Wygląda na to, że nowym powtarzającym się motywem w tej serii będą “kawały z czasów komuny, które znowu są aktualne”. Jak ten o Leninie, który golił się przed lustrem, kiedy potrąciło go biegnące dziecko. Zirytowany Lenin odwinął się i huknął dzieciakowi tak, że nogami się nakrył. I to dowodzi tego, że to był dobry człowiek – miał w ręku brzytwę, mógł zabić! Prezydent Duda wydaje się głosić podobną filozofię. Zapytany w wywiadzie dla TVN co sądzi o zachowaniu policji, która bije i nielegalnie zatrzymuje uczestników antyrządowych protestów wyjaśnił nam, że w jego opinii policja zachowuje się wyjątkowo profesjonalnie, bo nikt nie zginął. “Nikt nie zginął”. Takie mamy teraz oczekiwania od służb mundurowych?
Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.
Jeśli chodzi o dbanie o to, żeby ludzie nie umierali, to rząd robi w tej dziedzinie ostatnio wyjątkowo dużo. Nie, oczywiście, że nie sugeruję, że nagle zaczęli radzić sobie z pandemią. Mówię tu o mężczyźnie w stanie wegetatywnym, którego postanowiono odłączyć od urządzeń do podtrzymywania życia po tym, jak brytyjscy lekarze w Plymouth doszli do wniosku, że uszkodzenia jego mózgu są nieodwracalne. Dzieci i żona chorego zgadzają się z decyzją medyków, ale oprotestowały ją matka i siostra zmarłego – wierzące katoliczki, które po tym, jak ów mężczyzna ożenił się z rozwódką miały z nim sporadyczny kontakt. Kobiety walczą o “ratunek” dla chorego ich odwołania jednak zostają odrzucane przez brytyjskie sądy, które dają wiarę małżonce, według której mężczyzna nie chciałby być utrzymywany przy życiu w tym stanie. Skoro nie dało się na wyspach, to po pomoc ruszyły do rządu Polskiego. Tu opracowano sprytny plan wystawienia mężczyźnie paszportu dyplomatycznego, co zapewniłoby mu immunitet umożliwiający przewiezienie go do Polski.
Oczywiście rząd wykorzystuje to propagandowo. Krystyna Pawłowicz, była posłanka PiS a dziś pracowniczka Trybunału Prostytucyjnego Julii Przyłębskiej oskarżała na Twitterze Brytyjczyków o to, że chcą zabić pacjenta w celu pozyskania jego organów i nazwała lekarzy z Plymouth “mentalnymi uczniami Mengele”. Wiceminister sprawiedliwości z kolei przedstawił całą sytuację jako “gra o życie naszego rodaka” która toczy się “pomiędzy cywilizacją życia i cywilizacją śmierci”. “W naszej kulturze, wierze, w naszej tradycji leży ochrona życia od poczęcia do naturalnej śmierci ” – pouczał. Chciałem tylko zauważyć, że ten człowiek jest powstrzymywany od naturalnej śmierci za pomocą nienaturalnych urządzeń mechanicznych…
Gdyby tylko w tej ostoi “cywilizacji życia” dbano tak bardzo o życie obywateli na miejscu. Program szczepień osób z grupy wysokiego ryzyka już się rozpoczął, i na razie wygląda na kolejną katastrofę. Z jakiegoś powodu starzy i schorowani ludzie muszą się aktywnie zgłaszać w celu uzyskania przydziału na szczepionkę. Linie telefoniczne nie wytrzymują obciążenia, nie każdy z emerytów potrafi ogarnąć sobie tą sprawę przez internet, w rezultacie więc pod przychodniami, w których rejestracja rozpoczyna się już o szóstej rano, niczym za komuny już nad ranem ustawiają się długie kolejki. A nawet jak udaje się uzyskać skierowanie na szczepienie, to może to być dopiero początek wielkiej przygody. Mój ojciec na przykład, pan po siedemdziesiątce i sercowiec, a więc z grupy wysokiego ryzyka, otrzymał skierowanie do najbliższej przychodni w której były jeszcze wolne miejsca. Najbliższą okazała się przychodnia w Kowarach, 117 km od domu moich rodziców, w małym górskim miasteczku, do którego nie da się dojechać ani pociągiem, ani autobusem bez przesiadki w Jeleniej lub Kamiennej Górze. Do miasta nie prowadzi także żadna główna droga, więc chcąc dojechać tam w zimie trzeba poruszać się zaśnieżonymi górskimi serpentynami.
Na szczęście mój ojciec ma samochód, ale oczekiwanie od pacjenta, że będzie na szczepienie jechał dwie godziny zaśnieżonymi bocznymi drogami a następnie wracał do domu tą samą drogą to dobry pomysł, szczególnie kiedy po szczepieniu niektórzy czują się gorzej? Jego zawsze na szczepienie może zawieźć swoją terenówką mój brat, ale ilu schorowanych emerytów może liczyć na taki luksus? A nie jest to przecież odizolowany przypadek, znajomi również spotkali się z podobnymi sytuacjami – nawet w naszej rodzinie kolejna osoba mieszkająca w Warszawie dostała skierowanie do Siedlec, 104 kilometry od domu. Jaki jest w tym sens? Czy mieszkańcy Kowar są wysyłani na szczepionki do Głogowa a ci, dla których zabrakło miejsc w Siedlcach muszą jechać do Ostrołęki?
Do tego szczepieni muszą zgłosić się do nieznanych sobie przychodni i szpitali przedstawiając lekarzom, którzy nigdy wcześniej nie widzieli ich na oczy, swoją dokumentację medyczną. W przypadku mojego ojca i jego wieloletnich problemów z sercem będzie to pewnie teczka o rozmiarach tomu encyklopedii. Naprawdę nie prościej byłoby zaszczepić seniorów na miejscu, w przychodniach i szpitalach pod których opieką znajdują się nierzadko od dekad? I skąd bierze się ten chaos? Czy słuszne są oskarżenia opozycji o to, że rząd kompletnie abdykował w kwestii szczepień, jak zwykle pozostawiając organizację wszystkiego obywatelom i szeregowym pracownikom służby zdrowia?
Sam rząd tymczasem uważa, że program szczepień idzie wyśmienicie, tylko akurat nie mamy szczepionek, czemu winna jest, oczywiście, ta bezecna Unia Europejska. Co prawda tenże sam rząd zezwolił na szczepienia ludzi bez kolejek, bo bez tego rzekomo szczepionki by się marnowały To mamy ich w końcu za dużo na bieżące potrzeby, czy za mało?
Nikt nawet nie wątpi, że w wyniku tego rozporządzenia będziemy świadkiem niezliczonych sytuacji, w których, podobnie jak Janda i jej znajomi w grudniu, szczepieni będą krewni i znajomi królika. Bo wsadzanie wszędzie swoich za PiS to już jest reguła, a jakie są tego skutki widzimy wszyscy. Ostatnio na przykład w KRS: nielegalnie wybrani sędziowie zrobili sobie z tej instytucji maszynkę do zarabiania pieniędzy: zamiast wykonywać swoje obowiązki w godzinach pracy, spotykali się zdalnie po godzinach, za co pobierali dodatkowe wynagrodzenie. Przekręt rósł niczym tocząca się śnieżna kula – jeszcze w lipcu dodatkowe wynagrodzenia kosztowały podatnika jedynie 9000 złotych ale w listopadzie było to już 80 000. Prezes tej instytucji uniemożliwił dalsze dojenie podatnika zmieniając zasady a kiedy sprawa przedostała się do mediów stracił stanowisko. Niektórzy mówią, że w ramach zemsty. Inni – że jest to element wewnętrznej gry w PiS o to, kto będzie kontrolował tą instytucję.
Tak czy tak, widać doskonale o co chodziło w PiSowskiej “deformie” wymiaru sprawiedliwości. Sądy ani od tego nie przyśpieszyły, ani się nie stały bardziej przyjazne obywatelom – jest wręcz przeciwnie. O ile wiele można było zarzucić środowisku prawniczemu, powyższy przykład jest dowodem na to, że zastąpienie dotychczasowych sędziów nominatami PiS w żadnym razie nie jest poprawą jakości. A wszystko jeszcze przed nami: w zmianach prawa proponowanych przez PiS znalazł się zapis, dzięki któremu kryminalista bez wyższego wykształcenia będzie mógł zostać wiceministrem sprawiedliwości. Ciekawe, czy PiS ma już na myśli kogoś konkretnego?
A jeśli myślicie, że to przesada, to chciałem wam tutaj przypomnieć, że szefem służb specjalnych jest skazany na karę więzienia za przekroczenie uprawnień i nielegalnie ułaskawiony przez prezydenta Mariusz Kamiński. No ale przynajmniej wierny PiSowi kryminalista nie popełni takiej zbrodni jak opublikowanie na swoim Facebooku artykułu z Oko.press. Oko press, prowadzony przez fundację Ośrodek Kontroli Obywatelskiej, to portal, w którym przodujący dziennikarze śledczy nie raz już odkryli machlojki obecnego rządu. Nic więc dziwnego, że podawanie takich informacji to wystarczający powód aby zwolnić urzędnika państwowego!
Tymczasem bardzo wiele energii i mocy przerobowych policji i wymiaru sprawiedliwości oddelegowane jest na front szykanowania działaczy opozycji. Arek Szczurek na przykład ma już na koncie 55 spraw sądowych, cztery pozwy, jedną sprawę administracyjną, dwie kary z Sanepidu i 10 bieżących spraw o wykroczenia. Jak dotychczas przegrał tylko w 5% z nich – w tych, w których nie udało mu się odwołać na czas. Mechanizm tutaj jest prosty – kiedy działacze odmawiają przyjęcia mandatu od policji, ta kieruje sprawę do sądu. W pierwszej instancji odwołanie się jest jednak zwykłą fikcją – sędzia zwykle po prostu zza biurka przyklepuje decyzję policjantów. Dopiero wtedy jest możliwość odwołania się – ale ma się na to jedynie 7 dni, pod warunkiem, że sąd skutecznie poinformuje o wydanym zaocznie wyroku. Dopiero wtedy obywatel ma szansę przedstawić swoje racje w sądzie kolejnej instancji. Cały mechanizm jest używany przez rząd jako tzw. SLAPP – strategiczny proces przeciwko udziałowi publicznemu – którego celem jest uprzykrzenie działaczowi życia na tyle, aby odechciało mu się dalszej aktywności. Ludzie, którzy nie mają czasu i pieniędzy na wieczne tułanie się po sądach mogą dać sobie spokój.
Taktykę odmienną przyjął Paweł Kasprzak, lider Obywateli RP. On postanowił się już więcej nie odwoływać, ale jednocześnie nie przyjmować zasądzonych kar. I tak po tym, jak policjanci blokujący chodnik i kładkę nad jezdnią poradzili mu przejść przez jezdnię tam, gdzie stał, aby następnie usiłować wlepić mu mandat za nieprawidłowe przekraczanie drogi, w dniu, w którym to piszę, musiał stawić się w więzieniu gdzie ma odbyć dwudniową odsiadkę. Kasprzak mandatu nie zapłacił, od wyroku nakazowego się nie odwołał, zasądzonych prac społecznych nie wykonał, więc następnym krokiem jest więzienie. “Idę siedzieć do więzienia, będąc niewinnym i nie mając procesu. Nie wysłuchaliście mnie, zostałem skazany. To jest absolutny skandal, przeciw temu protestuję” – mówi ten rzekomy groźny przechodźca przez ulicę. Kasprzak oświadczył, że od teraz tak będą kończyć się wszystkie sytuacje, w których policja będzie wnioskować o jego ukaranie: “Każda z licznych interwencji policji, w moim przypadku skończy się nie inaczej, jak tylko w areszcie. Chcę powiedzieć to sędziom, którzy uczestniczą w procesach, trybach nakazowych: to nie jest drobna sprawa. W sytuacji, w której policja regularnie działa przeciw obywatelskiej wolności zgromadzeń publicznych, wy stajecie się takim samym przedłużeniem policyjnego państwa, jak były nim kolegia orzekające w czasach PRL” – mówi. Chce w ten sposób zwrócić uwagę na to, jak istotne jest prawo obywatela do obrony. Jest to szczególnie ważne w kontekście tego, że PiS pracuje nad ustawą która ma uniemożliwić obywatelom odmowy przyjęcia policyjnego mandatu w ogóle – będą mogli się sądzić o swoją niewinność dopiero po tym, jak już poniosą karę.
Żołnierze także stają się ofiarami wadliwego systemu, choć zupełnie w inny sposób. Chodzi o nowe karabiny, które masowo wprowadzane są na stan armii pomimo miażdżących opinii ekspertów. Decyzję podjął, z pominięciem normalnych procedur, ówczesny minister Antoni Macierewicz. W rezultacie zakupiono nie przetestowane karabiny, których proces opracowywania jeszcze się nie zakończył. I to pomimo tego, że testujący je żołnierze Gromu wypowiadali się o nich jak najgorzej. Podobno jednak są to rozpuszczone pieski, które są przyzwyczajone do sprzętu najwyższej jakości i dlatego nie potrafią korzystać już z wyposażenia zwykłego żołnierza. Co prawda zwykłym żołnierzom karabiny także się zacinają, rdzewieją, łamią a nawet, dosłownie, rozsypują w rękach, ale tym razem to ich wina, bo są nie wystarczająco wyszkoleni. Jak podaje portal onet.pl, który pierwszy o sprawie napisał, karabiny są tak badziewne, że odpadają z nich istotne elementy, konieczne do automatycznego przeładowywania. Żołnierzom radzi się, aby umocowali je za pomocą trytytki, bo jeśli je zgubią, będą musieli z własnej kieszeni pokryć straty (koszt tej części to 220 złotych). I niech też pamiętają, żeby z nich za bardzo nie strzelać – podczas testów okazało się, że broń przegrzewa się do tego stopnia, że wykrzywia się w niej lufa, co stanowi zagrożenie dla wszystkich w okolicy. Do tego już po jednym dniu na poligonie na powierzchni karabinu pojawia się nalot z rdzy.
Armia terytorialna postanowiła na Twitterze przystąpić do obrony swojego sprzętu “Obecnie na wyposażeniu Sił Zbrojnych jhest już 40520 karabinków GROT, do 2026 będzie ich ok. 70 000. (…) Do tej pory reklamacje dotyczyły 4% egz. z czego 3705 dotyczyło tylko i wyłącznie magazynków”:
Obecnie na wyposażeniu Sił Zbrojnych jest już 40520 karabinków GROT, do 2026 będzie ich ok. 70 tys.
Wspólnie z FB #Łucznik rozwijamy tę konstrukcję.
Do tej pory reklamacje dotyczyły 4% egz., z czego 3705 dotyczyło tylko i wyłącznie magazynków.@PGZ_pl pic.twitter.com/eaEyE0L6GT— Terytorialsi – Zawsze gotowi, zawsze blisko! (@terytorialsi) January 25, 2021
Jeśli jeszcze nie zajarzyliście co tu jest nie tak, to proponuję przeprowadzić szybkie obliczenia matematyczne. Ile to jest 4% z 40520, i czy jest to więcej niż 3705? Z taką znajomością podstawowej arytmetyki pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że Wojska Obrony Terytorialnej nie mają artylerii…
Nic więc dziwnego, że w dzisiejszych czasach nikt już nie traktuje polskiego rządu poważnie. Izraelska gazeta poinformowała, że podczas prac budowlanych na terenie dawnego getta w Warszawie odnaleziono bunkier, w którym znajdowały się żydowskie artefakty religijne. Znalezisko utajniono przed polskimi władzami a przedmioty przeszmuglowano do Izraela. Teraz Izrael się tym – czyli, nazwijmy to po imieniu, kradzieżą historycznych artefaktów, których miejsce jest np. w Muzeum Żydów Polskich – chwali w gazecie. I nikt nawet nie zareaguje. Tak niska juz jest dziś polska pozycja na arenie międzynarodowej, że inne kraje sobie u nas rabują znaleziska archeologiczne jak to robiły w Egipcie kolonialne państwa Europy w XIX wieku?
PiS twierdzi, że ma dobre kontakty z USA, może gdyby to była prawda, mogliby jakoś wpłynąć na Izrael. Ale raczej wątpię, jeśli ich kontakty są takie, jak pro-Trumpowski lobbysta Matthew Tyrmand, który jakiś czas temu próbował wpływać na tzw. elity polityczne PiS (udało mu się nawet namówić Kaczyńskiego na zrobienie sobie zdjęcia w czapeczce MAKE AMERICA GREAT AGAIN!). Niestety, ostatnio sprawy nie mają się po jego myśli: w ten sam dzień, w którym jego ukochany Trump w niesławie opuścił Biały Dom po przegranych wyborach i nieudanej próbie zorganizowania puczu, Tyrmand przegrał w sądzie po raz kolejny z Tomaszem Piątkiem, którego pozwał o artykuł w Wyborczej, w którym Tyrmand przedstawiony był jako człowiek Trumpa. Tym razem wyrok jest prawomocny, bo sąd apelacyjny zgodził się z sądem poprzedniej instancji, że taka ocena jest w pełni uzasadniona. Jak zareagował syn Wielkiego Pisarza? Atakiem na Piątka:
“Może przegrałem. Ale przynajmniej mogę spokojnie spać, bo wiem, że nie jestem niechlujnym grubasem, socjopatą z banią zrytą dragami, który tylko kłamie, że wszyscy są ruskimi agentami. I przynajmniej umiem się umyć w odróżnieniu od tego maniakalnego ćpuna, wojującego z prawdą ORAZ higieną osobistą”.
Perhaps. But I sleep well knowing that I am not an overweight slovenly drug addled sociopath who lies about everyone being a Russian agent. And I know how to wash myself unlike aforementioned drug addled manic who is at war with truth AND good personal hygiene 😂 https://t.co/LwrJFW5gox
— Matthew Tyrmand (@MatthewTyrmand) January 20, 2021
Klasa sama w sobie. Riposta prawdziwie godna prawackiej marionetki Trumpistów.
Tekst powstał dla portalu Britské Listy
Zdjęcie: Public Domain.