Brexit i co teraz?


13842646613_7116ce16cb_k

W piątkowy poranek w drodze do pracy słuchaliśmy jak w BBC 4 liderka kampanii Leave argumentowała, że Wielka Brytania nie powinna śpieszyć się z wychodzeniem z Unii Europejskiej, ponieważ nie będzie wtedy miała nic do powiedzenia. Oboje parsknęliśmy śmiechem – przecież ona pierwsza powinna wiedzieć, że na tym właśnie polega wyjście z Unii Europejskiej. W dalszej części wywiadu zwolenniczka Brexitu wyraziła swoje oczekiwanie, że teraz, kiedy Cameron pojedzie z kolejną pielgrzymką po Europie będzie miał dużo mocniejszą pozycję negocjacyjną, bo będzie mógł pokazać, ze Wielka Brytania faktycznie nie żartuje. W tym momencie wywiad został przerwany aby przenieść się na Downing Street 10 gdzie Cameron ogłosił, że podaje się do dymisji. Śmialiśmy się tak, że ledwo wyszliśmy z samochodu. A ta farsa dopiero się rozkręcała, bo ku zdumieniu dumnych brytyjskich patriotów Europa potraktowała ich tak, jak oni traktują obcokrajowców u siebie „Nie podoba się? To pakujcie walizki!”.

Ale zacznijmy od początku. Cała ta historia zaczęła się od sprytnego planu Davida Camerona: po co narażać się na niezadowolenie wyborców, skoro zamiast naprawiać to, co w Wielkiej Brytanii naprawy wymaga można przenieść krajowe problemy na arenę międzynarodową. Zamiast naprawić absurdalny system brytyjskich zasiłków zachęcający (oprócz oczywiście rzeszy ciężko pracujących ludzi) leni z całej Europy i poza do przybywania do UK i życia na koszt podatnika, lepiej zwalić na Unię. W ten sposób nie straci się głosów tych ze swoich rodaków którzy spędzają dnie na kanapie z butelką cydru pod ręką oglądając Jeremego Kyle’a. Szczególnie, że to właśnie oni potrzebują kozła ofiarnego, którego mogliby obwiniać za swoją życiową nieudolność. A emigranci – leniwi czy pracowici – przeważnie i tak nie głosują. Jednocześnie zamiast przekonywać członków swojej partii do swoich racji w trosce o to, żeby nie uciekli do UKiP, wystarczy obiecać im referendum dot. wyjścia Wielkiej Brytanii z EU. Przerażona tą perspektywąEuropa w panice pozwoli Wielkiej Brytanii jechać na gapę a zachwyceni sukcesem swojego przywódcy posłowie pozostaną w partii Torysów. Wszystko szło nawet dobrze, tylko z tą Europą błagającą Anglików na kolanach o to, aby dalej zaszczycali ich swoim członkowstwem w Unii coś poszło nie tak, co streszczone zostało przez internautów za pomocą tego oto czterosekundowego gifa: 

Cameron niestety się przeliczył. Tak jak wielu ludzi w swoim kraju żyjących snami o dawnej imperialnej potędze nie zauważył, że wysokie zdanie o Wielkiej Brytanii dziś mało kto poza samymi Anglikami podziela. Ku jego zdumieniu podczas swojego tour d’Europe nie udało uzyskać praktycznie żadnych znaczących koncesji. A rozbudzonych antyeuropejskich nastrojów na własnym podwórku nie udało mu się już w porę ugasić.

Mrzonkami o potędze Wielkiej Brytanii wydaje się jeszcze żyć lider UKiP Nigel Farage, który zrobił z siebie dziś pośmiewisko w Parlamencie Europejskim sugerując, że jeśli Europa nie będzie chciała wypracować jakiegoś dobrego układu handlowego z Wielką Brytanią to konsekwencje dla Unii Europejskiej będą znacznie większe niż dla Wielkiej Brytanii.

Leżącego się nie kopie, więc nie będę już ponownie wyjaśniał, dlaczego jest to bzdurą, szczególnie, że kiedy prosił się, aby Europa raczyła jednak handlować z Wielką Brytanią nie było już na jego twarzy widać takiej pewności siebie. Odniosę się tylko do pierwszych słów jego przemowy: Czyż to nie jest zabawne? Kiedy przybyłem tu 17 lat temu i powiedziałem, że moim celem jest doprowadzenie do wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, wszyscy się ze mnie śmialiście. Cóż, muszę powiedzieć, ze jakoś dzisiaj już się nie śmiejecie”. Te słowa przypomniały mi opowiedzianą przez znajomego historię o chłopaku, który był przekonany, że wytatuowanie sobie na czole napisu TAXI będzie bardzo zabawne. Oczywiście znajomi wyśmiewali ten pomysł na każdym kroku. Kiedy jednak naprawdę to zrobił, na ich twarzach zamiast kpiącego śmiechu pojawił się szok i niedowierzanie. Ale panie Farage, to nie oznacza chyba jednak że nagle przejrzeli na oczy i zrozumieli głęboką mądrość jego decyzji?

No ale zostawmy już tego biednego Nigela Farage’a. Udało mu się osiągnąć swój życiowy cel i będzie mogł teraz spocząć na laurach, żyjąc sobie z tych pieniędzy które odłożył kiedy ci paskudni biurokraci siłą wciskali mu sowitą pensję europarlamentarzysty. W realiach post-brexitowskich może być problemem osiedlenie się na jakimś ciepłym wybrzeżu na południu francji, ale w końcu Southend-on-Sea też jest na południu i też nad morzem. A do tego będzie można napawać się niepodległością. 

Z pewnoscią jednak w obozie Brexitowców musi być ktoś, kto ma jakieś wyobrażenie tego, jak po Brexicie będą wyglądały relacje między Wielką Brytanią i Europą. Posłuchajmy co ma do powiedzenia osoba przez wielu wskazywana na przyszłego premiera – Boris Johnson:

Muszę to jednoznacznie podkreślić: Wielka Brytania jest częścią Europy i zawsze będzie. Wciąż będzie silna i wzmacniająca się współpraca i partnerstwo na polu sztuki, nauki, szkolnictwa wyższego, w dziedzinie ochrony środowiska naturalnego i wielu, wielu innych. Prawa Europejczyków żyjących w tym kraju będą w pełni chronione i to samo dotyczyć będzie Brytyjczyków żyjących w państwach Unii Europejskiej.

Brytyjczycy wciąż będą mogli podróżować po Unii Europejskiej i w niej pracować: będą mogli w niej żyć, po niej podróżowac, studiować, budować domy i osiedlać się. (…) Zostanie zachowany wolny handel i dostęp do wspólnego rynku”.

Wszystko ładnie, ale tu także nie ma słowa o tym, jak Brexiterzy chcą to osiągnąć. Wiemy już jednak doskonale, że Unia Europejska nie pozwoli na jazdę na gapę. A skoro nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka wygląda na to, że jedyną opcją żeby osiągnąć to, o czym mowi Boris Johnson to aplikowanie o członkowstwo w Unii Europejskiej.

Really? That’s your cunning plan, Boris?

Wygląda na to, że już kilka dni po referendum Brytyjczycy zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, jakiego babola walnęli. To już kolejny kraj który w ostatnich czasach postanowił powstać z kolan i nabił sobie soczystego guza o kant stołu. Wygląda na to, że jedyną osobą w Brytyjskiej polityce, która zdaje się mieć jakiś pomysł na wyjście z tego ambarasu jest szkocka premier Nicola Sturgeon. Biorąc jednak pod uwagę, że ona reprezentuje akurat kraj który zdecydowanie opowiedział się PRZECIWKO wyjściu z UE, w grę wchodzi bunt Szkocji (czy to w formie kolejnego referendum niepodległościowego, czy blokowania wyjścia UK z UE bez opuszczania Zjednoczonego Królestwa). David Cameron ma całkiem dużą szansę na zapisanie się w annałach historii jako człowiek, który rozwalił Wielką Brytanię i sprowadził Anglię do roli biednego, prowincjonalnego kraiku na obrzeżach Europy.


Fotografia Nigela Farage’a: Flickr Chapham House na licencji Creative Common

Tekst ukazał się także w portalu OpenMagazyn.pl

 

Comments

comments