Tymczasem w Absurdystanie 20


Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii

Kliknij tutaj aby zobaczyć wszystkie dotychczasowe odcinki


Dla uczczenia dwudziestego odcinka naszego cyklu, rząd przygotował coś naprawdę spektakularnego: efektowne harakiri naszej polityki zagranicznej. To już nawet nie jest śmieszne. Zostawmy więc na chwilę inne tematy i spróbujmy przeanalizować o co chodziło z tym całym cyrkiem wokół przedłużenia kadencji Donalda Tuska? Najkróciej można by było podsumować to jednym zdaniem: naszą politykę zagraniczną i z trudem wypracowaną pozycję w Unii Europejskiej złożono na ołtarzu osobistej nienawiści Jarosława Kaczyńskiego. To był jedyny powód, dla którego PiS nie tylko zrobił z siebie idiotów, ale co gorsza ośmieszył nasz kraj. 

Zacznijmy od naprostowania pewnych faktów: traktat z Lisbony jest w tym temacie dość jasny: Przewodniczący Rady Europejskiej wybierany jest na 2.5 roku. Po tym okresie można wybrać nowego, albo przedłużyć kadencję obecnego o kolejne 2.5 roku. Tak więc wbrew temu, co wmawia nam PiS, nie doszło do żadnego złamania zasad demokratycznych – wszystko odbyło się zgodnie z zasadami wynegocjowanymi dla nas przez Premiera Jarosława Kaczyńskiego, a podpisanego przez nikogo innego, ale prezydenta milionlecia, jego brata Lecha Kaczyńskiego. Także dwa lata temu kandydatura Donalda Tuska była wspierana przez Jarosława Kaczyńskiego – skąd więc nagle ta zmiana nastawienia?

Polska opozycja nie potrafi się pozbierać. Nie bardzo wychodzą z własnymi inicjatywami, nie wygląda, żeby mieli cokolwiek do zaproponowania wyborcom, którzy szukają alternatywy dla PiS, ograniczając się jedynie do histerycznych reakcji na działania PiS. W wolnym czasie wdają się w głupawe przepychanki o to, czy to Petru, czy Schetyna jest liderem opozycji. Obie partie związały się z KODem, który bardzo szybko traci swoją siłę po tym, jak z powszechnej organizacji nieudolnie próbowano go przebudować w hierarchiczną instytucję pod wodzą skompromitowanego Mateusza Kijowskiego. Dlatego wielu Polaków liczy na to, że po skończeniu kadencji w Brukseli, Donald Tusk powróci na białym koniu i uratuje nasz kraj przez PiSem. Jarosław Kaczyński dobrze wie, że jeśli faktycznie by do tego doszło, miałby kłopoty. Donald Tusk to jego polityczna Nemezis, która ukarała go przegraną w ośmiu wyborach z rzędu.

Nienawiść Kaczyńskiego do Tuska zaczęła być widoczna w 2007 roku, kiedy to rząd tego pierwszego rozpada się w wyniku fiaska zakulisowych gierek mających na celu pognębienie koalicjantów PiS. Kaczyński postanawia grać va banque i przegrywa wszystko – w przedterminowych wyborach parlamentarnych władzę przejmuje Platforma Obywatelska i nie oddaje jej przez kolejne osiem lat, a Tusk staje się najdłużej rzadzącym premierem w historii III RP. Kaczyński próbuje rzucać mu kłody pod nogi jak może, używając do tego pozycji swojego brata, który wciąż był prezydentem, co powoduje jedynie drastyczny spadek popularności Lecha Kaczyńskiego. Nieudolne próby naginania prerogatyw prezydenckich i prowadzenie niezależnej od rządu polityki zagranicznej doprowadzają do tak żenujących sytuacji jak słynna wojna o krzesło w Brukseli.

Kiedy Władimir Putin zaprosił polską delegację na obchody rocznicy zbrodni w Katyniu, zaproszenie wysłał do Donalda Tuska zgodnie z obowiązującą w dyplomacji zasadą, że zaprasza się swoich odpowiedników (w owym czasie Władimir Putin pełnił funkcję premiera Rosji). Dla braci Kaczyńskich była to niedopuszczalna potwarz i postanowili zorganizować sobie własne obchody w Katyniu, na których brylować mógłby ubiegający się o reelekcję prezydent. Organizacja tego wydarzenia pozostawiała wiele do życzenia – nie przewidziano na przykład sytuacji, że z przyczyn niezależnych prezydencki Tupolew będzie musiał lądować na innym lotnisku niż udostępnione grzecznościowo przez Rosjan opuszczone lotnisko w Smoleńsku. W wyniku tego piloci samolotu, który już podczas wylotu z Warszawy był opóźniony (Lech Kaczyński, podobnie jak jego brat, nie słynął z zamiłowania do wczesnego wstawania) znajdowali się pod wielką presją aby pomimo dramatycznych warunków pogodowych (słynnej smoleńskiej mgły) spróbować wylądować na nie posiadających żadnych nowoczesnych urządzeń lotnisku. Gdyby samolot skierowany został na lotnisko alternatywne, prezydent i jego delegacja nie mogli by brać udziału w zorganizowanych przez siebie uroczystościach, co zakończyło by się całkowitym blamażem prezydenta Kaczyńskiego. Nieszczęśliwie, jak wszyscy wiemy, próba lądowania za wszelką cenę zakończyła się znacznie większą tragedią.

Wydaje się, że dla Jarosława Kaczyńskiego utrata brata była wielkim ciosem. Nie potrafi on zaakceptować faktu, że był to zwykły wypadek, szczególnie że lot, wbrew pisowskiej propagandzie, organizowała kancelaria prezydenta, więc to PiS ponosi odpowiedzialność za braki w przygotowaniu i naruszenia procedur. Także sam Kaczyński bywa oskarżany o wywieranie presji na brata, aby ten wylądował za wszelką cenę, co zaowocowało śmiercią blisko setki osób. Dlatego łatwiej jest mu przedstawiać ów wypadek jako zbrodnię popełnioną przez Rosjan przy współudziale Donalda Tuska. Ta teoria jest kompletnym bezsensem od początku do końca – wystarczy zadać sobie pytanie po co Rosja miałaby ryzykować międzynarodową kompromitację organizując zamach na prezydenta, który za kilka miesięcy i tak straciłby władzę – w chwili zamachu Lech Kaczyński miał najniższe poparcie w historii wszystkich prezydentów od 1989 roku. Dlatego aby ta bzdura trzymała się kupy, należy stworzyć hagiografię Lecha Kaczyńskiego, przedstawiając go jako prawdziwego męża stanu i jednego z największych bohaterów narodowych w historii naszego kraju.

Niektórzy jednak nie wierzą w to, że nawet sam Kaczyński wierzy w te bzdury. Podejrzewają oni, że ze zwyczajnym cynizmem używa tych teorii spiskowych jako narzędzia do zemsty na Tusku, którego obwinia o śmierć brata z dużo prostszego podowu: gdyby nie to, że Tusk nie chciał oddać prezydentowi pola w prowadzeniu polityki zagranicznej, nie byłoby potrzeby prowadzenia równoległych działań przez prezydenta, i w rezultacie dubeltowe obchody rocznicy zbrodni w Katyniu nie byłyby potrzebne, więc do feralnego lotu nigdy by nie doszło.

Tymczasem pomimo furiackich ataków PiSu, Tusk jako premier radził sobie stosunkowo nieźle a Kaczyński przegrywał kolejne wybory. Dopiero kiedy Tusk zrezygnował z przywódca w Platformie, Kaczyńskiemu udało się dojść do władzy, a i to jedynie dzięki temu, że okłamał swoich wyborców i schował się za marionetkami w rodzaju Dudy i Szydło. A wszystko to na nic, bo zwycięstwo to nie zakończyło się upokorzeniem Tuska – wręcz przeciwnie, wskakując na pełny etat do polityki Europejskiej Tusk wspiął się na kolejny poziom, który dla Kaczyńskiego nigdy osiągalny nie będzie. Dlatego podjął próbę ściągnięcia go w dół, próbując przypisac mu odpowiedzialność za aferę Amber Gold, jednak bez większego powodzenia. Kaczyński chyba wreszcie zrozumiał, że Tusk jest poza jego zasięgiem.

To właśnie dlatego zwlekano tak długo z podjęciem decyzji w kwestii tego, co zrobić w kwestii ew. przedłużenia kadencji Tuska w Brukseli. Wybór był trudny – jeśli PiS udzieliłby Tuskowi poparcia, utrudniłoby to Kaczyńskiemu atakowanie go w przyszłości – bo jakże to tak atakować własnego kandydata. Jesli jednak udałoby im się doprowadzić do tego, że Tuska na europejskim stanowisku zastąpiłby kto inny, Tusk mógłby powrócić do polityki krajowej, a Kaczyński obawia się, że w otwartym starciu nie miałby z nim szans. To właśnie dlatego zdecydowano się na ten ruch, który naszym europejskim partnerom wydał się całkowicie niezrozumiały – a to dlatego, że był to spektakl przeznaczony wyłącznie “na rynek krajowy”. PiS wypuścił nawet propagandowy paszkwil w którym niemalże otwarcie nazywają Tuska zdrajcą i winią go o kryzys emigrantów, Brexit i wszystkie plagi które spadły na Europie, może z wyjątkiem kokluszu:

Jedynym fragmentem układanki, który jeszcze wydaje się do niej pasować, jest kwestia tego, dlaczego Jacek Saryusz-Wolski zgodził się na odegranie roli napisanej dla niego przez PiS. Niektórzy podejrzewają, że to dlatego, że ma z Kaczyńskim jedną wspólną cechę: niechęć do Tuska, który pomimo jego niewątpliwych kwalifikacji nigdy nie dopuścił go do pełnienia żadnej naprawdę znaczącej funkcji tak w rządzie, jak i w PO. Inni podejrzewają, że wbrew zapewnieniom Saryusza-Wolskiego, jeszcze przyjdzie nam zobaczyć za co się “sprzedał” do PiSu.

Jesli jednak chodzi o Kaczyńskiego, nie ma żadnych wątpliwości dlaczego zdecydowali się na tą żenującą akcję:

– pokazując, że nie popierają Tuska, pozostawiają sobie otwartą furtkę do kolejnych ataków na niego (do których już dochodzi – prokuratura już wezwała Tuska do zeznawania w jakiejś tam sprawie dotyczącej rzekomych nielegalnych kontaktów naszego wywiadu z Rosjanami);

– dzięki temu, że kadencja Tuska została przedłużona pomimo sprzeciwu polskiego rządu, może on teraz twierdzić, że Tusk nie ma prawa wypowiadać się w imieniu Polski (sam Kaczyński nazwał go przecież niemieckim kandydatem);

– PiSowska propaganda może wykorzystać fakt, że procedury wyboru przedowniczącego nie są powszechnie znane wśród Polaków, którzy często nie wiedzą, że nie były to “pełne” wybory a jedynie przedłużenie kadencji obecnemu przewodniczącemu. Dzięki temu TVP i inne pisowskie gadzinówki mogą fałszywie podważać demokratyczne standardy w Unii Europejskiej, odwracając w ten sposób uwagę od tego, że sami łamią wszelkie demokratyczne procedury na swoim podwórku;

– PiS może także teraz pozować przed swoimi wyborcami na odważnego, ostatniego sprawiedliwego, który się Niemcom nie kłamał i nie bał się stanąć przeciwko reszcie Europy. Patrzcie – mówią pisowscy propagandyści – wszystkie kraje, i te duże, i te małe, tańczą jak im Merkel zagra, i tylko bohaterska Beata Szydło nie ugięła karku przed niemiecką dominacją!

Prawda jednak jest taka, że była to spektakularna porażka na wszystkich frontach. Mandat Tuska, posiadającego wsparcie wszystkich krajów Unii Europejskiej oraz większości Polaków, o czym świadczą badania opinii publicznej, jest silny jak nigdy wcześniej. Ten szaleńczy spazm naszego rządu jest widziany przez resztę Europy jako spektakularne samobójstwo polskiej dyplomacji. Do niedawna brylowaliśmy na salonach Europejskich, była mowa że po tym, jak Wielka Brytania obrała kurs przeciwny do reszty EU to Polska zastąpi ją przy tym najważniejszym stoliku, przy którym ważą się najważniejsze decyzje. Dziś zostaliśmy sprowadzeni do roli wariata, który zabarykadował sie w schowku na szczotki i przez szparę w drzwiach buńczucznie pokrzykuje na przechodzących w pobliżu “To jest nasza twierdza i nie oddamy ani piędzi ziemi!”. I wygląda na to, że jeśli chodzi o politykę Europejską to w najlepszym razie ten schowek na szczotki pozostanie naszym miejscem na długo, podczas gdy w głównej sali bez naszego udziału ważyć się będą losy Europy.

Mokre sny Kaczyńskiego o polskim przywództwie w Grupie Wyszegradzkiej także można już dziś odłożyć na półkę, po tym, jak PiS pokazał naszym partnerom, że w dupie ma ich potrzeby. Czechy, Słowacja a nawet Węgry podkreślały, jak ważne jest dla nich, żeby jedną z najważniejszych funkcji w UE pełnił polityk pochodzący z naszego regionu, torpedowanie Tuska mogło tymczasem doprowadzić do zastapienia go kimś z krajów starej Unii.

Nawet wśród samych zwolenników PiS zdania są podzielone. Wielu z nich uważa, że cała ta akcja to była spektakularna porażka, innych znów przeraża fakt, że wypuszczane są już pierwsze sygnały (w postaci wypowiedzi Waszczykowskiego czy PiSowskich publicystów takich jak Zdort), że Polska może teraz skierować swoją politykę zagraniczną w stronę nawiązywania bliższych relacji z putinowską Rosją.

Osobiście najbardziej jednak przeraża mnie fakt, że nikt w PiSie nie odważył się zaprotestować przeciwko tej idiotycznej akcji. Choć gdzieniegdzie widać było kwaśne miny, wciąż posłusznie odgrywali przypisane im role, robiąc z siebie kompletnych idiotów kiedy udali się na lotnisko z kwiatami na powitanie Beaty Szydło aby ogłosić jej powrót powrotem prawdziwgo wzycięzcy. Można by zadać pytanie: jeśli Beata Szydło pojechała tam aby utrącić kandydaturę Tuska i wróciła na tarczy, a mimo tego przedstawiane jest to jako jej spektakularny sukces, to co ogłosiliby pisowscy propagandyści gdyby ten plan wypalił i faktycznie Tuskowi nie przedłużonoby kadencji?

Wygląda na to, że odpowiedź jest prosta: Kaczyński już nawet nie udaje, że prowadzi jakąkolwiek spójną politykę czy że zależy mu na przyszłości Polski. Bo tak naprawdę mu nie zależy: jest jednym z najbardziej znienawidzonych ludzi w kraju, jest stary, nie ma rodziny, przyjaciół i wciąż nie pogodził się ze śmiercią brata. Nie ma nawet żadnych zainteresowań poza polityką, więc nie ma co liczyć, że uda się na emeryturę aby na przykład uprawiać ogródek czy budować modele statków w butelce. Nie ma osobiście nic do stracenia i na nikim mu nie zależy. Dlatego jego jedyną motywacją jest zemsta. Beata Szydło została powitana kwiatami nie dlatego, że osiągnęła cele, których chęć osiągnięcia deklarowała. To od początku był tylko blef. Beata Szydło dostała kwiaty za to, że umożliwiła Kaczyńskiemu kontynuowanie podgryzania Tuska po łydkach bez potrzeby wyzwania go na walkę z otwartą przyłbicą. Nawet kosztem przyszłości naszego kraju.


Picture: By Platforma Obywatelska RP – Wizyta Premiera w Toruniu, CC BY-SA 2.0
This text was published in Britske Listy

Comments

comments

Dodaj komentarz