Korwin a paraolimpiada

Janusz Korwin-Mikke znowu wzburzył internautów swoim felietonem dotyczącym paraolimpiady, który możecie przeczytać tutaj. Cały internet już wrze od komentarzy i w dobrym tonie jest zrównać ekscentrycznego polityka z błotem. A ja tymczasem pójdę pod prąd i pobawię się trochę w adwokata pana z muszką, próbując zastanowić się nad tym, co on tak naprawdę chciał powiedzieć.

331px-Janusz_Korwin_Mikke_w_KoninieZacznijmy może od tego, jak widzę poglądy Janusza Korwin-Mikkego. Otóż mi wydaje się, że jest to człowiek, który u podstaw ma jakieś słuszne założenia, a potem się nakręca i wylatuje w kosmos, robiąc z siebie czasem, za przeproszeniem, kompletnego pajaca. Tak samo i powyższy felieton zalatuje nieco, po raz kolejny niestety, gloryfikacją eugeniki i nazizmu. Ale spróbuję pobawić się w takiego Korwinowego archeologa i postaram się dokopać do tego, o co mu na początku chodziło.

Myślę, że istotne jest tutaj zdanie, jakże pięknie obrazujące niepowtarzalny styl naszego polskiego politycznego kosmity „Jeśli chcemy, by ludzkość się rozwijała, w telewizji powinniśmy oglądać ludzi zdrowych, pięknych, silnych, uczciwych, mądrych – a nie zboczeńców, morderców, słabeuszy, nieudaczników, kiepskich, idiotów – i inwalidów, niestety.”

Jakkolwiek przykre, jest w tym coś, z czym nie można się nie zgodzić. Ale tu odstawmy na chwilę pana Janusza na bok i przyjrzyjmy się innym przykładom.

W Wielkiej Brytanii ostatnio bardzo promowana jest pokrewna poprawności politycznej kwestia równych szans dla każdego. Jakiś czas temu sieć supermarketów Asda postanowiła wpisać się w ten nurt. W rezultacie wchodzących do mojego supermarketu witało powiększone do nadnaturalnych rozmiarów zdjęcie pracownicy sklepu ze skrzynką. Była to dość zaniedbana kobieta w średnim wieku, z dużą nadwagą i nieschludnymi włosami odsłaniająca w nieszczerym uśmiechu nieleczone zęby… Sądząc po tym, że zdjęcie zniknęło równie szybko jak się pojawiło, napływ klientów cieszących się, że sieć supermarketów wychodzi bliżej zwykłego człowieka nie zrekompensował tych, którzy na następne zakupy poszli do konkurencji, gdzie z plakatu uśmiechała się do nich piękna dziewczyna.

Ja wszystko rozumiem, że tej brzydszej byłoby przykro, gdyby do akcji promocyjnej wybrano tylko te ładne i że każda chce mieć swoje pięć minut, no ale niestety – taki jest świat. Brutalny i czasami przykry. I o ile kwestia urody to jest sprawa marginalna, bo pewnie fajniej jest być ładnym (nie wiem, ja Bradem Pittem nie jestem) to jeśli ktoś nie planuje zostać Miss Polonią brak urody w życiu nie jest problemem najważniejszym.

Przykład ten prowokuje jednak do postawienie pytania: gdzie jest granica? Jeśli Suzan Boyle wymarzy sobie zostać supermodelką i to marzenie spełni, to nikt od tego nie zginie, ale co kiedy ktoś z ciężką wadą wzroku marzy o zostaniu kierowcą? Kto z tych, którzy tak chętnie mówią o pełnym równouprawnieniu osób niepełnosprawnych bez zawahania wsiadłby do prowadzonego przez niego autobusu?

Należy jak najbardziej szanować niepełnosprawnych i tam gdzie to możliwe traktować ich tak samo, jak każdego innego człowieka, a jeśli się da, pomagać w przezwyciężaniu ich codziennych trudności – choćby budując rampy dla wózków czy zamieszczając informacje alfabetem Braille’a. Ale są pewne granice których przy najlepszych chęciach i poprawności politycznej doprowadzonej do absurdu, przeskoczyć się nie da – przynajmniej na razie.

Na pewno kiedyś, dzięki osiągnięciom nauki, osoba niewidoma będzie mogła prowadzić samochód, tak samo dobrze albo i nawet lepiej niż wielu z nas, ale dziś, nieważne jak bardzo tego chcielibyśmy, nikt przy zdrowych zmysłach niewidomego za kółko nie wpuści… Co więcej, wygląda na to niestety, że prędzej nauka nauczy samochody, aby jeździły bez kierowcy, niż pomoże odzyskać wzrok ludziom niewidomym…

Drugą rzeczą jest promocja paraolimpiady. Jestem pełen podziwu dla osiągnięć niepełnosprawnych sportowców, ale irytuje mnie wszechobecna w brytyjskich oraz polskich mediach związana z tym propaganda. I znowu przykład z życia:

Pamiętam jak dumny z siebie byłem, kiedy udało mi się zdać (na słabą tróję) w pierwszym terminie mechanikę kwantową u profesora Kowalskiego-Glikmana. Jeśli chodzi o moją karierę fizyka (dawno już zaniechaną), uważam to za szczytowe osiągnięcie. Z matematyką wyższą zawsze byłem trochę na bakier, a ogarnięcie koncepcji współczesnej fizyki na poziomie popularnonaukowym to, zgodnie ze złośliwą szpilą wbitą mi przy wpisywaniu oceny do indeksu przez profesora, chyba jednak wszystko na co było mnie, pomimo ciężkiej pracy, stać.

Moi co bardziej zdolni koledzy i koleżanki listą zadań z kwantówki, nad którą ja męczyłem się przez cały weekend, prztykali sobie od niechcenia w „okienku” między wykładami w barze mlecznym, wsuwając przy tym pierogi ruskie. Dziś kilku z nich jest już doktorami fizyki, niektórzy nawet teoretycznej właśnie.

Jednak dość absurdalnym byłoby twierdzeniem, gdyby ktoś powiedział, że ja jestem lepszym fizykiem, bo choć osiągnąłem mniej, to ponieważ nie miałem tak dobrych predyspozycji, musiałem pracować ciężej niż oni, prawda?

Nikomu jednak nie przeszkadza, jeśli tak właśnie przedstawia się paraolimpijczyków. Tak w brytyjskich mediach jak i na bilboardach w Polsce, przedstawiani są jak jacyś nadludzie. Ja rozumiem, że ma to być jakaś przeciwwaga dla tego, że przez lata niepełnosprawni byli traktowani jako podludzie, jako ludzie drugiej kategorii… ale nie przeginajmy w drugą stronę – to są po prostu zwykli ludzie, tacy jak Wy czy ja, którzy mają takiego pecha, że w życiu muszą zmagać się w większymi trudnościami niż przeciętny człowiek. Na pewno w wielu przypadkach wymaga to niesamowitego samozaparcia, siły woli i wytrwałości, ale nie oznacza to, że pełnosprawni ludzie owej siły woli czy wytrwałości nie mają – oni po prostu nie muszą jej na co dzień do takiego stopnia wykorzystywać…

Świat idzie do przodu dzięki osiągnięciom nauki. Największe z nich są celebrowane przyznaniem nagród Nobla. Nagrody Nobla wyznaczają kierunek, ich laureaci stają się wzorcami dla kolejnych pokoleń naukowców. Dlatego właśnie owych nagród nie przyznaje się za to, że ktoś mało zdolny, zarywając noce ukończył matematykę na trójach, albo że ktoś z upośledzeniem umysłowym dzięki nadludzkiemu poświęceniu ukończył podstawówkę… I jak ja rozumiem o analogię do tego właśnie chodziło chyba, po odfliltrowaniu wszystkich bzdur które zawarł w swoim felietonie, Januszowi Korwin-Mikkemu.


Tekst ukazał się w portalu gazetae.com

Zdjęcie:  “Janusz Korwin Mikke w Koninie” autorstwa Flyz1Praca własna. Licencja GFDL na podstawie Wikimedia Commons.

Comments

comments