Tymczasem w Absurdystanie 168

W pobliżu mojego domu jest dosć duża budowa. Przy wejściu stoi tablica z napisem “X dni od ostatniego wypadku”. Codziennie rano jeden z pracowników podmienia przymocowane do tablicy cyfry tak, aby wskazywały numer o jeden wyższy niż wczoraj. Gdyby na wjeździe do Polski postawić podobną tablicę z napisem “X dni od ostatniej ujawnionej afery Daniela Obajtka” obsługujący ją pracownik miałby bardzo ładne zadanie. Sporadycznie musiałby podmienić planszę z cyfrą 0 na cyfrę 1 aby niezwłocznie wrócić do poprzedniego stanu. Nowe skandale pojawiają się praktycznie codziennie. Tutaj na przykład Onet pisze o działce na Mazurach jaką Obajtek dodał do swojego portfolio, co dodaje tylko argumentów pytających jakim cudem był on w stanie zakupić nieruchomości o wartości znacznie przekraczającej to, co uczciwie zarobił w całym swoim życiu. Ten artykuł z Wyborczej może rzucić na tą sprawę trochę światła: jest to szczegółowa analiza aktu oskarżenia, który koledzy Obajtka wycofali z sądu po tym, jak PiS przejął władzę. Wygląda na to, że prokuratura miała dobrze udokumentowane zarzuty według których Obajtek nie tylko okradał firmę swojego wujka, ale także był zaangażowany w korupcyjne działania jako wójt gminy Pcim. A do jego współpracowników należeli bandyci zajmujący się, jak to ładnie okresliła Wyborcza, “odzyskiwaniem nieistniejących długów”. Nie będę Was tym zanudzał, jak chcecie, to sobie poczytacie sami. Zastanówmy się raczej jak to jest, że nawet afera na taką skalę wydaje się nie szkodzić PiSowi?

Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.

Pomijając to, o czym wspominałem w poprzednim odcinku – że PiS przejął (albo trzyma w szachu) wszystkie instytucje, które mogłyby zająć się niezależną walką z korupcją – odpowiada za to fakt, że Polska jest już totalnie podzielona na dwie nieprzenikające się bańki. Według analizy Anny Mierzyńskiej – analityczki social mediów o ile temat Obajtka jest gorącym tematem w bańce opozycyjnej, w bańce PiSowskiej praktycznie nie występuje. A jeśli jakieś szczątki informacji przenikną do wyborców PiS, media prorządowe szybko wyjaśnią im, że jest to po prostu kolejny niczym nie uzasadniony furiacki atak opozycji na PiS i najlepszego biznesmena w Polsce. Jedyny odprysk tej całej afery który przedostał się na drugą stronę i wywołał jakąs reakcję było odkrycie, że syn Beaty Szydło – która tak chętnie promowała siebie i jego partię jego mszą prymicyjną – po porzuceniu kapłaństwa zatrudnił się pod fałszywym nazwiskiem w jednej z firm kontrolowanych przez Obajtka. TVP, które nie widziało nic zdrożnego w zajmowaniu się karierą zawodową syna polityczki PiS kiedy jeszcze robił za księdza nagle uznaje dalsze śledzenie jego kariery za haniebne. Teraz jest to odrażający atak na prywatność rodziny byłej premier. Ostro, jeśli pamietamy, że to reporter właśnie tej stacji agresywnie atakował Trzaskowskiego pytaniami o to, dlaczego jego dziecko nie poszło do pierwszej komunii.

Oczywiście tylko naiwni spodziewają się, że rząd zainteresuje się aferami Obajtka. Wyborcy PiS także go bronią. Kiedy opozycyjni posłowie zwołali w Pcimiu konferencję prasową, na której pytali jak to jest, że była agentka CBA została w Pcimiu zatrudniona i zarabiała tam 500 zł na dzień, zostali zakrzyczeni i kazano im nigdy się już tam nie pokazywać. Ale to też nie jest tak, że PiS nie robi z tym nic. Wręcz przeciwnie, postanowili wystąpić o oderbanie immunitetu marszałkowi senatu Tomaszowi Grodzkiemu, którego oskarżają o to, że dekadę temu będąc lekarzem w szpitalu w Szczecinie brał łapówki. Warto pamiętac, że wszystkie te łapówki razem wzięte to wciąż mniej niż ta jedna, o której wzięcie (w imieniu tajemniczego księdza) oskarżany jest Jarosław Kaczyński. Że o aferach Obajtka nie wspomnę. A i dowody przeciwko nim są mocniejsze – w przypadku Grodzkiego jeden z potencjalnych świadków alarmował, że za zeznawanie przeciwko marszałkowi Senatu proponowanu mu pieniądze…

To jest już typową strategią PiS. Ci, którzy im się czymś narażą mogą spodziewać się tego, że wierni prokuratorzy Ziobry będą próbować oskarżyć ich o jakieś przestępstwa. Nawet jeśli nic z tego nie wyjdzie, to zawsze jak się kogoś obrzuca gównem to można liczyć, że coś się przyczepi, a nawet jeśli nie, to przynajmniej ofiara będzie zajęta bronieniem się.  I nie dotyczy to tylko polityków z pierwszych stron gazet: niewielka organizacja ratująca zwierzęta z Jeleniej Góry po tym, jak sfrustrowana tym, że państwo nic nie robi aby zwalczać dręczenie zwierząt opublikowała nazwiska prokuratorów umarzających sprawy przeciwko znęcającym się nad zwierzętami sadystom. Choć to samo w sobie nie jest nielegalne, działacze stali się teraz obiektem śledztwa – prokuratorzy węszą i kombinują, o co by ich można oskarżyć. Również TVP nadała reportaże w których aktywiści oskarżani byli o malwersacje finansowe, znęcanie się nad zwierzętami i inne nieprawidłowości. Na efekty tej nagonki nie trzeba było długo czekać i karetka do przewozu zwierząt została zdemolowana i nie nadaje się do użycia.

Wygląda na to, że prawa zwierząt i obrona przyrody to kolejny front na którym PiS otwiera walkę przeciwko Polakom. Tysiące obywateli wzięło udział w protestach przeciwko wycince lasów. Lasy Państwowe to generalnie dość patologiczna instytucja: z jednej strony są zarządcą wspólnego dobra, jakim są polskie lasy. Z drugiej – przedsiębiorstwem, które zarabia na ich wycince. Zyski z wycinania będących publiczną własnoscią lasów leśnicy w dużej mierze zachowują dla siebie, o czym świadczą wyjątkowo wysokie zarobki. Tak było już przed PiS, a teraz lasy państwowe stały się wylęgarnią synekurek dla krewnych i znajomych królika – takich jak brat Daniela Obajtka. Rozmawiałem jakiś czas temu z leśnikami, którzy powiedzieli mi, że wyższe stanowiska u nich w pracy to niekończąca się karuzela osób, które nie mają żadnych kompetencji do znajdowania się na tych stanowiskach. To oczywiście musi kosztować stąd rekordowa skala wycinek, powodująca coraz szerszy gniew obywateli. Wszyscy pamiętamy walkę o Puszczę Białowieską, ale podobne rzeczy na mniejsza skalę dzieją się w całym kraju. Wrocławianie na przykład walczą o Las Mokrzański, do którego wycinania przymierzają się leśniki, pomimo że są to płuca miasta i cel spacerów i wycieczek rowerowych jego mieszkańców, przez co las objęty jest statusem HCVF-6 co oznacza, że jest lasem chronionym ze względu na wyjątkowe znaczenie dla lokalnej społeczności. Lasy Państwowe probują zachachmęcić w ten sposób, aby statusem HCVF-6 objęte pozostały tylko niewielkie fragmenty lasu wokół kapliczki czy zagubionego w podszyciu grobu, a resztę żeby można było wyrżnąć w pień. Tak jakby ważny dla wrocławian las to było tylko kilkadziesiąt drzew wokół kapliczki…

A to nie jest jeszcze najgłupszy argument, z którym spotkali się w ostatnim tygodniu obrońcy środowiska. W odpowiedzi na argument, że na wyprodukowanie jednego kilograma wołowiny potrzeba jest 1500 litrów wody prezes Polskiej Izby Mleka zapytał, że skoro tak, to “dlaczego kilogram wołowiny nie waży półtorej tony tylko nadal 1 kilogram?

Ale również i to nie jest osoba, która w ostatnich dniach zrobiła z siebie największego pajaca. Tu wszelkie rekordy pobiła posłanka Monika Pawłowska, dotychczasowa wiceszefowa parlamentarnego klubu Lewicy, która z zaskoczenia przeszła do partii Gowina oznajmiając, że “To decyzja zgodna z moim sumieniem i tym, do czego zobowiązałam się wobec moich wyborców.” Sądzac po reakcjach w mediach społecznościowych to jej wyborcy niekoniecznie jednak oczekiwali od niej, że zrobi ich w bambuko i wypnie się na nich, szukając miodów w demolującej Polskę koalicji rzadzącej… Całą aferę najlepiej podsumował popularny rysownik:

Tymczasem sytuacja pandemiczna jest dramatyczna. Służba Zdrowia po raz kolejny załamuje się pod ciężarem koronawirusa. Odwołano liczne planowe operacje, co oznacza, że do tysięcy ofiar epidemii dołączą liczni chorzy na raka czy inne choroby, na które nie mogą doczekać się pomocy. Na szczęście nie słychać juz aż tak o brakach środków ochrony osobistej – pomimo tego, że uroczyście otwarta rok temu przez prezydenta fabryka w Stalowej Woli, która miała wypuszczać 30 000 000 maseczek miesięcznie, nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań. Ile więc wyprodukowała? To łatwo policzyć, wzór jest prosty:

30 0000 razy 11 miesięcy a wszystko dzielone przez współczynnik PiSu. Wynik jest oczywisty: ZERO. Ten flagowy projekt rządu, tak bardzo wykorzystywany propagandowo, poza testową partią maseczek przez nie dostarczył na rynek ani jednej sztuki.

Brakuje za to lekarzy, rząd jest juz zdesperowany. Do walki z epidemią powołuje niepełnosprawnych czy okulistów, którzy nigdy w życiu nie pracowali w szpitalu. Co za tym idzie – brakuje łóżek. Karetki przemierzają długie dystanse albo godzinami krążą po miastach w poszukiwaniu wolnych miejsc w szpitalach. Potiomkinowska wioska Morawieckiego – znana także jako Szpital Narodowy – wciąż jest w dużej mierze tylko atrapą – z mieszczących się tam 1200 łózek dostępnych dla pacjentów jest jedynie 300. Podczas niedawnych opadów śniegu Warszawiacy zwracali uwagę, że przez cały dzień na podjeździe dla karetek nie pojawiły się ani jedne ślady opon… Generalnie – jesteśmy w stanie katastrofy. Przyznaje to nawet rzecznik rządu (choć oczywiscie próbuje nas przekonać, że rząd nie jest tu niczego winny, bo z epidemią nie radzą sobie także inne kraje). Swoją propagandę uprawia też TVP, o 2 000 000 zawyżając liczbę dotychczas zaszczepionych. 

Rząd w desperacji zarządził kolejny lock-down, ale oczywiście znów olał właściwe procedury, dzięki czemu nakładane za jego nieprzestrzeganie kary będzie można – tak jak przy poprzednich – bez problemu podważyć w sądach. Nie to, żeby się ktoś specjalnie tym przejmował, chyba już nikt w Polsce nie wierzy w to, że to, co robi w kontekście epidemii rząd ma jakikolwiek sens. Bo na przykład Kościoły wciąż będą oczywiście otwarte. Episkopat zachęca swoje owieczki do uczestniczenia w niedzielnych mszach. Pojawiła się także petycja domagająca się zniesienia restrykcji dla Katolików (co de facto juz chyba dawno się stało, sądząc po tym, że policja, tak chętna do pałowania i gazowania protestujących kobiet pod pretekstem nie przestrzegania przez nie ograniczeń pandemicznych zupełnie zignorowała fakt, że ulicami Warszawy przeszło kilkaset osób bioracych udział w drodze krzyżowej organizowanej przez środowiska narodowo-katolickie). Po tym jak Lewica wezwała do ściślejszego kontrolowania, czy kościoły przestrzegają ograniczeń pandemicznych, posłowie prawicy wznieśli larum, że “jest to pierwszy krok do odbierania wolności praktyk religijnych”. A tymczasem w takim Sułowie Sanepid wezwał wszystkich wiernych na testy po tym, jak okazało się, że wszyscy księża w parafii – rozdający wiernym komunię do ust – mają koronawirusa

Ale kto by tam się przejmował ściganiem powodujących zagrożenie zdrowia publicznego księży. Są ważniejsze sprawy. Po tym, jak w stan oskarżenia postawiono Nergala z black metalowego zespołu Behemoth – oskarżono go o obrazę uczuć religijnych – przed sądem najprawdopodobniej stanie pisarz Jakub Żulczyk, któremu grozi kara do trzech lat więzienia za nazwanie prezydenta debilem. 

Szczerze mówiąc z ciekawością będę obserwował tą sprawę. Ciekaw jestem w jaki sposób prokuratura będzie udowadniać w sądzie, że twierdzenie jakoby Andrzej Duda był debilem to nieprawda.

* * *

Z OSTATNIEJ CHWILI: Złe wieści dla Víta Jedlički, (jak rozumiem już byłego) przywódcy mikropaństwa Liberland, wciśniętego między Serbię i Chorwację. Polski pisarz Ziemowit Szczerek rankiem 22 Marca najechał Liberland i nie napotykając żadnego oporu ustanowił tam Soclibertyńską Republikę Satania. Film z oficjalnej proklamacji nowego państwa można obejrzeć tutaj:


Tekst powstał dla portalu Bristké Listy
Kolaż w nagłówku wykorzystuje fotografię posłanki Moniki Pawłowskiej autorstwa Adriana Grycuka (CC 3.0 via Wikipedia)

Comments

comments

Dodaj komentarz