Wygląda na to, że kiepski ze mnie dziennikarz. Od blisko 200 odcinków tej serii staram się trzymać rękę na pulsie i śledzić to, co sie w kraju dzieje a jakos przegapiłem tak istotną informację: praktycznie każdy pracownik w Polsce miał ostatnio 60% podwyżki. Nie wiem, jak to jest możliwe, że taki news mi umknął. Bo przecież to nie jest tak, że Mateusz Morawiecki, który 60% podwyżkę dla posłów komentuje słowami, że “są traktowani jak każda inna grupa zawodowa”, zwyczajnie rżnie głupa, nie?
Kliknij TUTAJ aby przeczytać poprzedni odcinek cyklu.
Kliknij TUTAJ aby zobaczyć listę wszystkich dotychczasowych felietonów.
O co więc chodzi z tą podwyżką dla posłów, ministrów i innych wysoko postawionych urzędnikach? Cóż, aby to zrozumieć musimy cofnąć sie aż do 2018 roku, kiedy ówczesna premier Beata Szydło przyznaa sobie i swoim ministrom rekordowo wysokie nagrody (było o tym w odcinku numer 63). To oczywiście spotkało się z falą protestów, a zacietrzewiona Szydło grzmiała z mównicy sejmowej, że te pieniądze im się po prostu należały. Kaczyński jednak był w stanie zobaczyć jakim problemem jest ta pazerność, dlatego aby ugasić pożar nakazał ministrom oddanie owych nagród na cele charytatywne. Co bardziej dociekliwi dziennikarze próbowali nawet sprawdzać, czy ministrowie faktycznie oddali te pieniądze na Caritas jak obiecali, ale okazało się, że to jest naruszenie prywatności ministrów, więc tak naprawdę do dzisiaj nie wiemy ilu z nich oddało te pieniądze a ilu nie.
Tymczasem tą wredną opozycję, która rozpętała aferę i utrudniła PiSowskim aparatczykom korzystanie z dobrodziejstw Ojczyzny Dojnej, trzeba było jakoś ukarać, dlatego Kaczyński zarządził obniżenie zarobków posłów o 2000 złotych. Posłów PiS i przystawek to oczywiście zabolało mniej, bo straty odbili sobie załatwiając pracę w spółkach i instytucjach kontrolowanych przez państwo swojej rodzinie, krewnym i znajomym królika. Jednocześnie pozwoliło to Kaczyńskiemu zabezpieczyć sobie ich posłuszeństwo – bo kto postawi się prezesowi wiedząc, że najmniejsza niesubordynacja oznacza, że następnego dnia połowa rodziny ląduje na bruku?
Kolejnym razem Kaczyński użył kwestii podwyżek dla posłów w zeszłym roku, proponując opozycji głosowanie nad podwyższeniem poselskich uposażeń. Pomimo tego, że szczyt pandemii to był najgorszy na to moment, Koalicja Obywatelska (ta sama, co potem tak zawzięcie krytykowała Lewicę za głosowanie za ratyfikacją unijnego programu naprawczego po COVID-19) złapała przynętę i zagłosowała w Sejmie wraz z PiSem za owymi podwyżkami, co zaowocowało wściekłością ich wyborców. Na szczęście w Senacie opozycja wciaż ma większośc, więc sprawę udało się odkręcić. Ale co sobie siary narobili, to ich.
Jednak pensje posów to dla Kaczyńskiego obecnie poważny problem. Bezprecedensowa skala nepotyzmu staje się głównym tematem w polskiej polityce. Na problem próbowano przykleić plaster podczas kongresu PiS, podczas którego podjęto uchwałę, że posłom PiS nie wolno zatrudniać rodziny po znajomości, ale nie osiągnęło to spodziewanych rezultatów. Wręcz przeciwnie, partia PiS jest teraz wyśmiewana przez konkurentów jako partia, która po sześciu latach wpadła na to, żeby powiedzieć swoim posłom, żeby zachowywali się przyzwoicie. Pomysł nie spodobał się także w samej partii, pojawiły się otwarte pomruki niezadowolenia i szukanie dziur w prawie – teść Jacka Sasina na przykład oznajmił, że nie łączą go z posłem więzy krwi, a zatem “teść to nie rodzina”. Tymczasem jako że ogłoszona przez PiS walka z “Tłustymi kotami” szła jakoś niemrawo, usłużnie z pomocą pośpieszyła opozycja, publikując listę zawierającą setki działaczy PiS i ich rodzin pracujących w kontrolowanych przez państwo firmach i instytucjach. Tą bombę Kaczyński musi rozbroić nie narażając się na gniew swoich podwładnych. Dlatego na otarcie łez postanowił dać im podwyżkę. Wiadomo jednak, że nawet naiwna Koalicja Obywatelska drugi raz nie nabierze się na ten sam numer – szczególnie od kiedy ponownie pierwsze skrzypce gra w niej Donald Tusk – dlatego podwyżkę wprowadzi się decyzją prezydenta Dudy. I tak właśnie posłowie i urzędnicy wyższego szczebla otrzymają nawet do 60% podwyżki. Nie jest to nic nadzwyczajnego, jeśli wierzyć Morawieckiemu słuszną linię ma nasza władza, dlatego miodem i mlekiem opływają już wszyscy Polacy, a biedni politycy zostali w tyle i trzeba to nadrobić. A w ogóle to patrzcie ile kasy w Brukseli natrzepał Donald Tusk!
Ale jeśli jest tak, jak mówi Morawiecki, to czemu protestują na przykład ratownicy medyczni? Dostali 60% podwyżki i jeszcze im mało? Najwyraźniej, bo masowo odchodzą z pracy (większość z nich już dawno wypchnięto na samozatrudnienie, więc prawo do strajku im nie przysługuje i jest to jedyna dostępna im forma protestu). Skarżą się nie tylko na skandalicznie niskie zarobki ale i na to, że w czasach, kiedy służba zdrowia jest przeciążona pandemią, spada na nich coraz więcej obowiazków, które w normalnej sytuacji powinni wykonywać lekarze. Lokalne media z całej Polski donoszą o karetkach, które stoją na parkingu bo brakuje im obsady żeby wyjechać na drogi – w takim na przykład Lesznie na cztery karetki pracowała tylko jedna. Rząd robi wszystko, żeby pudrować tego trupa – jak donosi Facebookowy profil “To nie z mojej karetki” pojawiły się nawet pomysły, aby karetki zawsze jeździły na włączonych sygnałach, żeby sprawiać wrażenie, że jest ich więcej niż w rzeczywistości.
Podwyżki najwyraźniej ominęły także pracowników ZUSu i również w tej instytucji zanosi się na strajk – załoga skarży się na przeciążenie pracą, kiepskie warunki i niskie zarobki. Więc może to jednak nie ja, może to po prostu Morawiecki znowu łże jak pies? Widać, że nie ma problemu z rżnieciem głupa nie bacząc na to, jakie są fakty i wykazując się całkowitym brakiem szacunku dla odbiorcy, tak jak wtedy, kiedy stwierdził, że w odróżnieniu od opozycji nie mają żadnych wspierających ich mediów. Jakbyście ostatnie pół dekady spędzili w jaskinii albo na bezludnej wyspie bez internetu, to wiedzcie, że pierwsze co zrobił PiS to zmienił media publiczne w maszynę do tępej propagandy rządowej, a dzięki przesunięciu budżetów reklamowych spółek skarbu państwa, pieniądze z reklam zaczęły w znakomitej większości skapywać do mediów przychylnych rządowi. Nic dziwnego, że nawet media które dotychczas z grubsza zachowywały neutralnosć coraz bardziej podlizują się rządzącym – widać to ostatnio szczególnie w Polsacie. Po tym jak polska drużyna wioślarek wygrała w Tokio olimpisjkie srebro, jedna z nich spowodowała skandal (przynajmniej jak na polskie warunki) tym, że podczas wywiadu na żywo w telewizji reżimowej podziękowała swojej dziewczynie. Aby uniknąć tak kontrowersyjnego tematu, w Polsacie występowały już jedynie trzy heteroseksualne zawodniczki. Sam prezydent Duda zaś, tak zwykle szybki w zbijaniu punktów na Twitterze za pomocą gratulacji dla polskich sportowców (co się dziwić, to nie tak, że ma zbyt wiele do roboty, ile razy można chodzić w końcu na zakupy do sklepu znanej ze swojej antyunijnej propagandy marki odzieżowej Red is Bad) aż dwa dni dumał, co by tu napisać, aż w końcu wymodził chaotyczny wpis o tym, jak to wspiera i szanuje WSZYSTKICH sportowców.
Unia Europejska i LGBT są teraz głównym tematem w Polsce i nic dziwnego, że prezydent Duda opowiada się wyraźnie po tej akurat stronie. Tematu nie udało się uniknąć także podczas – jak co roku zdominowanych przez skrajną prawicę – obchodów rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego. Prawicowcy zrzucili na przykład stojące pod pomnikiem flagi EU:
Narodowcy wyrzucili flagi Unii Europejskiej stojące przy Pomniku Powstania Warszawskiego.
Nacjonalizm to nie patriotyzm! Tak jak 77 lat temu Powstańcy Warszawscy stanęli do walki z faszyzmem, tak i my dzisiaj musimy powiedzieć faszyzmowi dość! pic.twitter.com/IvTZwuRWCM
— KrzyszKrzysztofg Krukowka (@KrzyszKruk) August 1, 2021
Także wieniec złożony przez środowisko LGBT w celu uczczenia nieheteroseksualnych powstańców (a byli tacy – na przykład gej i drag queen Sylvin Rubinstein, który ma strony na Wikipedii w trzech językach, ale akurat nie w polskim – ciekawe dlaczego) skradziono. Odnalazł się później wepcjhnięty do jednej z pobliskich toalet przenośnych. W obchodach wzięli także ludzie niosący baner domagający się polski wolnej od totalitaryzmów (których symbolami są swastyka, sierp i młot oraz tęczowa flaga) Zaobserwowano także człowieka dumnie noszącego koszulkę z napisem “KURWA RUSKA JEBAĆ TUSKA”. Ale to było OK, obecna na miejscu policja nie czuła potrzeby reagowania, w odróżnieniu od wojewody, który zadzwonił do Jurka Owsiaka żeby go opieprzyć, bo na tegorocznym Pol’and’rollu krzyczano “Jebać PiS” i PiSowi mogłoby być z tego powodu przykro.
Ale tak to już jest. Wszyscy się pogodzili z tym, że Powstanie Warszawskie, podobnie jak Dzień Niepodległości, zawłaszczyła sobie skrajna prawica. Nawet symbol polski walczącej dzięki temu, że jest dziś wszechobecny – pojawia się na koszulkach, na zderzakach samochodu czy wytatuowany na ciałach patriotów – na bicepsach, łydkach czy nawet w miejscu, w którym plecy tracą swoją szlachetną nazwę – dziś stał się bardziej znakiem rozpoznawczym prawicowego Sebixa niż ważnym historycznym symbolem. A podczas gdy historycy od lat krytykują decyzję o rozpętaniu powstania jako błędną – bo zaowocowała nie tylko rzezią warszawiaków ale i zrównaniem stolicy z ziemią, prawicowe Sebixy na wyścigi deklarują w mediach społecznościowych swoją odwagę i to, jak bardzo poszliby dziś w bój (z powodu chwilowego braku germańskiego okupanta muszą jednak zadowolić się podpalaniem punktów szczepień. Jeśli wierzyć ich opowieściom, dziadek co drugiego z tych Sebixów brał udział w walkach w Warszawie w sierpniu 1944. Jak ich jednak słucham, to nie jestem pewien, czy w szeregach powstańców, czy w mundurze Waffen-SS.
Tekst powstał dla portalu Britske Listy
Zdjecie: Krzysztof Białoskórski via Kancelaria Sejmu (CC 2.0)