Nigdy nie myślałem, że zatęsknimy za Lepperem.

W dziwnych czasach żyjemy. Przybłąkało mi się dziś wspomnienie sprzed blisko 25 lat. Kiedy jako student pisywałem do pisma Semestr, pewnego dnia do Wrocławia przyjechał Andrzej Lepper. Kiedy redaktor zapytał na kolegium kto chce iść napisać relację ze spotkania tego polityka ze studentami Akademii Ekonomicznej, pół redakcji podniosło ręce z entuzjazmem. Każdy chciał to zobaczyć na własne oczy. Wtedy tak egzotycznie zachowujący się polityk to było coś niesłychanego. Ruszyliśmy więc na to spotkanie silną ekipą.

Lepper, jak to Lepper, ciągle mówił o tym, kto jest złodziejem co nas dość szokowało (co może zdziwić co młodszych czytelników, ale naprawdę o ile w porównaniu z dzisiejszymi wybrańcami narodów to jego zachowanie to akurat BYŁ Wersal to wtedy było to naprawdę czymś nowym). Dziś zdaję sobie sprawę z tego, że poza swobodnym obrzucaniem innych obelgami był podobny do Trumpa także z innego powodu: miał problem żeby złożyć jakieś koherentne zdanie w prawidłowej polszczyźnie oraz często odnosił sie do siebie samego w trzeciej osobie. Podczas tego spotkania któryś z dziennikarzy „poważnych” gazet zadał mu pytanie „czy jeśli on tak łatwo rzuca epitetami to czy nie ma nic przeciwko, żeby i o nim tak mówiono”. On wtedy odpowiedział, że to jest wolny kraj i każdy może mieć swoje zdanie. Zapytałem wtedy, czy nie ma nic przeciwko, żebym napisał o nim w artykule że jest bałwanem. Troszkę się zaczerwienił, ale wziął na klatę i powiedział, że mogę sobie napisać, że jest bałwanem, bo czytelnicy sami sobie zdecydują, czy się z tym zgadzają. Nasz kolektywnie napisany artykuł zdający relację ze spotkania kończył się zatem tekstem „Poseł Lepper to bałwan – czy to prawda? Oceńcie sami”. Na kolegium nikt nie miał z tym problemu. Nikt się wtedy nie bał, że polityk pozwie dziennikarza bo mu się nie podobało jak określił jego zachowanie.

Kilkanaście lat po moim spotkaniu z Lepperem popularny podówczas polityk który za swojego poprzedniego życia jako muzyk zwracał się do polityków partii z którą mu było nie po drodze słowami „jak ja Was kurwy nienawidzę” i „jak do Was bym z kałacha bił” bardzo się obruszał w internecie, że ktoś tam napisał, że nie ma pojęcia co robi, że jest jak chorągiewka i że nie rozumie podstawowych zagadnień – choć oczywiście była to diagnoza jak najbardziej trafna i słuszna. Niedługo potem oglądaliśmy komentatora politycznego z odrazą mówiącego o protestujących kobietach „kto to rucha” oraz teksty pomniejszych polityków prawicy mówiących swoim lewicowym adwersarkom, że zależy im na przyjmowaniu migrantów bo są grube i brzydkie i wiedzą, że bez wpuszczenia do polski „kozojebców” nie mają szans na ruchanko. I wtedy – jak przypomniał mi dzisiaj Facebook – dziwiłem się, że przechodzi to ze znacznie mniejszym echem niż niegdysiejsze wypowiedzi Andrzeja Leppera.

Dziś czytam że Sławomir Mentzen (znany z tego, że prowadzi kancelarię prawną specjalizującą się w kreatywnym unikaniu podatków) pozywa posła opozycji za to, że ów sugerował, jakoby Mentzen w sposób kreatywny unikał podatków. A jednocześnie w poście na Facebooku w którym to ogłosił pisze że jeśli uda mu się zmusić pozwanego do wpłaty znacznej kwoty dla powodzian będzie to pierwszy przypadek, w którym koalicja rządząca pomagała powodzianom – co w odróżnieniu od tego, co jest przedmiotem ich sporu akurat przecież na 100% jest kłamstwem.

Jakoś tak dziwnie się zrobiło, że dziś politycy są bardzo wrażliwi na punkcie słów padających w ich stronę, ale sami nie czują jakiejkolwiek potrzeby powściągania języka mówiąc o innych. Co gorsza media coraz bardziej chowają głowę w piasek – niedawno pewien portal odmówił publikacji mojego tekstu o samochodach autonomicznych, bo pisałem w nim, że pomysły Elona Muska są głupie (argumentując to w dość konkretny sposób), bo bali się, że Musk ich pozwie. Na szczęście tekst o samojeżdżących samochodach – w zmienionej wersji – zgodził się opublikować inny portal i dziś znajdziecie go tutaj, a to, dlaczego uważam pomysły Muska na naprawianie transportu publicznego robotaksówkami za debilna możecie przeczytać u mnie na blogasku.

Ale, wracając do tematu: mnie to martwi. Bo politycy przyzwyczajają nas do tego, że zwykli ludzie czy nawet media muszą trzy razy przemyśleć każde słowo komentarza jeśli nie chcą być pozwani. A sami jednocześnie obniżyli standardy dyskursu publicznego na niespotykaną wcześniej skalę. Być może chodzi im o to, żeby ludzi po prostu do brania udziału w dyskusjach politycznych albo zniechęcić, albo zastraszyć. I wtedy będą mogli sobie robić to, co im się żywnie podoba. Jak właśnie robi to Musk w Ameryce.

Wielu Polaków oglądając to, co wyprawia się za oceanem ma poczucie deja vu. Bo myśmy to już widzieli 10 lat temu, kiedy PiS po raz drugi dorwał się do władzy. Oni również zaczęli od ostrego rozmontowywania demokracji w nadziei, że w ten sposób uda im się przyspawać do władzy na stałe. Instytucje państwowe albo zostawały pozbawiane zębów, albo podporządkowywane Kaczyńskiemu poprzez zamienianie pracujących w nich fachowców miernymi, ale wiernymi. My również oglądaliśmy szokujące sceny kiedy uzbrojone grupy pod wodzą dwudziestokilkuletnich przydupasów szarej eminencji władzy wchodziły do instytucji takich jak centrum kontrywywiadu NATO, żeby położyć łapę na najwyższej tajności dokumentach, z którymi do dziś nie wiemy co się tak naprawdę stało. To wszystko także odbywało się pod hasłami będącymi odpowiednikiem „Make America Great Again” – w naszym przypadku mówiono o wstawaniu z kolan. Również u nas politycy wycierali sobie gęby chrześcijańskimi wartościami, depcząc prawa kobiet, mniejszości i pozbawiając funduszy najbardziej potrzebujących po to, żeby napchać kabzy sobie i swoim kolesiom. 8 lat rządów PiSu zakończyło się rozkradaniem publicznych pieniędzy na  niespotykaną nigdy wcześniej skalę i instytucjami państwa w takim stanie, że nie bardzo wiadomo czy jest jeszcze sens próbować je naprawić i czy jest to w ogóle możliwe – że wystarczy spojrzeć na to, jakim poszanowaniem cieszy się obsadzony kukiełkami Kaczyńskiego Trybunał Konstytucyjny.

Jeśli więc chcecie wiedzieć, co czeka Amerykę, przypomnijcie sobie co działo się u nas dekadę temu. A następnie powiększcie to o co najmniej rząd wielkości. Bo przy wszystkich słabościach naszego systemu politycznego, nasza demokracja wyszła z tego obronną ręką. Zapewne dlatego, że tak nasz prezydent, jak i nasz premier, mają znacznie mniejsze prerogatywy niż prezydent USA. A do tego, niezależnie od tego jak kiepscy, podli, głupi czy chciwi byliby Morawiecki, Szydło czy Duda, nie można oskarżyć ich o to, że są oderwanymi od rzeczywistości wariatami z przerośniętym ego i objawami typowymi dla zaawansowanej demencji czy innego tego rodzaju schorzenia. A dodatkowo myśmy mieli za sobą Unię Europejską, która ostro sprzeciwiała się niszczeniu rządów prawa w Polsce i miała po temu stosowne narzędzia, łącznie z opcją atomową jaką było obcinanie naszemu krajowi funduszy.

Amerykanie mają gorzej. Za nimi nikt się nie wstawi. A jeśli chodzi o fundusze Trump nie tylko nie musi bać się ich obcięcia, ale ma też możliwość korzystać z blisko nieograniczonych zasobów najbogatszego człowieka na świecie, który także dziwnym przypadkiem jest nie tylko kimś o umyśle 10-latka ogarniętym manią wielkości, ale także, ku zaskoczeniu absolutnie nikogo kto śledził uważnie jego karierę od lat – okazał się zwyczajnym naziolem. Naziolem, który wydaje się coś tam wiedzieć o tym, jak się takie rzeczy robiło w Polsce. Ostatnio promował na swoim koncie na Twitterze Dominika Tarczyńskiego.

Kilka dni temu oglądałem wywiad z Billem Gatesem, który w dość ostrych słowach krytykował zachowanie swojego następcy na tronie najbogatszego człowieka na planecie. I tak sobie pomyślałem, że ten Bill Gates – który kiedyś był przecież niemalże personifikacją Bondowskiego czarnego charakteru nagle stał się sympatycznym starszym panem, który swoją fortunę w dużej mierze wydaje na poprawianie sytuacji najuboższych i badania nad szczepionkami. I nie wiem, może Bill Gates faktycznie się zmienił i jest teraz fajniejszy niż kiedyś. Ale obawiam się, że ta zmiana, nawet jeśli faktycznie miała miejsce, jest niczym w porównaniem z tym, jak bardzo przesunęło się okno tego, co jest dziś akceptowalne.

Nagle świat, w którym Bill Gates jest powszechnie nienawidzonym czarnym charakterem a Andrzej Lepper politycznym skandalistą wydaje się taki ciepły i przytulny. Nigdy bym nie pomyślał, że zatęsknimy za klasą Andrzeja Leppera. A jednak.


Zdjęcie Leppera: Błażej Pajda, CC 4.0

Dodaj komentarz