Tymczasem w Absurdystanie 89

Druga runda wyborów prezydenckich nie przyniosła żadnych niespodzianek – kandydaci PiS dostali solidne manto wszędzie, gdzie to miało znaczenie. W największych miastach przegrywali zwykle stosunkiem głosów 2:1. Nawet w Elblągu, w mieście, które rozkwitnąć ma dzięki forsowanemu przez PiS przekopowi przez mierzeję, prezydentem został kandydat opozycji. Ciekaw jestem, co to oznacza dla Elbląga, jeśli weźmiemy pod uwagę, że PiS podczas kampanii niejednokrotnie groził wyborcom, że jeśli nie zagłosują na ich kandydatów, to mogą zapomnieć o pieniądzach z centralnego budżetu. Teraz też już słychać na prawicy głosy, aby pieniądze które dotychczas były wydawane w większych miastach przetransferować na prowincję, która głosowała na PiS. To jak to będzie z tym kanałem: budowa jednak ruszy, bo jest to inwestycja w prowincję, czy zostanie wstrzymana, żeby ukarać wyborców z Elbląga za to, że nie głosowali tak jak trzeba? Tak czy tak, to może być dyskusja czysto akademicka – jakoś mam dziwne przeczucie, że o budowie kanału usłyszymy ponownie dopiero z okazji czwartego uroczystego wbicia pierwszej łopaty przed kolejnymi wyborami… 

Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu. 
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

Teraz przed PiSem kolejny trudny test: sprawdzenie, czy mają jakiekolwiek zdolności koalicyjne. Bo choć jest prawdą, że PiS zebrał ponad 1/3 głosów, to jednak 2/3 wyborców głosowało przeciwko nim – bo nie oszukujmy się, do tego te wybory się sprowadzały. Można było być albo za PiS, albo za anty-PiS. Ok, jest jeszcze niby Kukiz 15, chaotyczny konglomerat przypadkowych ludzi skupionych wokół byłego rockandrollowca, ale ten projekt coraz bardziej widocznie się sypie. Grupa narodowców opuściła Kukiza niemal na początku, teraz odchodzą kolejni. Kukiza bardzo to zdenerwowało, czemu dał dowód podczas niekontrolowanej nocnej tyrady na Twiterze. Dzień później twierdził, że nie ma z tym nic wspólnego, bo utracił kontrolę nad swoim kontem i dlatego musi je skasować (bo jak wiadomo, żeby skasować konto na Twitterze wcale nie trzeba mieć nad nim kontroli). Oczywiście nikt temu nie uwierzył, bo trudna relacja Kukiza z alkoholem jest powszechnie znana. Internet zasypały głupie dowcipasy o tym, że konto Kukiza przejął agent Smirnoff z Żabki, albo że hakerzy, którzy przejęli kontrolę nazywali się Jim Beam i Johnnie Walker… W końcu Kukiz skapitulował i przyznał, że to on sam stoi za wulgarnymi wpisami. “Piątkowa noc przejęła i mnie i moje konto na tweeterze … Kogo nigdy w życiu taki “piątek” nie przejął – niech pierwszy rzuci kamieniem!” – napisał. Kurcze, jaka szkoda, że ze Szkocji nie dorzucę… No, ale przynajmniej coś dobrego z tego wynikło, bo Kukiz faktycznie skasował swoje konto na Twitterze.

Tymczasem wychodzi na to, że PiS nie bardzo może liczyć na wsparcie nie tylko podczas wyborów. Jak informuje Radio Zet, grupa rolników i aktywistów PiS z Lubuskiego musiała zostać przewieziona na spotkanie z Morawieckim pod Lublinem. Szczęśliwie mieli do dyspozycji policyjny autokar, bo podróż w obie strony zajęła około 33 godziny. Szczęście polega na tym, że jako pojazd MSWiA autokar ten jest nieobjęty regulacjami o czasie pracy kierowcy i tachografach, więc jego kierowcy nie muszą przejmować się takimi pierdołami jak maksymalny czas pracy czy obowiązkowe przerwy. A do tego z niebieskimi kogutami i syrenami na dachu, gdyby zaszło ryzyko spóźnienia, mógłby podróżować podobnie jak inne pojazdy rządowe… Choć mam nadzieję, że nikt na ten pomysł nie wpadnie, bo z rządowymi kierowcami mamy wystarczająco kłopotu i bez używania przez nich piętnastotonowych kolosów. 

Ale żarty na bok: to nie jedyny przypadek kiedy mundurowi przychodzą PiSowi w sukurs. Właśnie wyszło na jaw, że armia radykalnie zwiększa swój budżet na budowę dróg. Być może mało kto o tym wie, ale armia dokłada się do budowy publicznych dróg jeśli przemawia za tym interes strategiczny – mogą na przykład dofinansować budowę mostu na jakiejś bocznej drodze, aby zapewnić możliwość przejazdu po nim ciężkich pojazdów ciężarowych czy czołgów. Zwykle budżet armii na tego rodzaju wydatki wynosi około 22 miliony rocznie, jednak już od przyszłego roku będzie to pół miliarda. Czyżby PiS przygotowywał się do wojny? Wątpliwe, biorąc pod uwagę, że dzięki rządom Macierewicza zakupy uzbrojenia zostały opóźnione, wstrzymane lub – jak w przypadku helikopterów – całkowicie z nich zrezygnowano. Sprawa jest dużo prostsza: jest już oczywiste, że rząd PiS nie jest w stanie utrzymać tempa budowy dróg nadanego przez poprzednią władzę. Fakt, że ceny poszły w górę, a pieniądze z budżetu wydawane są na kupowanie głosów za pomocą programów takich jak 500+ nie pomaga, a w świetle tego, że polski rząd jest w otwartym konflikcie z Brukselą w temacie zamachu na praworządność, nie ma co liczyć na jakąś wyjątkową szczodrość unijnych instytucji. No, ale przecież w armii pieniądze są, skoro i tak nie wydają ich na te wszystkie helikoptery czy łodzie podwodne, to niech przynajmniej łatają dziury w drogach żeby się te pieniądze nie zmarnowały…

Na szczęście dla rządu, może się okazać, że nadchodzi era oszczędności na pensjach katechetów (którzy opłacani są z pieniędzy podatnika, choć konkordat wcale tego nie wymaga). W Łodzi zanotowano dramatyczny spadek ilości dzieci uczęszczających na religię. Jedynie 27 000 z 60 000 uczniów będzie w tym roku uczęszczać na katechezę. Jeszcze trzy lata temu w nieobowiązkowych zajęciach brało udział więcej niż 80% uczniów. Ale ten radykalny spadek może być spowodowany nie tylko odwrotem od religii – fakt, że nie zanotowano znaczącego wzrostu ilości uczniów uczęszczających na alternatywne zajęcia z etyki może świadczyć o tym, że rodzice po prostu wypisują dzieciaki z nadobowiązkowych zajęć chcąc odciążyć ich obłożony plan zajęć. Bo dzięki deformie edukacji, uczniowie są przeładowani pracą, podczas gdy z powodu kumulacji roczników czeka ich znacznie większa konkurencja w walce o miejsca w szkołach średnich czy na studiach. 

Wiem, wiem, niejeden z czytelników zarzucał mi, że przynudzam pisząc w kółko o tym samym. Ale co ja poradzę na to, że PiS to taki Król Midas au rebours: wszystko, czego się tkną momentalnie zamienia się w gówno: od stadnin koni arabskich, przez zakupy dla armii i reformę edukacji, po teatry. Na przykład w Teatrze Polskim we Wrocławiu pomimo gwałtownych protestów załogi, widzów i kulturalnego środowiska w całym kraju, dyrektorem mianowano Cezarego Morawskiego. Co prawda nie miał on żadnego sensownego planu na prowadzenie tej instytucji, ale co PiS miał zrobić: poprzedni dyrektor dostał się do sejmu z list opozycji a inni kandydaci to jacyś lewaccy reżyserzy i inne dziwolągi: chyba nie można było pozwolić, żeby któryś z nich prowadził teatr odzyskany właśnie dla polskiego narodu? 

Morawski dostał w ręce popularną wśród Wrocławian uznaną instytucję kulturalną w dobrej sytuacji finansowej. Zgrana drużyna aktorów zachęcała uznanych reżyserów do wystawiania tam swoich przedstawień. Już po roku sytuacja wyglądała całkowicie inaczej: teatr huczał od konfliktów, a popularne przedstawienia z dnia na dzień zdjęto z afisza. Niektórzy mówią, że to zemsta nowego dyrektora, inni, że jego próba przestawienia teatru na bardziej klasyczne tory. Są i tacy jednak, którzy zwracają uwagę, że przedstawienia borykały się z problemami ponieważ część aktorów została zwolniona przez nowego dyrektora (jak uznały sądy – bezprawnie) lub sami odeszli w ramach protestu i zwyczajnie nie było komu grać w tych przedstawieniach. Lokalne władze zdecydowały o usunięciu Morawskiego z funkcji, jednak ta decyzja została zablokowana przez przedstawicieli rządu. Dziś sytuacja teatru jest tragiczna. Monumentalne i drogie przedstawienia wystawione przez nowego dyrektora okazały się finansową klapą, szczególnie, że zatrudniono do nich aktorów z zewnątrz, którzy kosztują teatr znacznie więcej niż jego własne kadry. W rezultacie teatr jest w tragicznej sytuacji finansowej – ma ponad 1.3 miliona złotych długu. Jest tak źle, że za niepłacenie rachunków odcięto w teatrze ogrzewanie i gorącą wodę.  W chwili kiedy to piszę nawet strona internetowa instytucji nie działa. Audyt NIK ujawnił inne oburzające fakty: okazało się na przykład, że Morawski, który sam również jest aktorem, płaci sobie pięciokrotność średniej stawki. Teatr płaci mu także 1300 złotych za każdą próbę, choć inni aktorzy na próbach musza stawiać się nieodpłatnie. Morawski mieszka także w luksusowym apartamencie, za który większość czynszu opłacana jest z budżetu kierowanej przez niego instytucji. Dyrektor jednak nie widzi w tym nic zdrożnego i tłumaczy, że tak naprawdę wcale nie zarabia aż tyle, bo od swoich przychodów musi płacić podatki. Tak jakby jego podwładni nie musieli… 

Wygląda na to, że jest to norma w organizacjach przejętych przez Dobrą Zmianę. W poprzednim odcinku pisałem o sytuacji w PLL LOT, gdzie nowy prezes, mianowany przez PiS, wykazał się kompletnym brakiem zdolności menadżerskich i brakiem szacunku dla swoich pracownikach, jednak nie przeszkadzało mu to przyjmować wyjątkowo wysokich bonusów. Sytuacja w Locie chwilowo ucichła, po tym, jak w negocjacjach pomiędzy zarządem a kadrą udało się dojść do porozumienia (zapewne dlatego, że w negocjacjach nie brał udziału prezes). Wychodzi na to, że spełniono wszystkie postulaty strajkujących. Warto było prowadzić tą wojnę, która okazała się katastrofą wizerunkową dla firmy i kosztowała naszego flagowego przewoźnika miliony? 

A jeszcze jeśli chodzi o pieniądze czy nawet miejsca pracy to nie jest koniec świata. Czasem jednak stawką są podstawowe prawa człowieka. Jarosław Gowin, kiedy jeszcze był ministrem sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska, musiał stawić czoło poważnemu problemowi. Wkrótce na wolność mieli zacząć wychodzić zwyrodnialcy, którym w wyniku amnestii zamieniono karę śmierci na 25 lat więzienia. Problem był dość delikatny, bo z jednej strony nie można kogoś, kto odbył już wyrok dalej trzymać za kratkami. Z drugiej strony ciężko pozwolić na to, żeby tacy ludzie jak pedofil-morderca Trynkiewicz chodzili na wolności. Stworzono więc nowe prawo, nazwane “ustawą o bestiach”, które pozwoliło na zamknięcie wyjątkowo niebezpiecznych osobników, nie mających szans na resocjalizację, w specjalnie w tym celu utworzonym zamkniętym ośrodku psychiatrycznym. Sprawie przyjrzał się portal Oko.press i wygląda na to, że sprawy nie potoczyły się tak, jak powinny. 

Dziś instytucja jest już przeludniona. Osadzeni, czy może pacjenci, mieszkają na piętrowych łózkach po ośmiu w pokoju, co oznacza, że mają gorsze warunki niż w więzieniu. Terapia jest fikcją, bo nie widząc szans na to, że kiedykolwiek wyjdą na wolność, nie mają żadnej motywacji aby w niej uczestniczyć. Co więcej, w instytucji zamknięto wiele osób, które nigdy nie powinny się tam znaleźć: człowieka, który choć spędził w więzieniu 7 lat, nigdy nie został skazany za żadne przestępstwo seksualne czy z użyciem przemocy. Zamknięto tam również młodą schizofreniczkę, której miejsce jest w zwykłym szpitalu. Najbardziej dramatycznym przykładem jest przypadek w pełni zresocjalizowanego mordercy, który po wyjściu z więzienia znalazł pracę i założył rodzinę, a mimo tego po dłuższym czasie sądy zdecydowały, że wymaga odosobnienia. Osadzeni próbują walczyć o swoje prawa, lecz otoczeni odium potworów nie mają co liczyć na to, że ktokolwiek odważy się ich wypuścić – szczególnie, że  prawna sytuacja rezydentów ośrodka jest niejasna, więc jeśli do czegokolwiek by doszło, sędziowie i eksperci, którzy zgodziliby się na ich wypuszczenie, mogliby zostać pociągnięci do odpowiedzialności. 

Oczywiście nie twierdzę, że należałoby wypuścić wszystkich znajdujących się w tym ośrodku. Wręcz przeciwnie – taki na przykład Trynkiewicz zdążył już zarobić kolejny wyrok za posiadanie pedofilskich materiałów. Problem jest w tym, że brakuje przepisów i procedur pozwalających na przeniesienie go z powrotem do więzienia, gdzie powinien odsiadywać zasądzone pięć lat pozbawienia wolności… 

System więziennictwa leży w gestii wiceministra sprawiedliwości Patryka Jakiego. Ów jednak był zbyt zajęty brylowaniem w mediach ze swoją komisją reprywatyzacyjną czy walką o stołek prezydenta Warszawy. Polityk z takimi ambicjami nie ma czasu na zajmowanie się tak niepopularnymi kwestiami jak prawa człowieka jakichś tam bandziorów. A i teraz PiS będzie miał ważniejsze sprawy na głowie: w końcu jesteśmy o krok od obchodów stulecia polskiej niepodległości. Komitet organizacyjny dysponujący budżetem 200 000 000 złotych pracuje nad organizacją owych obchodów od dwóch lat. Z pewnością więc możemy liczyć na to, że obchody organizowane przez partię, która tak często podkreśla swoje przywiązanie do tradycji będą wspaniałym wydarzeniem, które przyćmi wszystko, co dotychczas miało miejsce, prawda? Nie mogę przecież napisać, że obchody będą totalną klapą, to byłoby bardzo stronnicze, prawda? 


Tekst powstał dla portalu Britske Listy
Zdjęcie: Teatr Polski autorstwa użytkownika Michał460 via Wikipedia. Domena Publiczna

Comments

comments

Dodaj komentarz