Tymczasem w Absurdystanie 141

Wróciłem z Polski. Spędziłem tam dwa tygodnie. Przy okazji chciałem empirycznie sprawdzić, czy nawet dyskretne nawiązania do kwestii  LGBT może faktycznie narażać człowieka na jakieś nieprzyjemności, czy to tylko medialna histeria. W tym celu wyrobiłem sobie kartę płatniczą w barwach tęczy LGBT i używałem jej do płacenia za wszystko gdzie to tylko było możliwe. I okazuje się, że nie jest tak źle. Poza zgorszonymi spojrzeniami i kasjerkami mruczącymi coś do siebie pod nosem tylko raz wyzwano mnie od “pedała jebanego”…


Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

Rozmawiałem o tym z przyjaciółmi kiedy wyszliśmy z jednej z restauracji na wrocławskim starym mieście. Minęliśmy niewielką chorągiewkę LGBT, którą ktoś wetknął w doniczkę z kwiatami. Po chwili doszliśmy na rynek, gdzie między dwoma masztami flagowymi stojącymi przed siedzibą prezydenta w Sukiennicach rozwieszona była pełnowymiarowa tęczowa flaga.

– “Widzisz, w Polsce wcale nie jest tak źle jak to wygląda z zagranicy” – powiedział jeden z moich przyjaciół – “Przynajmniej we Wrocławiu, to jest otwarte miasto”.

Jak na ironię w tym samym momencie zza flagi wyszło dwóch mężczyzn w asyście pary strażników miejskich. Mężczyźni po krótkiej konsultacji z mundurowymi przystąpili do zdejmowania flagi, podczas gdy strażnicy eksortowali ich aby nikt nie przeszkadzał im w tych działaniach.

 

Oczywiście musieliśmy się zainteresować tą sprawą, więc nawiązaliśmy rozmowę ze strażniczką. Z komentarzy zdejmujących i stojących wokół ludzi można było wywnioskować że problemem są kolory flagi, więc zgłosiliśmy, że na Placu Solnym ktoś obraził uczucia ogrodnicze wtykając tęczową chorągiewkę w doniczkę z kwiatkami. Nie wyraziła ona jednak zainteresowania tą zbrodnią.

“Tu nie chodzi o to, że to jest flaga LGBT” – powiedziała, wywołując salwę śmiechu u jednego ze ściągających – “Chodzi o to, że jest umieszczona niebezpiecznie. Ktoś może sobie o nią zrobić krzywdę”.

“Ale jakie niby ona stwarza zagrożenie” – zaoponował mój kolega – “przecież ta flaga wisi wysoko – nie należę do najmniejszych i spokojnie mogę pod nią przejść!”.

“Ale gdyby ktoś tu jechał na wysokim rowerze, to mógłby sobie zrobić krzywdę. A od niedawna można po rynku jeździć rowerem!” – odpowiedzieli strażnicy.

Kolega próbował dalej dyskutować a ja wyobraziłem sobie co by mogło się stać, gdyby tu NAGLE była trasa rowerowa i mój kolega poruszał się po niej siedząc na gigantycznym XIX-wiecznym welocypedzie (sprawdzić czy nie ksiądz). Jakoś mi to jednak do niego nie pasowało – jest za mało hipsterski. Postanowiłem więc zapytać o to, czy rozsiane po całym Wrocławiu figurki krasnali, o które potknął się już niejeden z moich znajomych a i mnie się to zdarzyło, nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa. Tymczasem jednak mężczyźni skończyli zdejmowanie flagi i oddawszy ją w ręce strażniczki zaczęli się oddalać.

“Czy ta flaga należy do pana?” – zapytała mnie strażniczka.
“Nie, ale jeśli nie ma pani co z nią zrobić to ją bardzo chętnie przygarnę” – odpowiedziałem.
“Ta, kurwa, ubierz się w nią najlepiej pedale” – wykrzyknął stojący za nami mężczyzna wyglądający na kolegę zdejmowaczy, ale kiedy mój kolega wycelował w niego obiektyw kamery telefonu, krzykacz oddalił się w ekspresowym tempie…

“Jeśli flaga nie należy do pana, to będzie do odebrania przez właściciela na komisariacie” – poinformowała mnie strażniczka.
“Ale jeśli chodziło tylko o kwestie bezpieczeństwa, to może powiesimy ją na maszcie?” – zaproponowałem. Z czterech masztów w użyciu były tylko trzy, wisiały na nich flagi Polski, Unii Europejskiej i Wrocławia.
“Nie może pan sobie wieszać flag, jeśli nie jest pan właścicielem masztu” – poinformował mnie strażnik po czym umundurowana para oddaliła się.

W kolejnych dniach pojawiła się petycja do prezydenta Wrocławia Jacka Sutryka w której ktoś wysunął taki sam postulat jak mój. Pomimo znacznej ilości podpisów, miasto odmówiło wywieszenia tęczowej flagi przed Sukiennicami. Najwyraźniej bycie dysponentem wolnego masztu nie wystarczy.

Kolejny punkt dla hejterów LGBT. Jak na razie mają się oni jak pączki w maśle. Niesławne homofobusy wypłynęły już z Warszawy niczym gówno z oczyszczalni Czajka i rozlały się po innych miastach. Często lokalna policja zapewnia im eskortę i usuwa z drogi obywateli próbujących je zatrzymywać.

Nie zawsze policjanci są tak delikatni:

Tymczasem transpłciowa aktywistka bezprawnie aresztowana za udział w zamieszaniu podczas obywatelskiego zatrzymania jednego z homofobusów została zwolniona z aresztu. Zaraz po tym zamieściła w internecie fotografię, na której wystawia do szeroko rozumianej Polski środkowy palec. Wzbudziło to oburzenie – nie tylko na prawicy, ale również wśród “przyjaciół LGBT”, którzy po raz kolejny strofowali aktywistów walczących o prawa mniejszości seksualnych, że jeśli chcą coś osiągnąć, to powinni być uprzejmi i delikatni. Tylko, że społeczność LGBT już była uprzejma i delikatna i jedyne co uzyskała to to, że rząd ją obraża i gnoi na każdym kroku i napuszcza na nich swoich wyborców. Jak widać bycie grzecznym i potulnym nie przynosi rezultatu. Wielu aktywistów doszło więc do wniosku, że czas głośno tupnąć nogą. I bardzo dobrze.

A zanosi się na ciężką batalię. Rząd wspiera hejterów na wiele możliwych sposobów. Minister edukacji broni kuratora, który twierdzi, że LGBT to wirus gorszy niż COVID-19, wirus, który dehumanizuje społeczeństwo i młodych ludzi oraz odbiera im ich wartość. Według tego człowieka LGBT to dyktatura, w której skrajna mniejszosć próbuje narzucić większości swoją ideologię, bedącą mutacją marksizmu. Podobne zdanie ma pełnomocniczka rządu do spraw równego traktowania. “Żyjemy w dziwnych czasach, w których mniejszość próbuje narzucić swoje prawa większości” – powiedziała. Najpierw uczynienie komunistycznego prokuratora sędzią Trybunału Konstytucyjnego, w niszczeniu niezależności którego ów człowiek grał pierwsze skrzypce, a teraz to. Czy PiS obsadza stanowiska ironicznie?

Tymczasem Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny, wzywa do delegalizacji Reformowanego Kościoła Katolickiego. Ta niewielka grupa wyznaniowa jest prawdopodobnie jedyną, która w Polsce udziela błogosławieństw małżeństwom jednopłciowym. Owszem, jest jeszcze Ekumeniczny Kościół Katolicki, ale ten chyba nie jest oficjalnie zarejestrowany – i raczej się na to nie zanosi, bo jego biskup odpowiada właśnie za “obrazę uczuć religijnych” za to, że odprawił mszę świętą podczas zeszłorocznej Parady Równości. Raczej więc nie spodziewam się żeby jego kościół został w najbliższym czasie zarejestrowany. Owszem, teoretycznie rejestracja grupy wyznaniowej to jedynie formalność – wierni muszą spełnić kilka formalnych wymogów i minister powinien dopisać ich do spisu oficjalnie uznawanych religii. Ale przykład Kościoła Latającego Potwora Spaghetti któremu odmówiono rejestracji po tym jak (Katolicki!) ekspert uznał, że wiara pastafarian jest nieszczera pokazuje, że to nie prawo w Polsce decyduje o tym, kto ma prawo oficjalnie wyznawać swoją religię, a kto nie.

Ale Jego Kluszczaność to temat zeszłego lata. Dziś wszystko kręci się wokół gejów, lesbijek a w szczególności transseksualistów. Szaleństwo doszło już do tego, że we Wrocławiu pewien mężczyzna zdemolował stoisko promocyjne przy którym działacze antysmogowi zalecali wymianę pieców. Mężczyzna ten przeczytał hasło ZMIEŃ PIEC jako ZMIEŃ PŁEĆ i był bardzo oburzony tym, że takie rzeczy promowane są pod kościołem. Z kolei w Legnickim Polu lokalny radny domaga się zmiany nazwy przedszkola. W celu uniknięcia promocji LGBT proponuje aby zamiast “Tęczowy Zakątek” nazwano je “Bajkowy Zakątek”. Strach pomyśleć co będzie, jak wyjrzy za okno w momencie, kiedy po ulewnym deszczu wyszło słońce…

Ale największego dymu narobili biskupi. Episkopat wypluł z siebie dwudziestosiedmiostronicowy tekst, w którym zaprzecza podstawowym faktom naukowym dotyczączym ludzkiej seksualności i nazywa homoseksualizm jawnie sprzecznym z naturą. Rozwiązaniem tego problemu ma być sieć klinik, które pomogą biednym homoseksualistom powrócić na łono ich naturalnej orientacji seksualnej. Chodzi oczywiście o zakazaną w wielu krajach jako brutalną torturę pseudonaukową “terapię konwersyjną”. Ten wykwit episkopalnego intelektu ostro skrytykował teolog Stanisław Obirek – który sam jest byłym księdzem a dziś szczęśliwym mężem. Co pokazuje, że tam, gdzie dane zachowania są faktycznie sprzeczne z naturą (jak w przypadku celibatu u duchownych katolickich) można to łatwo wyleczyć bez żadnych brutalnych pseudoterapii. Wystarczy odrobina otwartego umysłu i szczypta racjonalnego myślenia. Wciąż więc jest jeszcze nadzieja – dla biskupów. Choć raczej nikła.

Oczywiście jednak LGBT to nie jedyny temat którym żyje Polska. W końcu własnie obchodziliśmy stulecie Cudu nad Wisłą – bitwy, w której polska armia rozgromiła Bolszewików pod Warszawą. Biwy, którą wielu historyków – nie tylko polskich – uważa za jedną z najważniejszych w historii Europy. PiS zapowiadał obchody huczne jakich świat nie widział, ale jak zwykle skończyło się totalnym blamażem. Było parę koncertów, msza, uroczyste składanie kwiatów i w sumie niewiele więcej. Z powodu epidemii nie odbyła się także doroczna parada wojskowa – ograniczono się jedynie do przelotu kilku samolotów nad miastem. A jakby ktoś miał wątpliwość kto jest odpowiedzialny za zwycięstwo, to przy jednej z wylotówek z Warszawy postawiono gigantyczny pomnik Matce Boskiej. Choć nie do końca jestem pewien z kim walczyła – sądząc po tym, że w rękach trzyma liczne strzały, równie dobrze mógłbyć to Winnetou.

Jeśli Matka Boska dalej jest na etacie chronienia Polski, to chyba nie bardzo się przykłada. Rząd wciąż ma problemy z utrzymaniem pandemii w ryzach. Szpitale i służba zdrowia ledwo zipią, a sytuacja w domach opieki wciąż jest tragiczna. Do tego stopnia że jedna z zakonnic prowadząca dom opieki w Nowym Sączu zaapelowała do koronasceptyków aby zgłaszali się jako wolontariusze do pomocy przy starszych, schorowanych osobach. Skoro nie wierzą w wirusa, nie będą musieli nosić maseczek ani innych środków ochrony osobistej więc będzie im dużo łatwiej niż innym. Tymczasem całą wiedzę o sytuacji epidemiologicznej w kraju zawdzięczamy tegorocznemu maturzyście który z grupą wolontariuszy z internetu przygotowuje najbardziej wiarygodną bazę danych i analiz w tym temacie.  To, że państwowe instytucje nie są w stanie ogarnąć podstawowych informacji nawet na własnym podwórku nie ułatwia mu pracy… Ale są tacy, którzy mają ciężej. Minister Zdrowia Łukasz Szumowski niespodziewanie podał się do dymisji (a następnie wyjechał na Kanary popływać sobie luksusowym jachtem, choć sam radził Polakom aby nie wyjeżdżali do Hiszpanii). Biedny pan minister nie mógł już tak dłużej – jak sam mówi, po powrocie z pracy był tak zmęczony, że miał tylko siłę oglądać głupawe filmiki na Youtube. Czyli tak jak miliony Polaków pracujących nie tylko fizycznie ale i w wielu wymagających zawodach. Z tą tylko różnicą, że te miliony Polaków nie mogą pozwolić sobie na rzucenie rzekomo (jeśli uwierzymy politykom) kiepsko płatnych posad i udanie się na rejs luksusowym jachtem. Może więc przyczyną dymisji nie było zmęczenie tylko afery współistniejące? A może pan minister liczył na to, że jego koledzy z rządu zlikwidują wszystkie loty z Hiszpanii i będzie miał pretekst do tego, żeby zaszyć się tam na dłużej? Tu sytuacja jest dynamiczna a lista krajów z zakazem lotów zmienia się z dnia na dzień. Czasem z takich błahych powodów jak to, że na liście znalazł się nieistniejący od kilku lat Swaziland (dziś to państwo nazywa się Królestwo Eswatini) czy Andorra, w której nie ma ani jednego lotniska

Szumowski nie był jedynym członkiem rządu który ostatnio rzucił ręcznik. Poza dwoma wiceministrami do dymisji podał się także Jacek Czaputowicz, minister spraw zagranicznych. W samym środku kryzusu na Białorusi. Czyżby również on zdał sobie sprawę z tego, że nie ma kwalifikacji do wykonywania powierzonego mu przez premiera zadania?

A tymczasem na dniach odbędzie się kolejny Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu. Jedną z głównych atrakcji będzie koncert poświęcony pamięci Romualda Lipki, załozyciela zespołu-legendy: Budki Suflera. W koncercie weźmie udział wiele gwiazd, nie zaproszono tylko zespołu Budka Suflera. Czy mogłoby to być dlatego, że członkowie zespołu ośmielili się zaprotestować, kiedy jeden z kandydatów PiS nielegalnie użył ich utworu w swojej kampanii wyborczej?

Ale przynajmniej wymiar sprawiedliwości nareszcie działa sprawnie. Po tym, jak Straż Miejska Wrocławia wniosła do sądu świetnie przygotowaną sprawę przeciwko organizacji wystawiającej w miejscach publicznych brutalne zdjęcia martwych płodów, do sprawy wkroczyła prokuratura, która po przejęciu jej natychmiast ją umorzyła. Tymczasem w Warszawie minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro wraz z prokuratorem generalnym Zbigniewem Ziobrą nadzorowali wyznaczonych przez Zbigniewa Ziobro prokuratorów, którzy prowadzili śledztwo w sprawie konferencji założycielskiej partii Zbigniewa Ziobry. Kongres założycielski Solidarnej Polski oficjalnie przedstawiano jako konferencję dotyczącą globalnego ocieplenia, co pozwoliło na skorzystanie z funduszy unijnych. To poważne oskarżenie. Na szczęcie Zbiniew Ziobro ze Zbigniewem Ziobrą i grupą prokutarorów zależnych od Zbigniewa Ziobry ustalili, że Zbigniew Ziobro nie robił nic nielegalnego. Dobrze widzieć, jak dzisiaj w naszym kraju ważna jest sprawiedliwość. A dokładniej: Prawo i Sprawiedliwość.


Tekst powstał dla portalu Britské Listy

 

Comments

comments

Dodaj komentarz