nich musiało uciekać przed stadem żubrów. Ludzie z koczowiska w Usnarzu Górnym także – kiedy jeszcze było to możliwe – poinformowali, że znajdowali się już na terenie polski i zostali na granicę usunięci siłą przez polskich mundurowych. Pojawiają się także doniesienia o tym, że uchodźcy są bici przez Strażników czy o tym, że polska Straż Graniczna niszczy porty ładowania w ich telefonach.
Organizacje pozarządowe organizują uchodźcom reprezentację prawną, jednak Straż Graniczna robi wszystko aby utrudniać prawnikom wykonywanie ich obowiązków. Jedna z prawniczek powiedziała portalowi oko.press, że Strażnicy twierdzili, że jej pełnomocnictwo jest nieważne, bo nie pobrała za nie opłaty. Aktywiści jednak nie ustają w próbach ratowania migrantów przed nielegalną deportacją zanim ich wnioski o azyl zostaną rozpatrzona, a kiedy jest to niemożliwe, przynajmniej dokumentują łamanie praw człowieka przez reprezentantów polskiego rządu – między innymi fotografując się z uchodźcami w taki sposób, że umożliwi to w przyszłości udowodnienie, że znajdowali się już na terenie naszego kraju.
Tymczasem rząd brnie tylko dalej w tą nieludzką farsę. Na granicy rozciągane są właśnie kilometry drutu żyletkowego – nie biorąc pod uwagę bezpieczeństwa przypadkowych ludzi czy dzikiej zwierzyny. Dziwnym trafem jednak drug nie pojawił się jeszcze w Usnarzu Górnym – czyżby dlatego, że jeśli chcianoby go przeciągnąc w tej okolicy trzeba by albo oddać część terytorium naszego kraju Łukaszence albo przyznać, że obozowisko uchodźców znajduje się jednak na polskiej ziemi? Komisja Europejska popiera budowę płotu, co rządowi jest na rękę, ale już decyzja Europejskiego Trybunału Praw Człowieka nakazująca Polsce udzielić tym ludziom pomocy humanitarnej została przez rządzących zignorowana. Za to policjanci i żołnierze biorący udział w torturowaniu uwięzionych w Usnarzu ludzi otrzymają specjalne nagrody od ministra.
Ale nawet ci, którzy są już w ośrodkach dla uchodźców na terenie naszego kraju wciąż nie mogą czuć się bezpiecznie. Dwójka afgańskich dzieci uległa krytycznemu zatruciu po tym, jak zjedli grzyby które na terenie ośrodka uzbierali ich rodzice. Jeden z nich otrzymał przeszczep wątroby od członka rodziny, drugi w momencie pisania tego tekstu najprawdopodobniej czeka na orzeczenie o śmierci mózgowej. Przybysze z daleko kraju pomylili muchomora sromotnikowego z czubajką kanią – co jest częstą pomyłką nawet wśród doświadczonych, polskich grzybiarzy. Ale dlaczego uchodźcy w ośrodku jedli dziko rosnące grzyby? Bo byli głodni. Nie dostawali wystarczającej ilości jedzenia.
Tymczasem jednak rząd ma ważniejsze sprawy na głowie. Trzeba w końcu zrobić coś, żeby ich łamanie praw człowieka nie wydostawało się na światło dzienne. A o to trudno tak długo, jak organizacje pozarządowe i upierdliwi posłowie opozycji szwędają się po lesie udzielając uchodźcom pomocy lub przynajmniej dokumentując sytuację, co potencjalnie w przyszłości może stanowić dowód w sądzie kiedy przyjdzie do sądzenia odmawiających ludziom w potrzebie praw wynikających z międzynarodowego i polskiego prawa funkcjonariuszom. Dlatego rząd wpadł na pomysł, że na obszarach wzdłuż granicy białoruskiej wprowadzi się Stan Wyjątkowy. Tak, ten sam rząd, który nie uważał za stosowne wprowadzić stanu wyjątkowego nawet w szczycie epidemii COVID-19, choc był to największy kryzys zdrowotny chyba od czasu wrocławskiej epidemii czarnej ospy w 1963 roku, nagle wprowadza Stan Wyjątkowy bo przestraszył się kilkuset uchodźców i kota. Choć, że zacytuję klasyka, może to być także dla rządu polityczne złoto. W zeszłym roku chodziło o to, żeby nie wprowadzić Stanu Wyjątkowego bo uniemożliwiłby on przejmowanie sądów czy zorganizowanie wyborów, na których przeprowadzeniu tak zależało PiSowi. Dziś, kiedy notowania partii Kaczyńskiego spadają, może okazać się przydatne to, że przez Stan Wyjątkowy nie będzie możliwe przeprowadzenie wcześniejszych wyborów. A do tego z lasu będzie można wygonić tych upierdliwych aktywistów. Faktycznie, samo złoto.
A co sądzą o tym zwykli Polacy? W całym kraju odbywają się protesty, których uczestnicy domagają się przyjęcia uchodźców lub chociaż udzielenia im pomocy. Siedzibę Straży Granicznej w Warszawie otoczono drugem kolczastym, na którym zawieszono tabliczki takie jak “GRANICA PRZYZWOITOŚCI”. W akcie nieposłuszeństwa obywatelskiego grupa trzynastu aktywistów zniszczyła fragment ogrodzenia z drutu żyletkowego – zostali zatrzymani, ale sąd odmówił przedłużenia im aresztu. Z drugiej strony pomimo faktu, że lata temu Polska przyjęła ok. 120 000 uchodźców z Czeczeni i nigdy nie było z nimi żadnych problemów, wielu Polaków szczerze obawia się przybyszów. Również naziole od Bąkiewicza zaoferowali gotowość do obrony granicy przed “nachodźcami”, jak nazywają uciekających przed wojną i prześladowaniami ludzi. Rząd wydaje się także mieć znaczące poparcie w mediach społecznościowych, ale trudno ocenić ile z tych popierających to fałszywe konta płatnych trolli.
Ja sam odbyłem kilka dyskusji na ten temat – tak będąc w Polsce jak i w internecie. Moi adwersarze – zwykle zwolennicy obecnego rządu albo Konfederacji – próbowali wmawiać mi wbrew oczywistym faktom, że ci ludzie nie są na terenie naszego kraju, albo robić ze mnie idiotę, który nie rozumie, że ci uchodźcy są tylko bronią w wojnie hybrydowej wytoczonej nam przez Łukaszenkę. Kiedy jednak zwracałem uwagę, że niezależnie od tego jak znaleźli się oni na tej granicy, dziś są w pierwszej kolejnośći ludźmi w zagrożeniu życia i zdrowia którym każdy przyzwoity człowiek powienien po prostu udzielić pomocy, moi rozmówcy jakoś nagle znikali w czeluściach internetu lub – jeśli rozmowa toczyła się na żywo – niezgrabnie zmieniali temat.
Tymczasem Afgańczycy w Usnarzu są naprawdę na granicy wyczerpania. Lada dzień a ktoś tam umrze z wyczerpania, głodu czy jakiejś choroby. Te skurwysyny w mundurach – tak polskie, jak i białoruskie – które stoją bezczynnie, patrząc na cierpienia tych ludzi i przeganiając przyzwoitych rodaków, którzy próbują nieść pomoc potrzebujących – będą robili wszystko, aby uniemożliwić nam kontrolowanie tego, co wyprawiają na naszej granicy. Dlatego, jeśli nie możemy pomóc w inny sposóbm, róbmy przynajmniej tyle, żeby o sprawie dowiedział się swiat.
Tekst powstał dla portalu Britské Listy
Zdjęcie: Domena Publiczna