Jacy są terroryści?

Po niedawnym ataku na żołnierza w Woolwich, dokonanego przez dwóch napastników wznoszących okrzyki „Allah jest wielki”, byłem świadkiem kilku dyskusji w gronie moich znajomych. Islamofile i miłośnicy politycznej poprawności gwałtownie oponują przeciwko określania owych (i im podobnych) terrorystów mianem „terrorystów islamskich”. Więc skoro to nie są terroryści islamscy, to jacy?

IS_insurgents,_Anbar_Province,_IraqZamachowcy samobójcy i inni mordercy w imię Allaha nie są uważani przez większość islamskiej społeczności za prawdziwych muzułmanów. Ich przekonanie o słuszności ich działań bierze się stąd, że należą do grupy, jak pisze nasza redakcyjna ekspertka w temacie Aleksandra Łojek,„muzułmanów [która] nie ma wystarczającej wiedzy na temat własnej religii i ulega wpływom autorytetów religijnych, a zatem przyjmuje interpretacje, które mogą bardzo odbiegać od “islamu idealnego”, a zgodne są z prywatnymi poglądami niedouczonych mułłów czy sfanatyzowanych ekstremistów” (źródło). Czym jednak jest ten „islam idealny”?

Jak wiemy, w odróżnieniu od na przykład Kościoła Katolickiego islam nie ma jednego centrum „islamskiej standaryzacji” jaką dla Kościoła Katolickiego jest Watykan. Lepszym porównaniem byłoby postawienie islamu obok chrześcijaństwa jako całości. Jak pisze Agata S. Nalborczyk w  portalu muzulmanie.com (źródło) „Islam jest jeden, niepodzielny i muzułmanie tworzą jedną globalną wspólnotę (ummę) ludzi żyjących zgodnie z nakazami Koranu i tradycji proroka. Istnieje jednak wśród nich wiele różnych szkół myślenia i postępowania”. A więc podobnie jak we wspólnocie chrześcijan mamy wyznanie prawosławne, rzymsko-katolickie, protestanckie itd., tak wśród muzułmanów istnieją dwa główne nurty szyitów i sunnitów, którzy choć wyznają tą samą wiarę i wierzą w tego samego boga, różnią się w kwestiach interpretacji świętych pism czy kwestiach takich jak kto jest prawidłowym następcą proroka. Podobnie jak to było w kręgu chrześcijańskim, „główne różnice między sunnitami a szyitami nie są natury teologicznej czy dogmatycznej (choć sunnici odrzucają koncepcję imamów szyickich), ale raczej politycznej i prawnej (szyici mają własną szkołę prawną: tzw. szkołę dżafarycką). Ukształtowały się one w wyniku walk politycznych między tymi ugrupowaniami, które często oskarżają się nawzajem o herezję i niewierność zasadom islamu.” (ponownie muzulmanie.com)

W kręgu chrześcijańskim kościoły „głównego nurtu” współpracują ze sobą w duchu ekumenizmu, ale im dalej od „centrum” tym mniej chęci do współpracy. Kościół świadków Jehowy na przykład, choć sam uważa się za (jedynie słuszny, oczywiście) kościół chrześcijański, nie jest za taki uważany przez kościoły głównego nurtu. A już całkowicie na marginesie chrześcijańskiego spektrum znajdują się takie wybryki natury jak Westboro Baptist Church z USA. Choć większość dużych kościołów – tak protestanckich jak i katolickich – uważa Westboro za szkodliwą sektę i, co tu dużo mówić, bandę oszołomów, grupa ta wciąż określana jest jako chrześcijańska…

Zapewne analogicznie jest w islamie, przy czym tam akurat ekstremiści nie słyną z manifestacji pod hasłem „God hates fags” a z mordowania tych, których uważają za wrogów i źródło wszelkiego zła… Przy czym i tutaj nie są jedynymi, wystarczy wspomnieć o członkach kościołów chrześcijańskich mordujących w USA lekarzy przeprowadzających aborcje.

Poza tym jednak jaka jest (dla zewnętrznego, bezstronnego obserwatora oczywiście) różnica między ekstremistycznymi odłamami islamu a ekstremistycznym odłamem chrześcijaństwa? Przecież gdyby w cytowanym zdaniu Aleksandry Łojek podmienić religie, opis „wielu chrześcijan nie ma wystarczającej wiedzy na temat własnej religii i ulega wpływom autorytetów religijnych, a zatem przyjmuje interpretacje, które mogą bardzo odbiegać od “chrześcijaństwa idealnego”, a zgodne są z prywatnymi poglądami niedouczonych pastorów czy sfanatyzowanych ekstremistów” pasowałby jak ulał do członków Westboro Baptist Church.

Jednak tych ostatnich określa się powszechnie mianem baptystów (a więc chrześcijan), dlaczego nie można określić członków radykalnych odmian islamu jako muzułmanów? Czy te żądania porzucenia określenia „islamski terrorysta” nie są zwyczajnym przykładem nadgorliwej politycznej poprawności?

Najlepiej chyba będzie zapytać samych zainteresowanych. Z pytaniem zwróciłem się do mojego znajomego muzułmanina. Wyjaśniwszy pokrótce w e-mailu mój powyższy tok rozumowania zapytałem: „Czy uważasz, że określenie ‘islamski terrorysta’ powinno być dopuszczone? A jeśli nie, to jak powinno określać się ten rodzaj terrorystów, którzy wywodzą się z radykalnych grup islamskich?”

Odpowiedź przyszła po pewnym czasie:

„Rozumiem Twój punkt widzenia, ale moim zdaniem wyrażenia definiujące szerszą grupę nie powinny być używane w przypadkach akcji podejmowanych przez mniejsze grupy lub osoby uzurpujące sobie prawo do reprezentowania ich (…). Wyrażenia ‘islamski terrorysta’ czy też ‘terrorysta wywodzący się z islamu” sugerują, że to islam produkuje terrorystów. Ale nie sądzę żeby to była prawda”. 

Czytając tą odpowiedź lekko uniosła mi się brew – islam sam w sobie terrorystów może i nie produkuje, ale sądząc po tym, że nie słychać o ludziach mordujących żołnierzy z okrzykiem „Chwała Johnowi Mormonowi” albo „Richard Dawkins ma rację” owi terroryści wywodzą się właśnie z tej ideologii. Czytam jednak dalej:

„Istnieje kilka poważnych problemów, stworzonych przez Zachód, w szczególności Wielką Brytanię i jej aliantów podczas i po Drugiej Wojnie Światowej, a ich twarde działanie (w imię innej religii i jej wyznawców) jest tym z czym my, normalni ludzie, musimy się dziś borykać. (…) To, czego potrzeba to szczera dyskusja o przyczynach a nie leczenie objawów”. <

Może się nie znam, ale wyobrażałem sobie świat nieco inaczej i jakkolwiek nie podobają mi się amerykańskie akcje rozpętywania wojen w Iraku i Afganistanie i próby ustawiania tamtejszych ludzi po swojemu, ostatnią rzeczą która by mi przyszła do głowy w tym kontekście jest krucjata religijna. No, ale za to ostatniemu zdaniu nie można odmówić 100% racji. Tylko że ja chciałem o terminologii…

„Więc dopóki nie nastąpi szczera i otwarta dyskusja a problemy zostaną rozwiązane, musimy zrobić wszystko aby niewinni ludzie nie znaleźli się na linii ognia. A terminologia w rodzaju „islamski terrorysta” może być interpretowana przez większość społeczeństwa, że wszyscy muzułmanie to terroryści i koegzystencja nie jest możliwa. To spowodowałoby dalsze komplikacje i wtrąciłoby nas w drogę bez odwrotu. Być może o to chodzi niektórym” zakończył się e-mail.

Nie da się odmówić słuszności chęci obrony niewinnych ludzi, ale czy na pewno określenie „islamski terrorysta” sugeruje, że wszyscy muzułmanie to terroryści? Przecież jeśli ktoś powie „rosyjski szpieg” nikt nie sądzi, że wszyscy Rosjanie to szpiedzy… Ze zbitki „ksiądz katolicki” nikt nie będzie próbował wyciągnąć wniosku, że wszyscy katolicy to księża… Przedstawiwszy zatem powyższe przykłady, ponowiłem więc moje pytanie od strony lingwistycznej.

Mój rozmówca także posłużył się przykładami. „Naziści to nie byli tylko Niemcy, jednak to głównie Niemcom przypisuje się winę za nazizm i cały naród niemiecki zapłacił za niego wysoką cenę. Tylko dlatego, że przegrali z tak zwanymi aliantami. Jeśli to oni by wygrali, odwrócili by kota ogonem tak żeby wychwalano ich, tak jak zrobiła to tak zwana Wielka Brytania”

Cóż, wyprawa na podbój Europy pod flagą ze swastyką nie byłaby możliwa bez masowego poparcia i udziału Niemców w misji wyznaczonej im przez demokratycznie wybranego przywódcę. A co do tego, kto poniósł jakie konsekwencje tych działań, jako Polak mógłbym dyskutować długo, gdyby nie to, że głupio mi jest w obliczu praktycznie zgładzonego narodu żydowskiego. Drugi przykład był znacznie ciekawszy i nie ocierał się o prawo Godwina:

„Anders Breivik nie jest pamiętany jako chrześcijański terrorysta ale jako masowy morderca podczas gdy zabójcy żołnierza sił sprzymierzonych nazywani są islamskimi terrorystami nie ważne, czy rzecz ma się na polu bitwy czy na ulicach Londynu”. 

Najwyraźniej czytamy inne gazety, bo w tych moich przeciwnicy Amerykanów i ich sojuszników na polu bitwy nazywani są bojownikami. Natomiast Breivika Wikipedia określa mianem norweskiego terrorysty, jednak analogicznie Ibn Laden nazywany jest w niej terrorystą saudyjskim. Jak na razie więc dyskryminacji nie widzę – najpopularniejsze źródło wiedzy przyjęło klucz narodowościowy i nie ucieka od nazywania terroryzmu terroryzmem niezależnie od poglądów.

Ciekawą kwestią jest to, czy Breivik jest chrześcijaninem. Na pytanie to próbuje odpowiedzieć David Gibson na religijnych szpaltach portalu Huffington Post (źródło). Cały artykuł warty jest przeczytania, ja przytoczę jednak końcowy wniosek:

„Święty Ambroży określał Kościół jako „casta meretix” – czysta nierządnica, która przyjmuje wszystkich, sama pozostając nieskalaną aby móc ich uświęcić. Ta analogia wciąż jest prawdziwa. Anders Breivik może jest złym chrześcijaninem, być może najgorszym możliwym do wyobrażenia jak również zagubionym człowiekiem, który wybiórczo używa wyrywków z Pisma i historii dla usprawiedliwiania niechrześcijańskiej formy swojego chrześcijaństwa. Ale dosłowna interpretacja Biblii i używanie wiary do racjonalizacji swoich politycznych i kulturalnych poglądów to grzech, który popełnia niekiedy większość wyznawców Judaizmu, Chrześcijaństwa czy Islamu. Więc wykopanie Breivika z Chrześcijaństwa w efekcie może być groźnym znakiem dla wszystkich Chrześcijan”

Wydaje się, że nie tylko ten grzech łączy wyznawców religii, ale także odcinanie się od terrorystów: „ktoś kto zabił tylu ludzi nie może być chrześcijaninem/muzułmaninem”. Dominikanin Tomasz Torquemada mógłby mieć jednak odmienne zdanie w tej kwestii, sam prorok Mahomet zaś także nie był wzorem pacyfisty… Wydaje się jednak, że to właśnie takie rozumowanie stosuje mój muzułmański rozmówca w kolejnej wymianie e-maili:

„Muzułmanie nie identyfikują się jedynie z krajem urodzenia. Dla nich bycie muzułmaninem jest ważniejsze. To wywodzi się z ostatniego kazania proroka Mahometa, konkretnie o bractwie muzułmańskim. Oznacza to, że wszyscy muzułmanie są zjednoczeni przez swoją ideologię, nie przez swój kraj, rasę, kolor itd. 
(tu otrzymałem linka: )

Dlatego kiedy przynależność narodowa jest w konflikcie z ideologią, to ideologia bierze przedniość. Co więcej, ideologia jest święta. Dlatego też może być akceptowalne nazywanie kogoś terrorystą saudyjskim, ale nie islamskim. Nie ma tu znaczenia, że sprawca przypisuje sobie działanie w imieniu całego bractwa związanego jego ideologią. Ideologia jest święta”. 

No cóż. Ideologia święta jest i basta. W określeniu muzułmanina religia jest ważniejsza niż narodowość. Chyba, że ów muzułmanin robi coś złego. Bo jak ktoś robi coś złego w imię tej ideologii, to nie można mówić że robi to w imię tej ideologii, bo ideologia święta jest. Oczywiście tylko islamska, bo dwa mejle wcześniej mój rozmówca sugerował, że złe działania Brytyjczyków są w imię „innej religii” – w domyśle chrześcijaństwa. Najwyraźniej tu moja próba logicznego dotarcia do sedna sprawy musi się skończyć – nie wyobrażam sobie rzetelnej dyskusji na temat tego, która religia jest święta a która nie.

Podsumujmy owoce mojego dochodzenia:

1. Termin „islamski terrorysta” jest niesłuszny, ponieważ sugeruje, że ktoś czyniący złe rzeczy w imieniu islamu robi to w imieniu islamu. A nie można robić złych rzeczy w imieniu islamu, bo islam jest święty.

2. Termin „islamski terrorysta” jest niesłuszny także dlatego, że sugeruje, że wszyscy muzułmanie to terroryści. Nieważne, że każdy chyba widzi różnicę pomiędzy wyrażeniem „muzułmanie podkładają bomby” które sugeruje, że jest to standardowe zachowanie wyznawców islamu, a „muzułmańscy terroryści podkładają bomby” – które jasno wskazuje na to, że podkładanie bomb jest czynnością tylko tej podgrupy muzułmanów, którzy są także terrorystami. Jak powiem „sok jabłkowy” to mam na myśli tylko sok zrobiony z jabłek, a nie wszystkie jabłka na świecie. W przypadku islamu gramatyka rządzi się jakimiś innymi prawami.

3. Na pytanie „jak określić tą grupę terrorystów, która wierzy, że występuje w imię islamu skoro nie można ich nazwać islamskimi terrorystami” odpowiedzi prostej nie ma. Mój muzułmański znajomy trzykrotnie uchylił się od tego pytania. Nasze redakcyjna koleżanka, specjalistka w tej dziedzinie, proponuje termin „islamista” (źródło) sama jednak zauważając, że słowo to ma już w naszym języku inne znaczenie – odnosi się do kogoś, kto naukowo zajmuje się islamem (choć to drugie znaczenie można by zastąpić słowem np. islamolog, o ile to słowo nie jest już zajęte) .

Prawda jest jednak taka, że dyskutować to sobie możemy, a język i tak rządzi się swoimi prawami. Polacy codziennie jeżdżą na „rowerach” ubrani w „adidasy” i muszą uważać aby nie wpaść pod pędzącego „tira”, nie przejmując się tym, co na temat użytkowania słów niezupełnie zgodnie z ich oryginalnym znaczeniem myślą językowi puryści. Dla każdego z nas chyba też będzie oczywiste, że mówiąc „Amerykanin” mamy na myśli obywatela USA a nie Kanadyjczyka czy Brazylijczyka. Jasno widać, że choć czasem określamy całą grupę nazwą własną pierwotnie odnoszącą się jedynie do wąskiej podgrupy, a czasem jest wręcz na odwrót, nikt nie ma wątpliwości o co chodzi mówiącemu i nie doszukuje się krzywdzących uogólnień lub wykluczeń. Może więc też pora, żeby miłośnicy politycznej poprawności zaakceptowali, że ewolucja języka przebiega tak a nie inaczej i przestali nam wmawiać, że używając może pierwotnie nie do końca prawidłowego, ale dziś powszechnie przyjętego określenia na pewną grupę ludzi mamy na myśli coś innego niż faktycznie mamy?


 

Tekst ukazał się w portalu gazetae.com

Fotografia – Jako że fotografia zrobiona jest w Iraku/Islamskim Państwie, które nie są sygnatariuszami międzynarodowych umów o prawie autorskim, za Wikipedią, nie jest chroniona prawem autorskim. 

Comments

comments