Chcesz pracować w gazecie, ale nie wiesz, na czym naprawdę polega taka robota? Zobacz, jak wygląda dzień z życia SEMESTRU:
Sekretarz
Rano, jako pierwsza, do redakcji przychodzi Basia. Zasiada przed komputerem i zaczyna pracę. Tak naprawdę nikt nie wie, co właściwie Basia tam robi, ale z obserwacji zewnętrznych wynika, że głównie opiera się to na otwieraniu jak największej możliwej liczby okien jednocześnie. Kiedy komputer przestaje już dawać radę i samo otwarcie pliku tekstowego zajmuje mu ok. 10 minut, Basia dopuszcza do pracy kolejne osoby, które tymczasem zjawiły się w redakcji. Mogą one, przy akompaniamencie okrzyków “Nie zamykaj tego dokumentu!” i “Czy mógłbyś mnie puścić na chwilę / zgrać z dyskietki / otworzyć katalog / sprawdzić, czy jest na pulpicie… ” trochę sobie podłubać. Nikt też nie wie, dlaczego wszyscy chcą pracować akurat na komputerze Basi…
Naczelny
Tymczasem z piskiem opon zajeżdża naczelny, Witek. Oglądaliście film “Blues Brothers”? To wygląda mniej więcej podobnie, tyle że seicento Witka w rezultacie zatrzymuje się 2 metry od krawężnika pod katem 30 stopni do niego… Ale nasz naczelny jest ponad to. Dzierżąc w swej dłoni nadgryzioną kanapkę, zasiada do komputera wysyłać maile z prośbą o pomoc w redakcji. W wolnym tłumaczeniu brzmi to mniej więcej: “Czy ktoś nie zechciałby wpaść na chwilkę do redakcji i spędzić 10 godzin na nudnej, czarnej robocie, o której właściwie nie wiadomo, do czego będzie potrzebna?” Zgłasza się oczywiście tłum chętnych, którzy w połowie nawalają, a w połowie się wycofują… Na szczęście są jeszcze Kasia czy Agnieszka… Na nie zawsze można liczyć.
Marketing
Tymczasem w drugim pomieszczeniu pracuje Zuzia, nasz szef marketingu. Właściwie nie znam się na tej branży, ale z tego, co obserwuję, polega to na ciągłym sprawdzaniu swojej skrzynki mailowej i stołowaniu się w SEMESTRZE. To nie znaczy wcale, ze mamy w redakcji stołówkę. To znaczy, ze Zuzia ma w redakcji chleb, konserwy i kawę (dopóki ktoś jej nie wypije).
Ale może to są krzywdzące spostrzeżenia. Może cała praca odbywa się wczesnym rankiem i nie dane mi jest jej zobaczyć, bo ja umawiam się najwcześniej na 10, po czym wpadam do redakcji ok. 13 z okrzykiem “ratunku, zaspałem! Muszę lecieć na zajęcia!” i zostawiam dyskietkę ze swoją radosną twórczością, nie zatrzymując się nawet specjalnie.
Redakcja
Tymczasem mija sobie popołudnie na leniwej, acz ciągłej, pracy i nadchodzi wieczór. A wieczorem, jeśli to środa, spotkanie redakcyjne. Zwala się kupa ludzi, zasiadamy do stolika, po czym wszyscy zaczynają lekceważyć próby Witka i Basi przekazania nam jakiejkolwiek informacji… Dlaczego? To proste – kłócimy się, kto następny pożyczy najnowszą CD, książkę (oczywiście do recenzji) czy inne niezbędne pomoce dziennikarskie w naszej chodzącej bibliotece, czyli u Agnieszki.
Kiedy wreszcie, wśród licznych dygresji, uda nam się dojść do sedna tematu, Artur próbuje zwrócić na siebie uwagę Karoliny. Kawały o blondynkach i kobietach za kierownicą sypią się jak z rękawa, ale tylko nieliczni przyłączają się do niego – w końcu Karolina ma samochód i trzeba się trochę podlizywać, żeby podwiozła chociaż w okolice Rynku…
Po drodze do miasta odbywają się wyścigi, które (nie licząc nowego autka Karoliny) można by śmiało określić mianem “parady gruchotów rodem z PRL-u”. Kolejny raz udowadniam Wojtkowi wyższość FSO 1500 nad Fiatem 126p, po czym w okolicy rynku rozjeżdżamy się każdy w swoją stronę…
Po godzinach
W redakcji zostają tylko Witek z Tenią. Tenia śpi na kanapce, a Witek do późnej nocy rozsyła e-maile i sms-y “czy moglibyście pomóc… “, “kto ma czas w piątek” i “zaproszenie do współpracy”. Kanonada sms-ów budzi wszystkich członków redakcji i współpracowników z wszelkich miast w Polsce, którzy nieopatrznie nie wyłączyli komórek na noc…
Chcecie zakosztować tych przygód? Zapraszamy do współpracy z SEMESTREM!
Ukazało się w miesięczniku studenckim “Semestr” w numerze czerwcowym 2003