Tymczasem w Absurdystanie 143

To  już ponad trzy lata jak Mateusz Morawiecki uroczyści rozpoczął budowę promu w szczecińskiej stoczni. Prom miał być zwodowany w 2019 roku a w tym miał już wejść do służby. Miał. Bo, jak to zwykle z obiecankami PiSu bywa, gówno z tego wyszło. Stępka, do której Morawiecki przymocował pamiątkową tabliczkę okazała się kawałkiem przypadkowego złomu. Od tego czasu nic się w temacie nie działo – i nie mogło. Bo nie istnieje nawet projekt tego promu. Bo i jak ma istnieć, skoro potencjalni armatorzy nawet nie wyjawili jeszcze jakie mają potrzeby? Senator opozycji Krzysztof Brejza próbuje dowiedzieć się jak się sprawy mają. Ministerstwo bardzo oszczędnie udziela informacji na ten temat, więc raczej się nie dowiemy ile ta cała szopka na razie kosztowała. Ale przynajmniej wiemy, że potencjalni armatorzy pracują nad określeniem swoich potrzeb, a ponieważ ów proces jest opóźniony, rozważa się zakup gotowego projektu. A skąd wzięły się te opóźnienia? To oczywiście wina pandemii koronawirusa. Nasz rząd potrafi planować naprzód jak żaden inny: przewidzieli pandemię już trzy lata temu i z wyprzedzeniem opóźnili budowę promu!

Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

Ok, ale bądźmy poważni. Zastanówmy się nad tym: jak to możliwe, że czego PiS się nie tknie, to się kończy katastrofą? Czy mogłoby to mieć jakikolwiek związek z tym, że na wszystkie ważne stanowiska zatrudniają jedynie krewnych-i-znajomych-królika? Tylko ostatnio ciepłe posadki otrzymała żona wiceministra, były poseł i damski bokser, stryjek prezydenta oraz małżonka jednego z czołowych propagandzistów TVP. No ale co poradzić – ktoś w tych miejscach musi pracować a eksperci się do tego nie nadają. Wiemy to z wiarygodnego źródła – powiedział nam to sam rzecznik PiS. Otóż ekspertów to oni zatrudniali w czasie swoich poprzednich rządów w latach 2005-2007, ale to się nie udało. Okazało się, że “ich sposób myślenia o ekonomii i zarządzaniu był kompletnie sprzeczny z tym, co PiS ma w swoim programie:

To wiele wyjaśnia. I raczej nie napawa optymizmem, że cokolwiek, co wydaje z siebie ten rząd będzie miało ręce i nogi. Widać to nawet we wprowadzanych przez nich aktach prawnych, które pełne są sprzeczności i luk. I tak dzięki nim pewien deweloper buduje właśnie osiedle 15 domków jednorodzinnych w rezerwacie, w otulinie Kampinoskiego Parku Narodowego. To oczywiście byłoby nielegalne gdyby nie wprowadzane na chybcika przepisy anty-COVIDowe, które pozwalają na ignorowanie przepisów budowlanych jeśli ma to służyć walce z pandemią. Dlatego jak kto pyta dewelopera to nie jest to osiedle willi tylko kwarantannowych izolatek, które ewentualnie będzie można kiedyś zdezynfekować i sprzedać na cele mieszkalne…

A skoro budowanie i tworzenie nie bardzo im idzie, trzeba w jakiś inny sposób udowadniać, że się po coś istnieje. Stąd między innymi taktyka atakowania wszystkiego i wszystkich i nakręcania spirali nienawiści w narodzie. Jak na razie jednak większość ludzi może spokojnie chodzić po ulicach, bo tylko geje (i ludzie, którzy wyglądają na takich) są na ulicach bici. Wciąż słychać o kolejnych atakach, coraz bardziej bezsensownych. Dziennikarz Piotr Pytlakowski pisze, że pobito na ulicy jego koleżankę po fachu za to, że szła pod rękę ze swoją 13-letnią siostrzenicą. Jakiś cymbał rzekomo wziął je za parę lesbijek.

Dla PiSu oczywiście rozwiązanie jest jedno: skoro z LGBT są takie problemy, to trzeba zlikwidować LGBT. Ministrowie rządu wzywają do zakazania “ideologii LGBT” i zlikwidowania wydziałów gender studies na uniwersytetach. Istnieje już projekt stosownej ustawy, która zakaże również Marszów Równości. Kościół otwarcie wyraża poparcie dla niej i zachęca swoich księży aby udostępniali kościoły w celu zbierania podpisów pod projektem ustawy. Ale to jeszcze nie wszystko.

Jeśli wierzyć arcyprzygłupowi arcybiskupowi Jędraszewskiemu istnieje jeszcze jedna wraża ideologia. Poza idologiami LGBT i Gender jest jeszcze “ideologia singli”. Bo żyć pełnią życia można tylko w małżeństwie – twierdzi ksiądz biskup, zapewne nie widząc w tym tak narzucającej się ironii. Czy mamy teraz spodziewać się, że samotni ludzie będą bici na ulicy za “obnoszenie się z ideologią singli”? A może arcybiskup wcale nie jest taki głupi na jakiego wygląda i po prostu postanowił podjąć się ostrej krytyki panoszącego się w jego kościele celibatu?

Jeśli to drugie, to nie będzie to ostatni atak na Kościół w ostatnim czasie. Po tym jak Otwarte Klatki we współpracy z Onetem opublikowały film o tym, jak naprawdę wygląda życie norek na futrzarskiej farmie nakręcony z ukrytej kamery przez pracującego pod przykrywką aktywistę, Kaczyński zdecydował się na starcie z Tadeuszem Rydzykiem. Jaki to ma związek? – możecie zapytać. Już tłumaczę.

PiS już kilka lat próbował zakazać hodowli zwierząt futerkowych, ale poniósł sromotną porażkę. Potentaci branży futrzarskiej skumali się z Tadeuszem Rydzykiem i przypuścili frontalny atak na PiS przy pomocy machiny propagandowej redemptorysty. Lobbyści branży futrzarskiej argumentowali, że zakaz będzie wielkim ciosem finansowym dla polskiego rolnictwa. I w pewnym sensie mają rację: kilka firm zarabia krocie na produkcji futer z lisów i norek, zakazanej już w większości krajów Unii Europejskiej, oraz na eksporcie mięsa z uboju rytualnego do krajów Arabskich. Zmiany w prawie zakazujące okrucieństwa wobec zwierząt z dnia na dzień zmiotłyby tego rodzaju biznesy z rynku. Pod naporem medialnej nagonki Kaczyński musiał się wycofać. Wtedy jeszcze nie mógł pozwolić sobie na postawienie się Rydzykowi, który wszedł w układ, jak na prawdziwego Katolika przystało, z ludźmi zbijającymi fortuny na cierpieniu braci mniejszych. Ci, oczywiście, odwdzięczyli się mu, nie tylko finansowo. Szczepan Wójcik, czołowy lobbysta branży futrzarskiej, którego rodzina prowadzi jedne z największych ferm w kraju, zgodził się nawet robić z siebie pajaca w portalu Świat Rolnika, gdzie przekonywał, jakim to zagrożeniem dla polskiego rolnictwa nie jest ideologia LGBT.

Dziś jednak sytuacja wygląda nieco inaczej niż parę lat temu. Tadeusz Rydzyk stawia głównie na Zbigniewa Ziobrę, który próbuje się nieco uniezależnić od Kaczyńskiego. Same media Rydzyka też coraz mniej znaczą – z naturalnych powodów, bo nie udało im się raczej zachęcić do siebie młodszych odbiorców. Kaczyński zdaje sobie sprawę z tego, że wśród wyborców jego partii również nadreprezentowane jest starsze pokolenie i jeśli chce mieć jakiekolwiek szanse w kolejnych wyborach musi przekonać do siebie młodych. To zapewne dlatego zdecydował się na starcie z Rydzykiem i futrzarzami, mając nadzieje, że ewentualne straty odbije sobie wśród młodzieży. Nagrał nawet wideo na TikToka w którym w stylu “hello, fellow children” próbował stawiać “czelendże” swoim kolegom z partii. O tym, że ochrona dobrostanu zwierząt leży na sercu młodzieży wspomina też przy innych okazjach.

Najwyraźniej jednak nie wszyscy młodzi są za tym, żeby zwierzęta cierpiały mniej. Wójcik i inni futrzarscy potentaci znaleźli sojuszników nie tylko u Rydzyka ale i w popieranej w dużej mierze przez młodych, radykalnych prawicowców Konfederacji. Jej poseł i były kandydat na prezydenta Krzysztof Bosak udał się nawet na fermę norek do Wójcika i nakręcił tam film o tym, jak wspaniale żyje się mieszkającym tam norkom. Film na wszelki wypadek opublikowano jedynie w rozdzielczości 360p, żeby komuś nie przyszło do głowy zrobić sobie stopklatki w wysokiej rozdzielczości i przyjrzeć się bliżej owym nieszczęsnym zwierzętom… Przypadek? Nie sądzę.

Kościół oczywiście wciąż stoi murem za futrzarzami. Kaczyński gra więc ryzykownie, bo jeśli ponownie przegra, dla wszystkich będzie jasne, że jego rzekoma wszechwładza kończy się wtedy, kiedy Kościół i radykalna prawica tupną nogą. I na razie tak to właśnie wygląda – biskupi strofują z ambony ministrów jak uczniaków. Dlatego do postawienia się Rydzykowi Kaczyński wybrał temat, w którym może liczyć na wsparcie opozycji – szczególnie Lewica już od dawna postuluje poprawienie losu polskich zwierząt hodowlanych.

Oczywiście jednak panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek, więc Kaczyński nie zapomina także o tym, aby Kościołowi popodlizywać się gdzie indziej. Dlatego w niedawnym wywiadzie wzywa do obrony “wartości katolickich”, podając przykład Irlandii, która do niedawna była ekstremalnie katolicka, a dziś jest pustynią religijną na której panoszy się ideologia LGBT. Wielu Polaków chciałoby, aby Polska poszła śladem Irlandii, rozliczając Kościół z pedofilii i nadużyć i sprawiając, że nie ma on już decydującego głosu w politycznym i społecznym dyskursie. Kaczńskiemu byłoby to jednak faktycznie nie na rękę. Zobaczymy zatem, do czego zaprowadzi go jego nowo obrana taktyka na starcie z Rydzykiem.

Tymczasem jednak Polacy znowu rozmawiają o gównie. Dosłownie. Ale tym razem nie chodzi o awarię warszawskiej oczyszczalni. Tym razem na tapecie jest nowa aplikacja AirPnP. PnP to skrót od Poo and Pee, a usługa ma być czymś w rodzaju AirBnB w którym zamiast spania chodzi o sranie. Powstanie aplikacji było rzekomo inspirowane brakiem dostepu do szaletów publicznych w stolicy. W internecie dominować wydają się głosy wyśmiewające ideę jako kolejny z niewydarzonych startupów o których wszyscy zapomną szybciej, niż się o nim dowiedzieli. Dlaczego jednak akurat ten zdobywa taki rozgłos? Czy chodzi tu tylko o gówniany pomysł na aplikację? A może o to, że, jak podejrzewają niektórzy, ma zostać użyty w PiSowskiej propagandzie do kolejnego uderzenia w Trzaskowskiego, którego tym razem obrzucać się będzie, nomen omen, gównem z powodu małej ilości publicznych toalet?

Z pewnością warto temat obserwować.


Zdjęcie: Patrick Reijnders via Wikipedia (CC 3.0)
Tekst powstał dla portalu Britské Listy

Comments

comments

Dodaj komentarz