Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii
Kliknij tutaj aby zobaczyć wszystkie dotychczasowe odcinki
Przedłużenie kadencji Donalda Tuska na stanowisku przewodniczącego Rady Europejskiej wstrząsnęło Polską, a szczególnie PiSem. Jarosław Kaczyński tak się wkurzył, że w sejmie wrzeszczał na opozycję, waląc ręką w pulpit mównicy niczym w swoim czasie Chruszczow w ONZ. Powołując się na De Gaulle’a nazwał swoich przeciwników Partią Zewnętrzną, ale nikt nie wie o co mu chodzi. Chyba, że mu się pomylił De Gaulle z Orwellem – w powieści 1984 też była Partia Zewnętrzna. Jeśli trzymać się tej analogii, to PiS wtedy byłby Patrią Wewnętrzną… I sądząc po tym, z jakim zamiłowaniem babrają się w polityce historycznej, jak marzy im się wpływ na umysły Polaków i jak próbują wygumkować z historii ludzi, którzy nie podzielają ich poglądów, coś w tym jest…
Ale wróćmy do Tuska. Owszem, były jakieś żałosne próby oprotestowania tej decyzji, Waszczykowski po raz kolejny zrobił z siebie idiotę twierdząc, że Tusk został wybrany w wyniku oszustwa, w końcu jednak rząd pogodził się ze swoją porażką. Oczywiście trzeba było to jakoś inaczej przedstawić swoim zwolennikom, dlatego zaraz zaczęło się plecenie dub smalonych o tym, jak to cała Europa ogarnięta nagłym szacunkiem i uznaniem dla naszej determinacji ugięła się, i radykalnie pozmieniała zapisy przyjętej podczas jubileuszowego szczytu UE w Rzymie deklaracji aby dostosować ją do naszych żądań. Oczywiście jest to stek bzdur, bo po pierwsze nie jest to aż tak znaczący dokument, a po drugie zmiany były kosmetyczne, a jedynie PiS post factum przypisuje sobie zasługi w kwestii tego, że niektóre zapisy deklaracji brzmią tak a nie inaczej. Ale kogo to obchodzi, ważne, że TVP ma co pokazywać.
Ogarnąwszy więc lekko chaos po niespodziewanej porażce polskiej dyplomacji, której nie udało się zawrócić Wisły kijem, rządzący naszym krajem mogli wreszcie zająć się czymś ważnym. Na przykład kwestią upamiętnienia stulecia Objawień Fatimskich. Ale co pisał Mikołaj Rej o języku – że “Polacy nie gęsi i swój język mają” – jest prawdziwe także dla cudów maryjnych. Skoro już Maryja jest naszą królową, to nic dziwnego, że jest ich tu jak mrówków – i nawet nie chodzi tu o mainstreamowe Matki Boskie takie jak ta z Częstochowy, ale także lokalne. Zjawisko osiągnęło taką skalę w tym kraju, że w telewizji brakuje czasu antenowego na informowanie o tych wszystkich cudach i tak reportaż o tym, jakimi łaskami lokalna Matka Boska obdziela mieszkańców miejscowości Borek Stary trzeba było wcisnąć do prognozy pogody w lokalnym oddziale TVP. No, ale nie wszyscy oglądają telewizję, a szczególnie TVP ostatnio straciła dużo widzów – jak widać lud nie taki ciemny jak się to prezesowi Kurskiemu wydawało. Dlatego trzeba do niego dotrzeć z innej strony. I stąd taki nacisk na wprowadzanie na siłę deformy edukacji.
Pierwsze jaskółki jak to będzie w przyszłości wyglądać pojawiły się w Łodzi, gdzie otwiera się nowa szkoła prowadzona przez organizację Opus Dei. Pomiędzy modlitwami i patriotyczno-katolickim wychowaniem podobno ma znaleźć się tam trochę czasu na nauczanie. A ministerstwo edukacji to nie jedyny resort blisko współpracujący z Kościołem: ministerstwo rozwoju na przykład ugościło w swoich progach galę wręczenia nagród przyznawanych przez Ruch Światło-Życie, czyli dawniejszy ruch oazowy. Podczas tej gali nagrody otrzymali między innymi premier Szydło (za wprowadzanie nauk społecznych Kościoła do życia narodu), profesor Chazan (za niezłomną obronę życia nienarodzonych) czy organizacja twierdząca, ze jest w stanie wyleczyć gejów z homoseksualizmu. To się nazywa postęp w wersji polskiej!
Ale oczywiście nie tylko rozwój w sferze duchowej ma znaczenie. Rząd ogłosił niedawno plany budowy Centralnego Portu Lotniczego gdzieś pomiędzy Warszawą a Łodzią. Ma on kosztować 30 miliardów złotych i stać się naszym Narodowym Hubem Lotniczym, który pozwoli rodakom uniknąć latania z przesiadkami w takich miejscach jak Frankfurt czy Dubai. Nie będzie Niemiec, czy inny Arab, zarabiał na Polakach! Będziemy mieli własnego huba i sami sobie będziemy z niego latali! Zapewne do Radomia, bo tamtejszemu lotnisku przydałoby się trochę nowych pasażerów. Po tym jak kosztem 120 milionów doprowadzono lokalne zapuszczone lotnisko do cywilizowanego stanu, Radom stał się pośmiewiskiem całego kraju, bo jak wszyscy, którzy mieli choć krztynę zdrowego rozsądku przewidzieli, nikt nie chce do Radomia latać. Nawet pomimo faktu, że podróż pociągiem z odległej o 100 km Warszawy zajmuje blisko trzy godziny… Choć jednak jest postęp – rok temu lotnisko obsłużyło 792 pasażerów, w 2016 było to już niemalże 10 000. Jeśli uda się skądś wytrzasnąć kolejnych 990 000 chętnych do latania do – lub z – Radomia, lotnisko może wreszcie zacząć przynosić zyski…
No, śmiech śmiechem, ale pomysł na budowę centralnego lotniska nie jest do końca głupi. Największe polskie lotnisko, warszawskie Okęcie, już teraz nie może poradzić sobie z obsługiwanym ruchem, a o jego rozbudowie raczej mowy nie ma, bo otoczone jest rozrastającą się na potęgę stolicą. Na tle innych debilnych pomysłów PiS, Centralny Port Lotniczy nie wydaje się więc aż tak głupi, pomysł spotkał się więc nawet z pozytywnymi reakcjami. Taka szansa nie mogła zostać pominięta, dlatego minister Gowin postanowił podczepić się pod ten sukces i wyskoczył z pomysłem budowy Centralnego Dworca Kolejowego przez płot z proponowanym lotniskiem. Ten pomysł już został trochę wyśmiany, dlatego kolejne pomysły, takie jak budowa Centralnego Terminalu Promów Oceanicznych czy Centralnej Pętli Tramwajowej na razie odłożono do szuflady, desperacko szukając kogoś, kto potrafi rozróżnić pomysł dobry od idiotycznego.
Ale infrastruktura to nie tylko wielkie budowy. Lokalny działacz PiSu z północno-zachodniej Polski zwrócił uwagę na to, że przejścia dla pieszych, które coraz częściej mają postać białej zebry na czerwonym tle, niepokojąco przypominają naszą narodową flagę. Według niego przekraczanie jezdni po tak wymalowanych pasach to szarganie narodowych świętości. Takich rzeczy nie można lekceważyć, szczególnie że w świetle tego, że PiS już myśli, jakby tu przejąć władzę także na poziomie lokalnym, samorządy robią wszystko, żeby się tylko rządowi nie naradzić. Prezydent Kielc na przykład odmówił pozwolenia na sadzenie drzew, argumentując, że nie chce, aby rządzone przez niego miasto stało się areną działalności antyrządowej.
I tylko w Ministerstwie Rozbrojenia Narodowego wszystko idzie jak po maśle. Do pracy w resorcie powrócił Edmund Janniger, dwudziestodwuletni “doradca” Antoniego Macierewicza, który wydaje się mieć jakąś słabość do młodych chłopców. Po tym, jak młody specjalista po raz kolejny znalazł się na liście płac, dziennikarze postanowili dowiedzieć się co należy do jego obowiązków. Okazuje się, że rolą Jannigera jest ściąganie ekspertów z zagranicy aby dawali wykłady w jednostkach wojskowych oraz powiązanych z armią instytutach naukowych i badawczych. Przez ostatnie cztery miesiące udało mu się takich wykładów zorganizować aż zero. Według służb prasowych ministerstwa jednak, praca Edmunda Jannigera “spełnia oczekiwania ministerstwa”.
I to się nazywa Dobra Zmiana! W jakim innym kraju tak młody człowiek bez żadnego doświadczenia może w tak młodym wieku liczyć na zarobek porównywalny ze średnią krajową nie musząc wypełniać żadnych obowiązków? Tylko za rządów PiS wystarczy być synem przyjaciół ministra, aby bez kiwnięcia palcem przytulać co miesiąc 3494 złotych!
Ten tekst opublikowany został w portalu Britske Listy.
Zdjęcie: Przemysław Czopor via Wikipedia (CC 3.0)
[…] Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii […]
Uwielbiam twoje felietony. Są do bólu prawdziwe. Trafiłam na Twojego bloga szukając Polaków w Szkocji, do której już niebawem mam zamiar się przeprowadzić – o ile nasz absurdystański rząd nie wpadnie na głupi pomysł zamknięcia granic… Pozdrawiam serdecznie!
Dzięki 🙂
Tu niestety jednak też się zaczyna dziać trochę absurdystańsko – przynajmniej w Londynie…