Sprawa muzułmańskiego spisku, mającego na celu przejęcie szkół w Birmingham odbiła się w Polsce szerokim echem. Szczególnie miłośnicy prawicy, z definicji uważający każdego religijnego Muzułmanina za potencjalnego obcinacza głów, wyrażali swoje obawy przed tym co będzie, kiedy plaga religijnego fanatyzmu dojdzie do polskich szkół. Jak jednak mówi stare przysłowie: najciemniej jest zawsze pod latarnią.
Artykuł z portalu gazeta.pl (tutaj), który od kilku dni przewala się w różnych konfiguracjach po moim Facebooku, opisujący problem z jakim borykać musi się odpowiednik kuratorium w angielskim Birmingham dość rzetelnie opisuje całą sytuację. Nietrudno jednak znaleźć jest także tekst, opisujący religijną na naszym własnym podwórku. Ot, choćby tutaj opisane jest jak polskie szkoły zawłaszczane są przez przedstawicieli jednej religii. Obrazki niby podobne, ale jednak różnic parę można znaleźć. Podobnie więc jak w dziecinnych łamigłówkach przyjrzyjmy się obu sprawom i spróbujmy znaleźć różniące je od siebie elementy.
1. W Wielkiej Brytanii problem dotyczył głównie akademii, czyli nie szkół państwowych, ale jedynie współfinansowanych przez państwo, nie podlegających lokalnym samorządom ale prowadzonym przez społeczne rady nadzorcze. W Polsce dominująca religia panoszy się praktycznie wszędzie, a lwia część polskich szkół to instytucje świeckiego państwa.
2. Zarzuty wobec muzułmańskiego spisku dotyczą sytuacji, w których w sposób sekretny i podstępny zabiega się o to, aby dyrektorzy szkół i pracujący w nich nauczyciele wyznawali podobne zasady moralne do spiskowców. W Polsce powiatowej, gdzie rządzi wójt i proboszcz, nikt nie musi się z takimi wymogami wobec zatrudnianych dyrektorów i nauczycieli nawet ukrywać.
3. Komisja kontrolująca szkoły w Birmingham za niewłaściwe uważała wycieczki do miejsc świętych Islamu sponsorowane przez szejków z Arabii Saudyjskiej czy islamskie organizacje. W Polsce za szkolne pielgrzymki płacą rodzice i skarb państwa (bo przecież nauczyciele nie jadą na nie za darmo), a Kościół, właściciel licznych „domów pielgrzyma” czy pielgrzymkowych biur podróży jeszcze na nich zarabia.
4. Niemuzułmańskie dzieci oraz nauczyciele niewyznający islamu podczas zajęć religijnych mieli osobne zajęcia w innej klasie, co kontrolujący szkoły uważali za szkodliwe. W Polsce, przy okazji takich na przykład rekolekcji czy codziennych lekcji religii, dzieciom niekatolickim nie organizuje się żadnych zajęć alternatywnych, a nauczyciele niewierzący niejednokrotnie zmuszani są do brania udziału w szkolnych mszach czy rekolekcjach wbrew swoim przekonaniom.
5. Kontrola szkolnego programu nauczania wykazała, że nauczyciele uczący dzieci islamu często nauczali ich rzeczy sprzecznych z oficjalnym programem nauczania. W Polsce analogiczna sytuacja jest powszechnie znanym faktem, jednak o oficjalnej kontroli tego co dzieje się na religii można zapomnieć, bo choć państwo zobowiązane jest do płacenia pensji katechetom od strony merytorycznej podlegają oni jedynie kurii.
6. Kontrola w Birmingham wykazała w niektórych przypadkach znaczące nieprawidłowości w dziedzinie przekazywania dzieciom elementów wychowania seksualnego. Jeśli zaś chodzi o wychowanie seksualne w polskich szkołach to w niektórych przypadkach jest ono nauczane w taki sposób, w jaki powinno być.
7. Na sygnał o nieprawidłowościach w szkołach w Birmingham państwo brytyjskie zareagowało natychmiastowo i zdecydowanie. O patologii związanej z zawłaszczeniem polskich szkół przez Kościół Katolicki wiedzą w kraju wszyscy, fundacje takie jak Wolność od Religii czy stowarzyszenia Racjonalistów a nawet partia Palikota od lat próbują walczyć z tym zjawiskiem, tymczasem kolejne polskie rządy niezmiennie albo chowają głowę w piasek, albo idą na kolejne ustępstwa wobec katolickiego lobby.
To tylko siedem różnic, myślę, że można by było ich znaleźć więcej. Ktoś może powiedzieć „no ale o co chodzi, przecież Katolicy to chrześcijanie i nie podkładają bomb jak Islamiści, a poza tym u nas na szczęście Muzułmanów jeszcze prawie nie ma”. Tyle, że sprawa nie jest taka prosta.
Po pierwsze – w Wielkiej Brytanii to akurat ludzie mieniący się chrześcijanami od lat podkładają znacznie więcej bomb – kto nie wierzy, niech sobie po prostu poczyta wiadomości z Belfastu. U nas na szczęście bomby jeszcze nie wybuchają, ale ostatnie przykłady sadokatolicyzmu w wykonaniu rzekomych autorytetów medycznych zmuszających kobietę do urodzenia zwyrodniałego, bezmózgiego zarodka czy jedenastolatkę do zostania matką pokazują, że katolicki ekstremizm coraz bardziej wpływa na życie przypadkowych ludzi.
A po drugie – w Polsce Muzułmanów na razie jest niewiele, ale raczej ubywać ich nie będzie. A kiedy już staną się liczni, w ramach wolności religijnych będą się domagać takich samych przywilejów jakie ma Kościół Katolicki. Dlatego w interesie wszystkich nas jest to, aby już dziś jasno postawić linię między edukacją świecką i religijną. Także w interesie Kościoła (jeśli oczywiście pominąć finansowe aspekty obecności religii w szkołach publicznych) byłoby wycofanie lekcji religii ze szkół z powrotem do salek katechetycznych, gdzie zainteresowani mieli by ciekawe zajęcia z zaangażowanym księdzem, bo dzisiejsza masówka w szkołach państwowych przynosi efekty odwrotne o zamierzonych nie tylko jeśli chodzi o religijną edukację ale także o nastawienie uczniów i rodziców wobec kościoła.
Jeśli więc sytuacja w Birmingham może być jakąś lekcją dla Polaków, niech nie będzie to dolewanie ognia do islamofobicznych uprzedzeń. Zamiast tego przyjrzyjmy się dokładnie jak z zawłaszczaniem przestrzeni publicznej przez religię radzi sobie nowoczesne państwo.
Tekst ukazał się w portalu gazetae.com