Dzban przeczytany

Dostałem od kolegi, z którym diametralnie różnimy się poglądami ale często dyskutujemy, prezent. Była nim książka Rafała Ziemkiewicza “Cham niezbuntowany” z dedykacją, abym w ramach wyglądania poza mój bąbelek socjalny przeczytał coś także “z drugiej strony barykady”. Ponieważ mam książkowe zaległości, Ziemkiewicz musiał trochę poczekać na swoją kolej, w tym czasie kolega zdążył przeczytać swoją kopię, i ostrzegł mnie, że Ziemkiewicz “straszny ma styl”, że pisze rozwlekle i przyznał mi się, że “sam się ledwo przegryzł”. Dla niego jednak to chleb powszedni, dla mnie to jednak faktycznie “zajrzenie na drugą stronę” więc postanowiłem przeczytać, bo szczerze chciałem się dowiedzieć, co w prawackiej trawie piszczy. Obiecałem też znajomym, że się podzielę wrażeniami na blogu, żebyście Wy już nie musieli. Jako że dziś skończyłem lekturę, dzielę się zatem z Wami na gorąco moimi wrażeniami.

Kolega miał rację. Ziemkiewicz ma straszny styl. Co mnie zdziwiło, bo nie tak znowu dawno odświeżyłem sobie jego powieść Science-Fiction “Pieprzony Los Kataryniarza”, którą czyta się przyjemnie (a do tego niezmiernie bawi, jak człowiek zda sobie sprawę, że dzisiejszy Ziemkiewicz to mniej więcej ktoś taki, jak opisywane przez niego w “Kataryniarzu” rządzące polską polityką stronnictwa katolickich oszołomów). Tymczasem lektura “Chama Niezbuntowanego” jest dość męcząca. Książka sprawia wrażenie napisanej na kolanie – wątki prowadzone są chaotycznie, pełno jest dygresji, z których wiele jest zwyczajnie niepotrzebnych – wygląda na to, że autor po prostu chciał tu i tam dać upust swoim frustracjom, szczególnie jeśli chodzi o bieżącą sytuację polityczną – w książce autor wspomina o wydarzeniach sprzed kilku miesięcy. Zresztą, widać, że jest tej swojej wady świadomy, bo już pod koniec książki po jednej ciągnącej się przez kilka akapitów dygresji przeprasza czytelników, że tak się nad nią rozwlekał, ale obiecuje, że ich męka nie pójdzie na marne, bo do owej dygresji jeszcze wróci (Nie wrócił. Może zapomniał). Choć Ziemkiewicz trochę się kryguje, to liczba miejsc, w których powołuje się na swoje własne książki i artykuły jest dość wymowną wskazówką, że uważa się w danym (a właściwie można by napisać: w dowolnym, bo przeskakuje po tematach i zagadnieniach od sasa do lasa, jest tu i historia, i kultura, i ekonomia, geopolityka i globalne ocieplenie a nawet wstawki dotyczące języka) temacie za autorytet. Niestety za tym mniemaniem o sobie nie idzie jakość warsztatu.

Już pierwsze kilkadziesiąt stron, na których rysował swoją wizję historii Polski wywołuje u czytelnika mającego jakiekolwiek pojęcie o historii na przemian salwy śmiechu i chęć ciśnięcia trzymana w ręku książką o ścianę. Są to raczej rojenia godne miłośnika teorii o Wielkiej Lechii niż rzetelna analiza historyczna: fakty traktowane są wybiórczo – bardziej jak klocki, z których wybiera się te pasujące pod budowaną tezę niż do przekrojowej analizy danego zjawiska i wyciągania z nich wniosków. Na początku planowałem w tym tekście zabrać się za polemikę i prostowanie głoszonych przez niego bzdur ale dałem sobie spokój: mam już jedną stupięćdziesięcioodcinkową serię i wystarczy – a co najmniej tyle odcinków potrzeba by było, aby sprostować wszystkie bzdury, na które natknie się w “Chamie niezbuntowanym” czytelnik. Jest pewną ironią to, że w jednym miejscu Ziemkiewicz krytykuje ludzi, którzy nie mając historycznego warsztatu i stosownego wykształcenia zajmują się analizami historycznymi, aby już kilka stron dalej samemu zajmować się obalaniem panującego wśród historyków consensusu. No, ale może akurat ci historycy nie są godni zaufania, jako opłacani przez żydowskie czy lewackie gremia.

Nie mówię, że Ziemkiewicz myli się od początku do końca i gada same bzdury – można znaleźć tam parę ciekawych spostrzeżeń a nawet cytaty z osób po przeciwnej stronie barykady czy nawet lewicowych myślicieli (choć oczywiście autor nigdy nie zapomni zaznaczyć, że cytuje ich z głębokim obrzydzeniem). Generalnie jednak poziom rzetelności historycznej czy nawet dziennikarskiej jest zatrważająco niski.

I to nawet nie tylko jeśli mówimy o skomplikowanych analizach: przykładów słynnego “researchu Ziemkiewiczowskiego” zresztą jest tu pełno – przekonanemu o swojej nieomylności autorowi nie chciało się nawet sprawdzić faktów tak podstawowych, że zajęłoby mu to może ze 30 sekund (no chyba że z internetu też nie należy korzystać, bo jest lewacki). Na przykład czytelnik może się dowiedzieć, że Ceuta jest jedyną Hiszpańską enklawą w Afryce (oczywiście to nieprawda bo jest przecież jeszcze Melilla) albo że Warszawa znalazła się pod pruską kontrolą już po pierwszym rozbiorze. Szczególnie rozbawił mnie fragment poświęcony Sylwii Spurek i tym, że zajmowała się kwestią tego, czy słuszny jest postulat aby nie nazywać wegańskich produktów hamburgerami czy kotletami. Ziemkiewiczowi nie chciało się sprawdzić, czy Spurek jest za, czy przeciw i cały czas pisząc o jej stanowisku pisze na odwrót, ale to nieistotne, bo tak naprawdę cała dygresja służy temu, żeby napisać że Spurek, jako lewaczka, jest z definicji kretynką.

A o czym właściwie jest ta książka? Przesłanie jest takie: Polska była kiedyś najwspanialszym krajem pod słońcem, do którego drzwiami i oknami walili z całej okolicy ludzie chcący korzystać z panujących u nas wolności (poza Żydami, Żydzi byli u nas osiedlani przez wraże siły, aby nam bruździć). Niestety w wyniku tego, że u nas ton polityce nadawała inteligencja a nie gnębieni przez nią zdroworozsądkowi chłopi Polska upadła i stała się pożywką dla państw ościennych. Choć oczywiście w upadku Polski mieli też swój udział Żydzi. Od czasu odzyskania w 1918 roku niepodległości nie udało się nam wstać z kolan, bo w wyniku tego, że do władzy ciągle dostaje się inteligencja która zamiast wziąć się do roboty wygłasza z katedry swoje tezy o tym, kto ma rację a kto się myli, wciąż upadamy. A do tego i przed wojną, i po wojnie jeszcze nam bruździli Żydzi.

Teraz znowu mamy to samo: jedna część inteligencji (ta lewacka) wmawia nam, że Polska powinna stać się częścią świata zachodniego. Ale to niemożliwe, bo tacy Belgowie zawsze będą patrzeć na nas z góry i nigdy nie uznają nas za równym sobie. Szczególnie że Żydzi brużdżą, bo chcąc przejąć nasze majątki oczerniają nas na świecie. Druga inteligencja (to znaczy PiS) zaś ma trochę racji, że Polskę powinniśmy budować na dumie narodowej, ale źle się do tego zabiera, znowu nam opowiadając jakieś inteligenckie bajeczki o powstaniach i bohaterach a tak naprawdę nie ma nam nic do zaoferowania.

Polsce według Ziemkiewicza potrzebny jest dzisiaj prosty, chłopski, zdrowy rozsądek. Powinniśmy wspomnieć na nasze świetlane czasy i pamiętać o rzeczach, z których możemy być dumni. Na przykład z antysemityzmu – o potrzebie dumy z antysemityzmu jest w książce cały rozdział. Bo z nas się na świecie robi żydożerców, a przecież tak naprawdę nasz antysemityzm był nie dość, że znacznie łagodniejszy niż w innych częściach Europy to jeszcze – w przeciwieństwie do innych – uzasadniony! Tak więc zamiast pleść duby smalone o inteligenckich bohaterach, którzy nigdy nic nie osiągnęli, powinniśmy zakasać rękawy i budować nasz dobrobyt, tak, jak budowali go biznesmeni w czasach zaborów, którzy prawie skolonizowali ekonomicznie Rosję. A wtedy, jak staniemy się taką potęgą, to zamiast my aspirować do Zachodu, będziemy mogli tylko leżeć i pachnieć i napawać się tym, że kraje Europy wschodniej aspirują do nas. Koniec. A właściwie nie koniec, bo na końcu optymista Ziemkiewicz pozostawił kilka stron pustych w nadziei, że ktoś będzie chciał robić sobie jakieś notatki.

Podsumowując: chorobą toczącą Polskę Ziemkiewicz podsumowuje krótko: za dużo honoru, za mało rozumu. Obawiam się, że lekarstwem na te boleści nie jest Ziemkiewicz, bo o ile o posiadanie jakiegoś honoru czy nawet zwykłej przyzwoitości nikt, kto choć raz zajrzał do niego na Twittera, posądzać go nie będzie, to po lekturze jego książki staje się także pewne, że i z rozumem nie bardzo mu po drodze.

Co mnie najbardziej jednak zasmuciło to to, że Ziemkiewicz w prawicowych kręgach uchodzi przecież za eksperta i zaplecze intelektualne. I to nie tylko wśród stereotypowych uczestników Marszy Niepodległości – bo tu akurat zdolność kogoś, kogo codzienny kontakt z literaturą ogranicza się do rymowanek w stylu “ZAWSZE I WSZĘDZIE LEGIA JEBANA BĘDZIE” do przeczytania nawet tak krzywo osadzonej w historycznym tle książki byłaby czymś pozytywnym. Nie, ja tą książkę otrzymałem od człowieka inteligentnego i wykształconego, cenionego specjalisty w swojej branży.

Jeśli ludzie “z przeciwnej strony barykady” swój światopogląd zamiast w oparciu o fakty opierają o urojenia prawakoidalne w stylu Ziemkiewicza, to coraz trudniej będzie o wspólną płaszczyznę do dialogu…


Ziemkiewicz “Cham Niezbuntowany: rzecz o polskim mentalu”, wydawnictwo Fabryka Słów, Lublin Warszawa 2020 (choć z jakichś powodów Copyright Ziemkiewicza datowany jest na 2014 rok). 

Comments

comments

Dodaj komentarz