Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii
Kliknij tutaj aby zobaczyć wszystkie dotychczasowe odcinki
Porzucona kobieta potrafi być naprawdę zdesperowana. Aktywistka PiS Anna Kamińska jest właśnie taką kobietą. Po tym, jak jej mąż, także działacz PiS, porzucił ją dla innej, nie ustaje w swoich staraniach aby go odzyskać. A pomysłów jej naprawdę nie brakuje.
Pierwszy raz stało się o niej głośno kiedy wyszła z propozycją regulacji prawnych, które uniemożliwiałyby pełnienie mandatu posła kawalerom lub rozwodnikom (więcej o tym tutaj). Następnie napisała do swojego byłego wiersz, w którym w formie psalmu zaklina go na Boga, aby do niej powrócił (pisaliśmy o tym w poprzednim odcinku). W końcu zdecydowała się na odpalenie Broni Ostatecznej: CYCKÓW. Przy okazji wywiadu udzielonego jednemu z brukowców, zatytułowanego “To Bóg da mi miłość!” zdecydowała się zapozować w dość wyzywającej pozie, demonstrując swój obfity dekolt. Ja się tylko zastanawiam: czy ten Bóg ma jej dać miłość wprost, czy pośrednio, poprzez obdarzenie jej sowitym biustem, który zapewne ułatwia znajdywanie sobie ukochanych?
Niestety niedoszły pasażer autokaru firmy Ecolines nie był obdarzony przez Boga walorami ułatwiającymi życie. Wręcz przeciwnie, jako urodzony w Togo charakteryzował się ciemnym odcieniem skóry. Pomimo posiadania ważnego biletu na przejazd i dokumentów, odmówiono mu wstępu na pokład autokaru relacji Warszawa – Berlin. Według relacji szwagierki Murzyna, kierowca stwierdził, że jako osoba czarnoskóra z pewnością ma nóż i jest terrorystą. Nikt z 60 pasażerów nie stanął w jego obronie, również policja wezwana na miejsce zdarzenia poinformowała tylko, że nie może zmusić kierowcy do przewozu niechcianego pasażera. Firma Ecolines odmówiła komentarza, jednak po publikacji tego tekstu poinformowała, że pasażera nie wpuszczono na pokład, ponieważ odmówił wniesienia opłaty za nadprogramowy bagaż.
Tak czy tak, jedno jest pewne: Policja w Polsce coraz częściej nie zajmuje się tym, czym powinna. Za to jak już coś robią, to na całego. Na przykład ostatnia miesięcznica Smoleńska była chroniona przez setki policjantów, którzy siłą usuwali aktywistów Obywateli RP, którzy protestowali przeciwko używaniu tragedii smoleńskiej do zbijania politycznego kapitału przez PiS. Ponieważ Obywatele RP dają się PiSowi we znaki nie od dziś, zmieniono nawet prawo o zgrozmadzeniach w taki sposób, aby nie było możliwe zorganizowanie kontrmanifestacji. To prawo jest zapewnie antykonstytucyjne, ale w obecnej sytuacji, w której Trybunał Konstytucyjny zmieniono w kolejną PiSowską makietę, nie ma co liczyć na wyrok w tej sprawie. Dlatego Obywatele RP stwierdzili, że skoro nie pozwala im się zorganizować własnej imprezy, dołączą się do tej oficjalnej trzymając w rękach symboliczne białe róże, nawiązujące do antynazistowskich protestów w przedwojennych Niemczech. Te kwiaty zostały przez Kaczyńskiego uznane “symbolem głupoty i nienawiści” (czytaj więcej tutaj) a czego jak czego, ale konkurencji w rozplenianiu głupoty i nienawiści Kaczyński tolerować nie będzie. Dlatego Obywatelom RP uniemożliwiono w tym miesiący dołączenie do miesięcznicy i dopiero wtedy, w proteście przeciwko odmawianiu im tego prawa, postanowili zablokować trasę przemarszu. Na szczęście jak na imprezę zorganizowaną przez Człowieka Wolności, sił mundurowych było na miejscu pod dostatkiem:
Things are heating up in Poland. This is Kaczyński’s entourage 👇 pic.twitter.com/ByHdoEox3R
— Exen 🇵🇱 (@Exen) 10 czerwca 2017
Kiedy Obywatele RP zablokowali przemarsz mięsiączkowych celebrantów ze mszy w kościele pod pałac prezydencki, gdzie w planach było kolejne przemówienie Jarosława Kaczyńskiego o tym, że jesteśmy o krok od odkrycia, co naprawdę stało się w Smoleńsku i że prawda zwycięży. Pokojowi protestujący zostali wyniesieni przez policję na pobliskie podwórko, gdzie zostali niezatrzymani. Według dziennikarki tygodnika Polityka, tak właśnie było: nie byli ani aresztowani, ani zatrzymani, po prostu zostali otoczeni przez przeważające tłumy mundurowych i uniemożliwiono im opuszczenie owego podwórka. Nie pozwolono także na dostęp prawników do osób niezatrzymanych, albowiem takie prawo przysługuje jedynie osobom zatrzymanym, a oni byli teoretycznie wolni. Wśród niezatrzymanych protestujących znalazł się Władysław Frasyniuk, jeden z legendarnych przywódców Solidarności w latach 1980-tych, dla którego nie była to pierwszyzna. Z tą tylko różnicą, że milicjanci przynajmniej mieli jaja żeby aresztować lub zatrzymywać go oficjalnie. Frasyniuk, choć pozostający na marginesie polityki, od lat znany jest z ostrej krytyki działań Jarosława Kaczyńskiego. Dlatego teraz odpowie nie tylko za “zakłócanie uroczystości religijnych” (bo aparat państwa już oficjalnie uznał uczestników miesięcznic Smoleńskich za religijną sektę), ale również za naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariusza, po tym, kiedy nie chciał się biernie poddać przepychaniu go przez mundurowych. Kiedy Frasyniuk wraz z innymi został otoczony przez policyjne siły, zebrany w okolicy tłum skandował “Uwolnić Frasyniuka” – hasło niesłyszane od lat 1980’s, kiedy to ten bohater Solidarności spędził kilka lat w komunistycznym więzieniu.
Ale legendy antykomunistycznej opozycji to nie jedyne osoby, które dostąpiły zaszczytu usunięcia siłą z miejsca, w którym protestowały przeciwko akcjom PiS. Pokojowa blokada maszyn drwalskich używanych do wycinki Puszczy Białowieskiej po raz kolejny została siłą rozmontowana przez policję. Protestujący domagali się aby powstrzymać wycinkę i dopuścić niezależnych naukowców, aby sprawdzili, czy działania te faktycznie służą powstrzymaniu rozprzestrzeniania się kornika, czy jednak jest to zwyczajny pretekst służący ukryciu fakty, że chodzi o zwykłe pozyskiwanie cennego drewna z chronionych obszarów dla pieniędzy.
Choć protestujący zostali usunięci, naukowcy i tak wybrali się do lasu. Niestety zostali z niego przepędzeni przez Straż Leśną pod pretestem, jakoby las był zamknięty dla bezpieczeństwa. Jak zauważył Adam Wajrak, Strażnicy najwyraźniej nie znają przepisów na które się powołują, bo naukowców prowadzącym działania na rzecz ochrony środowiska taki zakaz nie obowiązuje.
A jakby komuś jeszcze było mało, że PiS niszczy jeden z najważniejszych lasów w Europie, ministerstwo szyszkodnictwa postanowiło znowu zrobić dobrze myśliwym i rozważa zniesienie moratorium polowanie na łosie, obowiązujące w tym kraju od 15 lat. Oczywiście pretekstem jest zagrożenie dla życia ludzi powodowane przez istnienie zbyt wielu łosi.
A bezpieczeństwo polskich obywateli to jedno z ważniejszych zagadnień dla rządu PiS. To właśnie dlatego minister Błaszczak ogłosił, że opinia policji w kwestii festiwalu Przystanej Woodstock będzie negatywna. Winny temu jest sam Owsiak, który nie dość, że otwarcie mówi, że nie ma nic przeciwko temu, żeby na festiwal przyjechali jacyś uchodźcy, to jeszcze ma czelność być “wyraźnie związanym z totalną opozycją”. To będzie troche siara, bo jak poinformował Owsiak, tegoroczny Woodstock od policji opinię już otrzymał, i jest ona jak najbardziej pozytywna. Ale jak już wiemy, polska policja coraz częściej zajmuje się nie dbałością o przestrzegania prawa, a pilnowaniem, żeby przypadkiem ktoś nie pomyślał, że białe jest białe, a czarne jest czarne. Przypadek Jacka Kurskiego pokazuje również, że dla PiS nie ma granicy obciachu, więc niestety nie jest wykluczone, że opinia może się jeszcze zmienić po tym, jak zostanie w niej uwzględniona “totalna opozycyjność Owsiaka”.
Tak długo, jak policja będzie spełniać zachcianki PiS, może czuć się bezpiecznie, bo nawet jej najgorsze występki będą zamiatane pod dywan. Podczas dotyczącej śmierci Igora Stachowiaka (więcej tutaj) debaty w parlamencie, politycy PiSu przekonywali, że nie ma sensu wyciągać konsekwencji wobec osób odpowiedzialnych za torturowanie i śmierć omyłkowo zatrzymanego człowieka, albowiem za poprzednich rządów ludzie także ginęli na komisariatach. Żeby już nie wspomnieć o Smoleńsku. Najwyraźniej dla Kaczyńskiego sama jego obsesja, według której samolot w Smoleńsku rozbił sam Tusk, powinien zaowocować serią dymisji w rządzie PO.
Co do tego Smoleńska jednak to sprawa nie jest do końca jasna. Minister Wojny Antoni Macierewicz po raz kolejny otwarcie obwinia w tej kwestii Rosję. Na szczęście nikt już tego czubka nie bierze poważnie, dlatego ani nasz rząd nie poczynił żadnych dyplomatycznych ruchów w tej kwestii, ani Rosja nie wypowiedziała nam wojny – nawet nie wpuściła na nasz teren Zielonych Ludzików uzbrojonych w sprzęt, który można sobie kupić w każdym sklepie.
Ale akurat do tego, żeby na głowy zaczęły nam spadać materiały wybuchowe to Rosja nie jest nam do niczego potrzebna. Mamy od tego naszą własną policję, która podczas akcji z udziałem antyterrorystów na Podhalu przypadkowo upuściła z policyjnego helikoptera nieco granatów. Na szczęście nie wyciągnięto z nich zawleczek, więc nie doszło do wybuchów, jak na razie jednak pomimo intensywnych poszukiwań nie udało się ich odnaleźć. Jeden z polityków PiS obawia się, że jeśli Polacy mieli by dostęp do broni, ruszyli by zbrojnie na członków ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego. Być może nie jest to tak idiotyczny pomysł – najwyraźniej nawet popierający prawicę górale już zaczęli się zbroić…
Tekst został opublikowany w portalu Britske Listy
Fotografia: Domena publiczna przez Pixabay
[…] Kliknij tutaj aby przeczytać poprzedni odcinek serii […]