I ty możesz zostać astronomem

Choć pogoda w Szkocji nie sprzyja obserwacjom, to w te pogodne noce możemy obserwować niebo całkiem niewielkim kosztem… Tym bardziej, że odludnych miejsc tu nie brakuje…

Wbrew pozorom, żeby zobaczyć coś ciekawego potrzeba naprawdę niewiele. Już przez małą lornetkę możemy poznać prawdę o Plejadach, które, choć zwane Siedmioma Siostrami, okazują się całkiem pokaźnym babińcem i nie ma mowy o zliczeniu wszystkich gwiazd wchodzących w skład tej gromady otwartej. A przez nieco lepszy sprzęt można dostrzec także mgławicę czyli pozostałość po ich narodzinach… Brzmi zachęcająco? No to zaczynamy.

Plejady (nad Księżycem) uchwycone zwykłym aparatem kompaktowym z półwyspu Kintyre w październikową noc.
Plejady (nad Księżycem) uchwycone zwykłym aparatem kompaktowym z półwyspu Kintyre w październikową noc.

Jaki instrument będzie dobry dla początkującego astronoma? Pierwsza rada: zapomnijmy o tanich teleskopach. Kwotę do ok. 100 funtów znacznie lepiej wykorzystamy kupując lornetkę o dobrych parametrach, np. 10X50 o dobrej jasności, koniecznie ze statywem. Lornetka ma szerokie pole widzenia, co ułatwia początkującym „odnalezienie się na nieboskłonie”, z kolei statyw ułatwia nawigację – możemy oderwać się od lornetki wycelowanej w jakiś punkt na niebie i porównać widziany fragment z atlasem gwiazdowym. Nie bez znaczenia pozostaje fakt że nawet najsilniejsi będą mieli problem z utrzymaniem lornetki w bezruchu przez dłuższy czas, dlatego właśnie statyw jest niezbędny dla komfortowych obserwacji.

Dla dysponujących znacznie większym budżetem kupienie dobrego teleskopu nie powinno stanowić problemu. Pomocy w wyborze dostarczy szeroko dostępna literatura fachowa tudzież Internet, należy jednak pamiętać, że nie tylko optyka teleskopu się liczy. Co najmniej tak samo ważnym elementem jest statyw, gdyż instrument o znacznym powiększeniu na kiepskim montażu oznacza długie minuty celowania w żądany obiekt, który na skutek ruchu Ziemi ucieknie z pola widzenia zanim zdążymy się nim nacieszyć. Warto zatem kupić mniejszy teleskop, za to na montażu paralaktycznym. Idealnie, jeśli byłby on wyposażony w mechanizm zegarowy automatycznie korygujący położenie teleskopu w stosunku do ruchu obrotowego Ziemi. Nie jest to wbrew pozorom szczyt dzisiejszych możliwości dostępny dla astronoma amatora – komputerowe sterowanie czy kamery CCD nie są niczym nadzwyczajnym – tylko zasobność konta bankowego jest tu ograniczeniem.

Dla zapaleńców o mniejszym budżecie, za to z żyłką McGyvera, wartą polecenia zabawą jest astronomia przy użyciu kamerki internetowej. Małym kosztem możemy uzyskać naprawdę niesamowite obrazy. Wszystko czego potrzebujemy to kamerka internetowa, obiektyw od aparatu fotograficznego (np. Zenita), stosowna przejściówka (można zakupić lub wykonać samemu), komputer i oprogramowanie (dostępne za darmo w Internecie). Większość z tych rzeczy można znaleźć w pudełku z gratami, które znajduje się chyba w każdym domu, lub kupić za grosze, np. na e-bayu. Zasada uzyskiwania obrazów jest dużo prostsza niż się wydaje: kamerka internetowa (taka jak często używana jest przez rozmawiających przez Skype) jest w stanie zapisać do 30 klatek na sekundę przy rozdzielczości 640 na 480. Wszystko co należy zrobić to nacelować nasz sprzęt na interesujący nas obiekt a następnie nakręcić krótki film (od kilkunastu sekund do kilkunastu minut). Następnie za pomocą specjalnego oprogramowania „centrujemy” wszystkie klatki filmu, czyli niwelujemy przesunięcia wynikłe z wstrząsów naszego statywu lub ruchów atmosfery. W kolejnym kroku, nieco upraszczając, program nakładając poszczególne klatki na siebie, zsumuje światło padające na każdy piksel naszej kamerki w trakcie całej obserwacji powodując, że już po nałożeniu na siebie kilkuset klatek naszego filmu jesteśmy w stanie zaobserwować obiekty lub szczegóły niewidoczne gołym okiem. Zasada jest taka sama jak w matrycach CCD stosowanych w prawdziwych teleskopach, więc w rezultacie otrzymujemy obraz o zaskakująco dobrych parametrach. Zabawa ta przynosi naprawdę dużą satysfakcję a o jakości uzyskiwanych zdjęć może świadczyć fakt, że tego rodzaju instrumentarium wykorzystywane jest przez profesjonalistów do pomniejszych obserwacji.

Niezależnie od obranej metody obserwacji, przynajmniej na początku naszej przygody z astronomią, nie obędziemy się bez mapy nieba. Od prostej obrotowej przez książkowe atlasy po komputerowe planetaria (Na Windows od zawsze królowało Sky Map, starsze lub uboższe wersje dostępne jako shareware, dla użytkowników Linuksa warte polecenia jest Kstars), które, przy dzisiejszej popularności laptopów, wydają się być całkiem rozsądną opcją.

Jeżeli już zaopatrzyliśmy się więc w sprzęt naszego wyboru, nie pozostaje nam nic innego jak zaparzyć sobie gorącej kawy do termosu, załadować się do samochodu i wyruszyć za miasto. W przypadku większych miast 20 mil od miejskich rogatek wydaje się być absolutnym minimum ze względu na łunę, jednak prostsze lornetkowe obserwacje możliwe są już nawet podczas spaceru w ciemniejszych partiach pobliskiego parku…

Warto choć raz w życiu spróbować. Nawet jeśli nie połkniemy bakcyla, chyba nikt nie oprze się pięknu „głębokiego nieba”. Przy bliższym rzucie oka to, co mamy nad głowami okazuje się być czymś więcej niż tylko zbiorem przypadkowo rozrzuconych kropek. Mój zaprzyjaźniony astronom nie potrafi zliczyć, ile razy już usłyszał „to wygląda jeszcze wspanialej niż na obrazku!”


Tekst ukazał się w roku 2009 w magazynie Scotland.pl

Comments

comments