To były smutne dni…

IMG_1444
Odszedł od nas Wielki człowiek – jeden z najwspanialszych Polaków, wielkich myślicieli, i przywódców, którzy wywarli największy pozytywny wpływ na świat w XX wieku. Papież. Przywódca Kościoła Katolickiego, jeden z najdłużej spełniających swoją posługę i robiący to w sposób odważny i mądry. Zwolennik rozmowy z myślącymi inaczej – pierwszy Papież, który przestąpił próg synagogi bodajże od czasu Świętego Piotra.

Papież ten był powszechnie kochany, a najbardziej przez Polaków. Niestety, nie wiem czy to nie ksiądz Tischner powiedział “Polacy Papieża kochają, ale nie słuchają”. Można było to zobaczyć podczas wizyt Jana Pawła II w naszym kraju – pielgrzymi nie dający dojść do słowa Ojcu Świętemu, tylko wymachujący chorągiewkami i skandujący “niech żyje Papież!!!” Tysiące wiernych uczestniczyło w spotkaniach podczas jego pielgrzymek do Polski. Dla wielu było to naprawdę przeżycie religijne. Części z nich niestety chodziło jednak tylko o zobaczenie Papieża Polaka. “Nie dość, że fajniejszy niż Michael Jackson to jeszcze nie trzeba płacić za bilety”. Mnie samego kiedy Papież po raz ostatni odwiedzał Ojczyznę i był już schorowany, namawiano, abym wziął udział w spotkaniu z nim. Często pojawiającym się argumentem było “no coś ty, może to już ostatnia okazja”. Przykro było to słyszeć, a tym bardziej z ust Chrześcijan…

Dziś Jana Pawła II nie ma już z nami. Czas pobierania nauk się skończył. Teraz patrzy na nas z góry i wraz z Największym obserwuje, jak zdajemy egzamin. Wielu z nas oblało go z hukiem. W pierwszych dniach po Jego śmierci było w naszym kraju wiele gestów jedności – ludzie poczuli, że odszedł Ktoś, kto dawał nam poczucie wspólnoty. Miliony świec płonące na każdym rogu, pod każdym przydrożnym krzyżem… Było wiele naprawdę pięknych gestów. Niestety dla wielu z nas były to gesty puste. Samochody z czarnymi wstążkami, czy z żółto-białymi chorągiewkami wymuszały pierwszeństwo i trąbiły na siebie jak zawsze. Kibice robili zadymy już na pierwszych “meczach pojednania”. (Choć być może fakt, że wspólnie tłukli policjantów można uznać za pewnego rodzaju współpracę).

I tak, to co powinno być wielkim czasem skupienia, żałoby i przemyśleń miejscami zmieniło się w festiwal hipokryzji. Osoby, które jeszcze wczoraj miały za nic nauki nie tylko Papieża ale i Jezusa, następnego dnia licytowały się kto bardziej kochał Ojca Św. Mnożyły się akcje “oddawania hołdu” – strony internetowe, pochody, gaszenie światła, nazywanie wszystkiego co się nie rusza imieniem Jana Pawła II… Wiele z tych działań nie miało żadnego sensu, a akcja masowego gaszenia światła wręcz zagrażała stabilności systemu energetycznego – na szczęście nie odbyła się tak masowo jak chcieli by to organizatorzy. Choć wspaniałe jest, ze tak wielu ludzi chciało uczynić coś od siebie dla Papieża, smuci mnie, ze tak niewielu z nich znalazło godne ujście dla tej pozytywnej energii. Również i władze uległy tej masowej manii – nagle okazało się że jesteśmy niezwykle bogatym krajem i stać nas na setki pomników. Nie lepiej jednak byłoby za te pieniądze wybudować szkołę, szpital lub hospicjum? Czy nie było by to piękniejszym hołdem, a przy tym zgodnym z nauką i wolą Ojca Św, który nie lubił, kiedy stawiano mu pomniki? Owszem, najłatwiej jest krytykować – zarzucali mi znajomi – a co Ty zmieniłeś w sobie na lepsze po śmierci Papieża? – pytali. Odpowiadałem, ze ja staram się być lepszym nie tylko z okazji śmierci papieża, ale na co dzień. Oczywiście nie zawsze mi to wychodzi, również ja mam czego się wstydzić w ostatnich dniach, ale ja się starałem rok temu,staram się teraz i będę się starał za rok – może uda mi się być choć trochę lepszym człowiekiem nie tylko w tygodniu żałoby…

Tymczasem część z nas poczuła się jakby żyła w jakimś getcie. Niektórzy nie potrafili zrozumieć, ze nie każdy chce płakać tygodniami i że niektórzy, pomimo smutku w sercu, chcą dalej żyć normalnie. Nie obnoszenie się z żałobą było źle widziane. Nawet wykonywanie zwykłych czynności było niestosowne: “Papież umarł, a ty śmieci wynosisz?” – usłyszała na podwórku koleżanka. Wszystkie media bombardowały nas z każdej strony newsami i odgrzewańcami o Janie Pawle II ignorując zupełnie inne wiadomości – moja koleżanka od zmysłów odchodziła, nie mogąc znaleźć żadnej informacji o rewolucji w Kirgistanie, gdzie przebywają jej znajomi. Informacja o tym, na ilu poduszkach leżał ciężko chory papież okazała się ważniejsza od śmierci wielu osób podczas trzęsienia ziemi w Indonezji… A czy godności Zmarłego uwłaczał by maluśki link w rogu portalu internetowego prowadzący do działu “Inne wiadomości”? Nie można nawet było powiedzieć o tym, ze taki stan rzeczy nie całkiem nam odpowiada – od razu spotykałem się z agresją, lub traktowaniem jak niedojrzałych idiotów – jakiż to kontrast z życiową drogą Papieża, którego osieroconymi dziećmi mienili się moi adwersarze… Jedna kobieta stwierdziła nawet, że jestem niedorozwinięty duchowo, ale będzie się modlić za mnie do Ojca Świętego – i bynajmniej nie chodziło jej o Boga Ojca. Nawet w tygodniku Angora zdjęcie Papieża zilustrowane było słowami “Ojcze nasz, któryś jest w niebie…” A co z pierwszym przykazaniem? A co ze słowami Jezusa: “Nikogo też na ziemi nie nazywajcie Ojcem swoim; albowiem jeden jest Ojciec wasz, Ten w niebie” (Mateusza 23:9 ) Czy niektórzy z nas nie zapędzili się za daleko?

Tymczasem producenci zniczy, chorągiewek i albumów ze zdjęciami JP II liczą zarobione pieniądze. Również operatorzy sieci komórkowych mają powody do radości – ilość przesyłanych “łańcuszków” była rekordowa, to i ich przychody na pewno znacznie wzrosły… “Pasterz odszedł, barany zostały” – jak podsumowała moja znajoma, kiedy po raz któryś zapchała jej się skrzynka na smsy…

Ojciec Święty odszedł. Jednak my jesteśmy młodzi. Mamy czas, aby wprowadzić jego nauki w życie. I nie róbmy tego “dla Papieża” . Zróbmy to dla nas samych.


Tekst powstał w  kwietniu  2005 dla miesięcznika studenckiego “Semestr”

Comments

comments