Z wielką radością przyjąłem pojawienie się nowej płyty Orkiestry Św. Mikołaja. Nietypowe opakowanie i studio nagrań urządzone w wiejskiej stodole – wszystko zapowiadało się ciekawie. Jednak co do samej muzyki mam mieszane uczucia. Mimo że płyta jest, jak zwykle, bardzo dobra. Jak mówi Sławomir Gładyszewski, realizator nagrań: “teksty są odlotowe, a muzyka bardzo ciekawa. (… ) Niczego nie można zarzucić aranżom, wszystko jest na swoim miejscu, utwory są przygotowywane pod solistkę. Dobrze zrobiło też zespołowi wprowadzenie kontrabasu, gdyż ma teraz pełną podstawę basową”.
W przeciwieństwie do poprzednich płyt, które były rewelacyjnymi wykonaniami autentycznych ludowych utworów i przyśpiewek O miłości… jest płytą autorską – Mikołaje wykonują na niej własne utwory do wierszy poetki ludowej Wandy Czubernatowej… i czegoś tu brakuje. Za każdym razem, kiedy wkładałem O miłości przy grabieniu siana do odtwarzacza, słuchałem jej z przyjemnością, jednak po pewnym czasie nabierałem nieodpartej chęci posłuchania “porządnych” Mikołajów i “grabienie siana” ustępowało miejsca wcześniejszym płytom Orkiestry. Po prostu brakuje tej porywającej iskry.
Nie umniejsza to w żadnym razie kunsztu muzyków – płyta jest bardzo dobra. A zatem jeżeli lubicie folk – biegnijcie do sklepów, bo warto. Jeśli jednak nie wiecie jeszcze, czy lubicie, na rozpoczęcie przygody z muzyką ludową polecałbym starsze nagrania Mikołajów:Jeden koncert lub moją ulubioną Z dawna dawnego.
Recenzja ukazała się w numerze kwietniowym miesięcznika studenckiego “Semestr” w roku 2005